Ostatnie dni MM.pdf
(
241 KB
)
Pobierz
210759722 UNPDF
OSTATNIE DNI ŻYCIA I ŚMIERĆ MARILYN MONROE
1-4 sierpień 1962
W środę 1 sierpnia Evelyn Moriaty, dublerka i przyjaciółka Marilyn,
zatelefonowała do niej z wiadomością, że produkcja "Something's got to give"
rusza ponownie w październiku, a ona sama otrzyma 2,5 razy wyższą gażę, niż
przewidywał to poprzedni kontrakt. Evelyn wspomina, że "Marilyn była w
doskonałym nastroju, szalenie się cieszyła, że wraca do pracy. Rozmawiałyśmy o
scenariuszu i nowym dyrektorze, o wszystkim. Naprawdę była w szczytowej
formie". Marilyn miała jeszcze w perspektywie role w dwóch filmach, m.in. "Opowieść o Jean
Harlow", więc jej przyszłość rysowała się w jasnych barwach. Na razie Marilyn zajmowała się
przygotowaniami do ślubu z Joem DiMaggio, który miał odbyć się 8 sierpnia w Los Angeles.
Obydwoje zawsze byli ze sobą w kontakcie i Joe uważał, że ich życie będzie wyglądało inaczej niż
przedtem i teraz wszystko dobrze się ułoży. W podróż poślubną mieli pojechać do Nowego Jorku.
Susan Strasberg powiedziała: "Marilyn zrywała związki, mające na nią zły wpływ i wchodziła w
nowy, z Joem. Wiedziała, że potrzebuje uczuciowej opoki". Marilyn postanowiła zwolnić swoją
gosposię Eunice Murray, która traktowała aktorkę niemal jak swoją własność (np. przechwytywała
jej pocztę, odgradzała od przyjaciół), zawarła również przymierze z psychoterapeutą Marilyn,
Ralphem Greensonem, była jego przedstawicielką w domu Marilyn. Ostatnim dniem pracy Eunice
miała być sobota, 4 sierpnia. Aktorka zdawała również sprawę, że musi stawić czoło swemu
uzależnieniu od leków i od Greensona.
Popołudnie 1 sierpnia Marilyn spędziła w Foxie, rozmawiając o wznowieniu
produkcji "Something's got to give". Pat Newcomb, rzeczniczka Marilyn, wspomina,
że Marilyn "parę razy groziła, że wyrzuci Greensona i rozstanie się z nim". Teraz
aktorka była bliska spełnienia swej groźby. Eunice miała wkrótce odejść, a Marilyn
wychodziła za mąż, skutecznie porzucając Greensona i jego terapię dla męża i
podróży poślubnej.
W czwartek odbyła dwie sesje terapeutyczne z Greensonem, powiedziała mu o zwolnieniu
Eunice, o bliskim ślubie z Joem i o czasowym przerwaniu terapii, co Greenson mógł odebrać jako
chęć pozbycia się go. Marilyn tego dnia była razem z Eunice w antykwariacie, gdzie wybrała stolik
do swojej sypialni, który miał zostać dostarczony w sobotę. Właścicielowi magazynu powiedziała:
"Jestem ogromnie szczęśliwa, bo wychodzę za mąż, za kogoś, kto już kiedyś był moim mężem".
Około 18.00 zaprosiła przyjaciół na szampana i kawior. Goście wspominają: "Była bardzo
szczęśliwa, pełna wdzięku i optymizmu, promieniejąca humorem i
zdrowiem".
W piątek 3 sierpnia obudziła się rano wypoczęta, może dlatego, że
wieczorem nie zażyła proszków nasennych. Odbyła 1,5 godzinną sesję z
Greensonem. Później, w jej domu Hyman Engelberg, najwidoczniej wezwany
przez terapeutę, zrobił jej zastrzyk i dał receptę na nembutal. Te proszki
uzupełniły zapas wodzianu chloralu (pastylek nasennych o natychmiastowym
działaniu), które Greenson przepisał aktorce, aby ją odzwyczaić od barbituranów. Inny lekarz, Lee
Seigel również wypisał jej receptę na nembutal tego dnia. Jasne jest, że nie miała żadnych
problemów ze zdobyciem dowolnej ilości leków. Przypisywanie ich w nadmiarze wynikało częściowo
z braku współpracy między Greensonem a Engelbergiem, których kontakty utrudniała
nieprzyjemna sprawa rozwodowa tego ostatniego. Na przełomie lipca i sierpnia często trudno było
go znaleźć. Później Engelberg powiedział, że dbał o to, żeby Marilyn nie zażywała więcej niż jedną
tabletkę nembutalu dziennie, a i Raplh Greenson stwierdził, że dążył do tego, aby Marilyn
uniezależnić od leków. W sumie obaj lekarze doznali spektakularnego niepowodzenia.
Marilyn tego dnia spędziła całe popołudnie przy telefonie, załatwiała sprawy prywatne (np.
przymiarka sukni ślubnej) i zawodowe (otrzymała kolejną propozycję pracy). Nawet Eunice
przyznała, że w jej zachowaniu nie było cienia smutku: "Zbyt wiele miłych rzeczy ją czekało".
Zamówiła także drzewka cytrusowe i kwitnące rośliny do swojego ogrodu w nowym domu.
Zaprosiła Pat Newcomb, aby przyjechała do niej wieczorem i została na noc. Pat wspomina:
"Przyjęłam jej zaproszenie, była w bardzo dobrym nastroju, czuła się ogromnie szczęśliwa".
Gosposia pojechała na noc do domu, a Marilyn i Pat położyły się wcześnie spać.
Około 8.00 rano przyszła ostatni raz do pracy Eunice Murray, miała
dopilnować posadzenia roślin. Około 10.00 przyjechał jeden z fotografików
robiących zdjęcia sceny nad basenem na planie "Something's..", by
porozmawiać o warunkach opublikowania tych zdjęć w czasopismach. Później
powiedział: "Wydawało się, że Marilyn nie ma żadnych trosk". Później aktorka
pogadała przez telefon z przyjaciółmi, umówiła się ze swoim masażystą,
Ralphem Robertsem na niedzielne pieczenie mięsa w jej ogrodzie.
Tego słonecznego, letniego poranka wydawało się, że stoczona wiosną walka ze Studiem Foxa
była impulsem do zdobycia przez Marilyn samodzielności i osiągnięcia celu, do jakiego dążyła od
1955 roku. Nigdy przedtem nie złożono jej tylu różnorodnych i obiecujących propozycji
zawodowych.
Od 13.00 do 19.00 z przerwą między 15.00 a 16.30 spędził czas z Marilyn jej terapeuta, doktor
Ralph Greenson. Około 14.00 zatelefonował 20-letni syn Joe DiMaggio, Joe junior, odbywający
służbę w marynarce. Kontaktował się z Marilyn, podobnie jak dzieci Arthura Millera.
Około 15.00 Marilyn odebrała przesyłkę krzewów i sadzonek; wybrała je poprzedniego
popołudnia. Wprowadzała radykalne zmiany w nowym domu. Uprzednio czterdzieści razy zmieniała
wynajmowane mieszkania. Według Raplha Robertsa, nie zachowywała się, jakby miała popełnić
samobójstwo. "Podczas weekendu była w najlepszej formie od lat, nowy dom bardzo ją cieszył.
Pamiętam jej radość i śmiech".
Później gosposia odwiozła ją do domu Petera Lawforda, szwagra
prezydenta Kennedy'ego. Marilyn spędziła trochę czasu na plaży. Eunice i
Pat Newcomb zauważyły, że spokojne zachowanie Marilyn i jasny sposób
wypowiedzi drastycznie zmieniły się w ciągu dnia. Kiedy po wizycie
Greensona przyjechała na plażę, na pewno była pod wpływem narkotyków, z
trudem utrzymywała równowagę na piasku.
Sekcja zwłok (szczegóły później) wykazała wysokie stężenie nembutalu w jej wątrobie, którego
gromadzenie się musiało trwać kilka godzin. Gdy o 16.30 Marilyn i Eunice wróciły z plaży, znów
telefonował Joe junior, ale Eunice ponownie powiedziała mu, że Marilyn nie ma w domu, co
oczywiście nie było prawdą, bo wówczas znów przyjechał doktor Greenson, aby kontynuować sesję
terapeutyczną.
Około 17.00 Marilyn odebrała telefon od Petera Lawforda, który zapraszał ją do siebie na
przyjęcie, na którym miało być wiele gości, ale ona odmówiła. Kolejny telefon od Ralpha Roberta
odebrał Greenson, ale tylko powiedział bezceremonialnie "nie ma jej" i odłożył słuchawkę.
Dokładnie o tej porze Greenson spodziewał się telefonu od Hymana Engelberga, który miał
przyjść, aby zrobić jej zastrzyk na sen, jak to często czynił. Greenson oświadczył później, że
wyszedł około 19.15 pozostawiając Marilyn z Eunice Murray.
I od tej pory zaczyna się seria nielogicznych, fałszywie przedstawianych faktów i zwykłych
kłamstw maskujących prawdę o tragicznej i niepotrzebnej śmierci Marilyn Monroe.
Po pierwsze istnieje sprzeczność między relacją Greensona o pozostaniu Eunice z Marilyn, a
opowieścią gosposi. Lecz dwie rozmowy telefoniczne dają ważne wskazówki co do ostatecznego
rozwiązania tajemnicy okrywającej ostatnią noc Marilyn.
Pierwszy zadzwonił Joe junior, który wreszcie skontaktował się z
aktorką między 19.00 a 19.15, jak dokładnie pamięta, gdyż wtedy oglądał
w telewizji siódmą część partii w meczu baseballowym. Młody Joe powiadomił swoją byłą macochę,
że zerwał zaręczyny z pewną dziewczyną, nie lubianą przez Marilyn. Aktorka sprawiła na nim
wrażenie ożywionej, szczęśliwej i zadowolonej, na pewno nie była smutna. Greenson, który już miał
opuścić dom aktorki, odniósł podobne wrażenie - po rozmowie z pasierbem wydawała się dużo
weselsza. Drugi telefon był od Petera Lawforda, który wciąż miał nadzieję, że Marilyn pojedzie na
przyjęcie. Rozmawiał on z Marilyn o 19.40 lub 19.45 i znalazł ją w zupełnie innym stanie niż Joe
junior. Lawford słyszał kobietę nieszczęśliwą, otępiałą, mamroczącą coś ochrypłym głosem, tak, że
trudno było ją zrozumieć. Próbując przywrócić ją do przytomności, kilkakrotnie krzyknął do
słuchawki jej imię i pytał, co się dzieje. W końcu z wielkim trudem wzięła oddech i powiedziała:
"Pożegnaj Pat, pożegnaj prezydenta i pożegnaj siebie, bo jesteś miłym facetem". W tym
momencie - wyznał później Lawford - "naprawdę się przeraziłem". Zastanawiające, Marilyn
wyszeptała jeszcze "Zobaczę, zobaczę" i umilkła.
Lawford próbował potem dodzwonić się do aktorki, ale telefon był zajęty. Peter szalał z
niepokoju. Powód był, rzecz jasna, poważny. W przeciągu pół godziny Marilyn Monroe przydarzyło
się coś strasznego; jak stwierdził później koroner: "Marilyn śmiała się i gadała z synem Joego
DiMaggio... nie minęło 30 minut od tej rozmowy i Marilyn umierała... To jeden z najdziwniejszych
faktów w całej tej sprawie". Lawford uznał, że niebezpiecznie przedawkowała leki albo umiera. Z
paniką w głosie prosił wszystkich jej przyjaciół o pomoc. Chciał jechać do jej domu, ale Milton
Ebbins powiedział: "Peter, nie rób tego, jesteś szwagrem prezydenta! Jeśli tam pojedziesz, a ona
będzie pijana albo naćpana, to wieść o tym trafi na pierwsze strony gazet i zostaniesz w to
wplątany. Zadzwonię do Miltona Rudina i jeśli on się zgodzi, wtedy możesz pojechać, bo inaczej
naprawdę otworzysz puszkę Pandory". Ebbins zatelefonował do Rudina, który był adwokatem
Marilyn i uzyskał połączenie z jego biurem o 20.25 Rudin z kolei zadzwonił do gosposi i poprosił ją,
by zajrzała do Marilyn. Kiedy wróciła, powiedziała: "Czuje się dobrze", ale Rubin miał wrażenie, że
wcale nie wychodziła z domku dla gości. Rzeczywiście, Eunice nie była u Marilyn.
Kiedy Lawford usłyszał, że Marilyn ponoć dobrze się czuje, wcale go to nie przekonało i wciąż
dzwonił do jej znajomych (tego wieczoru i nocy nie wychodził z domu). Około 23.00 zatelefonował
do Joego Naara, który mieszkał pół mili od domu Marilyn, z prośbą, aby tam pojechał. Kiedy Joe
Naar już się ubierał, aby wyjść, odebrał kolejny telefon od Ebbinsa, który prosił go, aby nie
słuchał Lawforda, bo wszystko jest w porządku: Rudin właśnie się z nim skontaktował i przekazał
mu taką wiadomość "Lekarz Marilyn dał jej środki uspokajające i aktorka teraz odpoczywa. Tym
lekarzem był Ralph Greenson". Podczas, gdy Ebbins robił wszystko, aby nikt nie pojechał do
Marilyn, Lawford wciąż na nowo podnosił alarm i dopiero o 1.30 przestał wydzwaniać, bo wtedy
znał już prawdę z rozmowy z Ebbinsem, który usłyszał nowinę od Rudina.
Według Lawforda, Rudin dokładnie o tej porze zatelefonował do Ebbinsa z domu Marilyn, gdzie
wspólnie z Greensonem "znaleźli o północy martwą Marilyn". Zdaniem Miltona Rudina aktorka nie
żyła już przed północą. W pierwszej oficjalnej wersji stwierdził, że tej nocy wcześnie wrócił z
przyjęcia i wówczas zadzwonił jego szwagier Ralph Greenson: "Dzwonił Romey. Był tam. Marilyn
nie żyje". Rudin dodał, że natychmiast pojechał na miejsce zdarzenia.
Okres, w którym musiała nastąpić śmierć aktorki, jeszcze bardziej się skurczył w świetle
wiadomości telefonicznej, jaką otrzymał Arthur Jacobs w hollywoodzkim amfiteatrze, gdzie był
na koncercie wraz z żoną Natalie i producentem. Natalie Jacobs wspomina: "Około 22.00 lub
22.30 ktoś wszedł do naszej loży i powiedział: >Panie Jacobs, proszę natychmiast pójść z nami.
Marilyn Monroe nie żyje<. Nigdy tego nie zapomnę. Arthur poprosił producenta, aby odwiózł mnie
do domu. Nie wiem dlaczego, ale miałam przeczucie, że to Rudin zadzwonił do Arthura do
amfiteatru, a do Rudina zadzwonił Greenson z domu MM". Zatem dobrze przed północą kilka osób,
bliskich Marilyn, wiedziało o jej śmierci i przystąpiono do działania. Ciężar informowania
światowej opinii publicznej o tej kłopotliwej, jak się wkrótce okaże śmierci, spadł na Pat
Newcomb. O śmierci Marilyn poinformował ją ostatecznie Rudin w niedzielę o 5.00 rano.
"Dokładnie pamiętam co powiedział - wspomina Pat - >Zdarzył się wypadek. Marilyn wzięła za dużą
dawkę leków< Spytałam - "Dobrze się czuje?", a on odparł: >Nie, nie żyje<.
Te bezpośrednie relacje pozostają w całkowitej sprzeczności z oficjalnym raportem o śmierci
MM, opartym na wersji wydarzeń podanej przez Greensona i Murray. Eunice stwierdziła, że
obudziła się o 3.00 "z przyczyn, których wciąż nie rozumiem" (jak powiedziała z właściwą jej
mieszaniną udawanej niewinności, fałszywej skromności i sztucznej tajemniczości). Potem
zauważyła światło pod drzwiami pokoju Marilyn, ale drzwi były zamknięte na klucz i wtedy
zadzwonił Greenson, pouczył ją, aby wzięła pogrzebacz, wyszła z domu, rozsunęła zasłony przez
otwartą kratę i zobaczyła, czy Marilyn śpi. Eunice zobaczyła nagą aktorkę leżącą bez ruchu na
łóżku. Powiedziała o tym Greensonowi przez telefon, który natychmiast przyjechał, wybił drugie,
nie okratowane okno i przez nie wszedł do jej sypialni. Do Eunice powiedział "Straciliśmy ją".
O 3.50 Greenson zadzwonił do Engelberga, który po przybyciu stwierdził, że Marilyn nie żyje.
O 4.25 lekarze wezwali policję. Słabym punktem tej opowieści jest stwierdzenie, że pod drzwiami
widać było światło - niedawno położono w jej sypialni gruby, wełniany dywan, tak, że drzwi
domykały się z trudem. Niemożliwe zatem, aby przez szparę widać było światło. Kiedy później
zapoznano Eunice z tym faktem, szybko zmieniła zeznania mówiąc, że przeraziła się, kiedy
zobaczyła pod drzwiami sznur od telefonu. Lecz chodziło także o poważniejsze sprawy. Marilyn
nigdy nie zamykała na klucz drzwi do sypialni i tak postępowała przez całe życie. Poza tym w
sypialni aktorki nie było zasłon, które można by rozsunąć pogrzebaczem, a ciężka nie
przepuszczająca światła tkanina, przybita na całej szerokości okna i z boku. Marilyn przeszkadzał
w zaśnięciu najmniejszy promyk słońca, dlatego tkanina pozostawiona była w jednym kawałku.
Eunice plątała się również w zeznaniach dotyczących przybycia doktora Greensona. Greenson
opowiedział policji tę samą historię, którą przedstawiła Murray, lecz nigdy nie zmienił swojej
wersji. Brak wzmianki w obu zeznaniach o obecności Miltona Rudina podważa wiarygodność relacji
doktora Greensona. Budzący wątpliwości oficjalny raport doprowadził między innymi do tego, że
powstało wiele fantastycznych teorii spiskowych, nikczemnych intryg i twierdzeń o morderstwie
inspirowanym przez rząd i tak dalej. Sprawa jest oczywista: nie ma żadnych konkretnych
dowodów na potwierdzenie jakiejkolwiek teorii mówiącej o udziale FBI, CIA, Kennedych lub ich
kumpli, o zorganizowanym lub przypadkowym morderstwie. Psychiatra i gospodyni zawsze
skrupulatnie unikali dokładnego zanalizowania tej sprawy - on dzięki swej ogładzie, wysokiej
pozycji i sprytnemu zasłanianiu się tajemnicą zawodową, a ona dzięki wykreowaniu się w oczach
opinii publicznej na miłą starszą panią, do czego w dużej mierze przyczyniły się wywiady w prasie i
telewizji. A przecież, jak wynika z ich zachowania tego tragicznego wieczoru, co wkrótce
potwierdzą wyniki badań lekarskich, tylko tych dwoje miało coś do ukrycia.
Greg Schnaider, prezes fan-clubu Marilyn Monroe w Los Angeles nie wierzy w jej samobójstwo.
"Najważniejsze, że w końcu zapuściła korzenie i kupiła dom. Odbieranie sobie życia w takim
momencie - to nieprawdopodobne. Marilyn nie była w depresji, podpisała kilka kontraktów". Greg
Schnaider jest w posiadaniu wielu pamiątek po aktorce, m.in. komody, stojącej w jej sypialni.
Powiedział: "Gdyby ta komoda umiała mówić, wyjaśniłaby wiele tajemnic".
5 sierpień 1962
O 4.25 rano sierżant Jack Clemmons odebrał telefon i usłyszał: "Marilyn
Monroe nie żyje, popełniła samobójstwo". 10 minut później przybył do domu
aktorki na 12305 Fifth Helena Drive i zobaczył w sypialni nagą aktorkę
leżącą twarzą w dół, z prześcieradłem przyciągniętym do ciała. W pokoju
obecni byli Greenson i Engelberg, Milton Rudin zdążył już wyjść, natomiast
gospodyni Murray była bardzo zajęta obsługą pralki. Bardzo szybko, coraz
więcej policjantów zaczęło przyjeżdżać na miejsce wypadku - a wśród nich detektyw sierżant
Robert Byron, który przejął prowadzenie sprawy i zaczął przesłuchiwanie: "Pani Murray dawała
niejasne i możliwie wymijające odpowiedzi na pytania o to, co robiła panna Monroe w tym czasie".
Rano Pat Newcomb i Milton Rubin zjawili się w domu Marilyn. Wkrótce Pat, rzeczniczka aktorki,
wróciła do siebie, by odpowiadać na dzwoniące bez przerwy telefony z
całego świata.
Około 5.30 rano ciało Marilyn Monroe zabrano do kostnicy w Westwood
Village - nie wiadomo dlaczego, gdyż okoliczności śmierci wymagały sekcji
zwłok, którą można było przeprowadzić tylko w biurze koronera w centrum
miasta. O 10.30 zastępca koronera, doktor Thomas Noguchi, zakończył
sekcję zwłok Marilyn. Nie było zewnętrznych objawów przemocy, we krwi
wykryto 8 miligramów wodzianu chlorku oraz 4,5 miligrama nembutalu, w wątrobie było 13
miligramów nembutalu. Policja natomiast pilnowała domu i "nikt niczego nie
zniszczył". Gosposia po zrobieniu prania opuściła willę - jeden dzień później, niż
zaplanowała.
Orzeczenie koronera w sprawie śmierci Marilyn kilkakrotnie się zmieniało.
Przyczyną śmierci "Mogło być przedawkowanie barbituranów", później napisał
"Prawdopodobnie było to samobójstwo". 27 sierpnia wydał ostateczne
orzeczenie, które brzmiało: "Ostre zatrucie barbituranami - przyjęcie zbyt
dużej dawki leków". Doktor Robert Litman, członek Zespołu ds. Samobójstw po rozmowie z
Greensonem na temat lekarstw, jakie przyjmowała aktorka, stwierdził: "Było to samobójstwo lub
przynajmniej igranie ze śmiercią". Litman i jego koledzy z Zespołu zgodzili się, że to było
samobójstwo, ponieważ takie było orzeczenie lekarza sądowego. "Marilyn nie była ani osobowością
psychotyczną ani narkomanką. Przyjmowane przez nią dawki można określić jako niewielkie do
średnich i na pewno nie była niezrównoważona psychicznie" - stwierdził inny członek Zespołu.
Litman powiedział: "Chcieliśmy z tym skończyć, podjąć ostateczną decyzję, zamknąć sprawę,
wydać akt zgonu i zapomnieć o tym. Oczywiście, okazało się, że była to płonna nadzieja. Nikt nigdy
o tym nie zapomniał".
Zastępca lekarza sądowego, doktor Thomas Noguchi, przeprowadzający sekcję zwłok, John
Miner, który mu towarzyszył i jeszcze kilku patologów doszło do całkowicie odmiennych wniosków
niż koroner, który wydał orzeczenie i Zespół ds. Samobójstw. John Miner nie wierzył, że aktorka
targnęła się na swoje życie, nie dał wiary orzeczeniu o samobójstwie z czysto medycznych
powodów, pozatym od Greensona dowiedział się, że Marilyn robiła plany na przyszłość i uważała, że
"wszystko co złe, ma już za sobą i teraz może rozpocząć nowe życie".
Bez względu na to, jakie leki spowodowały zgon, mogły się one dostać do organizmu trzema
drogami: doustnie, poprzez zrobienie zastrzyku albo lewatywy. Marilyn nie mogła umrzeć wskutek
doustnego zażycia kapsułek z paru przyczyn. Po pierwsze, każdy patolog sądowy, porównawszy
stężenie nembutalu we krwi i w wątrobie, stwierdzi, że Marilyn żyła jeszcze wiele godzin po
przyjęcie leku. Nie znaleziono śladu leków w żołądku ani w dwunastnicy, gdzie następuje
wchłanianie. "Barbiturany zostały wchłonięte w ciągu paru godzin, nie minut - według Johna Minera
- w ściśle określonym czasie". Ten raport był zgodny z tym, co wiadomo o zachowaniu Marilyn w
ciągu tego dnia, które sam Greenson określił jako stan "pewnego oszołomienia". Po drugie umyślne
przedawkowanie nembutalu byłoby czynem całkowicie sprzecznym ze wszystkim, co wtedy działo
się w życiu Marilyn Monroe - szczególnie po radosnej rozmowie z Joem juniorem. Po trzecie, jeśli
chciałaby popełnić samobójstwo, to zażyłaby dużą ilość leku naraz, a nie łykałaby kapsułek przez
cały dzień. Barbiturany szybko zatrułyby organizm i nastąpiłaby śmierć. Gdyby tak się stało,
znaleziono by w żołądku resztki leku. Doktor Arnold Abrams stwierdził: "Prawdopodobieństwo, że
połknęła pigułki i od nich umarła jest bliska zera".
Możliwość zrobienia zastrzyku z barbituranów także należy odrzucić. John Miner zeznał, że
"Obejrzano pod lupą każdy milimetr jej ciała i nie zauważono żadnych śladów po igle". Duża dawka
leku, wstrzyknięta domięśniowo lub dożylnie, musiałaby doprowadzić do natychmiastowej śmierci i
o wiele wyższego poziomu leku we krwi. Pozostaje więc ostatni sposób przedostania się
barbituranów do organizmu. Miner stwierdził: "Na dużej powierzchni okrężnicy widać było
Plik z chomika:
mstokrotka
Inne pliki z tego folderu:
Ostatnie dni MM.pdf
(241 KB)
Inne foldery tego chomika:
Cz. I - 1926 - 1946
Cz. II - 1947 - 1951
Cz. III - 1952 - 1955
Cz. IV - 1956 - 1960
Cz. V - 1961 - 1962
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin