HaH8.doc

(42 KB) Pobierz

Tłumaczenie: Penelopee
Beta: never_

Rozdział 8

BPOV
Siedziałam w sypialni Alice, gdy ona zajęta była szczotkowaniem, podkręcaniem i ciąganiem mnie za włosy. To była ta strona mojej przyjaciółki, którą lubiłam najmniej, choć muszę przyznać, że dla efektu warto cierpieć. Dzisiaj wystroiła mnie w jeansy oraz czarny sweter z dekoltem w serek. Najwyraźniej chciała pokazać więcej niż mi odpowiada, ponieważ  sweterek był naprawdę nisko wycięty.

- Będziemy się dzisiaj świetnie bawić Bells, a jutro pójdziemy zobaczyć Statuę Wolności, tak sądzę. Oczywiście zanim pójdziemy na zakupy.
- Zakupy? Naprawdę?
- Tak zakupy, przy South Street Seaport. To będzie zabawa, możesz być zarówno turystką i coś zobaczyć oraz robić zakupy w tym samym czasie Bells.

W końcu skończyła kręcić moje włosy i pracowała teraz nad moim makijażem.
- Tylko nie za mocny Alice - ostrzegłam, choć byłam świadoma tego, że równie dobrze mogłam nic nie mówić. I tak miała zamiar pomalować mnie według własnego upodobania, skupiając się głównie na moich oczach, używając eyelinera oraz mascary, by wydawały się większe. Szkoda tylko, że żaden kosmetyczny trick nie sprawi, by przestały wyglądać nudnie. - Więc gdzie idziemy?
- Do McGee’s. To irlandzki pub, gdzie razem z Jasperem lubimy jeść. A w piątkowe wieczory mają karaoke. Zobaczysz będziemy się świetnie bawić.
Przytaknęłam, wkładając moje czarne do kostki buty. – Wiesz Alice. tak się zastanawiam, chyba jednak zostanę w domu – powiedziałam niespodziewanie, będąc niepewna mojej „randki” z Edwardem, bez względu na to iż była nieoficjalna.

- Bello dlaczego chcesz się wycofać?
- Ponieważ to jest bezsensowne. Dlaczego taki ktoś jak Edward chciałby być ze mną? To jest oczywiste, że nie jest mną zainteresowany, dlatego nie będę robić sobie nadziei i zostanę w domu  - powiedziałam, chcąc wstać.

Może i Alice jest mała, ale za to bardzo szybka. Złapała mnie za ramiona, trzymając mnie tym samym w pozycji siedzącej. – Isabella Marie Swan, wychodzisz dzisiaj z Edwardem, Jasperem i mną i będziesz się świetnie bawić. Czy ci się to podoba, czy nie.

Westchnęłam. – Ale Alice – chciałam zacząć, ale mi przerwała.
- Nie ma żadnego „ale” młoda damo. Ty i Edward idziecie razem, koniec kropka. A teraz wyjdziemy stąd i będziemy się świetnie bawić – powiedziała, krzyżując ręce na piersi.
Spojrzałam na nią krzywo. - Zabiłoby cię, gdybyś się uśmiechnęła?

- Chcesz mnie zeswatać na siłę, Alice.
- To nie prawda Bello, chcę umówić cię na randkę z mężczyzną, który jest miłością twojego życia.

Jedynie westchnęłam, spojrzałam na nią siedząc wciąż na łóżku. – A co, jeśli znowu mnie zrani? - zapytałam prawie szeptem. To była całkowicie uzasadniona obawa. Edward już raz złamał mi serce, skąd mogę mieć pewność, że to się już nie powtórzy? Alice westchnęła i usiadła obok mnie.

- Bello, kocham cię, jesteś moją najlepszą przyjaciółką i zrobiłabym dla ciebie wszystko. Dosłownie wszystko, mam nadzieję, że jesteś tego świadoma. – Przytaknęłam jej. – A teraz, nigdy ci tego nie powiedziałam w liceum, ale naprawdę uważam że powinnaś porozmawiać z Edwardem o tym, co się wydarzyło w trakcie twoich urodzin. Wydaje mi się, że jego odpowiedź mogłaby ciebie zaskoczyć.

- Alice nie uważam, aby to był dobry pomysł.
- Zaufaj mi Bells, powinnaś wyjaśnić z nim pewne sprawy – powiedziała.Dobrze, chodźmy. Nie pozwólmy naszym chłopcom dłużej czekać. –Wzięła mnie za rękę i ściągnęła z łóżka.
- Dobrze
Gdy weszłyśmy do pokoju gościnnego Jasper i Edward czekali na nas. – Gotowe? – zapytał Jasper.
- Tak jesteśmy, nieprawdaż Bello?
- Oczywiście - powiedziałam, sięgając po mój czarny, wełniany płaszcz i szalik z krzesła, gdzie Edward go odłożył.
- Daj pomogę ci z tym zaproponował Edward, biorąc ode mnie nakrycie i przytrzymując tuż za mną.

- Dziękuję Edward - rzekłam cicho, owijając szalik wokół szyi tuż przed  zapięciem marynarki. Odwróciłam się do przyjaciół z wymuszonym uśmiechem.
- Chodźmy - powiedziałam. To będzie długa noc.

Zaczęliśmy rozmawiać wychodząc z holu. – Jesteś dzisiaj niesamowicie spokojna – zwrócił się do mnie Edward, kiedy wychodziliśmy z windy. – Wszystko w porządku? – zapytał. Na co się uśmiechnęłam, był taki słodki. Czy to naprawdę takie ważne, czy chce być ze mną, w końcu jest ponownie obecny w moim życiu, to więcej niż mogłam chcieć pięć miesięcy temu.
Tak, jest świetnie – powiedziałam, chwytając się jego ramienia, gdy tylko wyszliśmy na mroźną listopadową noc.

McGee’s było typowym miejscem, gdzie spotykają się studenci, jedną połowę zajmował barek a drugą restauracjaDodatkowo było tam sześć stołów do gry w bilard oraz miejsce, gdzie można pograć w rzutki, a także tak jak obiecywała Alice - scena do karaoke.

- Więc Bells, mam ciebie i Edwarda zapisać na karaoke? -  zapytała Alice, gdy tylko doszłyśmy do naszego stolika.
- Nie ma mowy Alice
- Oh daj spokój,  będzie zabawnie.
- Nie zgadzam się.
- Edward, może tobie uda się przemówić jej do rozumu – jęknęła Alice. Edward zaśmiała się i objął mnie, przyciągając tym samy do bliżej siebie. Jestem pewna, że na mojej twarzy zagościł  ogromny uśmiech. To było wręcz niewykonalne nie szczerzyć się, kiedy Edward dotykał mnie.
- Alice przecież wiesz, jak Bella jest nieśmiała. Nie ma mowy, żeby się na to odważyła. Poza tym nie ma takiej opcji, żebyś zaciągnęła mnie na tę scenę.
 


Oparłam się o niego i szepnęłam – Dziękuję za uratowanie mi życia.
- Dla ciebie wszystko Bells, dla ciebie wszystko.

Cieszyłam się sposobem w jaki ciało Edwarda oddziaływało na moje, a także jego ramieniem obejmującym mnie, kiedy moje błogie myśli zostały przerwane przez przyjście okropnego kelnera.
– Co mogę podać pięknym paniom? – zapytał.  Spojrzałam  do góry, by zobaczyć młodego chłopaka o blond włosach i niebieskich oczach o imieniu James. Wzdrygnęłam się lekko, a mój ukochany  przycisnął mnie jeszcze mocniej do siebie.

- Myślę, że weźmiemy cztery Cole –  odpowiedział Jasper.
- Cztery Cole – powtórzył, patrząc wprost na mnie, a gdy odchodził mrugnął do mnie zalotnie.
- Ewww – jęknęłam.
- Wygląda na to, że ktoś komuś wpadł w oko – podsumowała Alice
- Sądzę, że mam przy sobie wszystkich przyjaciół, których potrzebuję, dziękuję.

James wrócił po kilku minutach z naszymi napojami, a my dokończyliśmy zamówienie. Chłopak najwyraźniej nie należał do tych najbystrzejszych. Edward ani na moment nie przestał mnie obejmować, nawet kiedy jedliśmy trzymał mnie za lewą dłoń pod stołem. Jednak za każdym razem, kiedy James oddalał się od naszego stolika puszczał mi oczko, zupełnie nie zwracając uwagi na obejmującego mnie Edwarda. – Najwyraźniej nie traktuje Ciebie jako zagrożenie – zwróciłam się do Cullena.

- No cóż. Jeśli wie, co jest dla niego dobre, będzie trzymał się od ciebie z daleka podsumował. - Nie chcę rujnować naszej nocy przez tego dupka.

- Okay, Skoro żadne z was nie chce zaśpiewać, to może zagramy w bilard? – zapytał Jasper.
- Brzmi nieźle – odpowiedział Edward, a ja jęknęłam. – Co się stało Bello, nie lubisz tej gry? – zapytał mnie, w momencie gdy James wrócił.

- Jak mam podzielić rachunek? – zapytał kelner.
- Boże. Zastanawiające - odpowiedział Edward, na co James jedynie spojrzał na niego obojętnie. – Cóż gdybym miał zgadywać, to powiedziałbym, że nasza dwójka jest razem, tak samo jako druga para – powiedział Edward, porozumiewając się ze mną wzrokowo, tak samo jak z Alice i Jasperem.

- Oh, okay – powiedział James, tuż przed odejściem.
- Taki zagubiony, nie mający o niczym pojęcia. – podsumowała Alice.
- Nie musisz płacić za moja kolację – powiedziałam do Edwarda.
- Oczywiście, że muszę. Jesteśmy na randce Bella, poza tym nie dam mu tej satysfakcji, iż nie jestem twoim chłopakiem.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin