legendy lubelskie.doc

(28 KB) Pobierz

Legenda o Czarciej Łapie

 

W 1637 roku Trybunał Lubelski wydał niesprawiedliwy wyrok. Rozżalona kobieta krzyknęła, że gdyby ją sądzili diabli, wyrok byłby sprawiedliwszy. W tym czasie do sali weszli ludzie w kapturach i mówili, że są sędziami. W istocie byli szatanami. Przewodniczący położył na stole rękę i zostawił jej ślad. Wyrok kobiety został zmieniony. Następnego dnia całe miasto wiedziało o nocnej wizycie w Trybunale, a niesprawiedliwi sędziowie połamali sobie nogi na trybunalskich schodach. Zabytkowy stół z wypalonym śladem diabelskiej ręki zachował się do dzisiaj i jest na dawnym miejscu, w trybunalskim gmachu.

 

                                              Herb Lublina z koziołkiem

Na przełomie XIII i XIV wieku lubelscy mieszczanie zabiegali o prawa miejskie. Jednak nijak nie mogli dostać się do panującego wówczas księcia Władysława Łokietka zajętego tłumieniem buntu mieszczan krakowskich i sandomierskich. W końcu nadarzyła się okazja, bo książę szukał stronników i do Krakowa pojechała kilkuosobowa delegacja posłów. Łokietek przyjął ich bardzo życzliwie, wysłuchał opowieści o mieście, dowiedział się jak to podczas najazdu Tatarów ocalała koza, która wyżywiła w wąwozie wiele dziatek i przyrzekł posłom przywilej lokacyjny. Pozostało jedynie nadać herb nowemu miastu. I tu książę wraz z posłem dominikaninem uradzili, że w herbie powinna znaleźć się koza na pamiątkę tatarskiego najazdu oraz winnica. Herb miał zaprojektować i namalować krakowski herbator Mikołaj. Ale herbator pijaczyna gdzieś zaginął i lubelscy wysłannicy dotarłszy w końcu do jego domu po odbiór dzieła dostali jakieś zapakowane malowidło. Gdy je w drodze rozpakowali, przerazili się, że sprowadzą hańbę na miasto - ujrzeli bowiem starego długowłosego capa obżerającego się winogronami. Nie mieli racji, mieszczanie tak cieszyli się z nadania praw miejskich, że na herb nie zwrócili w ogóle uwagi.

 

 

                                             Na początku był lin

Piękne było słońce, może majowe albo lipcowe. Okolice naszego grodu, który jeszcze nie miał nazwy, tonęły w zieleni. Czysta i bystra Bystrzyca wartko szemrała wśród wzgórz. - Hej, rybacy, co to za gród? - zapytał książę, który wraz ze swą drużyną zatrzymał konie nad rzeką. Zeskoczył z siodła, rzucił giermkowi lejce i podszedł do ludzi stojących przy łodziach. Tamci zamarli ze zdziwienia, bo niezbyt często możni panowie zatrzymywali swe konie nad Bystrzycą. - Nie wiemy panie - wydukał najodważniejszy. - A, to i wy też w podróży? - zainteresował się książę. - Nie, panie, mieszkamy w grodzie, ale on nie ma nazwy - wyjaśnili rybacy, podziwiając bogaty strój gości i bogate końskie uprzęże.
Na to książę postanowił, że owo miejsce nad Bystrzycą będzie się nazywało tak, jak ryba wyłowiona z rzeki. Kazał zarzucić sieci. Rycerze stali na brzegu i patrzyli. Gdy wyciągnięto niewód, były w nim dwie ryby - szczupak i lin. I rzekł książę, ucinając spór, który natychmiast wybuchł na brzegu: szczupak jest wilkiem rzecznym, nie chcę, aby mieszkańcy tej osady tacy byli, lin zaś to ryba łagodna, więc wybierając z dwojga... zaraz, zaraz szczupak lub lin... niech ten wasz gród lub-linem się zwie. I zadowolony książę wyjechał z Lublina.

Legenda o rzece Wieprz

 

Drugą, po Bugu, rzeką Lubelszczyzny jest rzeka Wieprz. Wartko i zwinnie, wśród falistych brzegów płynie błękitna woda. Każdemu, kto na nią spojrzy wprost trudno zrozumieć, skąd wzięła się taka okropna nazwa. Dopiero po przeczytaniu legendy o jej powstaniu wszystko staje się jasne. A było to tak:

 

Dawno, dawno temu na tomaszowskiej ziemi zieleniły się łąki, żółte piaski lśniły jak promyki słońca, a ludzie uprawiali żyzne pola. Żadne wstęgi wody nie przecinały tego sielankowego pejzażu. Aż pewnego dnia jeden wieprz z nudów zaczął ryć ziemię. Robił to z taką pasją i tak długo, że z wykopanego przez niego dołu trysnęła woda. Ponieważ pole było w tym miejscu nieco wklęsłe więc szybko zrobiło się jeziorko. Jednak i ono nie mogło pomieścić stale przybywającej wody. Woda zaczęła wypływać wąskim strumyczkiem, a im bardziej oddalała się od źródełka tym szerzej i głębiej wcinała się w teren. Tak powstała najpierw mała rzeczka, a następnie, zasilana innymi napotkanymi po drodze rzeczkami, rozrosła się w całkiem pokaźną rzekę. Ludzie jeziorko nazwali Wieprzowym, jako że zwykły, gospodarski wieprz był sprawcą jego powstania, następnie także rzekę nazwali Wieprzem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin