Anus Mundi - Wiesław Kielar - wspomnienia obozowe w formie dokumentu.txt

(1775 KB) Pobierz
Wiesław Kielar
Anus Mundi

© Copyright by Wiesław Kielar, 1980
JSBN 83-08-00440-7
Akc.__      І9
Ta książka nie jest powieścią, choć czyta się ją jak pasjonującą powieść. Jest dokumentem. Wszystkie występujące w niej postacie są autentyczne, podobnie jak autentyczne są przeżycia autora: sytuacje, w których się znajdował, i wydarzenia, w których uczestniczył.
Miał niepełne 21 lat, kiedy 14 czerwca 1940 r. przybył z więzienia gestapo w Tarnowie w pierwszym transporcie więźniów politycznych do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Było ich 728. Tu nazwiska zamieniono im na numery. Odtąd mieli być tylko przedmiotami, własnością SS, zarejestrowaną w obozowej kartotece pod numerami od 31
do 758.
Wiesław Kielar stał się numerem 290 i tak zaczął się blisko pięcioletni okres jego życia nierozerwalnie związany z nazwą KL Auschwitz i dziejami tego obozu.
Datę osadzenia w nim tej polskiej grupy więźniów politycznych historia określa jako początek funkcjonowania obozu oświęcimskiego, jako pierwszą kartę jego tragicznych rozdziałów, choć trzy tygodnie przedtem sprowadzono tu z obozu koncentracyjnego Sachsenhausen 30 niemieckich kryminalistów, osobiście dobranych przez późniejszego kata oświęcimskiego rapportfiihrera Gerharda Pałi-tzscha. Oni to, oznaczeni w Oświęcimiu numerami od 1 do 30, razem z niewielką jeszcze wtedy, bo liczącą niewiele ponad setkę ludzi, załogą SS stanowili istotną część struktury organizacyjnej obozowego systemu terroru i gwałtu. To oni byli gorliwymi pomocnikami esesmanów na różnych funkcyjnych stanowiskach, pełniąc funkcje blokowych i nadzorców. Życie 728 więźniów z pierwszego trans-' jortu stało się zależne nie tylko od SS, ale także od prze-. Jtępców kryminalnych. „Od tej chwili byliśmy numerami okazanymi na dożywotnie przebywanie w KL Auschwitz —
5
napisze Kielarów wiele lat po wojnie — a co to jest obóz koncentracyjny, mieliśmy się niebawem przekonać". „J- Kiedy otrzymałem-ws Wydawnictwie propozycję przeczytania maszynopisu wspomnień Wiesława Kielara i napisania wstępu do ich wydania książkowego, długo zastanawiałem się nad potrzebą i sensem tego edytorskiego zamysłu. Przecież KL Auschwitz ma bogatą literaturę. Są to nie tylko wspomnienia i pamiętniki pełne surowego autentyzmu, ale także dzieła literackie, o nieprzemijających, wartościach artystycznych. Są to również opracowania monograficzne i historyczne — rezultaty badań naukowych. Da лiej też trzeba zaliczyć akta sądowe z procesów przed Najwyższym Trybunałem Narodowym — komendanta KL Auschwitz Rudolfa Hossa (Warszawa 1947) i 40 członków załogi SS sądzbffych przez ten Trybunał w Krakowie (1947) __ a także materiały z trzech procesów oświęcimskich we Frankfurcie nad Menem w latach 1963—1968.
Nietrudno więc było początkowo o refleksję, czy wobec bogactwa tak zwanej literatury wojennej jeszcze jedne wspomnienia z obozu oświęcimskiego znajdą chętnych odbiorców. Tym bardziej że od tamtych czasów dzieli nas coraz większy dystans lat pełnych wielu wydarzeń coraz bardziej pogłębiających przegrodę między przeszłością a te-., raźniejszością.        •>
Sam uwikłany byłem w oświęcimski dramat podobnie jak autor. Zastanawiałem się, dla kogo on tę książkę napisał. Czy dla pokolenia, dla którego wojna jest tak ważną częścią biografii, czy dla- byłych więźniów. Oświęcimia którzy na kartach tych wspomnień odnajdą wielu żvwvch' choć dzisiaj już nieżyjących? Czy też dla młodych któr"vch wyobrażenia o Oświęcimiu stają zawsze przed barierą nie do przekroczenia? A może po prostu;chciał zrzucić z sieb e -cS         У            Powodowany zwykłym ludzkim TdrZ -
Nikt nie będzie w stanie powiedzieć r, rv„" •    • iej prawdy, kiedy odejdą iefoZŹZ^^ST^ ■ niewyobrażalna, przerasta granice ner        -              st оЪ;
wieka, jeśli sam tego nie przeżył.    P       pcjl każdego czło
Dla ludzi, którzy mieli szczęście »rn* ••       •                 '
sie pokoju, i dla tych, którzy beda Z     ? Się już w cza" KL. Auschwitz będzie się.stawał co?a    ц        Щ Па świat>
w czasre symbolem, tragicznym  ai« „ 2 barc?zieJ odległym
"    '       P^ecież w jakimś sen-
a
sie odhumanizowanym, martwym jak cmentarny nagrobek, mimo gigantycznych, straszliwych rozmiarów- tego cmentarza. Bo nawet owe cztery miliony ludzi tam zamordowanych, zamienionych, w dym i popiół, są dzisiaj tlla. , większości współczesnych tylko martwą liczbą, umownym pojęciem. Nie budzi wyobraźni ani myśl o tym, że były to cztery'miliony osobowości już .ukształtowanych i tych, które dopiero miało uformować życie, że ta liczba oznacza cztery miliony pojedynczych losów ludzkich, indywidualnych radości i dramatów, planów życiowych .j nadziei, uczuć i konfliktów, które, zostały unicestwione jednocześnie z fizyczną» zagładą.--I to jest jedna z podstawowych, najokrutniejszych prawd
0  Oświęcimiu. Dlatego też'świadectwo Kielara, przywołujące ją właśnie teraz, przeszło trzydzieści lat po rozgromieniu hitleryzmu^ wydaje się wydarzeniem szczególnej wagi.                                                   •     ,     *.     ,
Autor jest bowiem bezpośrednim świadkiem zbrodni oświęcimskiej, i/to od samego początku, od pierwszego jej ,. aktu, dó samego"końca, przez .wszystkie jej etapy. Swą niezwykle szeroko zakrojoną, niejako panoramiczną powie- , ścią autobiograficzną wypełnia on ziejące dzisiaj pustką baraki i ulice obozów Oświęcimia i Brzezinki ludźmi, któ--rzy żyjąc w$>"tym piekle wiedzieli, że skazani są na. nieuchronną śmierć, jaka wcześniej czy fpóźniej mjisi naaeiść.
1  to najczęściej śmierć ohydna; im bardziej zła, tyrn więcej podła. Było jej реідо dookoła każdego dnia i nocy, w każdej niemal godzinie. Stała się zjawiskiem tak powszechnym i pospolitym, że można się było do niej  po
••   prostu przyzwyczaić.                      «   ..
Już na początku swej książki Kielar pisze: — ,,Pierwszy raz w życiu widziałem konanie. JNigdy nie wyobrażałem sobie, że można tak długo umierać". Śmierć jednego ze współwięźniów-, widziana przez niego w trzecim dniu pobytu w obozie, śmierć człowieka maltretowanego i zamordowanego przez nadzorców — także przecież więźniów — była dla autora głębokim wstrząsem. Zapamiętał ją dobrze. Opisał z niezwykłym realizmem. Kiedy ciało sadrę-czonego starego człowieka zastygło w bezruchu, autor, po- . dobnie dręczony jak ów człowiek, mówi: — ,,Ale-*ja jestem , cały, żyję i chcę żyć,!"  у                                      ,.*
, Sądzę, że to doświadczenie Kielara,^prowokujące u nie-
7
go takie właśnie wyznanie, ma swoją'wymowę. Widzę w nim bowiem pewnego rodzaju klucz do jego oświęcimskiej biografii. Już nigdy potem na dalszych stronach jego wspomnień nie ma takiej właśnie konfrontacji ze śmiercią. A przecież jej pełno, z każdym miesiącem czy rokiem coraz więcej i w coraz większych rozmiarach: od nielicznych początkowo egzekucji w piaskownicy za kuchnią po masowe rzezie na dziedzińcu bloku 11, od zastrzyków fenolu w serce po komory gazowe w Brzezince unicestwiające w ciągu dnia całe tysiące ludzi. A oprócz tego każdej godziny powolne umieranie z głodu, z upadku sił fizycznych czy z braku odporności psychicznej.
Ale Kielar, wbrew temu wszystkiemu, co go otacza i co mu grozi, chce przeżyć. Na gęstniejący coraz bardziej koszmar patrzy jak gdyby z pewnego dystansu. Staje się ta makabra rzeczywistością codzienną, czymś tak zwyczajnym i pospolitym, że ważniejsze w porównaniu z nią są drobne wydarzenia i sprawy dnia. A więc nieustanna walka o zagrożony byt, o jedzenie czy zabezpieczenie się przed zimnem, a także odwracanie myśli od rzeczywistości. Jakże charakterystyczna jest scena odbywająca się w piwnicy w trupiarni, gdzie przed wywiezieniem do krematorium magazynowane były zwłoki rozstrzelanych i zmarłych. Tu Kielar zachodził, jak sam to określa, „na pogaduszki".
„Gienek Obojski kombinował skądś surowe kartofle. W piwnicy stał koksiak. Na blasze piekliśmy placki kartoflane. Siadaliśmy wtedy na trumnach wokół rozżarzonego piecyka, placki skwierczały, ich przyjemny zapach mile drażnił nozdrza, zabijając smród chlorku, którym przysy-pywano magazynowane tu trupy. Z trupami byliśmy już tak dalece oswojeni, że nie robiły na nas żadnego wrażenia. Często wygrywałem na harmonijce, а АЦ śpiewał. Panowała miła atmosfera, jak na harcerskim ognisku..."
Jest to na pewno szokująca scena, ale prawdziwa, bo taka też była prawda w Oświęcimiu, twarda, surowa, bez Wzniosłego patosu. Na zakończenie tej sceny jeden z ucztujących w trupiarni grabarzy powiada: — „Żywimy się padliną jak hieny, ale nim pójdziemy z dymem, nażryjmy się chociaż.--'
Tylko W tym wynaturzonym, straszliwym świecie możliwe były takie kontrasty. Są one jeszcze bardziej wstrząsające w tych częściach książki Kielara, które dotyczą obo
8
zu w Brzezince, gdzie życie toczyło się pod niebem czerwonym od łun krematoriów i stosów zamieniających ludzi w popiół. „Życie toczyło się normalnie — powiada Kielar. — Normalnie to znaczy jak zwykle: większość ciężko pracowała stale narażona na szykany, bicie, selekcje, gazowanie, rozstrzelanie, przesłuchiwanie na Politische, zdana na miskę zupy z brukwi czy pokrzyw i humory esesmanów — panów życia i śmierci tysięcy bezbronnych więźniów. Nikt nie był pewien następnego dnia. Nawet prominenci, do których ja po niemal czteroletnim pobycie w obozie się zaliczałem. [...] Politische ciągle coś węszyło w obozie. Trzeba było się strzec szpiclów i zbyt gorliwych funkcyjnych. I transportów, które coraz częściej wysyłano ponoć w głąb Rzeszy. Nigdy nie było wiadomo, czy transport taki nie wyląduje gdzieś w komorze gazowej".  ,
System obozowy stworzony przez SS miał unicestwiać i rzeczywiście unicestwiał więźniów fizycznie. Przedtem jednak miał ich kaleczyć moralnie, zabijać ich psychikę, niszczyć w nich człowieczeństwo, ludzką godność. To także była zbrodnia.
Ale przecież nie wszyscy stawali się jej ofiarą. Człowiek bronił się przed nią wrażliwością sumienia, subtelnością uczuć, marzeniem, poczuciem solidarności i braterstwa.
Jakże wymownym kontrastem do piekła obozowych ni...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin