Opis ucieczki z Gdanska do Kwidzynia - Stanisław Leszczynski.txt

(107 KB) Pobierz
STANIS�AW LESZCZY�SKI 
OPIS UCIECZKI Z 
GDA�SKA DO KWIDZYNA 
EDYCJA KOMPUTEROWA: WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL 
MAIL TO: HISTORIAN@Z.PL 
MMIII. 

LIST STANIS�AWA [LESZCZY�SKIEGO] 
KR�LA POLSKI DO [C�RKI MARII] 
KR�LOWEJ FRANCJI, OPISUJ�CY PODRӯ 
Z GDA�SKA [DO KWIDZYNA] � [1734] 
Domy�lam si�, Pani, �e nie wystarczy�a Ci wiadomo�� o mojej 
ucieczce z Gda�ska, a b�d�c niespokojn�, chcesz zapewne 
dowiedzie� si� o najdrobniejszych okoliczno�ciach tego 
wydarzenia. Pragn� zaspokoi� Twoj� ciekawo�� i wype�ni� 
zarazem dwa obowi�zki, do kt�rych sk�ania mnie uzasadniona 
wdzi�czno��: wynagrodzi� w pewnej mierze Twoje minione troski 
oraz odda� Boskiej Opatrzno�ci nale�n� Jej cze��. Ona to 
faktycznie wspiera�a mnie w�wczas, kiedy brakowa�o mi 
jakiejkolwiek pomocy. W opowiadaniu tym zobaczysz, jak 
Opatrzno�� prowadzi�a mnie, �e tak powiem, za r�k�, czuwa�a nad 
wszystkimi moimi krokami, kierowa�a uczuciami tych, kt�rzy dla 
zysku zdecydowali si� s�u�y� mi za przewodnik�w, a kt�rych 
mo�liwo�� uzyskania wi�kszej korzy�ci mog�a sk�oni� do zdrady. 
Zobaczysz, jak Opatrzno�� Boska usuwa�a wszystkie przeszkody 
przede mn� a� do tego stopnia, �e sta�em si� jakby niewidzialnym 
w�a�nie dla tych, kt�rych wys�ano, aby mnie rozpoznali; s�owem, 
dopatrzysz si� r�ki Opatrzno�ci w najdrobniejszych szczeg�ach, o 
kt�rych Ci opowiem i pomo�esz mi J� b�ogos�awi� jako jedyne 
�r�d�o mojego szcz�cia i Twojej rado�ci. 
Nie w�tpi� wcale, �e podobnie jak wielu ludzi mog�a� i Ty 
r�wnie� mie� mi za z�e, �e tak d�ugo zwleka�em z opuszczeniem 
Gda�ska, ale kiedy nale�y za 

do��uczyni� obowi�zkom wobec sumienia, honoru i Ojczyzny, 
czy powinno si� troszczy� o w�asne bezpiecze�stwo? Je�li o mnie 
chodzi, my�la�em w�wczas � i my�l� tak nadal � �e 
powinno�ci� uczciwego cz�owieka jest zapomnie� o sobie w 
takich chwilach; zreszt�, poniewa� z dnia na dzie� oczekiwa�em 
znacznych posi�k�w, ta nadzieja powstrzymywa�a mnie. 
C� bowiem innego osi�gn��bym nag�� ucieczk�, jak tylko 
otwarcie nieprzyjacielowi bram miasta, kt�re znosi�o obl�enie 
jedynie z powodu najwy�szego przywi�zania do mnie? Zatem 
niezale�nie od ch�ci wykazania si� odwag� i zdecydowaniem 
nale�a�o wytrwa� a� do przybycia pomocy, a gdyby jej zabrak�o, 
nie ba� si� zgin�� wraz z tak wieloma obywatelami, kt�rzy 
sk�adali swoje �ycie w ofierze dla mojej s�awy, i z tym t�umem 
Polak�w,1 jacy przybyli, aby dzieli� m�j los, pragn�c raczej zgin�� 
ni� z�ama� z�o�on� mi przysi�g� wierno�ci. 
Trwa�em w tym postanowieniu a� do haniebnego poddania si� 
fortu Wis�ouj�cie;2 jego tch�rzliwa kapitulacja zmusi�a miasto, by 
pomy�la�o za moim przyzwoleniem o w�asnej kapitulacji.3 
Pierwszy nak�ama�em do tego i w zwi�zku z tym zdarzy�a si� 
rzecz nadzwyczajna. Wyznaczy�em ksi�cia Czartoryskiego,4 wojewod� 
ruskiego i hrabiego Poniatowskiego,5 wojewod� 
mazowieckiego, aby jako moi przedstawiciele brali udzia� we 
wszystkich obradach rajc�w. Nazajutrz po poddaniu fortu, o 
kt�rym m�wi�em, zleci�em im obu przedstawi� temu 
zgromadzeniu powody, dla kt�rych uwa�a�em, �e nie nale�y 
zwleka� z kapitulacj�. Rozkaza�em nawet, aby wyra�nie 
powiedzieli tym panom, �e zwalniaj�c ich i wszystkich 
mieszka�c�w ze z�o�onej mi przysi�gi zezwalam ca�ym sercem na 
to, aby pomy�leli jedynie o w�asnym bezpiecze�stwie; ponadto, 

�e przej�ty z�o�onymi mi dowodami oddania, zachowam o nich 
najczulsze wspomnienie. 
G�os zabra� hrabia Poniatowski. M�wi� z uczuciem i w�a�ciwym 
mu przekonuj�cym tonem, gdy jeden z "centumvir�w"* (tak 
bowiem nazywaj� si� deputowani mieszcza�scy) wsta� z miejsca, 
zbli�y� si� do wojewody i powiedzia�: 
� �Ach, panie, czy m�wisz to szczerze? Czy s� to na pewno 
prawdziwe pogl�dy kr�la, naszego pana?" 
� �Tak � odpar� mu Poniatowski � z jego w�asnych ust 
us�ysza�em wszystko to, co mam zaszczyt przedstawia� tutaj". 
� �Jak�e to � doda� centumwir � czy�by kr�l we w�asnej 
osobie nak�ania� nas, �eby�my poddali si� prawu zwyci�zcy?" 
Gdy wojewoda odpowiedzia�, �e taka jest wola kr�la, 
cz�owiek ten zakrzykn�� ponownie: 
� �O Bo�e! A zatem nasz kr�l opuszcza nas i c� si� z nim 
stanie?" 
W tej�e chwili chwieje si�, mamrocze co�, przestaje i pada 
martwy na kolana Poniatowskiego.6 By�em tym bardziej przej�ty 
owym nieszcz�liwym wypadkiem, �e serce moje by�o sk�onne do 
bole�ci; bowiem w chwili strapienia odczuwamy �ywiej 
nieszcz�cia innych. 
Powiedzia�em ju�, �e miasto zdecydowa�o si� kapitulowa�. 
Widz�c w�wczas, �e mia�o ono zmieni� w�adc� i �e nie mia�em 
ju� powodu po�wi�ca� si� dla niego, postanowi�em opu�ci� je.7 
By�em do tego gor�co zach�cany przez pan�w, moich stronnik�w, 
kt�rzy pok�adali jeszcze we mnie ca�� nadziej� swojego i 
Rzeczypospolitej ocalenia. Zmusili mnie do tego r�wnie� sami 
moi nieprzyjaciele: jako pierwszy warunek [kapitulacji] ��dali 
wydania mnie w ich r�ce. Nie by�o to za- 
* Pan H�nn�ber [Samuel � zob. ni�ej przyp. 6]. 

pewne najmniejsze z nieszcz��, jakich mog�em oczekiwa�, ale 
wystarczy�o, aby dope�ni� miary nieszcz�� mojej Ojczyzny, kt�ra 
pok�ada�a jedyn� nadziej� w mojej wolno�ci. 
Przy tej okazji lepiej ni� kiedykolwiek pozna�em oddanie ludzi 
do mnie przywi�zanych. Ka�dy wysuwa� projekty zapewnienia mi 
ucieczki. Pewna polska dama.* znaj�ca niemiecki, polegaj�c na 
jakim� znanym jej cz�owieku doskonale obeznanym z okolic�, 
chcia�a dzieli� niebezpiecze�stwa mojej podr�y � przebra� si� za 
wie�niaczk� i podawa� mnie za swego m�a. 
Doradzono mi inny spos�b wyj�cia z sytuacji: stan�� na czele stu 
zdecydowanych ludzi i przebi� si� [konno] wraz z nimi przez 
szeregi nieprzyjaci�. K�opot nie polega� na znalezieniu ludzi 
odpowiednich do takiej wyprawy � zg�osi�o si� dostatecznie du�o 
takich, kt�rym zale�a�o na zaszczycie uczestniczenia w niej � ale 
plan ten, kt�ry odpowiada� moim my�lom, nie wyda� mi si� 
dostatecznie �atwy do wykonania, zar�wno z powodu rozlanych 
w�d, rozci�gaj�cych si� z jednej strony okolicy a� na trzy mile,8 
jak i z powodu osza�cowa�,9 zamykaj�cych wszystkie inne przej�cia, 
a kt�rych nie mo�na by�o przeby� konno. Dla takiego 
odwa�nego przebicia si� potrzebna jest przynajmniej droga, a los 
nawet tego mi posk�pi�. 
W tej sprawie zaakceptowa�em projekt przed�o�ony mi przez 
markiza de Monti,10 ambasadora francuskiego. Spos�b ten wyda� 
mi si� najbardziej mo�liwy do wykonania. Uda�em si� do markiza 
w niedziel� 27 czerwca pod pretekstem sp�dzenia u niego spokojnej 
nocy, unikaj�c pocisk�w, kt�re znowu zacz�y spada� w 
mojej dzielnicy miasta,11 i o dziesi�tej wie- 
* Hrabina Czapska, wojewodzina pomorska [Konstancja z Gni�skich]. 

czorem przebrany za wie�niaka wyszed�em z jego rezydencji i z 
miasta. 
Markiz de Monti, kt�rego mia�em czas pozna�, jest jednym z 
najbardziej zdolnych ludzi do wype�niania z chlub� urz�du, jakim 
obarczy�a go Francja: pomys�owy w wybiegach i �rodkach 
zaradczych, jest prawie zawsze pewny s�uszno�ci ich wyboru. 
Nigdy zarozumia�o�� nie powoduje nim, aby zaniedba� spraw�, 
kt�ra wydaje mu si� �atwa ani nieufno�� nie t�umi jego odwagi w 
tym co trudne. Ma on natur� cz�owieka wybitnego i zarazem 
skromnego, potrafi bez sztuczno�ci po��czy� szczero��, kt�ra 
wzbudza zaufanie, ze zr�czno�ci� konieczn� m�owi stanu. 
Najwi�cej k�opot�w sprawi�a mu jednak jedna z najmniejszych 
cz�ci mojego nowego ubioru. Projekt mojej ucieczki, tak dobrze 
pomy�lany w innych szczeg�ach, omal�e nie upad� z tego powodu 
i przekonali�my si� (co zdarza si� a� za cz�sto), �e jedna 
drobnostka mo�e niekiedy zniweczy� najwi�ksze plany. 
U�ywane ubranie, odpowiadaj�ce roli, jak� by�em zmuszony 
gra�, koszula z grubego p��tna, prosta czapka, solidny kij s�katy z 
rzemykiem by�y ju� przygotowane. Brakowa�o tylko but�w z 
cholewami, kt�re m�g�bym w�o�y�, aby lepiej upodobni� si� do 
wie�niak�w z tych okolic, nosz�cych je zawsze. Ambasador, kt�ry 
nie �mia� zrobi� u�ytku z nowych but�w, jakie znalaz�by bez 
trudno�ci, od dw�ch dni mierzy� okiem nogi oficer�w garnizonu, 
kt�rzy przychodzili oddawa� mi cze�� i kt�rym w ten spos�b 
pozwala�em w czasie obl�enia stawa� przede mn�. Wyda�o mu 
si�, �e buty pewnego oficera francuskiego maj� w przybli�eniu odpowiedni 
rozmiar i s� dostatecznie � jak tego potrzebowa� � 
zu�yte, ale nie �mia� o nie prosi�. C� bowiem pomy�lano by o 
takim �yczeniu? A w moim 

po�o�eniu czy� nie u�atwi�oby to odkrycia mego zamiaru? Minister 
postanowi� przekupi� przez jednego ze swoich ludzi s�u��cego 
tego oficera i s�u��cy ten ukrad� i sprzeda� buty. 
Przyniesiono je godzin� przed moim wyj�ciem, poniewa� tej 
wa�nej kradzie�y, kt�ra sta�a si� przedmiotem negocjacji 
ambasadora, nie mo�na by�o dokona� wcze�niej, ale ju� gotowy do 
wyj�cia nie mog�em ich w�o�y�. Trzeba by�o z pomoc� nowych 
wydatk�w zabiega� o inne buty. Czas nagli�, by�o w p� do dziesi�tej. 
Nie mog�em odk�ada� wyruszenia w drog� � rozs�dna 
ostro�no�� pozwala�a mi i�� tylko pod os�on� nocy, a dnie� 
zaczyna�o o drugiej nad ranem.* 
Zak�opotanie ambasadora by�o ogromne, poniewa� obawia� si�, 
�e nawet zachowuj�c tajemnic� i milczenie, wydanie najb�ahszych 
rozkaz�w wzbudzi� mo�e podejrzenie o ich zwi�zek z moj� 
ucieczk�. Wtedy znalaz�y si� pod r�k�, zupe�nie nie wiadomo jak, 
d�ugie buty jednego z jego s�u��cych, kt�re � mo�na by powiedzie� 
� by�y jakby zrobione dla mnie. To szcz�liwe 
wydarzenie uspokoi�o go, a ja wyrzuca�em mu w �artach, �e tak 
d�ugo obmy�la� wyst�pek, aby z bardzo daleka sprowadzi� to, co w 
zupe�nie zwyk�y spos�b m�g� znale�� obok siebie. 
B�d�c ju� w pe�ni przygotowanym, wyszed�em z domu 
ambasadora ukrytymi schodami. Zaledwie zszed�em par� stopni, 
wpad�em na pomys�, aby rozwia� jego obawy o mnie i otrze� �zy, 
kt�re � jak widzia�em � uroni�. Zawr�ci�em i zapuka�em do 
drzwi, kt�re zamkn�� by� bez ha�asu. Le�a� on w�wczas krzy�em 
na ziemi i zanosi� gor�ce mod�y do Boga, pro- 
* W ostatnich dniach czerwca w Gda�sku zmierzch ko�czy si� kwadr...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin