Smoki lecz nie smoki.doc

(152 KB) Pobierz
Bez tytułu

SMOKI LECZ NIE SMOKI!!!

 

 

Rozdział 1: NIEWIEDZA

Tylko godziny dzielą nas od nastania nocy. Ale nie zwyczajnej, czarnej, z gwiazdami. Ta noc jest jedyna w swoim rodzaju. Nawet pogoda zdawała się to potwierdzać.

Wysoko w górze lśni mocniej niż zwykle gwiazdozbiór Złoty Kwiat, zwany inaczej Kwiatem Marzeń. Każdemu kto na niego spojrzy staje przed oczami paproć. Ale nie taka normalna, około pół metrowa. Tamta ma mniej więcej pięćdziesiąt metrów wysokości. Na najwyższej gałęzi znajduje się jeden jedyny pączek. Zdaje się tam tkwić od tysięcy lat.

I nagle na oczach każdego z widzów zaczyna się otwierać. Błyskawicznie rozwijają się złote płatki. Lśni na nich, niby ostrzeżenie, znak feniksa. Krwistego feniksa. Feniksa- strażnika. I rzeczywiście można go dojrzeć na tle księżyca jak rozpościera skrzydła jakby w obronie przed niewidzialnym wrogiem mogącym nadejść w każdej chwili. Wrogiem którym może być każdy z nas. Z wyjątkiem ... Nagle wizja znika, to ogromny jastrząb... Jastrząb? Nie! Smok. Krąży w górze zasłaniając gwiazdy. Już, już otwiera pysk by zionąć ogniem. Las płonie, a z nim płonie cały świat.

Drakon budzi się z krzykiem, cały zlany potem.

- Uff! To tylko sen, to tylko zły sen - ale czy tylko sen?

Podświadomie czuje, że dzieje się coś niezwykłego. Serce bije mu jak oszalałe. Podchodzi do okna chcąc poczuć powiew wiatru na twarzy. "Jaki dziwny sen" - myśli - "i dlaczego wciąż się powtarza?" Wilki wyją w oddali.

Zaczęło się od niewyraźnego konturu gór wulkanu. Później pojawiła się paproć i dzikie mustangi. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że dziś była tylko paproć i ... i ptak. Jeszcze nigdy nie widział takiego. Pamięta jednak jak babcia opowiadała mu o feniksach. Myślał, że to tylko bajki, ale ten sen zmienił wszystko.

Otwiera oczy, które zamknął w próbie przywołania ulatującego wspomnienia nocnej wizji. Przesuwa wzrok po widniejących w ciemności domach.

"Coś się zmieniło" - myśli.

Wreszcie dostrzega to co wcześniej wyczuwał tylko podświadomie. Na niebie, na tle księżyc widnieje, mały jeszcze, koślawy kształt który szybko się zbliża. Serce podchodzi mu do gardła, gdy tak stoi wpatrując się w lecącego... lecącego...

- Uciekaj! To smok!- ten krzyk dochodzi do uszu Draka.

Chce uciec lecz nie może się ruszyć. Patrzy więc tylko jak wielki, czarny pies wpada do pokoju przez okno, wskakuje na niego i brutalnie odciąga w głąb pokoju.

- Na Boga! Co z tobą!? Dlaczego nie zwiałeś?- rozlega się głos w głowie Draka.

- Kkkto to mówi?

- Ja, baranie!

Chłopak rozgląda się zdziwiony widząc przed sobą tylko kudłatego psa.

- Co się tak rozglądasz. Masz mnie przed sobą. Tak, tak pies, a raczej moja psia postać. A teraz szybko. Chodź za mną! - podchodzi do drzwi które same się przed nim otwierają. I znika za nimi.

Drak siedzi oniemiały, niezdolny do niczego, a w szczególności do ruszenia się z miejsca. Z zewnątrz dochodzi odgłos podobny do warczenia a zaraz potem ogłuszający ryk. Nagle tuż przy górnej krawędzi okna pojawia się ogromny pazur a zaraz po nim reszta nogi smoka. Do pokoju wpada wyżej opisany bydlak i wyciąga chłopaka z domu trzymając go za koszulę. Dopiero na ulicy Drak czuje, że znów jest zdolny do poruszania się. Tak jakby zdjęto z niego jakiś urok. Szybko podąża za swoim przewodnikiem, który wbiega do pobliskiego lasu i znika w jakiejś jaskini, o której istnieniu Drak nie miał dotąd pojęcia. Zagląda ostrożnie do środka i powoli wchodzi

- Zamknij drzwi! Przynajmniej to powinieneś umieć.

Zdziwiony rozgląda się i zauważa drzwi. Okazuje się, że pasują idealnie i maskują wejście do jaskini. Po wykonaniu tego pierwszego w swojej karierze zadania idzie dalej tunelem, na końcu którego widać światło. Dłuższą chwilę wędruje szybki krokiem aż w końcu dochodzi do komnaty wykutej w skale. Znajduje tam parę foteli, stół, łóżko, staroświeckie kufry i wszystko co powinno być w normalnym pokoju.

- Rozgość się - słyszy ten sam głos co wcześniej.
Siada na pierwszym fotelu i czeka. Po jakimś czasie z jednego z wychodzących z groty korytarzy wychodzi wysoki, muskularny mężczyzna w spłowiałej czarno-srebrnej szacie. Siada na następnym fotelu.

- Gdzie tamten pies?- pyta Drakon.

- Tu nie ma żadnego psa.

- Jak to? Przecież go widziałem!

- To byłem JA.- mówi nieznajomy.

- Ale ...

- Nie przerywaj. Zaraz to wyjaśnię. No więc Drakonie ...

- Skąd znasz moje imie?

- No więc Drakonie jestem magiem i nazywam się Sargon. Możesz mi mówić Sarg. Twoje imię znam z przepowiedni - widząc zdziwione spojrzenie dodał - ze snu. Dzisiaj miałem wizję. Widziałem ciebie, nadlatującego smoka i siebie wyciągającego ciebie z budynku. Wiedz bowiem, że ten smok przyleciał po ciebie i gdyby nie ja, on by cię porwał i zrobił cię swoim sługą-niewolnikiem. No więc przemieniłem się w psa i...

Do groty wchodzi wilk.

- Witaj Wolfgardzie. Poznaj mojego młodego przyjaciela Drakona. Drak - mogę tak do ciebie mówić prawda? No więc, Drak, to jest Wolfgar

Drak spojrzał znów na wilka... ale wilka nie było. Na jego miejscu pojawił się człowiek o surowej, posmaganej wiatrem twarzy adgardczyka.

- Witaj - rzekł głosem podobnym do wycia wilka - to jeden z nas?

- Tak. Ale najpierw mu to wytłumaczę - powiedział Sargon.

- Co masz mi wytłumaczyć?

- To może trochę potrwać, ale jeszcze mamy czas.

 

 

 

Rozdział 2: WYBRANIEC

- Jak już mówiłem, zanim przyszedł Wolfgar, miałem wizję i pobiegłem cię uratować. Przeszkodziłem w tym Dargonowi, bo tak nazywa się ten smok a raczej czarnoksiężnik. I był po temu powód, bo gdyby tego dokonał nikt by go nie powstrzymał. Ty też jesteś jednym z nas. Zademonstruję ci to- w jednej chwili zamienił się w psa i z powrotem w człowieka - Też tak możesz. Trzeba cię tylko podszkolić. Właśnie dlatego Dargon chciał ciebie porwać. Masz dużo większe możliwości od któregokolwiek z nas. Dużo większe od Dargona a on jest najpotężniejszym magiem na świecie. I na dodatek złym magiem. Może się zamienić w błękitnego smoka, ty w czarnego. Nie ma potężniejszej istoty na świecie niż czarny smok. Podejmę się nauczania ciebie i sądzę, że Wolf też pomoże. Oczywiście jeśli chcesz?

- Chcę.

- Dobrze. Nie możemy jednak ćwiczyć tutaj. Twoje alter ego jest na to za duże. A teraz musisz się przespać póki noc trwa. Chodź pokażę ci drogę.

***

Sargon zaprowadził go krętymi tunelami do pustej komnaty.

- RAGGA TEMPUS- powiedział.

Na środku pokoju pojawiło się wirujące szybko łóżko z czterema kolumienkami. Opadło z hukiem na pogłogę.

- Śpij dobrze przyjacielu- pożegnał się Sarg i wyszedł z komnaty.

Drakon przebrał się w znalezione na łóżku ubranie i momentalnie zasnął.

***

W tym samym czasie Sargon i Wolfgar uzgadniali szczegóły przyszłej nauki Draka.

- Jak myślisz kiedy powinniśmy powiedzieć mu, że ma w przyszłości pokonać Dargona?

- Na pewno nie teraz. Nie jest jeszcze przygotowany. Może i będzie mógł przybrać potężniejszą postać, ale jeszcze nie teraz - powiedział Wolfgar.

- A więc kiedy?

- Jak tylko nauczy się przemieniać.

- Myślę, że to też nie jest dobry pomysł.

- A co proponujesz?

- Musimy go sporo nauczyć to fakt. Jak się przemieniać i opanować ciało smoka. Pamiętaj jednak, że Dargon zna wiele sztuczek. Jeśli chcemy wygrać musimy tego nauczyć również Drakona.

- Masz rację, ale to zajmie dużo czasu - zniecierpliwił się Wolfgar.

- Wiem. Mamy jednak tylko jedną szansę - Draka. Powinniśmy zwołać naszych najlepszych magów żeby nam pomogli.

- Dobrze zajmij się tym Sarg. Ja poszukam odpowiedniego miejsca, w którym mógłby się przemieniać w smoka i uczyć magii. A przede wszystkim żeby Dargon go nie odnalazł.

- Jest jeszcze jeden problem... - Sargon zawahał się.- Nie możemy tracić czasu więc trzeba go zacząć uczyć już teraz. Ale od czego zacząć? Wiem najpierw teoria a co później, jaki pierwszy czar? To musi być coś prostego a zarazem użytecznego.

- Zacznij od zapłonu Thorina aby mógł sobie zapalić ognisko na deszczu. To się przyda. A później może przenoszenie przedmiotów. Będzie mógł w samoobronie cisnąć w kogoś szafą lub skałą.

- Dziękuję, przyjacielu, za radę.

- Wiesz dobrze, że zawsze ci nią służę. A teraz muszę już iść. Odezwę się - zamienił się w wilka i wybiegł na deszcz, który właśnie się rozpadał.

Gdy tylko Wolfgar wyszedł Sargon przystąpił do swojego zadania.

- HASARRA ARRAG- powiedział sypiąc jednocześnie trochę popiołu węglowego na swoje lusterko.
Tafla szkła zamigotała i ukazała się w niej twarz starego maga o bystrym, wesołym spojrzeniu.

- Kopę lat Edgar- pozdrowił maga Sarg.

- Kopę lat.

- Słuchaj potrzebuję twojej pomocy. Przybądź jutro wieczorem do "Jaskini ciemności". To nadzwyczajny przypadek.

- Dobrze przyjacielu, ale nie rozumiem o co...

- To zbyt niebezpieczne żeby ci mówić. Dowiesz się jutro.

Obraz zanikał coraz bardziej a drobinki węgla, które wcześniej stały się przeźroczyste teraz z powrotem nabierały smoliste barwy. Sargon zdmuchnął je z ozdobnego lusterka. Ramka była w kształcie zielonego smoka ze złożonymi skrzydłami obejmującego lustro. Przyszły nauczyciel Drakona odetchnął głęboko i ponownie wypowiedział słowa tego samego zaklęcia, sypiąc jednocześnie popiół na lustro. Odbyła się podobna rozmowa co poprzednio, tylko że z Ardukiem. Takich rozmów było jeszcze wiele. W końcu zaczęło świtać i Sargon znużony położył się spać.

***

Tak zastał go Drakon. Nie chcąc budzić maga wyglądającego na zmęczonego usiadł na tym samym fotelu co w nocy i czekał. Wrócił myślami do nocnych wydarzeń. Ucieczka z domu do tej jaskini później rozmowa o jego dziedzictwie. To niemożliwe żebym mógł się zamieniać w smoka. "Wiedziałbym o tym - pomyślał - "Muszę o to zapytać Sarga." W tym samym momencie poczuł, że jest obserwowany. Obrócił się gwałtownie i zobaczył, że czarodziej już nie śpi.

- Dzień dobrzy- powiedział

- Witam. Długo już tu siedzisz?

- Tak dosyć długo.

- Trzeba było mnie obudzić - stwierdził Sarg.

- Wolałem tego nie robić. Wyglądałeś na zmęczonego.

- Rzeczywiście nie spałem dziś długo. Obaj z Wolfem uzgadnialiśmy sprawę twojej nauki.

- Właśnie! Gdzie Wolf?

- Poszedł szukać odpowiedniego miejsca żebyś mógł się tam przemieniać.

"Muszę go teraz o to spytać" - pomyślał Drak.
- Skąd wiesz, że jestem zwierzołakiem?

Sargon wyciągnął z jednego kufra starą księgę. Drak dostrzegł jej tytuł: "LIBER DE PRAEDICTIUM" a Sargon zaczął ją kartkować aż dotarł do właściwej strony.

- Przeczytaj - powiedział podając ją Drakowi:

"I PRZYJDZIE CZAS,
GDY BŁĘKITNY SMOK STERRORYZUJE ŚWIAT,
PRZEŻRE ON JAK KWAS,
DOBRY I UCZCIWY ŚWIAT.

I WTEDY NARODZI SIĘ TEN,
KTÓRY ZWERZOŁAKIEM JEST,
POKONA ZŁEGO TEN,
KTÓRY CZARNYM SMOKIEM JEST."

Pod spodem była rycina przedstawiająca wysokiego, czarnowłosego chłopaka o intensywnie zielonych oczach.

Zupełnie jak moje- pomyślał.

Jednak twarz z ryciny o wydatnych kościach policzkowych wyrażała pewność siebie, której obecnie nie mógł w sobie znaleźć i coś jeszcze, coś czego nie umiał rozpoznać. Wzruszył wąskimi lecz umięśnionymi ramionami i przeniósł wzrok na postać obok.

Był to czarny smok wielki i groźny. Wydawało się jakby obaj patrzyli na jakiegoś niewidzialnego wroga.

- Teraz już wiesz skąd o tobie wiem. Gdy tylko ujrzałem cię w wizji zrozumiałem kim jesteś.

Drak siedział oniemiały nie mogąc w to uwierzyć. Nawet nie zaważył, Sargon wyszedł na chwilę i wrócił z wielkim pieczonym królikiem.

- Masz musisz coś zjeść. Po śniadaniu zaczniemy naukę.

Drak sięgnął po kawałek mięsa mówiąc jednocześnie:

- Dzięki to znaczy dziękuję- uśmiechnął się nieśmiało.

 

Rozdział 3: TAJNIKI MAGII

Po długim i sycącym śniadaniu przyszedł czas na rozpoczęcie nauki.

- Musisz pamiętać, że magia to bardzo trudna sztuka. Wymaga od rzucającego czar maksymalnego skupienia. Inaczej obróci się przeciw niemu. Bardzo ważne są również składniki. Tylko przy tych najłatwiejszych czarach nie są one potrzebne. Te trudniejsze wymagają surowca. Rozumiesz?

- Rozumiem- odpowiedział Drakon.

- Oczywiście czary wyczerpują. Korzystają głównie z siły woli. Jeśli masz ją dużą zostaniesz wielkim magiem jeśli nie... no cóż. Każdy ma wrogów. Jeśli nie posiadasz silnej woli to nie zostaniesz długo czarodziejem, chyba, że znasz takie zaklęcie którym pokonasz wroga w pierwszych sekundach pojedynku. Ale nie martw się- powiedział widząc minę Draka.- Każdy zwierzołak jest potężny. Gdyby tak nie było nie miał by siły żeby zamienić się w zwierze. A jeśli by się przemienił, to taki osobnik nie opanował by nowego ciała. Był by wtedy na stałe na przykład królikiem. Ale jak już mówiłem ty taki nie jesteś skoro opisano cię w księdze „LIBER DE PRAEDICTIUM”. Znajdują się w niej pradawne przepowiednie dotyczące naszego świata. Może kiedyś je przeczytasz. I to by było wszystko. Jakieś pytania?

- Eee.. jaki poznam pierwszy czar i kiedy będę się umiał przemienić?

- Przemieniać nauczę cię jak tylko Wolf znajdzie odpowiednie miejsce. Co do czaru to... hm... może zapłon Thorina.

- Na czym on polega?

- Zapalanie ognia- powiedział Sarg

- Tylko tyle?

- Zapalanie ognia nawet podczas burzy. Oczywiście pod warunkiem że będzie tam jakiś surowiec, drewno lub coś innego.

- Znakomicie.

- No dobra. Teraz pora na obiad. Chodź ugotujemy coś. Mam nadzieje że umiesz gotować.

- Jasne.

- To dobrze. Pomożesz mi później z kolacją. Będziemy mieć gości.

***

W drodze do kuchni Drak wypytywał Sargona:

- Co to za goście?

- Dowiesz się wieczorem. Oni też nic nie wiedzą o tobie. Mają mi pomóc.

- To magowie?

- Eh.. to miała być niespodzianka. Ale mam jeszcze jedną.

- Jaką?

- Witaj Mistrzu.- rozległ się głos.- upolowałem coś na obiad. Pomyślałem, że jesteś zajęty bo nigdzie cię nie było. O! Cześć- dodał zauważając Draka.

Drak nadal rozglądał się w poszukiwaniu niespodziewanej osoby. Wreszcie ją zobaczył. Z niewidocznej wcześniej szczeliny w ścianie wyglądała twarz wysokiego chłopca o intensywnie niebieskich oczach i jasnych włosach.

- Witaj Grifie. Drak to jest Grif. Grif to jest Drakon. To miała być właśnie ta niespodzianka. Grif jest moim uczniem. Ale bieżmy się do obiadu. Czas ucieka a ja jestem już głodny.

- Rozpalę ogień Sargu- powiedział Grif.- To będzie taka pierwsza lekcja Słuchaj uważnie- zwrócił się do Draka.

- IGNI CORRIPI- polana na kominku zajęły się ogniem.
Na ruszcie położono trzy króliki.

- Za jakiś czas trzeba będzie je obrócić, ale teraz usiądźmy i porozmawiajmy- wskazał fotele w rogu komnaty.- Dobrze że te króliki były już oprawione.
Chwilę trwało milczenie. W końcu głos zabrał Sargon.

- Grif jest moim uczniem. Ma siedemnaście lat, tak jak ty i dwa lata temu wstąpił na naukę. Przemienia się w gryfa. Drakon przybył tu wczoraj w nocy, więc nie mogłeś go poznać. Z kolei dziś wkuwaliśmy podstawy. Też ma siedemnaście lat. Drak jest dzieckiem przeznaczenia opisanym w księdze „ASSUR NA BANIPAL”. Zamienia się, a przynajmniej będzie, w czarnego smoka. Wolfgar właśnie szuka odpowiedniego miejsca. Kiedy wróci powędrujemy tam. Obróć króliki Draku. Dziękuję. To by było wszystko. Aha. Grifie nie ucz go. Na wszystko przyjdzie właściwy czas. Jeśli chcesz to możesz się popisać paroma czarami, ale tak żeby nie spalić mi domu. Weź go teraz i oprowadź. Zawołam was gdy obiad już będzie.

***

- Chodź- zachęcił Draka Grif.- To prawda, że możesz się zamieniać w smoka? Ja zawsze o tym marzyłem. Być smokołakiem to jest to. Ale chyba też nie mam na co narzekać. Przecież jako gryf też umiem latać, ale smokia są takie fajne, wielkie no i w ogóle potrafią ziać ogniem.

- Jak tu jest?- przerwał mu Drak.

- Lepiej niż w domu. Odwiedzają nas różni czarodzieje, ale najczęściej to Wolfgar. Podobno już go poznałeś. Jesteśmy przy wejściu. Tam znajduje się salon. Chcę ci pokazać mój pokój.

W połowie tunelu Grif zatrzymał się i odchylił gobelin przedstawiający posła rozmawiającego z Gryfem. Doszli w końcu do komnaty. Stało tam łóżko, kufer, regał z książkami, ale przede wszystkim czuło się jakby się było u siebie w domu. Panowała tu taka miła atmosfera. Na ścianach wisiał arras i obrazy.

- Jesteśmy. Oczywiście to nic nadzwyczajnego. Takie tam...

- Jest wspaniały-przerwał mu Drak.

- Serio tak uważasz?

- No jasne. Ja spałem w nocy na wyczarowanym łóżku. Znikło gdy tylko wstałem.

- Pogadam z mistrzem aby coś skombinował niedaleko mnie. Zgadzasz się?

- Jasne.

- To dobrze. Musimy już iść.

- Dokąd?

- Na obiad. Sarg nas wołał.

- Co? Ja nic nie słyszałem- zdziwił się Drak.

- Bo używał telepatii. Też się tego nauczysz. Chodź.
Wrócili do kuchni gdzie już czekał na nich zastawiony stół. Oprócz królików mistrz przygotował także ser, wino i chleb. Usiedli aby zjeść to wszystko.

- Gdzie Drak będzie mieszkał?- spytał Grif

- Na razie spał w sali gościnnej. Trzeba go jednak przenieść. Masz jakiś pomysł co do miejsca?

- No. Mógłby mieć pokój za tym arrasem przedstawiającym czarnego smoka. Jak mistrz myśli?

- Aż tak go polubiłeś? Dobrze, że się zaprzyjaźniliście, chociaż nie spodziewałem się, że tak szybko. Zgadzam się co do miejsca. Zaraz przeniesiemy tak parę rzeczy.

I rzeczywiście. Przeniesiono do tej komnaty łóżko, regał, kufer i parę innych przedmiotów.

- No pięknie, ale przydałby się jakiś obraz oprócz tych dwóch gobelinów nic tu nie ma- powiedział Sarg i wyszedł na chwilę.

- Popatrz- syknął Grif.- Za tym arrasem- wskazał jeden przedstawiający walkę białego tygrysa szablozębnego z mamutem.- jest przejście do mojego pokoju. Jak będziesz czegoś potrzebować to przyjdź.

W tej chwili wrócił czarodziej niosąc trzy obrazy. Na pierwszym widać było czarnego smoka, na drugim zamek w Assa’rze. Ostatni obraz to była mapa okolicznych terenów. Powiesił ją nad łóżkiem, pozostałe nad stołem i przy drzwiach.

- Teraz dużo lepiej. Razi tylko pustka na półkach. Masz- wręczył Girfowi piętnaście goldenów i trzydzieści srebrników. Kupcie za to wszystko co potrzeba Drakowi i jedzenie dla gości.

- Jakich gości?- spytał Grif.

- Dziś będziemy mieć gości i będzie ich całkiem sporo. Idźcie już.

***

Na zewnątrz świeciło słońce.

- Słuchaj uważnie. Ja przemienię się w gryfa a wtedy ty mnie dosiądziesz. Polecimy do miasta Surar. W tamtejszych lasach wylądujemy i dojdziemy pieszo.
Grif przemienił się.

- Wskakuj. Tylko trzymaj się mocno.

Drak dosiadł gryfa i polecieli.

 

 

 

Rozdział 4: ZAKUPY W SURAR

Dziwna to była podróż. Gryf wznosił się i opadał w rytmie wymachów skrzydeł, które zresztą chłostały Draka po żebrach. Czuło się miły powiew na twarzy, a pod nimi przesuwały się wioski, pola, łąki i lasy tak małe że nie potrafili rozpoznać pojedynczych drzew. Była to tylko szarozielona masa urozmaicona przebłyskami jaśniejszej zieleni łąk i mocnych błękitem okolicznych rzek i jezior.

Właśnie przelatywali nad jednym wyjątkowo dużym i Drak dojrzał olbrzymią meduzę wygrzewającą się tuż pod powierzchnią stawu. Wyglądała przerażająco. Wokół niej unosiły się cienkie lecz bardzo długie macki, wijące się w poszukiwaniu pożywienia. Znak na jej pancerzu przedstawiał hm...

Ani Drak, ani Grif nigdy nie widzieli czegoś takiego i nie umieli go opisać. Wiedzieli tylko, że zawierał ukrytą groźbę. Z pewnością by się przestraszyli lecz doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że monstrum pod nimi jest niegroźne. Jego liczne nibynóżki chwytały plankton i krewery- takie małe rybki- lecz nigdy nie byłyby w stanie uwięzić czegoś większego od psa. Tak więc przyjaciele lecieli spokojnie dalej. Po pewnym czasie znów zadźwięczał głos Grifa w głowie Draka jakby w ogóle nie przechodził przez uszy.

- Trzymaj się mocno. Będziemy lądować.

W ostatniej chwili Drak ścisnął kolanami boki gryfa, bo oto ten ostro zanurkował. Jego głowa znalazła się dużo niżej od chłopca, który ledwo się trzymał.

Wkrótce coś szarpnęło. To Grif wreszcie wylądował. Ledwo żywy chłopak zszedł z niego na trzęsących się nogach. Szybko usiadł na pobliskim czarnym głazie, by się nie przewrócić. W chwilę później to samo uczynił Grif, który zdążył już z powrotem stać się człowiekiem.

- Dobrze się czujesz?- spytał zatroskany

- Bywało lepiej. Najgorsze było lądowanie. Ledwo się trzymałem. Jakby lądowanie trwało dłużej to bym spadł.

- Przepraszam. Zapomniałem, że trudno się na mnie utrzymać. Mogłem Cię uprzedzić ale... głupio się przyznać ale zapomniałem. Wiesz naprawdę bardzo rzadko kogoś noszę na grzbiecie.

Po krótkim odpoczynku odezwał się ponownie.

- Chodź mamy kawałek do przejścia.

- Dobra teraz przynajmniej wiem co mnie czeka w drodze powrotnej.

Zza drzew wyłoniły się pierwsze budynki.

- Co musimy kupić- spytał Drak- i gdzie?

- Sarg ma tu przyjaciela, który prowadzi sklep dla magów. Mówię ci tam jest fantastycznie. Chodzisz sobie między regałami i przeglądasz wszystkie te książki, a trochę dalej stoją... O to tutaj.

***

Weszli do mrocznego sklepu. Nad drzwiami wisiał szyld „MAGICZNE WYNALAZKI”.

- Witam panie Dibbet. Potrzebujemy parę rzeczy dla nowego ucznia.- Możemy się rozejrzeć?

- Oczywiście.

- Chodź.

Weszli do działu z książkami.

- Hm... Co by ci wziąć? Pewnie interesują cię przemiany. Co?

- Jasne.

- Tu jest coś- zaczął wyliczać.- „wszystko co powinieneś wiedzieć o przemianach” nie raczej nie. Co dalej. „Zwierzołaki i Stworołaki” to jest ciekawe. Trzymaj. Ale nie odłóż. To jest ciekawsze „Sztuka tylko dla wybranych?”
Krótki opis mówił:

"SZTUKA TYLKO DLA WYBRANYCH to rewelacyjna książka zdradzająca tajniki trudnej zdolności przemieniania się. Zadziwisz przyjaciół przybierając swoją drugą postać w wielkich obłokach kolorowego dymu lub z głośnym pyknięciem. Opisuje również wszystkie zwierzęta i stwory w które można się zmienić (także te mityczne )"

- Popatrz. Dużo miejsca poświęcono smokom. Ich cechy szczególne, umiejętności i tak dalej. Są również ciekawe sztuczki jak efektownie się przemieniać.

Przeszli dalej.

- Tutaj są księgi z zaklęciami. Ta powinna cię zainteresować- wskazał jedną w czarnej okładce. Oprócz standardowych zawiera również parę interesujących czarów. A tutaj jest taka lektura uzupełniająca, „CHOCHLIKUS PATRONUS”. Opowiada o takich małych stworkach. Mogą ci pomagać i zrobią co im każesz. Oczywiście jak już je wytresujesz- otworzył i podał Drakowi. Było tam zdjęcie jednego.- To jest Chochlik Kardiadyjski. Sam zbieram na jednego. Nazywa się RIBBETRUS PIETRONUS. Trochę mi brakuje, ale już niedługo go sobie kupię.

- Eee... to weź tą która zostanie z zakupów- zaproponował Drak.

- Serio? Dzięki!

- Teraz jeszcze jedna lektura. Co by tu wybrać? Może..., może... hm. „Wielkie dokonania magów” lub „Legendy świata magii”. Co jeszcze cię interesuje Drak?- odpowiedziała mu cisza- nie wiesz?

- No.

- „Legendy świata magii” będą dobre. Panie Dibbet weźmiemy je, a teraz odpowiednie szaty dla kolegi.

- Oczywiście. Oczywiście. Margot obsłuż panów.

Podeszła do nich młoda dziewczyna o złotych włosach.

- Szaty, tak?

- Tak!- odparł Grif.

- Proszę tędy- poszli na zaplecze pełne szat różnorakich kolorów.- Jaka kolorystyka panu odpowiada? Proponowałabym coś z czarnym, srebrnym, niebieskim lub złotym. Te kolory pasują panu do twarzy.

- Weźmiemy dwie. Pierwsza czarno-srebrna w godłem czarnego smoka, druga srebrno-niebieska.

- Dobrze. Proszę przymierzyć- zwróciła się do Draka.- Hm... nie. Większa. O tak. Ta będzie w sam raz. Leży idealnie. Teraz następna. Ta nie, ta również nie. Hm.. może tak. Pasuje. Położę je przy rzeczach które panowie biorą.

I odeszła.

- Chodź stary. Potrzebujemy jeszcze parę rzeczy. Tu jest pióro i zapas pergaminu, pusty notatnik. Załóż sobie w nim księgę zaklęć, i oczywiście atrament. Aha! Zapomniałbym o najważniejszym- jedzenie dla Sarga. Co powiesz na żeberka dzika w sosie własnym, wino, ser, chleb.

- Brzmi świetnie.

- To moja specjalność. Kupmy składniki- niosąc dzika, ser i wszystko inne do kasy Grif wskazał klatkę po prawej.- popatrz tam są chochliki. A to jest RIBBETRUS PIETRONUS. Właśnie na niego zbieram. Brakują mi 2 goldeny na klatkę, żarcie itp.

Kupili jeszcze parę drobiazgów, zamówili transport do jaskini i zapłacili. Okazało się, że zostały im 2 goldeny i 67 srebrników. Grif uradowany podbiegł do klatki wskazując czarnego chochlika ze skrzydełkami.

- Tego też weźmiemy. Poproszę też klatkę, jedzenie i wszystko co potrzebne przy tresurze.

Właściciel sklepu szybko uporał się z rozbrykanym Ribciem- tak go nazwał Grif.- i wsadził do nowej klatki. Przyniósł również komplet przyrządów pomocnych w hodowli.

- Książki nie trzeba. Już ją mam.

- Żaden problem wielmożny panie. Domyślam się, że to wszystko też dostarczyć do Jaskini Ciemności.

- Tak.

Chłopcy pożegnali się i poszli do lasu. Tam Grif przemienił się w gryfa, a Drak na jego grzbiecie wrócił do domu.

 

 

Rozdział 5: RIBBETRUS

Przed grotą zobaczyli Sarga.

- Ach już jesteście- powiedział.- Przed chwilą przysłano wasze zakupy. Dobrze się spisaliście. Kolacja dzisiaj będzie pyszna, o ile Grif ją przyrządzi.

- Tak. Będą żeberka dzika w sosie własnym.

- Zauważyłem Grifie. A tak przy okazji... Oprócz zwykłych przyborów zobaczyłem również RIBBETRUSA . To piękny okaz i cieszę się, że go w końcu kupiłeś.

- Mogłem go kupić już dawno temu mistrzu. Brakowało mi tylko na przedmioty pomocne w tresurze.

- Wiem, wiem. Domyślam się, że wolisz sam go tresować.

- Nie mistrzu. Nie będę sam tego robił. Drak mi pomorze. Wiem jednak o co ci chodzi. Wolę go hodować bez pomocy wybitnych magów takich jak na przykład ty.

- Dobrze. Teraz trzeba by zrobić porządek z tymi wszystkim rzeczami. Bierzmy się do roboty.

A więc Drak zabrał się do układania swego nowego dobytku. W tym czasie Grif rządził kuchnią a Sarg przeglądał pożyczoną od chłopców książkę „CHOCHLIKUS PATRONUS” a w szczególności działowi poświęconemu ich rodzajom. Sarg co chwilę zerkał na Ribcia, który miotał się niespokojnie po klatce. W pewnym momencie lekturę przerwał Sargowi okropny hałas. Chochlik bębnił w kraty długim paznokciem wykonując jednocześnie serię skomplikowanych gestów. Czarodziej westchnął.

Jak się z nim porozumieć- pomyślał.

- Rozumiesz mnie?- spytał.

Stworek pokiwał energicznie głową.

- Chcesz polatać?- zaprzeczenie.- hm... Jesteś głodny?
Ribcio dosłownie oszalał ze szczęścia. Podskakiwał machając skrzydełkami i wydając z siebie przenikliwe piski.

- No dobrze poczekaj tu chwilę.

Sargon podszedł szybko do kufra i zaczął grzebać w torbach aż znalazł kilka biszkoptów. Chyba mogą być- stwierdził.

- Trzymaj- widząc niepewną minę stworka dodał.- To herbatnik. Jedzenie!

Jakby na jakąś komendę Ribcio podniósł ciastko do ust i zjadł je. Mag podał mu następnego i następnego. Gdy stwierdził, że już dosyć zamknął go z powrotem w klatce, po uprzedniej pogoni za uciekinierem. W końcu zmęczony opadł na fotel i skończył lekturę przy głośnym chrapaniu Ribcia.

***

Drak właśnie kończył układanie swoich nowych rzeczy, gdy poczuł zapach pieczonego dzika. Co prędzej wcisnął na półkę ostatnią księgę i udał się do kuchni. Zastał tam Grifa mieszającego w garnku z sosem. Obok na palenisku piekł się dzik.

- Hm... To jest uczta nie tylko dla podniebienia, ale i dla oka- pochwalił przyjaciela widząc jak starannie układa dodatki na tacy.

- Dziękuję Draku. Wiesz, że pierwsi goście już przybyli.

- Znów telepatia?

- Tak. Podobno to Arduk. Wielki mag znany ze swojej siły woli. Umie utrzymać nawet najbardziej zaawansowane zaklęcia przez długi czas. Zasłynął z udanej próby opanowania Gryfa Królewskiego. Możesz mi pomóc? Trzeba przenieść dzika na stół. O właśnie tak. Teraz to trochę ostygnie, a tymczasem przedstawię cię Ardukowi, braciom Surpa i Edgarowi. Właśnie przybyli.

 

 

Rozdział 6: MAGOWIE

Gdy weszli do salonu Drak zobaczyła czterech mężczyzn siedzących wokół Sarga.

- Witajcie- powiedział Grif.- Kolacja będzie niedługo.

- Edgarze, Arduku, Salmanasarze i Almanassarze powodem dla którego tu jesteście jest ten młodzieniec.

W tym momencie powietrze w rogu komnaty zamigotało. Sekundę później otworzył się tam ognisty portal. Wyszedł z niego podstarzały mag z długą siwą brodą.

- A oto i ostatnia oczekiwana przez nas oso...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin