Smith L. J - Świat nocy 02 - Wybrani [Roz. 9-10].pdf

(155 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 9
K iedy po raz ostatni utożsamił się z człowiekiem? Chyba w dniu, w którym sam przestał
nim być. Nie w tej samej chwili. Początkowo cały gniew skierował na Huntera Redferna...
Przebudzenie się martwym to doświadczenie, którego się nie zapomina. Quinn ocknął się w
domu Redfernów przed kominkiem.
Otworzył oczy i zobaczył nad sobą trzy piękne dziewczęta.
Garnet, z lśniącymi włosami koloru wina, Lily, brunetkę z oczami barwy topazu, i Dove, jego
delikatną Dove, o kasztanowych włosach, z wyrazem pełnej niepokoju miłości na twarzy.
Wtedy właśnie Hunter powiedział mu, że od trzech dni nie żyje.
- Powiedziałem twojemu ojcu, że pojechałeś do Playmouth, nie prostuj tego. I nie
staraj się ruszać, jesteś jeszcze słaby. Wkrótce przyniesiemy ci coś na
wzmocnienie. - Redfern stał za córkami obejmując je ramionami. Wszyscy patrzyli na
Quinna. - Ciesz się. Jesteś teraz jednym z nas.
Ale Quinn czuł tylko przerażenie. I ból. Kiedy dotknął kciukami zębów, zrozumiał, gdzie
tkwiło źródło bólu. Jego kły stały się tak długie jak u dzikiego kota i pulsowały bólem przy
najmniejszym dotyku.
Był potworem. Nieludzką kreaturą, która potrzebowała krwi, by przetrwać. Hunter Redfern
mówił mu prawdę o swojej rodzinie. Teraz przemienił Quinna w jednego z nich.
Quinn, oszalały z wściekłości, podskoczył i usiłował chwycić Huntera za gardło.
Ale Hunter się zaśmiał, z łatwością odpierając atak. Następne, co Quinn pamiętał, to to, jak
biegł leśną ścieżką w stronę domu ojca. A właściwie przedzierał się przez las, potykając się
co chwila. Z trudem znajdował siły, by iść. Nagle tuż za nim znała zła się Dove. Jego mała
Dove, która biegła tak szybko jak wiatr Uspokoiła Quinna, podniosła i przekonała do
powrotu.
Ale Quinn potrafił myśleć tylko o jednej rzeczy; musiał dostać się do ojca. Jego ojciec był
pastorem, wiedziałby, co zrobić, mógł pomóc.
I wtedy Dove zgodziła się iść z nim.
Później zdał sobie sprawę z błędu, który popełnił.
Dotarli do domu Quinna. W tym momencie Quinn najbardziej bał się, że jego ojciec nie
uwierzy w historię o śmierci i pragnieniu krwi. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na nowe
zęby Quinna, by go przekonać.
Jak sam oświadczył, potrafił rozpoznać diabła z daleka.
I dobrze wiedział, co musi zrobić. Jak każdy purytanin, czuł się w obowiązku wykorzeniać
zło i grzech, ilekroć się z nimi zetknął.
Chwycił kawał drewna z kominka - sosnową szczapę - i złapał Dove za włosy.
Dopiero wtedy rozległ się krzyk. Quinn nigdy go nie zapomni. Krucha Dove nie zdobyła się
na walkę. Quinn miał zbył mało sił, by ją ocalić.
Starał się. Rzucił się na nią, by osłonić jej ciało przed uderzeniem kołka. Na zawsze pozostała
mu po tym blizna. Ale drewno, które tylko go drasnęło, przeszyło serce Dove. Umarła,
patrząc mu w twarz, a on widział, jak gaśnie światło w jej oczach.
Nastało ogromne zamieszanie. Jego ojciec przeklinał go i płakał, wyrywając zakrwawiony
kołek z ciała Dove. Wszystko skończyło się, gdy w drzwiach stanął Hunter Redfern w
towarzystwie Lily i Garnet. Zabrali Quinna i Dove do domu. Ojciec Quinna pobiegł do
sąsiadów po pomoc, Chciał spalić dom Redfernów.
205839411.002.png
I wtedy Hunter wypowiedział słowa, które przerwały wszelką więź, jaką Quinn wciąż jeszcze
utrzymywał ze swoim starym światem.
- Była zbyt delikatna, by żyć w świecie ludzi - powiedział Redfern, patrząc na swoją
martwą córkę. - Czy myślisz, że sobie poradzisz?
A Quinn, oszołomiony i wygłodzony, zbyt przerażony, by mówić , uznał, że owszem, on
poradzi sobie lepiej. Ludzie byli wrogami. Nie zaakceptowaliby go niezależnie od tego, co by
robił. Stał się czymś, co potrafili wyłącznie nienawidzić - zdecydował zatem, że stanie się zły.
- Nie masz już rodziny - stwierdził Hunter. - Z wyjątkiem Redfernów.
Od tamtej pory Quinn uważał się wyłącznie za wampira.
Pokręcił głową, po raz pierwszy od wielu dni myśląc dosyć jasno.
Ta dziewczyna go zaniepokoiła. Ta dziewczyna z piwnicy. Której twarzy nigdy nie zobaczył.
Przez te dwa dni, które upłynęły od ich spotkania, myślał wyłącznie o tym, by ją odnaleźć
To, co stało się pomiędzy nimi... Wciąż nic nie rozumiał. Gdyby była czarownicą, uznałby, że
rzuciła na niego urok. Ale byłą człowiekiem. I sprawiła, że zwątpił we wszystko, co myślał na
temat ludzi.
Obudziła w nim uczucia, których nie zaznał, odkąd Dove umarłą w jego ramionach.
Ale teraz... Może to i lepiej, że nie zdołał jej znaleźć. Dziewczyna z piwnicy była łowczynią
wampirów. Tak jak jego ojciec. Jego ojciec, który z szaleństwem w oczach i szlochem na
ustach przebił serce Dove.
Quinn jak zwykle na to wspomnienie poczuł, że jest bliski obłędu.
Jaka szkoda, że musi zabić tamtą dziewczynę z piwnicy.
Nie mógł nic na to poradzić. Łowcy wampirów byli jeszcze gorsi niż zwykli głupi ludzie.
Łowcy wampirów byli złem tego świata, które należało wykorzenić. A świat nocy to jedyne
miejsce, w którym chce żyć.
W tym tygodniu ani razu nie poszedłem do klubu , pomyślał Quinn, odsłaniając zęby. Roześmiał się
głośnym, chropowatym i dziwnym śmiechem . Może lepiej pójdę tam dziś.
Wszystko jest częścią wielkiego tańca , powiedział w myślach do dziewczyny z piwnicy, chociaż
ona oczywiście nie mogła go usłyszeć. Tańca życia i śmierci. Tańca, który toczą się w każdej chwili
na całym świecie, od afrykańskiej sawanny aż po arktyczne lodowce i krzaki w parku miejskim w
Bostonie .
Zabijanie i jedzenie. Polowanie i umieranie. Pająk chwyta muchę, niedźwiedź polarny fokę.
Kojot rzuca się na króliku i tak zawsze wyglądał świat. Ludzie także stanowili jego część, tyle
że pozwalali, by część pracy odwalały za nich rzeźnie. A ofiary spożywali w postaci
hamburgerów z McDonalda.
Wszystko działo się w pewnym porządku. Do tańca potrzeba było łowców i ofiar. Gdy
pojawiały się dziewczyny, które pragnęły ofiarować się mocy ciemności, okrucieństwem było
gdyby Quinn nie dostarczył im owej ciemności.
Wszyscy odgrywali tylko swoje role.
Quinn ruszył w stronę klubu, śmiejąc się w taki sposób, że wystraszył nawet samego siebie.
Klub oddalony był zaledwie o kilka przecznic od magazynu zauważyła Rashel. Rozsądne
rozwiązanie . Wszystko w tej operacji wydawało się niezwykle dopracowane. Rashel
wyczuwała tu rękę Quinna.
Ciekawe, czy płacą mu za dostarczanie dziewczyn na sprzedaż , pomyślała. Słyszała, że Quinn lubi
pieniądze.
205839411.003.png
- Pamiętaj, kiedy wejdziemy, nie znasz mnie – powiedziała do Daphne - To
bezpieczniejsze rozwiązanie. Jeśli wiedzą, że uciekłaś, nabraliby podejrzeń,
gdybyś teraz zjawiła się w towarzystwie nieznajomej.
- Rozumiem. - Daphne miała podnieconą i lekko wystraszona minę. Pod płaszczem miała
obcisły czarny top i krótką spódniczkę. Czarne pończochy migotały na jej nogach, gdy biegła
do drzwi.
W płaszczu Rashel miała nóż, schowany w szwie. Wykonany był z lingum vitae ,
najtwardszego drewna na ziemi. Pochwa kryła wiele interesujących schowków.
To był nóż wojownika ninja. Sensei, który uczył Rashel sztuk walki, na pewno nie byłby
zadowolony- podobnie jak nie zaakceptowałby faktu, że Rashel ubiera się w kostium
wojownika. Sensei pochodził z rodziny samurajów i uczył ją, by zawsze walczyć honorowo.
Ale Sensei nie znał się na wampirach... Aż było za późno. Dopadły go we śnie, szły po tropie
Rashel.
Czasem honor po prostu nie wystarcza , pomyślała Rashel, wchodząc do klubu. Z wielkim trudem
utrzymywała równowagę na szpilkach. Czasem trzeba walczyć wszystkimi sposobami.
Do Krypty można było wejść przez sfatygowane zielone drzwi z wąskim, zmatowiałym
okienkiem. Budynek wyglądał, jak gdyby kiedyś mieściła się w nim niewielka fabryka. Na
drzwiach wciąż wisiała zardzewiała tabliczka: „Osobom nieupoważnionym wstęp
wzbroniony".
Rashel skrzywiła się lekko i zapukała do drzwi, tuż pod znakiem.
Chwilę później odniosła wrażenie, że ktoś ją sprawdza albo ocenia. .Stanęła z rękami w
kieszeniach płaszcza. Rozchyliła poły, by odsłonić aksamitny kostium. Usiłowała przybrać
wyraz twarzy podobny do miny Daphne.
Po drugiej stronie okienka zapaliło się światło, ponure, fioletowogranatowe, lekko
rozświetlane czerwoną smugą. Rashel zgrzytnęła zębami i czekała cierpliwie.
W końcu drzwi się otworzyły.
- Hej, witaj. Skąd się o nas dowiedziałaś? – wymamrotał z wystudiowaną niedbałością
blondyn, wyciągając dłoń. Chociaż był zgarbiony i sztucznie wyluzowany, w oczach
błyszczało coś wyrazistego. Rashel musiała zapanować nad instynktem żeby natychmiast nie
rzucić się do walki.
To był wampir.
Nie miała najmniejszej wątpliwości. Miał srebrzystobłękitne oczy mordercy.
Mam przyjemność z Iwanem Groźnym , pomyślała Rashel. Podała mu rękę, umyślnie rozluźniając
dłoń.
- Przyjaciółka mówiła mi, że to hiperfajne miejsce - powiedziała z uśmiechem. Użyła
nowego głosu, który w zamierzeniu miał brzmieć melodyjnie i uwodzicielsko. Jak zauważyła
z pewnym żalem, brzmiał raczej jak mruczenie głodnego kota przed pełną miską. - Po prostu
musiałam przyjść, żeby się przekonać. Chciałabym cię bliżej poznać. - Podeszła krok
bliżej i znów się uśmiechnęła. Może powinna mrugnąć?
Ivan był jednocześnie zainteresowany i zaniepokojony.
- Jaka przyjaciółka?
- Marnie Emmons - odparła Rashel, patrząc mu w oczy. Wiedziała, że Marnie nie przyjdzie
tej nocy do klubu.
Iwan Groźny pokiwał głową i gestem zaprosił ją do środku
- Baw się dobrze. No i może spotkamy się później.
205839411.004.png
- Mam nadzieję - powiedziała Rashel i weszła. Przeszła pierwszy test. Nie wątpiła, że
gdyby nie spodobała się Ivanowi, wylądowałaby na chodniku. Daphne też udało się wejść, co
znaczyło, że wampiry uwierzyły w jej historyjkę.
Wnętrze przypominało piekło. Nawet nie przypominało. To po prostu było piekło. Hades.
Podziemny świat. Światła lśniły jak piekielny ogień, rzucając wygięte fioletowe cienie.
Muzyka, dziwaczna, pełna dysonansów, brzmiała, jak gdyby ktoś puszczał taśmy od tyłu.
Rashel pochwyciła strzępki rozmów:
- potem wybieramy się na śmieci...
- zero kasy, muszę z kogoś ściągnąć...
- powiedziałam mamie, że będę na spotkaniu koła...
Róznorodne towarzystwo , pomyślała.
Wszyscy mieli jednak coś wspólnego: byli młodzi. Najstarszy z dzieciaków mógł skończyć
osiemnastkę. Najmłodsi... kilku dziewczynkom Rashel nie dałaby więcej niż dwanaście lat.
Chciała natychmiast zawrócić i wepchnąć w Ivana jakiś drewniany przedmiot.
Chłodna wściekłość, którą poczuła, gdy po raz pierwszy usłyszała o Krypcie, coraz bardziej
się w niej rozpalała na widok wszystkiego, co tu zobaczyła. To wielka pułapka, gigantyczne
wnyki , pomyślała, zdejmując płaszcz i kładąc go na stertę ubrań lżących na ziemi.
Ale jeśli chciała położyć temu kres, musiała opanować nerwy i trzymać się planu. Przystanęła
przy kolumnie z czystego żelaza i zlustrowała pokój, poszukując wampirów.
Na jego widok Rashel poczuła dziwne ukłucie. Chciała odwrócić wzrok, ale nie potrafiła.
Śmiał się i to właśnie przykuło jej uwagę. Na chwilę upiorne wnętrze rozświetliło się
kolorami tęczy. Ten śmiech promieniował.
Rashel z obrzydzeniem uświadomiła sobie, że ma rumieńce i bardzo szybko bije jej serce.
Nienawidzę go , pomyślała. I naprawdę nienawidziła go za to co z nią robił. Usuwał jej grunt
spod nóg. Czuła się bezbronna i zdezorientowana.
Rozumiała, dlaczego dziewczęta gromadzą się wokół niego, pragnąc oddać się ciemności jak
stado dziewic poświęconych na ofiarę. Co innego można zrobić z takim facetem? - pomyślała.
Zabić go . Rashel nie widziała innego rozwiązania, nawet gdyby Quinn nie był wampirem, co
uświadomiła sobie w przypływie nagłej radości. Dłuższy kontakt z kimś o takim uśmiechu
musiałby ją unicestwić.
Rashel mrugała szybko, usiłując się opanować. W porządku. Skup się na tym, co masz zrobić. W
końcu go zabijesz, ale nie w tej chwili. Teraz musisz dać się wybrać.
Ostrożnie stąpając na szpilkach, zbliżyła się do grupki Quinna
Początkowo nawet jej nie zauważył. Patrzył na Daphne i pozostałe dziewczyny, często się
śmiejąc - zbyt często . Rashel wydał się dziki i trochę rozgorączkowany. Jak diabelski Szalony
Kapelusznik na zwariowanej herbatce.
- ...czułam się tak okropnie, że nie dotarłam na spotkanie... - mówiła właśnie
Daphne.- Chciałabym przynajmniej wiedzieć, co się stało, bo kompletnie nic z tego
nie rozumiem
Opowiada swoją bajeczkę , stwierdziła Rashel. Na szczęście żaden ze słuchaczy nie zdradzał
nawet najmniejszej podejrzliwości.
- Nie widziałam cię tu wcześniej - powiedział głos za nią Należał do uderzająco pięknej
dziewczyny o ciemnych włosach, bardzo bladej cerze i oczach jak bursztyny albo topazy
Trochę jak oczy jastrzębia . Rashel zamarła, napinając każdy najdrobniejszy mięsień, by nie
zmienić wyrazu twarzy.
Kolejny wampir.
Nie miała wątpliwości. Skóra koloru płatków kamelii, światło w oczach... To musiała być ta
wampirzyca, która przynosiła Daphne jedzenie do magazynu.
205839411.005.png
- Tak, to mój pierwszy raz - powiedziała Rashel, zdobywając się na radosny i
entuzjastyczny ton. - Nazywam się Shelly . - Imię w wystarczającym stopniu przypominało
prawdziwe żeby mogła reagować na nie automatycznie.
- Jestem Lily - powiedziała chłodno dziewczyna, nie przestając świdrować Rashel
spojrzeniem jastrzębich oczu.
Rashel z trudem zachowała równowagę. To Liły Redfern! - pomyślała, rozpaczliwie usiłując się
uśmiechać. Wiem, że to ona. Czy jakaś inna Lily mogłaby pracować z Quinnem?
Stoi przede mną prawdziwy członek klanu Redfernów. Córka Huntera Redferna!
Przez chwilę kusiło ją, by zwyczajnie sięgnąć po nóż. Zabilcie kogoś tak sławnego jak Lily
było niemalże warte porzucenia pomysłu dostania się do enklawy.
Ale z drugiej strony Hunter Redfern należał do umiarkowanego stronnictwa wampirów i
cieszył się wielkimi wpływami w radzie świata nocy. Pomagał trzymać w ryzach inne
wampiry. Atak na jego córkę mógłby go tylko rozwścieczyć i w efekcie skłonić do poparcia
tej części rady, która życzyła sobie masowych mordów na ludziach.
A Rashel straciłaby wszelką nadzieję na to, by dotrzeć do samego serca organizacji handlarzy
niewolników, tam, gdzie kryły się prawdziwe szumowiny.
Nienawidzę polityki , pomyślała Rashel. Ale już uśmiechała się promiennie do Lily, szepcząc
coś tak niewinnie, jak tylko potrafiła.
- Marnie opowiedziała mi, jakie to świetne miejsce, i strasznie cieszę, że
przyszłam, bo podoba mi się jeszcze bardziej, niż myslałam. Napisałam taki
wierszyk...
- Czyżby? Oddam wszystko, żeby nie musieć go słuchać - powiedziała Lily.
Zainteresowanie w jej oczach zgasło, a na twarzy pojawiła się pogarda. Najwyraźniej uznała
Rashel za ostatnią idiotkę i postawiła na niej kreskę. Odeszła, nie odwracając się.
Dwa sprawdziany zdane. Został jeszcze jeden .
- I za to właśnie lubię Lily. Jest tak zupełnie zimna - powiedziała jakaś dziewczyna
obok Rashel. Miała falujące kasztanowe włosy i nabrzmiałe wargi. - Cześć, nazywam się
Huanita - dodała.
Ona mówi serio , pomyślała Rashel, przedstawiając się. Grupa Quinna nareszcie zwróciła na nią
uwagę. Wszyscy podzielali zdanie Huanity. Fascynowała ich chłodna osobowość Lily i jej
nieczułość. Uznawali to za silę.
Tak. Uczucia przynoszą ból. Może także powinnam podziwiać Lily , pomyślała Rashel. Czuła, że ma
z tymi dziewczynami zbyt wiele wspólnego.
- Lily, Księżniczka Śniegu - wymamrotała inna dziewczyna. - Zachowuje się tak, jak
gdyby w ogóle nie pochodzili z Ziemi, tylko z jakiejś innej planety.
- Trzymaj się tej myśli - powiedział nowy głos, roześmiany lekko szalony.
Ten głos wywarł na Rashel kolosalne wrażenie. Zesztywniał jej kark, a po nadgarstkach
przebiegły iskry. Poczuła dławienie w gardle.
W porządku, sprawdzian numer trzy , pomyślała, wykorzystując całe zdyscyplinowanie, którego
nauczyła się, gdy opanowywała sztuki walki. Nie trać zimnej krwi. Spokój, chłód i zdecydowanie.
Dasz radę.
Odwróciła się, by spojrzeć Quinnowi w oczy.
205839411.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin