Steiner Rudolf - Misteria dawnego Egiptu.doc

(140 KB) Pobierz

MISTERIA DAWNEGO EGIPTU

 

Rudolf Steiner

 

Kiedy juz wolny od ciala w jasne sie wzniesiesz niebiosa, niesmiertelnym staniesz sie bogiem i nigdy nie zaznasz juz smierci. W tych slowach Empodoklesa mamy jakby kwintesencje wszystkiego, co mysleli dawniej Egipcjanie o wiecznym pierwiastku w czlowieku i o jego zwiazku z bóstwem. Swiadczy o tym egipska "Ksiega zmarlych" odcyfrowana w 19wieku dzieki mozolnej pracy uczonych (por. Lepsius "Das Totenbuch dar alten Aegypter", Berlin 1842). Jest to najcenniejszy zabytek literatury jaki sie nam zachowal po dawnych Egipcjanach. Znajdujemy tam wszelkiego rodzaju pouczenia i modlitwy, które dawno zmarlemu do grobu, aby go prowadzily, skoro sie juz uwolnil od swej doczesnej powloki. Ksiega ta zawiera najglebsze poglady Egipcjan na rzeczy wieczne i na rozwój swiata. Wyczuwamy w niej stosunek do bogów bardzo podobny do pogladów mistyki greckiej. Sposród róznych bogów, którym oddawano czesc w poszczególnych prowincjach Egiptu, Ozyrys stal sie z czasem bóstwem najwyzszym i czczony byl powszechnie. Byl on jakby synteze wszystkich innych bóstw. W szerokich masach mogly zreszta krazyc rózne wierzenia dotyczace postaci Ozyrysa, lecz "Ksiega Umarlych" oparta jest na pogladach pielegnowanych przez kaplanów, a dla nich Ozyrys byl istota, która czlowiek sam moze znalezc we wlasnej duszy. Swiadcza o tym najwyrazniej ówczesne poglady zwiazane ze smiercia i z losami zmarlych. Kiedy cialo oddane zostalo ziemi, która je przechowuje w swym lonie, wówczas to co wieczne zaczyna swa wedrówke w odwieczny swiat ducha. Najpierw staje przed sadem Ozyrysa, którego otacza czterdziestu dwu sedziów. Dalszy los wiecznego pierwiastka w czlowieku zalezy od tego, co orzekna sedziowie. Kiedy juz dusza wyzna swoje grzechy, kiedy sedziowie orzekna, ze pojednala sie juz z wieczna sprawiedliwoscia, wówczas niewidzialne moce wychodza na jej spotkanie mówiac tak: "Ozyrys (tu wymieniaja imie danego czlowieka) zostal oczyszczony w stawie, który lezy na poludnie od pola Motep i na pólnoc od pola Szaranczy, tam gdzie bóstwa zieleni o czwartej godzinie nocy i o ósmej godzinie dnia obmywaja sie obrazem serca bogów, przechodzac od nocy do dnia". Widzimy Wiec, ze w swiecie duchowym nazywa sie Ozyrysem to, co wieczne w czlowieku. Po slowie "Ozyrys" wymienione jest imie zmarlego. Takze i ten, który sie pojednal z wiecznym ladem swiata nazywa siebie sam "Ozyrysem". "Jestem Ozyrys (imie). Pod kwieciem drzewa figowego wyrasta imie Ozyrys (imie zmarlego) ". Tak Wiec czlowiek staje sie Ozyrysem. Byc Ozyrysem znaczy byc w pelni czlowiekiem, czlowiekiem na wysokim stopniu rozwoju. Jasne jest Wiec, ze równiez i ten Ozyrys, który zgodnie z wiecznym ladem swiata sprawuje sad nad zmarlym, jest wlasnie czlowiekiem doskonalym. Róznice miedzy bytem czlowieczym a bytem boskim jest stopien rozwoju: jest liczba. Mamy tutaj poglad mistyczny na tajemnice liczby. Ozyrys jako istota kosmiczna jest jeden, tym niemniej zyje w kazdej duszy jako niepodzielny. Kazdy czlowiek jest Ozyrysem, a jednak owego jednego Ozyrysa nalezy sobie wyobrazac jako istote odrebna. Czlowiek przechodzi droge rozwojowa, u kresu tej drogi czeka go byt boski. Mówi sie tutaj raczej o przebóstwieniu niz o jakiejs konkretnej, odrebnej istocie boskiej. Nie ulega watpliwosci, ze w mysl takiego pogladu ten tylko moze naprawde stac sie Ozyrysem, kto juz jako Ozyrys stanal u wrót wiecznosci. Najwyzsza forma bytu, jaka jest czlowiekowi dostepna, musi Wiec polegac na tym, ze przeobraza sie on w Ozyrysa. Ten kto jest naprawde czlowiekiem, musi juz tutaj, za zycia miec w sobie jak najbardziej doskonalego Ozyrysa. Czlowiek sie doskonali, jezeli zyje jak Ozyrys, jezeli przechodzi przez to, przez co przeszedl Ozyrys. Mit o Ozyrysie nabiera tutaj glebszego znaczenia. Staje sie wzorem dla czlowieka, który chce obudzic w sobie to co wieczne. Ozyrys zostal rozcwiartowany, zabity przez Tyfona. Malzonka jego Izyda zabrala i otoczyla opieka rozrzucone po ziemi jego szczatki. Ozyrys zeslal na nia po smierci promien swojego swiatla i urodzila mu Horusa. Horus przejmuje ziemskie zadania Ozyrysa. Jest on drugim Ozyrysem, jeszcze niedoskonalym, lecz dazy do tego by sie stac prawdziwym Ozyrysem. Prawdziwy Ozyrys zyje w duszy czlowieka. Dusza jest zrazu doczesna. Lecz z doczesnej duszy ma sie urodzic to, co wieczne. Dlatego czlowiek moze uwazac siebie za grób Ozyrysa. Nizsza natura (Tyfon) zabila w nim wyzsza. Milosc w jego duszy (Izyda) musi otoczyc opieka jego pocwiartowane zwloki, wtedy narodzi sie wyzsza natura, dusza wieczna (Horus), która moze sie wzniesc do bytu Ozyrysa. Czlowiek, który dazy do najwyzszej formy bytu, musi jako mikrokosmos powtórzyc w sobie makrokosmiczny proces rozwojowy - zycie Ozyrysa. Taki jest sens egipskiego wtajemniczenia. To co Platon opisuje jako proces kosmiczny mówiac, iz Stwórca rozpial dusze swiata w ksztalt krzyza na ciele swiata i ze rozwój swiata polega na tym, by dusze swiata wyzwolic, to wlasnie przejsc musial w malej skali czlowiek, jezeli chcial sie stac Ozyrysem. Ten kto dazyl do wtajemniczenia musial sie tak doskonalic, aby jego przezycie wewnetrzne, jego przemiana w Ozyrysa, stapila sie w jedno z kosmicznym dramatem Ozyrysa. Gdybysmy mogli siegnac wzrokiem do swiatyni w dawnym Egipcie, w której ludzie, doznajac wtajemniczenia, przechodzili przemiane w Ozyrysa, widzielibysmy, ze to co sie tam dzialo z mikrokosmicznym obrazem rozwoju wszechswiata. Czlowiek, potomek "Ojca" mial zrodzic w sobie syna. To co rzeczywiscie jest w nim ukryte, zaklety w nim bóg, mialo sie w nim ujawnic. Przemoc ziemskiej natury tlumi to w czlowieku. Te nizsza nature trzeba najpierw zlozyc do grobu, aby wyzsza natura mogla w nim zmartwychwstac. Tym sobie mozna wytlumaczyc niejedno, co sie slyszy o obrzedach wtajemniczenia. Podawano czlowieka tajemniczym rytualom. Jego ziemska natura musiala byc zabita, wyzsza natura - obudzona. Szczególowe zaznajomienie sie z tymi obrzedami nie jest nam potrzebne, trzeba tylko zrozumiec ich znaczenie. Przebija ono w nastepujacych slowach, w jakich mógl opisac swoje przezycia ten, kto przeszedl wtajemniczenie. Kazdy z nich mógl powiedziec: "Rozwarla sie przede mna nieskonczona perspektywa, u której kresu jest boska doskonalosc. Poczulem, ze sila tej boskiej doskonalosci tkwi we mnie. Zlozylem do grobu wszystko co hamuje we mnie te sile. Obumarlo we mnie to co ziemskie. Bylem niezywy. Ten nizszy czlowiek umarl we mnie, bylem w krainie zmarlych. Obcowalem z umarlymi, to znaczy z tymi, którzy sa juz wlaczeni w krag wiecznego ladu swiata. Przeszedlszy przez swiat umarlych zmartwychwstalem. Pokonalem smierc, lecz teraz jestem juz inny. Nie jestem juz zalezny od mojej doczesnej natury. Zostala ona we mnie przepojona Logosem. Naleze teraz do tych, co zyja wiecznie i beda zasiadali po prawicy Ozyrysa. Ja sam, zjednoczony z wiecznym ladem swiata, bede prawdziwym Ozyrysem i wladza nad zyciem i smiercia bedzie zlozona w moje rece". Wtajemniczony musial poddac sie przezyciom, które go mogly doprowadzic do takiego wyznania. Byly to najbardziej wzniosle przezycia jakich doznac moze czlowiek. Wyobrazmy sobie teraz, ze ktos nie wtajemniczony slyszy o takich przezyciach. Nie wie on przeciez i nie moze wiedziec, co dzialo sie naprawde w duszy wtajemniczonego. Dla niego czlowiek ów naprawde umarl, lezal w grobie i powstal z martwych. To co na wyzszym stopniu bytu jest rzeczywistoscia duchowa, lecz ujete w obrazy zapozyczone z ziemskiej rzeczywistosci, wydaje mu sie czyms, co narusza porzadek natury. Jest "cudem". Takim "cudem" bylo wtajemniczenie. Kto chcial naprawde je zrozumiec, musial obudzic w sobie sily, które prowadza na wyzsze stopnie bytu. Musial byc juz uprzednio przygotowany przez zycie do tych wznioslych przezyc. Jakkolwiek ksztaltowalyby sie te przezycia przygotowawcze w zyciu danej jednostki, zawsze mozna je sprowadzic do pewnych scisle okreslonych rysów. Zycie wtajemniczonego ma Wiec pewien typowy przebieg. Mozna je opisac niezaleznie od tej czy innej osobowosci wtajemniczonego. Co wiecej, o danym czlowieku tylko wtedy mozna powiedzie, ze jest na drodze do boskosci, jezeli w zyciu jego wystepuja ta wlasnie typowe przezycia. Taka postacia byl Budda dla swoich wyznawców, takim objawil sie z razu Jezus uczniom swoim. Znany jest dzisiaj paralelizm pomiedzy zyciorysem Buddy a zyciem Jezusa. Rudolf Seidel w swej ksiazce "Buddha und Christus" przedstawia przekonywujaco ten paralelizm. Wystarczy wniknac w szczególy by zdac sobie sprawe, ze wszelkie zarzuty przeciwko temu paralelizmowi sa bez znaczenia. Narodziny Buddy zwiastuje królowej Maji bialy slon, który spuszcza sie z nieba. Jest to zapowiedz, ze Maja wyda na swiat równego bogom czlowieka, który "skloni wszystkie istoty do milosci. Lukasza czytamy: "Do dziewicy poslubionej mezowi imieniem Józef, z domu dawidowego, dziewicy zas imie bylo Maria, przystapil Aniol i rzekl: "Badz pozdrowiona, laski pelna. Oto poczniesz i porodzisz syna i nadasz mu imie Jezus. Ten bedzie wielki, a bedzie zwany Synem Najwyzszego..." Bramini, hinduscy kaplani, którzy wiedza co znaczy, ze ma sie narodzic Budda, wykladaja sen królowej. Znamy im jest pewien okreslony, typowy obraz Buddy. Zycie oczekiwanego Buddy musi odpowiadac temu obrazowi. A w Ewangelii wedlug sw. Mateusza, II,1 i nast. czytamy: "Herod...zebrawszy wszystkich najprzedniejszych kaplanów i uczonych w pismie wypytywal ich, gdzie ma sie Chrystus narodzic". Bramin Asita powiada o Buddzie, "Oto jest dziecie, które stanie sie Budda, wybawicielem, tym który poprowadzi do niesmiertelnosci, wolnosci i swiatla". Porównajmy slowa z Ew. sw. Lukasza (II i nast./" Oto byl czlowiek w Jerozolimie, któremu imie Symeon, a czlowiek ten byl sprawiedliwy i bogobojny, oczekujacy pociechy Izraela, a Duch Swiety byl w nim.. a gdy rodzice wznosili dzieciatko Jezus, aby za nie uczynic wedlug zwyczaju zakonu, on wziawszy je na rece swoje chwalil Boga i mówil: "Teraz opuszczasz sluge swego Panie, wedlug slowa swego, w pokoju, gdyz oczy moje

ogladaly zbawienie twoje, któras zgotowal przed obliczem wszystkich ludów. Swiatlosc ku objawieniu poganom i chwale ludu twego Izraelskiego". O Buddzie opowiadaja, ze jako dwunastoletni chlopiec zgubil sie i ze odnaleziono go pod drzewem, w otoczeniu spiewaków i medrców dawnych czasów, których nauczal. Opowiada temu Rozdz. II, wiersz 41 i nast. W Ewangelii sw. Lukasza: "A rodzice jego chodzili kazdego roku do Jerozolimy na swiatlo wielkanocne. I gdy juz mial lat dwanascie, poszli do Jerozolimy wedlug zwyczaju onego swieta. I po skonczeniu owych dni gdy wracali, zostalo dziecie Jezus w Jerozolimie, a ni wiedzieli o tym Józef i matka jego. A mniemajac ze jest w towarzystwie podróznym, uszli dzien drogi i szukali go miedzy krewnymi i znajomymi. I gdy go nie znalezli, wrócili do Jeruzalem, szukajac go. I stalo sie po trzech dniach, ze go znalezli siedzacego w swiatyni posrodku nauczycieli, a on ich sluchal i pytal ich. A zdumiewali sie wszyscy którzy go sluchali, nad rozumem i nad odpowiedziami jego". Kiedy Budda przezywszy czas pewien w samotnosci wraca do ludzi, wita go dziewica slowami: "Blogoslawiony twój ojciec, blogoslawiona twoja matka, blogoslawiona malzonka do której nalezysz". On zas odpowiedzial: "Blogoslawieni sa tylko ci, którzy znajduja sie w Nirwanie". to znaczy którzy sie wlaczyli w wieczny byt swiata. U sw. Lukasza,XI 27 czytamy: "A stalo sie, gdy on to mówil, ze podnióslszy glos pewna niewiasta z ludu rzekla mu: Blogoslawiony zywot który cie nosil i piersi któres ssal! A on rzekl: Owszem, blogoslawieni sa którzy sluchaja slowa Bozego i strzega go". W zyciu Buddy jest chwila, kiedy przystepuje don kusiciel obiecujac mu wszystkie królestwa ziemi. Budda odrzuca to wszystko mówiac: "Wiem dobrze, ze przeznaczone mi jest królestwo, lecz ja nie pragne ziemskiego królestwa, zostane Budda i sprawie ze radosc nadziemska ogarnie caly swiat". Kusiciel musi przyznac: "Skonczylo sie moje panowanie". Jezus na podobne kuszenie tak odpowiada: "Pójdz precz ode mnie szatanie: Albowiem napisane jest "Panu Bogu twojemu poklon oddawac i jemu samemu sluzyc bedziesz". Tedy opuscil go diabel". (Mat. IV.10). Mozna by przytoczyc jeszcze wiele podobnych przykladów, wynik bedzie taki sam. Wzniosla byla smierc Buddy. Zaslabl podczas wedrówki. Przyszedlszy nad rzeke Hirenja, w poblizu Kuszinagara, polozyl sie na dywanie, który mu rozeslal ukochany uczen Ananda. Cialo jego poczelo jasniec od wewnatrz. Umieral przemieniony, swietlisty, ze slowami na ustach "Nic nie trwa bez konca". Opis smierci odpowiada temu, co czytamy w Ewangelii o Przemienianiu Jezusa: "I stalo sie po tych mowach, jakoby po osmiu dniach, ze wziawszy ze soba Piotra, Jana i Jakuba wstapil na góre, aby sie modlil. A gdy sie modlil, przemienialo sie oblicze jego, i szaty jego staly sie biale i jasniejace". Ziemski zywot Buddy na tym sie konczy, lecz w zyciu Jezusa zaczyna sie teraz to co najwazniejsze, meka, smierc i zmartwychwstanie. Ziemskie zycie Chrystusa Jezusa nie moglo sie zakonczyc w momencie przemieniania, przeswietlenia, które bylo kresem zycia Buddy. Jezeli przeprowadzajac analogie zacieramy róznice, to nie rozumiemy ani Buddy, ani Chrystus. (To sie okaze w dalszym ciagu ksiazki). Innych opisów smierci Buddy nie bedziemy tu rozwazali, jakkolwiek zawieraja niejeden gleboki rys. Analogie w zyciorysach tych dwu dobroczynców ludzkosci nasuwaja wyrazny wniosek. Wynika on sile rzeczy z przekazanych opowiadan. Kiedy kaplani - dawni medrcy - uslyszeli wiesc o narodzinach, wiedzieli juz o co chodzi. Wiedzieli, ze przychodzi na swiat czlowiek bozy. Wiedzieli z góry, jaka duchowosc zstepuje na swiat czlowiek bozy. Wiedzieli z góry, jaka duchowosc zstepuje na ziemie i ze ziemskie jej zycie moze byc tylko takie, jakie odpowiada zyciorysowi Boga - Czlowieka. Wzór takiego zyciorysu znany byl od wieków w misteriach. Zycie czlowieka bozego moze byc tylko takie, jakie byc musi. Ma ono w sobie cos z odwiecznych praw przyrody. Jak dana substancja chemiczna moze zachowywac sie tylko tak a nie inaczej, tak tez istota, która jest Budda, duch który jest Chrystusem moze zyc na ziemi tylko tak, a nie inaczej. Nie pisze sie takiego zyciorysu podajac zewnetrzne, przypadkowe wydarzenia, mozna je raczej ujac opisujac typowe rysy, jakie podaje dla wszystkich czasów dawna wiedza pielegnowana w misteriach. Legenda Buddy nie jest bynajmniej biografia w zwyklym znaczeniu, tak jak w Ewangeliach nie chodzi równiez o zwykla biografie Chrystusa Jezusa. Ani tu, ani tam nie mamy wydarzen przypadkowych, i tu i tam podany jest odwieczny zyciorys, wytyczony dla zbawców ludzkosci. W pradawnych tradycjach szukac nalezy ich wzorów, nie zas w ziemskich wydarzeniach. Budda i Jezus sa wtajemniczonymi w najwyzszym znaczeniu tego slowa dla tych, którzy poznali ich boska nature. (Jezus jest wtajemniczonym przez to, ze zamieszkal w nim duch Chrystusowy). Dlatego zycie ich jest wyniesione ponad wszelka doczesnosc. Dlatego stosowac do nich mozna to, co wiemy o wtajemniczonych. Nie opowiada sie juz o drugorzednych, przypadkowych zdarzeniach z ich zycia. Mówi sie o nich: "Na poczatku bylo slowo, a Slowo bylo u Boga, i Bogiem bylo Slowo A Slowo stalo sie cialem i mieszkalo miedzy nami". (Jan,I,14). Ale w zyciu Jezusa zawarta jest wiecej niz w zyciu Buddy. Zycie Buddy konczy sie na przemienianiu. To co najdonioslejsze w zyciu Jezusa zaczyna sie po przemienianiu. Przetlumaczmy to na jezyk wtajemniczonych: Budda doszedl do tego stanu, kiedy boskie swiatlo zaczyna jasniec w czlowieku. Stanal wobec smierci wszystkiego co ziemskie. Stal sie swiatloscia swiata. Jezus idzie dalej. W chwili, kiedy przeswietlila g swiatlosc wszechswiata, nie umiera. W chwili tej staje sie Budde. Ale tez wznosi sie w tym momencie na takie wyzyny, których wyrazem jest jeszcze wyzszy stopien wtajemniczenia. Cierpi i umiera. To co ziemskie znika. Lecz nie znika to co duchowe, nie ginie swiatlosc swiata. Tu nastepuje zmartwychwstanie. Jezus objawia sie swoim jako Chrystus. Budda w chwili swego przemieniania pograza sie w najwyzszej szczesliwosci, laczy sie z duchem wszechswiata. Chrystus Jezus raz jeszcze budzi duchowosc swiata do zycia w terazniejszosci, w postaci czlowieka. Dawni wtajemniczeni przechodzili cos podobnego przy wyzszych swieceniach, lecz w sposób który Mozna by nazwac obrazowym. Ci których wtajemniczono w misteria Ozyrysa osiagali przezycia obrazowe takiego zmartwychwstania. Takie "wielkie" wtajemniczenie, lecz jako przezycie rzeczywiste, nie obrazowo, przeszedl Jezus, a nie mamy tego w zyciu Buddy. Budda wykazal swoim Zyciem, ze czlowiek jest logosem i ze umierajac wraca do logos, do swiatla. W Jezusie logos sam stal sie czlowiekiem. Slowo stalo sie cialem. Tak Wiec to, co w dawnych obrzedach misteriów rozgrywalo sie w zaciszu swiatyn, jest dla chrzescijanstwa wydarzeniem dziejowym, wszechswiatowym. Wyznawcy Chrystusa Jezusa czcili w nim tego który jako jeden jedyny wtajemniczony byl w najwyzsze misteria. Przekonal on ich, ze swiat jest boski. Wiedza misteriów zwiazala sie dla chrzescijan nierozerwalnie z postacia Chrystusa Jezusa. Ze Chrystus zyl na ziemi, ze jest zwiazany z tymi, którzy go wyznaja: ta wiara zastapila to, czym dawniej byly dla ludzi misteria. To co dawniej mozna bylo osiagnac jedynie na drogach mistyki, bylo teraz czesciowo dostepne wiernym, skoro byli przekonani, ze w Slowie obecnym posród nich zyje pierwiastek boski. Teraz juz nie to, czego kazdy czlowiek z osobna musialby sie dlugo przygotowywac bylo jedynie miarodajne, lecz to co widzieli i slyszeli zwykli ludzie w zetknieciu z Jezusem i co mogli przekazac innym. "Co bylo od poczatku, cosmy slyszeli, cosmy oczyma naszymi widzieli i na cosmy sami patrzyli, czego sie rece nasze dotykaly cosmy widzieli i slyszeli o Slowie Zywota, to wam zwiastujemy, abyscie i wy z nami spolecznosci mieli". Sa to slowa z I. listu sw. Jana. Ta wlasnie bezposrednia rzeczywistosc ogarniac ma jak zywa wiez wszystkie pokolenia, ma byc tym Kosciolem, który sie mistyczne krzewi z pokolenia w pokolenie. Tak nalezy rozumiec slowa sw. Augustyna: "Nie wierzylbym Ewangeliom, gdyby nie sklanial mnie do tego autorytet Kosciola katolickiego". A Wiec Ewangelie nie maja same w sobie znamienia prawdziwosci, ale dlatego trzeba im wierzyc, ze ich oparciem jest osoba Jezusa, i Kosciól w tajemniczy sposób czerpie stad moc, która pozwala mu swiadczyc o prawdziwosci Ewangelii. Tradycja misteriów przekazala droge prowadzaca do prawdy, w chrzescijanstwie zyje i przechodzi z pokolenia na pokolenie prawda sama. Misteria budzily zaufanie do sil mistycznych w duszy wtajemniczonego, teraz chodzi ponadto o zaufanie do tego jedynego, który wtajemnicza. Uczniowie misteriów szukali przebóstwienia, chcieli je przezyc. Jezus byl przebóstwiony, trzeba z nim utrzymywac lacznosc, wówczas czlowiek zyjac w lonie stworzonej przezen spolecznosci moze miec udzial w jego przebóstwieniu, takie bylo przekonanie chrzescijan. Co bylo przebóstwieniem w Jezusie, jest przebóstwione dla wszystkich jego wyznawców. "Oto jestem z wami po wszystkie dni az do skonczenia swiata". (Mat. 28.20). Ten który sie narodzil w Betlejem ma charakter wiekuisty, jest poza czasem. Nie darmo slowa antyfony brzmia tak, jak gdyby Jezus rodzil sie na nowo w kazde swieto Bozego Narodzenia. "Dzisiaj sie nam Chrystus narodzil, dzisiaj pojawil sie Zbawiciel, dzisiaj spiewaja Aniolowie na ziemi". Przezycie Chrystusa uwazac nalezy za pewien okreslony stopien wtajemniczenia. Kiedy wtajemniczony czasów przed chrystusowych przezywal Chrystusa, osiagal przez to stan, który mu dawal moznosc postrzegania - w wyzszych swiatach - czegos, co nie mialo odpowiednika w swiecie zmyslowym. przezywal on to, co w wyzszym swiecie obejmuje Misterium Golgoty. Gdy teraz chrzescijanski wtajemniczony przezywa to samo dzieki inicjacji, to widzi okiem ducha historyczne wydarzenie na Golgocie a jednoczesnie wie, ze w tym wydarzeniu, które mialo miejsce na ziemi, zawarta jest ta mama

tresc, jaka poprzednio zyla jedynie w rzeczywistosci duchowej misteriów. Tak Wiec przez Misterium Golgoty przelalo sie na spolecznosc chrzescijanska to, co poprzednio splywalo na wtajemniczonych w zaciszu swiatyn. Inicjacja daje chrzescijanskim wtajemniczonym moznosc uswiadomienia sobie, co jest istota Misterium Golgoty, natomiast wiara pozwala czlowiekowi nieswiadomie uczestniczyc w mistycznym pradzie, którego zródlem sa wydarzenia opisane w Nowym Testamencie i który od to czasu przenika zycie duchowe ludzkosci.

 

 

 

 

 

EWANGELIE

 

 

 

Wiadomosci o zyciu Jezusa, które mozna rozwazac z historycznego punktu widzenia, zawarte sa w Ewangeliach. Wszystko co wiemy o jego zyciu z innych zródel "da sie wygodnie pomiescic na cwiartce papieru", jak stwierdza Harnack, jeden z najwiekszych znawców tej sprawy w sensie historycznym. Ale jakiego rodzaju dokumentami sa Ewangelie? Ewangelia sw. Jana tak dalece odbiega od pozostalych, ze ci którzy uwazaja sobie za obowiazek stosowac w tej dziedzinie metode historyczna, doszli do nastepujacego wniosku "Jezeli sw. Jan przekazuje autentyczne wiadomosci o zyciu Jezusa, to trzy pozostale Ewangelie (synoptycy) nie moga sie ostac; jezeli zas przyznac slusznosc synoptykom, to czwarta Ewangelie nalezy odrzucic jako zródlo historyczne".) Otto Schiedel, "Die Hauptprobleme der Leeeaben Jesu - Forchung", str 15). To jest stanowisko historyka. Nam jednak idzie tutaj o tresc mistyczna Ewangelii, nie mozemy Wiec tego stanowiska ani uznac, ani odrzucic. Natomiast zasluguje na uwage nastepujaca opinia: "Co sie tyczy zgodnosci, inspiracji oraz dokladnosci, pisma te pozostawiaja bardzo wiele do zyczenia, a poza tym mierzac czysto ludzka miara wykazuja niemalo usterek". Tak orzeka teolog Harnack w dziele "Wersen des Christentums". Ten kto uznaje mistyczne pochodzenie Ewangelii, bez trudu wyjasni sobie owe niezgodnosci, dostrzeze on równiez, jak czwarta Ewangelia harmonizuje z trzema poprzednimi. Bo tez w zadnej z nich nie chodzi o przekazanie samych tylko wydarzen historycznych w zwyklym sensie tego slowa. Nie chodzi tu wcale o historyczna biografie. Chodzi o cos, co juz od wieków istnialo w tradycjach mistyki jako typowy zyciorys Syna Bozego. Źródlem z którego czerpano nie bylo historia, lecz tradycje te nie byly przekazywane w postaci identycznej. Niemniej jednak analogie byly tak wyrazne, ze Buddysci opisywali zycie swego nauczyciela prawie tak samo, jak Ewangelisci zycie Jezusa Chrystusa. Lecz oczywiscie sa tez i rozbieznosci. Otóz wyobrazmy sobie, ze czterej Ewangelisci czerpali z czterech róznych tradycji misteryjnych. Mozna stad sadzic, jak niezwykla postacia byl Jezus, jezeli czterej w róznych tradycjach wyszkoleni znawcy pism swiatowych uwierzyli: a to jest ktos kto w sposób tak doskonaly realizuje obraz wtajemniczonego, ze mozna don zastosowac wzór zyciorysu, pielegnowany w misteriach. I - wobec tego - opisywali jego zycie, przy czym kazdy trzymal sie swoich tradycji. Fakt, ze relacje trzech pierwszych Ewangelistów (synoptyków) sa podobne, swiadczy jedynie o tym, ze czerpali z podobnych tradycji mistycznych. Czwarta Ewangelia przepojona jest ideami, które przypominaja filozofa Filona. Stad znowu mozna wnosic tylko tyle, ze czwarty Ewangelista zwiazany byl z tradycjami, których bliski byl równiez w swej mistyce i Filon. W Ewangeliach mozemy rozrózniac szereg elementów. Po pierwsze opowiadania o faktach, które ujete sa tak, ze sie je bierze przede wszystkim za wydarzenia historyczne. Nastepnie przypowiesci, w których fakty opisywane sluza jedynie jako symbol, aby wyrazic glebsza prawde. I wreszcie mamy nauki, w których zawarte sa poglady chrzescijanskie. W Ewangelii sw. Jana nie ma wlasciwie przypowiesci. Autor czerpal ze zródel takiej szkoly mistycznej, w której nie poslugiwano sie przypowiesciami. Jak myslec o wydarzeniach i przypowiesciach, przytaczanych przez synoptyków jako historyczne, na to rzuca nam swiatlo przypowiesc o klatwie rzuconej na drzewo figowe. U sw. Marka (II,11 i nast.) czytamy] "I wszedl Pan do Jeruzalem i wstapil do kosciola, a obejrzawszy wszystko, gdy juz byla wieczorna godzina, wyszedl do Betanii z dwunastoma. A drugiego dnia, gdy wychodzili z Betanii, laknal. I ujrzawszy z daleka drzewo figowe, majace liscie, przyszedl, jesliby znac co na nim znalazl, a gdy do niego przyszedl, nic nie znalazl tylko liscie, bo nie byl czas figom. I odpowiadajac Jezus rzekl don "Niechajze wiecej na wieki nikt z ciebie czasu nie pozywa". Sw. Lukasz opowiada w tym samym miejscu podobienstwo: (XIII,6 i nast.). "i powiedzial im to podobienstwo: czlowiek niektóry mial figowe drzewa wsadzone na winnicy swojej, a przyszedlszy szukal na nim czasu, lecz nie znalazl. Tedy rzekl do winiarza: "Oto po trzy lat przychodze, szukajac owocu na tym drzewie figowym, ale nie znajduje. Wytnij ze je, bo przeciez te ziemie prózno zastepuje". Jest to podobienstwo które symbolizuje bezwartosciowosc dawnych nauk, przedstawionych jako bezplodne drzewo figowe. Co tutaj ujete zostalo obrazowo, to sw. Marek przedstawia jako wydarzenie jak gdyby historyczne. Sluszne Wiec bedzie przyjac, ze fakty podane w Ewangeliach niekoniecznie musza byc rozumiane jako historyczne (w tym sensie, ze maja znaczenie) tylko jako wydarzenia w swiecie fizycznym, lecz jako fakty mistyczne. Jako przezycia, które przemawiaja do zmyslów duchowych, a które przechodza z róznych tradycji mistycznych. A w takim razie zaciera sie róznica miedzy Ewangelia sw. Jana a synoptykami. Bo przy mistycznym zrozumieniu - Badanie metoda historyczna nie wchodzi w gre. Chociazby nawet ta czy inna Ewangelia powstala o kilkadziesiat lat wczesniej czy pózniej, dla mistyka maja one wszystkie jednakowa wartosc historyczna: Ewangelia sw. Jana na równi z synoptykami. A teraz cuda: - one takze nie stanowia trudnosci z punktu widzenia mistyki. Mówi sie o nich, ze przelamuja prawa fizyczne, rzadzace swiatem. Byloby tak, gdybysmy je uwazali za wydarzenia, rozgrywajace sie w swiecie fizycznym, doczesnym, dostepne zwyklemu postrzeganiu za pomoca zmyslów. Ale jezeli to sa przezycia, do których mozna dojsc jedynie na wyzszym, duchowym szczeblu bytu, w takim razie jasne jest, ze nie dadza sie wytlumaczyc z punktu widzenia praw przyrodniczych, obowiazujacych w swiecie fizycznym. Trzeba Wiec przede wszystkim nauczyc sie czytac Ewangelie, wówczas bedziemy wiedzieli, w jakim sensie sa one opowiadaniem o zalozycielu chrzescijanstwa. Tu chodzi o relacje zgodna z kanonami misteriów. Ewangelisci opowiadaja tak, jak uczen opowiada o wtajemniczonym. Tylko ze mówia o wtajemniczeniu, które bylo w swoim rodzaju jedyne i które bylo zwiazane z jednym jedynym wtajemniczonym. I zbawienie ludzkosci widza w tym, zeby nia ludzie zwiazali z owym jedynym wtajemniczonym. To co zstepowalo na wtajemniczonych, to bylo "Królestwo Boze". Lecz on, ów jedyny, przynosi Królestwo Boze tym wszystkim, którzy chca sie z nim zwiazac. To co bylo dawniej przywilejem jednostki stalo sie teraz wspólna sprawa tych, którzy Jezusa uznaja swym panem. Mozna to zrozumiec, jezeli sie wezmie pod uwage, ze wiedza tajemna misteriów wsiakla w religie Izraela. Z judaizmu wyroslo chrzescijanstwo. Nie powinno nas dziwic, ze znajdujemy zaszczepione niejako judaizmowi wraz z chrzescijanstwem poglady misteryjne, które byly wspólnym dobrem duchowym Egipcjan i Greków. Badajac religie ludów znajdujemy w nich rózne wyobrazenia o swiecie ducha. Jezeli docieramy do pielegnowanej przez kaplanów glebszej madrosci, która stanowi jadro duchowe kazdej religii, to wszedzie znajdujemy te sama tresc. Plato wie, ze jest w zgodzie z medrcami Egiptu, kiedy w swych pogladach filozoficznych odslania nam istote madrosci greckiej. O Pitagorasie opowiadaja, ze podrózowal do Egiptu, do Indii, ze uczyl sie od medrców obu tych krain. W pierwszych czasach chrzescijanstwa tak odczuwano zgodnosc nauk Platona z glebsza trescia pism mojzeszowych, ze nazywano Platona Mojzeszem, przemawiajacym po attycku. Widzimy Wiec, ze wiedza plynaca z misteriów istniala wszedzie. W oparciu o judaizm przyjela taka postac, jaka przyjac musiala, jezeli miala sie stac religia swiata. Zydzi oczekiwali Mesjasza. Nic dziwnego, ze o tym czlowieku wtajemniczonym tak jak nikt inny, mogli myslec tylko i jedynie jako o Mesjaszu. I pada stad nawet szczególne swiatlo na fakt, ze to, co niegdys w misteriach bylo sprawa jednostki, stalo sie tutaj sprawa calego narodu. Religia zydowska byla od dawien dawna religia narodowa. Naród uwazal sie za calosc. Jego IAO byl Bogiem calego narodu. Jezeli mial sie narodzic jego Syn, to równiez i on mógl tylko byc zbawicielem narodu. Zbawionym mial byc nie ten czy inny uczen wtajemniczonych, lecz naród caly. Wobec podstawowych zalozen religii zydowskiej sluszny byl Wiec poglad, ze jeden umiera za wszystkich. Nie ulega watpliwosci, ze w lonie judaizmu istnialy tez misteria, które w mroku tajemnych kultów mogly wywierac wplyw na religie narodowe. Obok wiedzy Faryzeuszów, trzymajacej sie kurczowo utartych formul, istniala równiez wysoko rozwinieta mistyka. O tej tajemnej wiedzy mówilo sie wsród Zydów, tak jak i gdzie indziej. Kiedy pewnego razu wtajemniczony mówil o niej, a sluchacze wyczuwali tajemny sens jego slów, rzekli mu: "O starcze, mozes uczynil? Gdybys byl zachowal milczenie! Sadzisz ze mozesz plynac po niezmierzonym morzu bez masztów i zagli. Odwazylbys sie na to? Czy chcesz sie wzniesc na wyzyny? Nie zdolasz. Chcesz sie pograzyc w glebinach? Bezdenna przepasc rozwiera sie przed toba". Kabalisci, którzy przytaczaja te rozmowe, opowiadaja tez o losach czterech rabinów, którzy szukali tajemnych sciezek do Boga. Jeden z nich umarl, drugi postradal rozum, trzeci sprowadzil na swiat straszliwe nieszczescia i tylko czwarty, Rabbi Akiba, w pokoju wstepowal w swiat ducha i wracal stamtad. Widzimy, ze równiez i w judaizmie byl grunt, na którym mógl sie rozwinac jedyny w swoim rodzaju wtajemniczony. Chodzilo o to tylko, zeby czul: najwyzsze dobro nie moze byc nadal udzialem nielicznych wybranców, trzeba je udostepnic calemu ludowi. Musial wyniesc na swiatlo dzienne, to co wybrancy przezywali w misteriach. Musial wziac to na siebie, zeby przez osobowosc swoja byc w duchu dla swoich uczni, dla swojej rzeszy tym, czym dawniej w misteriach byl kult dla ludzi, którzy brali w nich udzial. Zapewne: przezyc zwiazanych z misteriami nie mógl od razu udostepnic swoim wyznawcom. I nawet nie mógl tego pragnac. Ale pragnal dac wszystkim pewnosc, ze istnieje to, co w misteriach przezywano jako rzeczywistosc.

Pragnal by nurt tego zycia, które plynelo przez misteria, plynal nadal poprzez dzieje ludzkosci. W ten sposób chcial ja dzwignac na wyzszy stopien rozwoju. "Szczesliwi, którzy wierza, chociaz nie wiedzieli". Pewnosc, ze bóstwo istnieje, pragnal zaszczepic w sercach jako niewzruszona ufnosc. Kto nie ma dostepu do misteriów, ale ma te ufnosc, zajdzie z pewnoscia dalej niz ten, komu je brak. Na duszy Jezusa ciazyc musiala kamieniem swiadomosc, ze poza misteriami moze byc wielu takich, którzy dostapic mieli wtajemniczenia, a "ludem" nie byla tak wielka. Chrzescijansko powinno kazdemu umozliwic znalezienie drogi. Ten kto nie dorósl jeszcze do niej, niechaj przynajmniej ma mozliwosc brac udzial chociazby na pól swiadomie w nurcie misteriów. "Syn czlowieczy przyszedlby szukac i zbawic to, co bylo stracone". Korzystac w pewnej mierze z owoców wtajemniczenia mieli odtad nawet i ci, którzy sami nie mogli go jeszcze dostapic. Królestwo Boze nie powinno byc juz teraz calkowicie zalezne od obrzedów i ceremonii, nie: "Ono nie jest tu czy tam, lecz w kazdym z was". Jezusowi chodzilo o to, co osiagnie ten czy ów w królestwie ducha, lecz o to, zeby wszyscy mieli przekonanie, ze królestwo ducha istnieje. "Nie radujcie sie, ze duchy sa wam poddane, lecz radujcie sie, ze imiona wasze zapisane sa w niebiesiech". To znaczy: Ufajcie temu co boskie, przyjdzie czas, kiedy je sami znajdziecie.

 

 

 

 

 

WSKRZESZENIE LAZARZA

 

 

 

Posród "cudów" przypisywanych Jezusowi, wskrzeszenie Lazarza w Betanii jest niewatpliwie wydarzeniem szczególnej donioslosci. Wszystko wskazuje ze to, co tutaj opowiada Ewangelista, ma w "nowym Testamencie" wyjatkowe znaczenie. Trzeba pamietac ze ten spis znajdujemy tylko w Ewangelii sw. Jana, a Wiec Ewangelisty, który przez pelne wielkiej wagi slowa wstepu narzuca niejako bardzo specjalne ujmowanie wszystkiego co mówi. Sw. Jan zaczyna tak: "Na poczatku bylo slowo, a Slowo bylo u Boga, a Bogiem bylo Slowo.. A Slowo stalo sie cialem i mieszkalo miedzy nami, i widzielismy jego chwale, chwale jaka jednorodzony otrzymuje od Ojca, pelne laski i prawdy". Kto zaczyna od takich slów, mówi tym samym wyraznie, ze nalezy go rozumiec w sposób szczególnie gleboki. Gdybysmy chcieli tutaj zastosowac zwykly, czysto rozumowy sposób pojmowania lub jakies inne, bardziej powierzchowne tlumaczenie, to tak jakbysmy utrzymywali, ze Otello na scenie "naprawde" zamordowal Desdemone. Ale co chce powiedziec sw. Jan tymi slowami? Powiada wyraznie, ze mówi o czyms wiecznym, o czyms co bylo na poczatku wszechrzeczy. Opisuje fakty; ale nie nalezy brac ich jako fakty, które sie postrzega za pomoca zmyslów i na których logiczne rozumowanie uprawia swój kunszt. "Slowo" które zyje w duchowosci swiata kryje sie poza tymi faktami. Fakty te sa dla sw. Jana srodkiem, aby wyrazic wyzsza tresc. I dlatego mozna przypuszczac, ze w opisanym tutaj fakcie wskrzeszenia zmarlego, fakcie który sprawia olbrzymie trudnosci rozumowi opartemu na swiadectwie zmyslów i na logice kryc sie musi jakis niezmiernie gleboki sens. Ale to jeszcze nie wszystko. Juz Renan w swej ksiazce "Zycie Jezusa" podkresla, ze wskrzeszenie Lazarza mialo niewatpliwie decydujacy wplyw na wydarzenia które byly kresem Jezusowego zycia. Mysl taka wydaje sie niemozliwa z punktu widzenia, przyjetego przez Renana. Bo i dlaczegoz ten wlasnie fakt, ze Jezus wskrzesil kogos z martwych i ze wiesc o tym szerzyla sie miedzy ludem, mialby sie wydac jego przeciwnikom czyms tak niebezpiecznym, ze staneli wobec zapytania: Czy mozna pogodzic istnienie Jezusa z judaizmem? Niepodobna sie zgodzic z nastepujacymi slowami Renana "Inne cuda Jezusa to byly przelotne wydarzenia, a dobrej wierze rozpowiadane i wyolbrzymiane w ustach ludu, a potem nie wracalo sie juz do nich. Ale wskrzeszenie Lazarza bylo naprawde wydarzeniem, o którym wszyscy wiedzieli i które mialo zamknac usta Faryzeuszom. Wszyscy wrogowie Jezusa oburzali sie na rozglos, jakiego nabrala ta sprawa. Opowiadano, ze usilowali zabic Lazarza... "Nie sposób pojac o co im chodzilo, jezeli istotnie, jak twierdzi Renan, w Betanii odegrano jedynie z góry juz ulozona scene, która miala na celu wzmocnienie wiary w Jezusa. "Moze Lazarz, jeszcze blady po przebytej chorobie, kazal sie spowic w calun jak umarly i zlozyc w rodzinnym grobie. Byly to wielkie wykute w skale komory, do których wchodzilo sie przez czworokatny otwór, przywalony olbrzymia kamienna plyta. Marta i Maria wybiegly na spotkanie Jezusa i poprowadzily go do grobu, jeszcze zanim wstapil do Betanii. Wzruszenie Jezusa, kiedy stanal u grobu przyjaciela, którego uwazal za umarlego, mogli zgromadzeni wziac za drzenie i lek (Jan,XI,33i38), jakie zazwyczaj towarzysza cudom. W opinii ludu bowiem boska sila w czlowieku jest czyms podobnym do przezyc, zwiazanych z padaczka i konwulsjami. Jezus - jezeli trwamy przy naszym zalozeniu - chcial jeszcze raz zobaczyc tego, którego milowal i kiedy odwalono kamien grobowy wyszedl Lazarz w calunach z glowa spowita w chuste. Oczywiscie, wszyscy obecni musieli to uwazac za wskrzeszenie. Wiara nie zna innych praw oprócz tego, co jest dla niej prawda". Czyz takie tlumaczenie nie jest wprost naiwne, jezeli sie potem mówi - jak Renen" "Wszystko wydaje sie przemawiac za tym, ze cud w Betanii przyczynil sie bardzo do przyspieszenia smierci Jezusa". Niemniej jednak te ostatnie slowa plyna z jakiegos odczucia, które jest sluszne. Tylko ze Renan, przy swoich mozliwosciach, nie mógl odczucia tego wytlumaczyc ani uzasadnic. Jezus musial dokonac w Betanii czegos niezwykle waznego, jezeli w zwiazku z tym maja miec sens nastepujace slowa Ewangelii: "Zebrali sie tedy przedniejsi kaplani i Faryzeusze na narade i mówili: "Cóz uczynimy mu? albowiem czlowiek ten wiele znaków czyni". (Jan,XI,47). Renan przypuszcza tu równiez cos szczególnego, bo pismo tak: "Przyznac nalezy, ze ta opowiesc sw. Jana znacznie sie rózni od innych opowiesci o cudach, które sa wytworami fantazji ludowej, a których pelno jest u synoptyków. Dodajmy jeszcze, ze sw. Jan jest jedynym Ewangelista, który dokladnie zna stosunki, jakie laczyly Jezusa z rodzina z Betanii, a wobec tego trudno sobie wyobrazic, zeby jakis wytwór fantazji ludowej mógl sie przedostac w ramy wspomnien tak osobistych. Prawdopodobnie cud ten nie nalezal Wiec do calkiem legendarnych, za które nikt nie ponosi odpowiedzialnosci. Slowem, jestem przekonany, ze w Betanii stalo sie cos, co ludzie uwazac mogli za wskrzeszenie umarlego". Czyz to w gruncie rzeczy nie znaczy, ze zdaniem Renana w Betanii wydarzylo sie cos, czego on sam nie umie sobie wytlumaczyc? To tez zaslania sie nastepujacymi slowami: "Poniewaz chodzi o tak dawne czasy, a opieramy sie na jednym tylko tekscie, który w dodatku wykazuje wyrazne slady pózniejszych dopiskom, nie podobna rozstrzygnac, czy w tym wypadku wszystko jest zmyslone, czy tez naprawde jakies wydarzenie w Betanii bylo podlozem tych poglosek". Ale zastanówmy sie, czy nie mamy tu do czynienia z czyms, wobec czego nalezaloby tylko we wlasciwy sposób odczytac tekst, aby dojsc do prawdziwego zrozumienia? Moze wtedy nie bedzie potrzeby mówic o "zmysleniu". Trzeba przyznac, ze cala ta opowiesc w Ewangelii sw. Jana otoczona jest mgla tajemniczosci. Zeby zdac sobie z tego sprawe wystarczy zwrócic uwage na jeden tylko szczegól. Jaki sens moga miec nastepujace slowa Jezusa, jezeli je brac doslownie w sensie fizycznym: "ta choroba nie jest na smierc, ale na chwale Boza, zeby Syn Bozy uczczony byl przez nia". Tak sie zwykle tlumaczy odnosnie slowa Ewangelii. Jednakze lepiej oddamy wlasciwa tresc, jezeli bedziemy tlumaczyli -co tez odpowiada tekstowi greckiemu- "dla objawienia bozego, aby Syn Bozy byl przezen objawiony". I cózby mialy znaczyc dalsze slowa: "Jam jest zmartwychwstanie i zywot, Kto wierzy we mnie, chociazby umarl, zyc bedzie") Jan XI,4i25). Bylaby to prostacka interpretacja, gdybysmy sadzili, ze Jezus chcial tymi slowami powiedziec: Lazarz zachorowal po to tylko, by on sam mógl pokazac, co potrafi. I prostactwem byloby tez przypuszczac, jakoby Jezus twierdzil, ze wiara wen moze wskrzesic czlowieka, który umarl w zwyklym sensie tego slowa. Cóz byloby w tym niezwyklego, ze czlowiek powstal z martwych, gdyby po zmartwychwstaniu byl taki sam jak przed smiercia? Co wiecej: jakiz sens mialoby stosowanie do takiego czlowieka slów: "Jam jest zmartwychwstanie i zywot?" Ale zycia i sensu nabieraja te slowa Jezusa, jezeli je rozumiemy jako wyraz czysto duchowego wydarzenia, a wtedy nawet w pewnym sensie doslownie, tak jak czytamy w tekscie. Jezus mówi przeciez, ze on sam jest tym zmartwychwstaniem, jakiego doznal Lazarz, on sam tym zyciem jakie jest udzialem Lazarza. Bierzemy doslownie to, co Ewangelia sw. Jana mówi o Jezusie. Jest on "Slowem, które sie stalo cialem". Jest istota wieczna, która byla "na poczatku". A jezeli jest naprawde zmartwychwstaniem, w takim razie to "co wieczne, co bylo na poczatku", zmartwychwstalo w Lazarzu. Mamy Wiec tutaj wskrzeszenie odwiecznego "Slowa". I to "Slowo" jest zyciem, do którego Lazarz zostal obudzony. Mamy tutaj do czynienia z "choroba", ale taka, która nie prowadzi do smierci, lecz do ujawnienia "chwaly Bozej", to znaczy do objawienia sie Boga. Jezeli w Lazarzu zmartwychwstalo "wieczne Slowo", to rzeczywiscie wszystko co sie stalo w Betanii stalo sie po to, by Bóg objawil sie w Lazarzu. Bo Lazarz stal sie kims innym przez to, co sie stalo. Przedtem nie zylo w nim "Slowo", nie zyl duch: teraz duch ten w nim zyje. Narodzil sie w nim. A kazdym narodzinom towarzyszy przeciez choroba, choroba matki. Lecz ta choroba nie prowadzi do smierci, lecz do nowego zycia. W Lazarzu "choruje to, z czego ma sie narodzic "nowy czlowiek", czlowiek przenikniety "Slowem". Gdziez jest ów grób, z którego ma sie narodzic "Slowo"? Aby dac odpowiedz na to pytanie wystarczy przypomniec sobie Platona, który cialo czlowieka nazwal grobem duszy. Wystarczy przypomniec sobie, ze równiez i Plato mówi o pewnego rodzaju zmartwychwstaniu, kiedy tlumaczy, ze swiat ducha moze ozyc w ciele czlowieka. To co Plato nazywa "dusza duchowa", sw. Jan okresla mianem "Slowa". A tym Slowem jest dla niego wskrzesil cos boskiego z grobu swojego ciala. A dla sw. Jana to, co dokonalo sie przez "zycie Jezusa", Jest wlasnie zmartwychwstaniem. Nic Wiec dziwnego, ze sw. Jan wklada w usta Jezusa slowa: "Jam jest zmartwychwstaniem". Nie ulega najmniejszej watpliwosci, ze to co sie dokonalo w Betani bylo wskrzeszeniem w sensie duchowym. Lazarz stal sie kims innym niz byl poprzednio. Powstal z martwych do takiego zycia, o którym "odwieczne Slowo", moglo rzec: "Jam jest tym zyciem". Cóz sie Wiec stalo z Lazarzem? Ozyl w nim duch. Udzialem jego stalo sie zyciem, które jest wieczne. Wystarczy przypomniec slowa tych, którzy byli wtajemniczeni w misteria, a natychmiast odsloni sie nam glebokie znaczenie tego przezycia. Co mówi Plutarch o celu misteriów? Mówi, ze mialy one na celu wyzwalac dusza z wiezów cielesnego bytu i jednoczyc z bogami. Schelling tak opisuje uczucia wtajemniczonego: "Wtajemniczony dzieki otrzymanym swieceniem stawal sie sam ogniwem owego magicznego lancucha, stawal sie sam Kabirem, wlaczony w ten nierozerwalny krag i jak mówia starodawne napisy przyjety do orszaku niebianskich bogów". (Schelling, "Philosophie der Offenbarung"). Przelom, jaki sie dokonal w zyciu czlowieka przez wtajemniczenie, trudno lepiej okreslic niz to uczynil Aedesiusz

zwracajac sie do swego ucznia, cesarza Konstanty ma, w nastepujacych slowach: "Jezeli kiedys postapisz udzialu w misteriach, bedziesz sie wstydzil, ze urodziles sie tylko czlowiekiem". Jezeli takie uczucia przenika nasze dusze do glebi, to uzyskamy wlasciwy stosunek do tego, co sie dokonalo w Betanii. Wtedy relacja sw. Jana bedzie dla nas przezyciem szczególnym. Zacznie nam switac jakas pewnosc, której nie daloby nam zadne logiczne tlumaczenie, zadna próba racjonalistycznego wyjasnienia. Staniemy wobec misterium, w prawdziwym znaczeniu tego slowa. W Lazarza wstapilo "Wieczne Slowo". Mówiac jezykiem misteriów, stal sie on wtajemniczonym. To co opisuje sw. Jan bylo niewatpliwie obrzedem inicjacji. Spróbujmy teraz zrozumiec cale to wydarzenie jako obrzed wtajemniczenia. Jezus milowal Lazarza. (Jan XI-36). Nie moze tu byc mowy o milowaniu czy tez przyjazni w zwyklym znaczeniu. To byloby sprzeczne z duchem Ewangelii sw. Jana, która uczy, ze Jezus jest "Slowem". Jezus milowal Lazarza, poniewaz wiedzial, ze Lazarz dorósl duchem do tego, by w nim obudzic "Slowo". Jezus byl czestym gosciem w domu Lazarza. To znaczy, ze przygotowal w tej rodzinie wszystko, co mialo doprowadzic do wielkiego wydarzenia jakim bylo wskrzeszenie Lazarza. Lazarz byl uczniem Jezusa. Takim uczniem, ze Jezus mógl byc pewien, iz kiedys obudzi sie w nim t co boskie. Koncowy akt takiego wskrzeszenia polegal na symbolicznym obrzedzie, który byl wyrazem przemiany duchowej. Czlowiek musial nie tylko zrozumiec, co znaczy: "umrzyj - i stan sie!" ale musial sam tego dokonac w realnym akcie duchowym. wszystko co ziemskie, czego zgodnie z duchem misteriów, czlowiek wyzszy w nas wstydzic sie musi, nalezalo odrzucic. Ziemski czlowiek musial umrzec smiercia symboliczna zarazem i realna. Wówczas pograzono cialo ucznia na przeciag trzech dni w gleboki letarg, ale wobec istotnego przelomu, jaki przezyl tan czlowiek, byl to juz tylko znak widzialny, zewnetrzny wyraz nieporównanie donioslejszego wydarzenia duchowego. Niemniej jednak obrzed ten byl przezyciem, które przecinalo zycie ucznia na dwie czesci. Kto nie zna glebszej tresci tych obrzedów z bezposredniego, osobistego przezycia, tan nie jest w stanie ich zrozumiec. Mozna mu dac tylko przyblizone pojecie przez jakies porównanie. Podobnie mozna ujac w kilku slowach cala tresc szekspirowskiego Hamleta, i kto przyswoi sobie te slowa, moze w pewnym sensie powiedziec, ze zna tresc Hamleta. Bo tez, logicznie biorac, zna. Ale inaczej pozna ja tez, kto przezyje cale bogactwo akcji tego dramatu. Przez jego dusze przesunela sie taka pelnia zycia, której nie zastapic zadne streszczenie. Idea Hamleta stala sie dla niego osobistym przezyciem artystycznym. Otóz cos podobnego, tylko na wyzszym szczeblu, dzieje sie z czlowiekiem, który przezywa obrzedy zwiazane z inicjacja w calej ich wznioslej potedze. Przezywa on symbolicznie to, co osiaga w duchu. Okreslenie "symbolicznie" nalezy tak rozumiec, ze wprawdzie dany fakt dostepny zmyslem rzeczywiscie ma miejsce, ale jest tym niemniej symbolem, obrazem. Nie jest to symbol nierealny, jest on rzeczywistoscia. Ziemskie cialo bylo przez trzy dni naprawde martwe. Ze smierci powstaje nowe zycie, zycie, które przetrwalo smierc. Czlowiek zdobyl wiare w to nowe zycie. Tak wlasnie bylo z Lazarzem. Jezus przygotowal g do wskrzeszenia. Mamy tu do czynienia z choroba zarazem rzeczywista i symboliczna. Z taka choroba, która jest wtajemniczeniem i która po trzech dniach doprowadza do prawdziwie nowego zycia. Lazarz dorósl duchem do tej przemiany. oblókl sie w szate ucznia, który ma dostapic wtajemniczenia. Pograzyl sie w stan odretwienia, który jest symboliczna smiercia. A kiedy uplynely juz owe trzy dni przybyl Jezus. "odjeli tedy kamien, gdzie byl umarly polozony. A Jezus, wznióslszy oczy swoje w góre, rzekl: "Ojciec? dziekuje tobie, zes mnie wysluchal" (sw. Jan XI.44). Ojciec wysluchal Jezusa: Lazarz osiagnal ostatni szczebel poznania. Doswiadczyl, jak sie osiaga zmartwychwstanie. Dokonane zostalo wtajemniczenie w misteria. Dokonalo sie to, co przez cala starozytnosc znane bylo jako wtajemniczenie, a hierofanta byl Jezus. Tak wyobrazano sobie zawsze polaczenie czlowieka z bóstwem. Jezus spelnil na osobie Lazarza wielki cud przemiany zycia w duchu pradawnych tradycji. Chrzescijanstwo nawiazuje w ten sposób do dawny misteriów. Lazarz zostal wtajemniczony przez samego Chrystusa Jezusa. Dzieki temu zdolny byl teraz wzniesc sie w wyzsze swiaty. Ale byl zarazem ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin