Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 07 - Żeglarz.pdf

(1418 KB) Pobierz
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 07 - ¯eglarz
ś EGLARZ
Tajemnica sprzed tysi ę cy lat mo Ŝ e oznacza ć
zagład ę współczesnego ś wiata.
Tylko Kurt Austin potrafi zapobiec katastrofie...
Rok 900 p.n.e. Fenicki okr ę t przybija do odległego l ą du.
Załoga ukrywa w zamaskowanej grocie bezcenny ładunek.
Rok 2003. Z muzeum w Bagdadzie znika ś eglarz - staro Ŝ ytny
fenicki pos ą g. Kto ś nie cofnie si ę przed zbrodni ą , by dosta ć rze ź b ę
w swoje r ę ce. Jak ą tajemnic ę kryje ś eglarz?
Kurt Austin, szef zespołu NUMA, musi rozwi ą za ć zagadk ę .
Od antycznego wraku, zaszyfrowanego r ę kopisu Tomasza Jeffersona
i zatopionej kopalni trop prowadzi do zaginionych skarbów
króla Salomona i szalonego projektu, który pogr ąŜ y ś wiat
w globalnym konflikcie.
Clive Cussler to największy mistrz przygody,
jeden z najpopularniejszych i najbardziej lubianych pisarzy świata,
barwna, wspaniała postać, legendarny nurek, Ŝeglarz,
poszukiwacz wraków zatopionych okrętów - istny Dirk Pitt.
Jest autorem światowych bestsellerów, m.in.: Potop, Sahara,
Ś wi ę ty kamie ń , Zaginione Miasto, Złoty Budda, Bieguny zagłady,
Czarny wiatr, Skarb Czyngis-chana, Tajna stra Ŝ , Atlantyda odnaleziona,
sprzedanych w ponad 130 milionach egzemplarzy,
tłumaczonych na ponad 30 języków i publikowanych w 105 krajach.
PowieściClive'aCusslera
AFERAŚRÓDZIEMNOMORSKA
ATLANTYDAODNALEZIONA
ATLANTYDAODNALEZIONA
BIEGUNYZAGŁADY
BIEGUNYZAGŁADY
BŁĘKITNEZŁOTO
CERBER
CERBER
CYKLOP
CYKLOP
CZARNYWIATR
LODOWAPUŁAPKA
LODOWAPUŁAPKA
NADNONOCY
NADNONOCY
ODYSEJATROJAŃSKA
OGNISTYLÓD
OGNISTYLÓD
OPERACJA„HF"
OPERACJA„HF"
PODWODNIŁOWCY
PODWODNIŁOWCY2
PODWODNIŁOWCY2
PODWODNYZABÓJCA
POTOP
POTOP
SAHARA
POTOP
SAHARA
SKARB
SKARBCZYNGISCHANA
SKARBCZYNGISCHANA
SMOK
SMOK
.ŚWIĘTYKAMIEŃ
TAJNASTRAś
TAJNASTRAś
VIXEN03
VIXEN03
WĄś
WIRPACYFIKU
WĄś
WIRPACYFIKU
WYDOBYĆ„TITANICA"
WYDOBYĆ„TITANICA"
AFERAŚRÓDZIEMNOMORSKA
ATLANTYDAODNALEZIONA
BIEGUNYZAGŁADY
BŁĘKITNEZŁOTO
CERBER
CYKLOP
CZARNYWIATR
LODOWAPUŁAPKA
NADNONOCY
ODYSEJATROJAŃSKA
OGNISTYLÓD
OPERACJA„HF"
PODWODNIŁOWCY
PODWODNIŁOWCY2
PODWODNYZABÓJCA
SKARB
SKARBCZYNGISCHANA
SMOK
.ŚWIĘTYKAMIEŃ
TAJNASTRAś
VIXEN03
WIRPACYFIKU
WYDOBYĆ„TITANICA"
ZABÓJCZEWIBRACJE
ZAGINIONEMIASTO
ZŁOTOINKÓW
ZŁOTOINKÓW
ZŁOTYBUDDA
clive
ZŁOTYBUDDA
CussleR
PAUL KEMPRECOS
ś EGLARZ
Przekład
MACIEJ PINTARA
Redakcja stylistyczna
Lucyna Łuczy ń ska
AMBER
Korekta
Jolanta Kucharska
Katarzyna Pietruszka
Ilustracja na okładce
Craig White
Opracowanie graficzne okładki
Wydawnictwo Amber
Skład
Wydawnictwo Amber
Druk
Wojskowa Drukarnia w Łodzi
Tytuł oryginału
The Navigator
Copyright © 2007 by Sandecker, RLLLP.
By arrangement with Peter Lampack Agency, Inc.,
551 Fifth Avenue, Suite 1613, New York, NY 10176-0187, USA.
Ali rights reserved.
For the Polish edition
Copyright © 2007 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ZABÓJCZEWIBRACJE
ZABÓJCZEWIBRACJE
ZAGINIONEMIASTO
ZŁOTOINKÓW
ISBN 978-83-241-3064-1
Warszawa 2008. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
00-060 Warszawa, ul. Królewska 27
tel. 6204013, 620 8162
www.wydawnictwoamber.pl
Prolog
Odległy l ą d, około roku 900 p.n.e.
Potwór wyłonił si ę z porannej mgły w perłowym ś wietle brzasku. Ogrom-
ny łeb z długim pyskiem i rozd ę tymi nozdrzami zbli Ŝ ał si ę do brzegu,
gdzie kl ę czał my ś liwy z ci ę ciw ą łuku napi ę t ą przy policzku i wzrokiem
utkwionym w jelenia pas ą cego si ę na moczarach. Gdy do uszu łowcy do-
tarł plusk, m ęŜ czyzna zerkn ą ł w stron ę wody. Zdj ę ty strachem, cisn ą ł łuk
i z krzykiem rzucił si ę do ucieczki. Spłoszony jele ń pomkn ą ł w las i znik-
n ą ł w ś ród drzew.
Mgła rozst ą piła si ę , odsłaniaj ą c wielki czerwonobr ą zowy Ŝ aglowiec,
którego drewniany sze ść dziesi ę ciometrowy kadłub oblepiały wodorosty.
Na wysokim dziobie, za wyrze ź bionym łbem parskaj ą cego ogiera, stał
m ęŜ czyzna - zagl ą dał do drewnianej szkatułki, szukaj ą c w niej czego ś , ale
gdy pojawił si ę widmowy brzeg, podniósł głow ę i wskazał w lewo.
ś eglarze przy dwóch wiosłach steruj ą cych skierowali statek na nowy
kurs wzdłu Ŝ g ę sto zalesionego wybrze Ŝ a, a załoga z wpraw ą przestawiła
kwadratowy Ŝ agiel w pionowe czerwono-białe pasy.
Kapitan nie przekroczył jeszcze trzydziestki, lecz powaga i surowo ść ma-
luj ą ce si ę na jego twarzy dodawały mu lat. Wydatne usta i kwadratow ą szcz ę k ę
okalała g ę sta czarna broda, grzbiet nosa był lekko skrzywiony, cera ogorzała
od morskiego wiatru i sło ń ca przypominała barw ą maho ń , a przepastne piwne
oczy miały tak ciemny kolor, Ŝ e ź renice stały si ę prawie niewidoczne.
Dowódcy statków nosili purpurowe szaty, barwione cenn ą wydzielin ą
ś limaka Murex trunculus, ale kapitan wolał chodzi ć ubrany tylko w baweł-
niany kilt jak zwykły Ŝ eglarz. Czarne, faluj ą ce, krótko przyci ę te włosy
przysłaniała mi ę kka, sto Ŝ kowa czapka.
Słony zapach morza znikn ą ł, gdy statek wszedł do szerokiej zatoki.
Kapitan wci ą gn ą ł do płuc powietrze, pachn ą ce kwiatami i zieleni ą , roz-
koszuj ą c si ę my ś l ą o wypiciu słodkiej wody, kiedy tylko postawi stop ę na
suchym l ą dzie.
Rejs trwał długo, ale przebiegł bez przygód, dzi ę ki starannie dobranej
fenickiej załodze, składaj ą cej si ę z do ś wiadczonych Ŝ eglarzy, do której na-
le Ŝ eli równie Ŝ Egipcjanie, Libijczycy oraz mieszka ń cy innych krajów ś ród-
ziemnomorskich. Bezpiecze ń stwa strzegł oddział scytyjskich piechurów.
Fenicjanie byli najlepszymi Ŝ eglarzami na ś wiecie, odwa Ŝ nymi po-
dró Ŝ nikami i kupcami. Ich morskie imperium rozci ą gało si ę na całe Morze
Ś ródziemne, poza Słupy Heraklesa i Morze Czerwone. Statki Greków, po-
dobnie jak Egipcjan, trzymaj ą ce si ę wybrze Ŝ y, rzucały kotwice o zachodzie
sło ń ca, podczas gdy nieustraszeni Fenicjanie Ŝ eglowali dniem i noc ą , nie
widz ą c l ą du. Przy sprzyjaj ą cym wietrze w ruf ę ich du Ŝ e statki handlowe
potrafiły pokonywa ć ponad sto mil morskich na dob ę .
Kapitan nie był Fenicjaninem, ale znał marynarskie rzemiosło jak mało
kto i w umiej ę tno ś ci Ŝ eglowania nie miał równych sobie, co sprawiło, Ŝ e
szybko zyskał szacunek załogi.
ś aglowiec „Tarszisz", budowany specjalnie z my ś l ą o dalekich rejsach
handlowych po pełnym morzu, w przeciwie ń stwie do bardziej przysadzi-
stych statków, przeznaczonych do krótkich podró Ŝ y, miał długie i proste
linie. Pokład oraz wr ę gi wyciosano z twardych cedrów liba ń skich, gruby
maszt był niski i mocny, Ŝ agiel kwadratowy z egipskiego płótna, wzmoc-
niony skórzanymi pasami, najlepiej nadawał si ę do pełnomorskich rejsów.
Wygi ę ty kil, wysoki dziób i rufa upodobniały go do statków wikingów,
budowanych dopiero kilka wieków pó ź niej.
Tajemnica panowania Fenicjan na morzu kryła si ę nie tylko w tech-
nice. Słynna była doskonała organizacja na pokładach ich statków, gdzie
ka Ŝ dy członek załogi znał swoje miejsce i pracował równie sprawnie jak
tryb w dobrze naoliwionej machinie. Za takielunek odpowiadał pomocnik
kapitana, obserwator, który stale sprawdzał ka Ŝ d ą cz ęść osprz ę tu, by mie ć
pewno ść , Ŝ e nie zawiedzie w obliczu niebezpiecze ń stwa.
Kapitan poczuł, jak o jego bos ą stop ę ociera si ę co ś mi ę kkiego. Pozwo-
lił sobie, co zdarzało si ę rzadko, na u ś miech, wło Ŝ ył szkatułk ę do skrzyni,
schylił si ę i podniósł kota. Fenickie koty pochodziły z Egiptu, gdzie były
czczone jako bóstwa. Na fenickich statkach, na których nie brakowało
szczurów, okazywały si ę bardzo przydatne. Kapitan pogłaskał kilka razy
pasiaste, pomara ń czowo- Ŝ ółte zwierz ę , potem delikatnie postawił mrucz ą -
cego kota na pokładzie. Statek zbli Ŝ ał si ę do szerokiego uj ś cia rzeki.
- Opu ś ci ć Ŝ agiel! - zawołał kapitan do obserwatora. - Do wioseł!
Obserwator przekazał pierwszy rozkaz dwóm marynarzom, którzy
wspi ę li si ę błyskawicznie po maszcie na rej ę ; dwaj inni rzucili takielarzom
liny, przymocowane do dolnych rogów Ŝ agla, by tamci mogli zrefowa ć
du Ŝ y płócienny kwadrat.
6
Wio ś larze o br ą zowych ramionach czekali ju Ŝ , siedz ą c w dwóch rz ę -
dach po dwudziestu po obu stronach okr ę tu. W przeciwie ń stwie do niewol-
ników na wielu statkach byli zawodowcami i nap ę dzali Ŝ aglowiec szybki-
mi, precyzyjnymi ruchami.
Sternicy wprowadzili statek w uj ś cie rzeki. Cho ć poziom wody podno-
siły wiosenne roztopy, płycizny i bystrza uniemo Ŝ liwiały podró Ŝ Ŝ aglow-
cem w gł ą b l ą du.
Wzdłu Ŝ relingu stali scytyjscy najemnicy, trzymaj ą cy bro ń w gotowo-
ś ci. Kapitan, który obserwował z dziobu brzeg rzeki, zobaczywszy trawia-
sty cypel, rozkazał wio ś larzom zatrzyma ć statek pod pr ą d i załoga rzuciła
kotwic ę .
Muskularny m ęŜ czyzna z wystaj ą cymi ko ść mi policzkowymi i twarz ą
zniszczon ą jak skóra na starym siodle podszedł do kapitana. Tarsa dowo-
dził scytyjskimi najemnikami, ochraniaj ą cymi statek i jego ładunek. Spo-
krewnieni z Mongołami Scytowie, ciesz ą cy si ę sław ą doskonałych je ź d ź -
ców konnych i łuczników, mieli te Ŝ osobliwe zwyczaje.
W czasie walki pili krew pokonanych wrogów, a z ich skalpów robili
serwetki. Tarsa oraz jego ludzie malowali ciała na czerwono i niebiesko,
myli si ę w ła ź ni parowej, nosili skórzane spódniczki i spodnie, wpusz-
czone w mi ę kkie, skórzane buty. Nawet najbiedniejsi Scytowie upi ę kszali
swoje stroje złotymi ozdobami. Tarsa miał na szyi wisiorek w kształcie
konia, który dostał od kapitana.
·
Przeprawi ę si ę ze zwiadowcami na brzeg - powiedział.
Zabior ę si ę z wami. - Kapitan skin ą ł głow ą .
Na kamiennej twarzy Scyty pojawił si ę u ś miech. Pocz ą tkowo nie bar-
dzo wierzył, Ŝ e młodemu kapitanowi uda si ę utrzyma ć statek na wodzie,
ale obserwuj ą c, jak dowodzi on wielkim Ŝ aglowcem, przekonał si ę , Ŝ e za
arystokratycznymi rysami i łagodnym głosem młodego m ęŜ czyzny kryje
si ę człowiek z Ŝ elaza.
Do burty przyci ą gni ę to szerok ą łód ź , któr ą holowano za statkiem,
i wsiedli do niej Tarsa, trzech jego najbardziej walecznych scytyjskich na-
jemników, kapitan oraz dwóch silnych wio ś larzy.
Kilka minut pó ź niej łód ź ze zgrzytem uderzyła w cypel i kapitan przy-
wi ą zał j ą do pachołka, prawie niewidocznego w ś ród chwastów, porastaj ą -
cych skalisty brzeg.
Tarsa kazał jednemu ze swoich ludzi zosta ć z wio ś larzami, a sam wraz
z kapitanem i dwoma najemnikami ruszyli zaro ś ni ę t ą kamienist ą drog ą
w gł ą b l ą du. Po tygodniach sp ę dzonych na rozkołysanym pokładzie szli naj-
pierw niepewnie, ale szybko odzyskali równy krok. Kilkaset metrów od rze-
ki natkn ę li si ę na zachwaszczony plac, otoczony z czterech stron wal ą cymi
7
si ę budynkami; w otwartych drzwiach i zaułkach rumowiska rosła wysoka
trawa.
Kapitan pami ę tał, jak kiedy ś wygl ą dało to miejsce. Plac t ę tnił Ŝ yciem,
setki robotników uwijały si ę w magazynach.
Grupa zwiadowcza przeszukała metodycznie ka Ŝ d ą budowl ę i kapitan,
zadowolony, Ŝ e osada jest opuszczona, poprowadził swoich towarzyszy
·
z powrotem nad rzek ę . Doszedłszy do ko ń ca drogi, dał znak r ę k ą . Kiedy
załoga podniosła kotwic ę i wio ś larze skierowali statek do brzegu, kapitan
odwrócił si ę do scytyjskiego dowódcy.
·
Czy twoi ludzie s ą gotowi wykona ć zadanie, które nas czeka?
Moi ludzie s ą gotowi na wszystko - parskn ą ł Scyta.
Odpowied ź nie zaskoczyła kapitana. Podczas długiego rejsu wiele go-
dzin sp ę dził, rozmawiaj ą c z Tars ą , wypytuj ą c Scyt ę o jego ojczyzn ę i na-
ród, pragn ą ł bowiem wiedzie ć jak najwi ę cej o ludziach ró Ŝ nych ras. Poza
tym lubił twardego, starego wojownika, który hołdował przedziwnym
zwyczajom.
Przycumowano statek i załoga opu ś ciła szeroki trap. Na pokładzie za-
dudniły kopyta dwóch koni poci ą gowych, wyprowadzanych ze stajni pod
ruf ą po pochylni. Zwierz ę ta zachowywały si ę nerwowo na otwartej prze-
strzeni, ale Scytowie szybko je uspokoili łagodnymi słowami i gar ś ciami
ziarna nas ą czonego miodem.
Kapitan, zarz ą dziwszy wypraw ę po słodk ą wod ę oraz Ŝ ywno ść , zszedł
do ładowni i stan ą ł przy skrzyni z mocnego cedru liba ń skiego, która zda-
wała si ę l ś ni ć w ś wietle wpadaj ą cym przez luk. Kazał załodze bardzo
ostro Ŝ nie wyci ą gn ąć j ą na pokład.
Przymocowali do niej grube liny, a gdy zaczepili je za hak bomu prze-
ładunkowego, a Ŝ zaskrzypiał pod ci ęŜ arem. Uniesiono j ą wolno z ładow-
ni, postawiono na pokładzie, odczepiono hak, po czym wsuni ę to wiosła
w otwory w jej bokach 1 ko ń cach, Ŝ eby mo Ŝ na było przenie ść . ś eglarze
d ź wign ę li skrzyni ę , poło Ŝ yli sobie wiosła na ramionach i zeszli po trapie
na brzeg.
Ładunek został umieszczony na niskim wozie maj ą cym mocne drew-
niane koła z Ŝ elaznymi obr ę czami, do którego zaprz ęŜ ono konie. Piesi
Ŝ ołnierze, zarzuciwszy na ramiona tarcze oraz łuki, dzier Ŝą c włócznie
w r ę kach, sformowali ochron ę po obu stronach. Orszak ruszył naprzód
z klekotem broni, prowadzony przez kapitana i scytyjskiego dowódc ę .
Z wyludnionej osady wyszli na drog ę , wyci ę t ą w g ę stym lesie wzdłu Ŝ
rzeki. Trakt zarosła trawa, ale mimo to mogli si ę szybko posuwa ć mi ę dzy
drzewami. Zatrzymywali si ę co noc i rozbijali obóz. Trzeciego dnia rano
dotarli do doliny mi ę dzy dwiema niskimi górami.
8
Kapitan zatrzymał kolumn ę i wyj ą ł z plecaka szkatułk ę , do której
zagl ą dał na statku. Kiedy Ŝ ołnierze odpoczywali i zajmowali si ę ko ń mi,
uniósł wieko, wlał do szkatułki troch ę wody i zajrzał do ś rodka. Spojrzał
na zwój welinu w sakiewce z tkaniny, potem ruszył dalej z niezachwian ą
pewno ś ci ą w ę drownego ptaka.
Przemaszerowali przez dolin ę , dochodz ą c do pola, gdzie w wysokiej
trawie le Ŝ ały resztki okr ą głych kamieni mły ń skich. Widok ich przywiódł
kapitanowi na my ś l spoconych m ęŜ czyzn, obracaj ą cych nimi, robotnicy
wsypywali do młynów kosze odłamków skalnych, mełli je na proch i nosili
do palenisk, w których miechy podsycały ogie ń . M ęŜ czy ź ni przechylali
gliniane tygle i wlewali l ś ni ą c ą Ŝ ółt ą ciecz do form w kształcie cegły.
Id ą c dalej, dotarli do dwóch kamiennych pos ą gów. Wielko ś ci ą dwu-
krotnie przewy Ŝ szały człowieka i od szyi w dół przypominały ludzkie po-
stacie. Wyrze ź biono je po to, by odstraszały tubylców. Upiorne oblicza
ł ą czyły w sobie najszkaradniejsze rysy ludzkie i pyski zwierz ę ce, jakby
rze ź biarz zamierzał stworzy ć najohydniejsz ą i najbardziej przera Ŝ aj ą c ą
twarz, jak ą mo Ŝ na sobie wyobrazi ć . Nawet twardzi najemnicy czuli si ę
nieswojo. Nerwowo przekładali włócznie z jednej r ę ki do drugiej i rzucali
niespokojne spojrzenia na gro ź nie wygl ą daj ą ce pos ą gi.
Kapitan zerkn ą ł do magicznej szkatułki i na welin, po czym skierował
si ę w stron ę mrocznego lasu, a reszta pod ąŜ yła za nim. Marsz utrudniały
grube korzenie, ale w niespełna godzin ę pokonali le ś ne ost ę py i zbli Ŝ yli
si ę do gładkiej ś ciany niskiej skały u podnó Ŝ a góry. Drog ę zagradzały dwa
pos ą gi, takie same jak te widziane wcze ś niej.
U Ŝ ywaj ą c ich jako odniesienia, kapitan wyznaczył metod ą triangulacji
punkt na skalnej ś cianie. Przesuwaj ą c r ę k ą po pionowej powierzchni, na-
trafił palcami na ledwo widoczne uchwyty i wspi ą ł si ę po nich.
Niecałe cztery metry nad ziemi ą odwrócił si ę i usiadł w skalnym za-
ę bieniu. Wsun ą ł włóczni ę w szczelin ę jako d ź wigni ę . Rzucono mu lin ę ,
której koniec umocował do włóczni, drugi Ŝ ołnierze przywi ą zali do konia.
Kiedy ko ń poci ą gn ą ł, a kapitan popchn ą ł stopami lekkie wypi ę trzenie, od
·
Zgłoś jeśli naruszono regulamin