Sarah Morgan
Sycylijski chirurg
– Nie wierzę w miłość. I ty też w nią nie wierzysz. – Alice odłożyła długopis, ze zdumieniem spoglądając na człowieka, z którym pracowała już piąty rok. Na głowę upadł?
– Było tak, dopóki nie poznałem Trish – odparł cicho. – To się stało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jak w bajce.
Ugryzła się w język, żeby nie zapytać go, czy pił.
– David, to do ciebie niepodobne. Jesteś inteligentnym i ambitnym lekarzem, a mówisz w tej chwili jak... – Jak siedmioletnia dziewczynka? Jak potłuczony? Nie, tego mu nie powie. – Jak nie ty – dokończyła słabym głosem.
– No to co? Trish jest kobietą mojego życia. Muszę z nią być. Nie liczy się nic innego.
– Nic innego się nie liczy? Zaczyna się sezon urlopowy, w miasteczku jest już pełno turystów, miejscowych dziesiątkuje jakaś infekcja, a ty mi mówisz, że wyjeżdżasz, bo to się dla ciebie nie liczy?! Chyba żartujesz!
Nawet z jego pomocą ledwie dawała sobie radę z nawałem obowiązków. Wcale nie dlatego, że unikała ciężkiej pracy. O nie. Praca była jej życiem. Praca ją uratowała. Ale ona po prostu zna swoje możliwości.
David przeganiał dłońmi włosy.
– Alice, nie wyjeżdżam na zawsze. Tylko na lato. Chcę być z Trish, bo musimy się zastanowić nad naszą przyszłością. Alice, my się kochamy.
Miłość, pomyślała rozdrażniona. Wszędzie jakieś idiotyczne związki i pary. Dlaczego do tej pory żyła w przeświadczeniu, że David jest inny? Bo wydawał się osobnikiem normalnym, rozsądnie myślącym...
– Nie spodoba ci się w Londynie – mruknęła.
– Uważam, że Londyn jest rewelacyjny – wyznał. – Podoba mi się dlatego, że tętni życiem, wszyscy za czymś gonią, nikt na nikogo się nie ogląda... – Zawahał się na moment. – Alice, nigdy nie czujesz się tu jak w klatce? Nie masz czasami ochoty zrobić czegoś, o czym cała okolica nie dowie się w ciągu dwóch godzin?
Bacznie mu się przyglądała, ponieważ pierwszy raz w jej obecności reagował tak emocjonalnie.
– Nie. Odpowiada mi, że wszyscy się tu znają, że wiedzą, kim ja jestem. To mi pomaga zrozumieć ich potrzeby medyczne – odparła. – Czuję się odpowiedzialna za ich zdrowie i traktuję to bardzo poważnie.
Właśnie to kazało jej osiąść w tym rybackim miasteczku. Teraz czuła się tu jak w wielkiej rodzinie. Zdecydowanie lepszej niż jej własna.
Zdążyła już pokochać wąskie brukowane uliczki, port rybacki, sklepiki z pamiątkami i wielki skład z markowym sprzętem dla surferów. Każdego lata uliczkami płynął tłum urlopowiczów, za to w zimie, kiedy Smugglers’ Cove tonęło w strugach w deszczu, panowała tu błoga cisza.
Przez pięć lat remontowała i urządzała swój piękny dom z widokiem na morze, który stał się jej wymarzoną przystanią.
– Jeśli mam być szczery – zaczął David ostrożnym tonem – to ty też powinnaś stąd wyjechać. W tej dziurze nie masz szansy na znalezienie kogoś, kto by ci odpowiadał. Myślisz tylko o pracy.
– Nikogo nie szukam – oznajmiła dobitnym tonem.
– Takie życie odpowiada mi najbardziej.
– Nie samą pracą człowiek żyje. Do życia potrzebna jest miłość. – Przystanął z ręką na sercu. – Każdy potrzebuje miłości.
Tego już za wiele.
– Słowa „miłość” używa się, żeby usprawiedliwić zachowania irracjonalne i emocjonalne – oświadczyła.
– A ja podchodzę do życia, kierując się logiką oraz metodami naukowymi.
– Zarzucasz mi impulsywność i irracjonalność? – zapytał oburzony.
Westchnęła. Rzadko zdobywała się na taką szczerość. Rzadko tak się odkrywała. Z drugiej jednak strony decyzja Davida bardzo ją zaniepokoiła.
– Uważam, że chcesz zrezygnować z takiej fantastycznej pracy w imię czegoś, co jest nieprzewidywalne, iluzoryczne i zazwyczaj krótkotrwale. – Przygryzła wargę. – Taka jest prawda, więc się nie obrażaj. Sam nieraz to mówiłeś.
– Owszem, ale to było, zanim poznałem Trish. Dzięki niej zrozumiałem, jak bardzo się myliłem.
– Potrząsnął głową. – Alice, po prostu jeszcze nie spotkałaś odpowiedniego człowieka. Kiedy to się stanie, twoje życie nabierze głębszego sensu.
– Dziękuję, moje życie już ma głęboki sens. – Sięgnęła po długopis. – Zamieszczę zaraz ogłoszenie, to może uda mi się znaleźć zastępstwo na sierpień.
Jeśli nie dopisze jej szczęście, czeka ją wyjątkowo pracowite lato.
– Masz na myśli lekarza na moje miejsce? Już to załatwiłem. Naprawdę myślałaś, że zostawię cię na pastwę losu?
Tak, właśnie tak myślała. Z jej obserwacji wynikało, że wszyscy „zakochani” natychmiast zapominają o swoich bliskich i znajomych.
– Kto to jest?
– Kolega, któremu bardzo zależy na pracy w Anglii. Ma superkwalifikacje. Chirurg plastyczny po wypadku. To dla niego wielka tragedia. – David ściągnął brwi. – Był fenomenalny.
Chirurg plastyczny?
Sięgnęła po CV, które jej podsunął.
– Giovanni Moretti. Włoch?
– Sycylijczyk. – David szeroko się uśmiechnął. – Nie waż się nazwać go Włochem. Gio jest bardzo dumny ze swojego pochodzenia.
– Dlaczego chce pracować akurat tutaj, w takiej dziurze?
– Ty też to lubisz – zauważył logicznie. – Może Gio to twoja bratnia dusza? – Spiorunowała go wzrokiem. – Żartowałem. Chyba nie zaprzeczysz, że każdy ma prawo się przemieszczać. Pracował w Mediolanie, ale prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego wybrał Smugglers’ Cove. My, mężczyźni, nie wchodzimy w takie szczegóły.
Spoglądając na CV, pomyślała, że nowy lekarz nie zagrzeje długo miejsca w jej przychodni. Ale dobrze, że będzie choćby krótko. Przez ten czas ona poszuka prawdziwego zastępstwa.
– Dzięki, że o tym pomyślałeś. Co będzie z jesienią? Wrócisz?
– Za wcześnie o tym mówić. Musimy z Trish podjąć kilka ważnych decyzji. Ale obiecuję, że nie zostawię cię na lodzie.
– Życzę ci powodzenia – powiedziała z uśmiechem.
– Mimo że mnie nie rozumiesz?
– Uleganie emocjom uważam za największą słabość natury ludzkiej.
– Daj spokój. – Niespodziewanie podszedł do niej i chwyciwszy za ręce, postawił ją na nogi. – Liczy się tylko miłość. Alice, ona jest na wyciągnięcie ręki! Wystarczy ją znaleźć.
– Po co? Moim zdaniem miłość to psychiatryczna przypadłość, która z czasem sama przechodzi. Stąd tyle rozwodów.
– Chwilowa psychiatryczna przypadłość?! – prychnął, puszczając jej dłonie. – Chyba żartujesz. Na pewno w to nie wierzysz.
Stanęli jej przed oczami wszyscy ci, którzy w imię miłości zachowywali się nieodpowiedzialnie, łącznie z jej rodzicami i siostrą. Ogarnęły ją nieprzyjemne i groźne emocje. Aby nad nimi zapanować, otworzyła periodyk medyczny, zamierzając skoncentrować się na czystych faktach.
– Wierzę, że to choroba.
Serce łomotało jej coraz szybciej, a ona, by się uspokoić, powtarzała sobie w myślach, że jej życie zależy od niej samej, że nie jest już dzieckiem płacącym za emocjonalne błędy dorosłych.
David nie spuszczał z niej wzroku.
– I chociaż widzisz, jaki jestem szczęśliwy, nadal będziesz się upierać, że miłość nie istnieje?
– Jeżeli masz na myśli mgliste, nieokreślone uczucie, które łączy dwoje ludzi, to tak, dla mnie ono nie istnieje. – Więcej wolała nie mówić, aby nie burzyć jego szczęścia, więc wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. – Nie wierzę w miłość, tak jak nie wierzę w Świętego Mikołaja. – Wróciła na swoje miejsce przy biurku.
Splótłszy przed sobą ramiona, przyglądał się jej z uśmiechem wyższości.
– Zobaczysz, ciebie też to spotka. Pewnego pięknego dnia stracisz głowę.
– Jestem naukowcem – przypomniała mu, rzucając wyzywające spojrzenie. – Kieruję się logiką i wykluczam taką możliwość.
– Sama zobaczysz, że tak się stanie, bo miłość zjawia się niezapowiedziana.
– Jak różyczka? – Zerknęła do notatek. – A propos, małą Ellis, tę, która miała różyczkę w zimie, ciągle nękają jakieś komplikacje. Dzisiaj będę ją badała.
– Jest pod opieką laryngologa ze szpitala.
– Wiem. Podobno jej słuch się poprawia....
marzenka2100