!Joy Fielding - Dobre intencje.txt

(472 KB) Pobierz
Joy Fielding
Autorka kilkunastu ksišżek, z których większoć stalš się międzynarodowymi bestsellerami. Bohaterkami jej powieci psychologicz-no-obyczajowych, czasem ubarwionych wštkiem sensacyjnym, sš kobiety, którym los nie szczędzi niespodzianek, stawiajšc je przed trudnš, majšcš ogromny wpływ na ich życie decyzjš lub zaskakujšc odkryciem prawdziwego oblicza osób z najbliższego otoczenia. Joy Fielding porusza problemy dotyczšce wielu z nas, poprzez losy bohaterek wskazuje niektóre sposoby radzenia sobie z nimi, a wszystko to Jšczy z niezwykle trafnymi obserwacjami psychologicznymi i obyczajowymi oraz wartkš akcjš. Pisarka jest absolwentkš Uniwersytetu w Toronto, mieszka wraz z mężem i dwiema córkami w Toronto i w Palm Beach na Florydzie.
Nakładem Wydawnictwa Ksišżnica" ukazaiy się powieci Joy Fielding
BRAKUJĽCY ELEMENT
GRANICE UCZUĆ
NIE ZDRADZAJ ŻADNYCH TAJEMNIC
PATRZ, JAK JANE UCIEKA
TA DRUGA
Joy Fielding
Autorka kilkunastu ksišżek, z których większoć stafa się międzynarodowymi bestsellerami. Bohaterkami jej powieci psychologicz-no-obyczajowych, czasem ubarwionych wštkiem sensacyjnym, sš kobiety, którym los nie szczędzi niespodzianek, stawiajšc je przed trudnš, majšcš ogromny wpJy w na ich życie decyzjš lub zaskakujšc odkryciem prawdziwego oblicza osób z najbliższego otoczenia. Joy Fielding porusza problemy dotyczšce wielu z nas, poprzez losy bohaterek wskazuje niektóre sposoby radzenia sobie z nimi, a wszystko to łšczy z niezwykle trafnymi obserwacjami psychologicznymi i obyczajowymi oraz wartkš akcjš. Pisarka jest absolwentkš Uniwersytetu w Toronto, mieszka wraz z mężem i dwiema córkami w Toronto i w Palm Beach na Florydzie.
NaWadem Wydawnictwa Ksišżnica" ukazały się powieci Joy Fielding
BRAKUJĽCY ELEMENT
GRANICE UCZUĆ
NIE ZDRADZAJ ŻADNYCH TAJEMNIC
PATRZ, JAK JANE UCIEKA
TA DRUGA
A
ťKsišżnicaŤ kieszonkowa
Joy Fielding
Dobre intencje
Przełożyła z angielskiego Barbara Korzon
y
Wydawnictwo Ksišżnica
^tuł oryginału ood Intentions
toncepcja graficzna serii {arek J. Piwko
^ogotyp serii i projekt okładki Mariusz Banachowicz
Fotografia na okładce Š Taxi/FPM
Copyright Š 1989 by Joy Fielding, Inc.
For the Polish edition
Copyright Š by Wydawnictwo Ksišżnica", Katowice 2002, 2004
ISBN 83-7132-697-1

Już to, co poczuła na jego widok, zapowiadało kłopoty.
  Lynn Schuster?  zapytał, gdy otworzyła mu drzwi.
  Marc Cameron?
Oboje skinęli głowami, Lynn odstšpiła na bok, pozwalajšc mu wejć. Jakbymy nie wiedzieli, kim jestemy, zadrwiła w duchu, prowadzšc go do salonu.
Skrupulatnie dopełnił wszystkich obowišzków gocia składajšcego pierwszš wizytę: piękny dom, stwierdził kurtuazyjnie. Miło z jej strony, że zgodziła się na to spotkanie, zwłaszcza w wiadomych okolicznociach. Wyraził nadzieję, że nie sprawia jej zbytniego kłopotu. Podziękowała za te uprzejmoci. Nie ma problemu, w niczym jej nie przeszkadza, odrzekła z udanš swobodš, zastanawiajšc się jednoczenie, czy aby nie wyczuł, że kłamie.
  Napije się pan kawy?  Och, wcale nie planowała takich grzecznociowych gestów. Uprzejmie odmówił, zajmujšc miejsce w pasiastym biało-zielonym fotelu, naprzeciw podobnej w tonie biało-zielonej sofy w duże kwieciste wzory. Przez kilka następnych sekund wpatrywał się w niš bez słowa.
Po co tu przyszedł? I dlaczego zgodziła się z nim spotkać?
  Czy co się stało?  spytała wreszcie, starannie unikajšc jego oczu. Były niebieskie i bardzo poważne. Smutne jak blues... pomylała przelotnie, czujšc, że nagle mięknš jej kolana. Jak głupiej podfruwajce. Usiadła na sofie,

* %mmm MllliiiilP1^
i
Ś rt   u   05 *  Ť M
13-3
Śa
rt O
o.
-s
c
-O
3
i

ŚsSt
Całš tę godzinę przed jego przybyciem pamiętała niezbyt wyranie. Jak obraz widziany przez mgłę. Przypominała sobie, że jeszcze przez kilka minut stała przy telefonie, a potem nagle zaczęła się spieszyć. Uprzštnšwszy papiery, pędem ruszyła do pokoju syna. Siedmioletni Nicholas już spał. Poprawiła mu skopany kocyk, delikatnie odsunęła z buzi pasmo jasnych włosów i leciutko pocałowała w czoło. Nawet nie drgnšł. Zaskoczona, że pi tak spokojnie, przyjrzała się bacznie swojemu młodszemu dziecku. Nicholas był chłopcem typu żywe srebro", z tych, którzy cišgle sš w ruchu  nawet we nie. Lynn nie robiła już tego od lat, teraz jednak pochyliła się nad nim tak nisko, że poczuła na twarzy ciepły oddech syna. W tym momencie mały głono westchnšł i z impetem przewrócił się na bok, omal nie trafiajšc matki mocno zaciniętš pięciš. Z umiechem cmoknęła go w nosek i cichutko wyszła z pokoju.
Dziesięcioletnia Megan siedziała na podłodze, pochłonięta bez reszty lekturš najnowszych przygód Nancy Drew. Na Lynn ten widok podziałał dziwnie uspokajajšco, przywracajšc utracone ostatnio poczucie cišgłoci życia i zarazem rodzinnej więzi. Ona też w wieku Megan uwielbiała dzielnš Nancy Drew. wiadomoć, że przynajmniej to jedno łšczy jš z córkš, stanowiła dla niej powód do radoci, gdyż pod innymi względami Megan była dzieckiem swego ojca. Spokojna i silna  zupełnie jak Garymiała jego usta i jego głowę do liczb (jeli Lynn ma jedno jabłko i jaka Suzette wyrwie jej to jabłko z ręki, to ile jabłek pozostanie Lynn? zakpiła w duchu, zmierzajšc do swego pokoju).
Krytycznie oceniwszy swe odbicie w lustrze wiszšcym naprzeciw nie pocielonego łóżka, niedbale przygładziła szczotkš bršzowe, naturalnie wijšce się włosy (sięgały ramion), szybko przecišgnęła różowš kredkš po wargach (pełnych i o ładnym kroju), a po krótkim namyle nałożyła na policzki trochę różu. Patrzšc na jej białš cerę, trudno się było domylić, że od urodzenia mieszka na Florydzie. Cóż, należała do osób zmuszonych unikać słońca. Już po kilku minutach jej twarz i ciało przybierały odcień pomidora. Mogła tylko zazdrocić Gary'emu i dzieciom złocistobršzo-
10
wej opalenizny (jeli Lynn ma jednego pomidora...). Niestety, słońce ci nie służy, oznajmiła swojemu odbiciu, lekko pogrubiajšc rzęsy ciemnogranatowym tuszem. Matka kiedy wcišż jej powtarzała, że jedynym zabiegiem upiększajšcym naprawdę potrzebnym kobiecie jest włanie tuszowanie rzęs... I po co ja zadaję sobie tyle trudu? pomylała cierpko. Dla tego faceta? Była pewna, że go z miejsca
znienawidzi.
  Wychodzisz?  W drzwiach ukazała się Megan. W jej południowo miękkim głosie słychać było obawę kryjšcš się za owym pozornie prostym pytaniem.
  Nie, dziecinko  uspokoiła jš Lynn, łapišc się na tym, że przy swoich 158 centymetrach wzrostu dziecinka" jest od niej niższa zaledwie o siedem centymetrów.  Nigdzie się nie wybieram. Kto ma tu przyjć.
  Kto?
  Klient - skłamała Lynn, czujšc, że się rumieni.
  Mężczyzna?  Głos Megan stwardniał, ramiona jej
zesztywniały.
  Tak.  Zabrzmiało to w miarę obojętnie.  Zadzwonił do mnie przed chwilš mocno zdenerwowany, więc jeli się zjawi, nim pójdziesz do łóżka, byłabym ci wdzięczna, gdyby podczas jego wizyty pozostała w swoim pokoju.
  A czemu ten twój klient nie może przyjć do biura?
  Bo... po prostu nie może. Gotowa do spania?
  A wyglšdam na gotowš?
Lynn przeliznęła się wzrokiem po ubranej w bawełniany kombinezon córce. Jej wcišż jeszcze dziecięca sylwetka sprawiała już jednak wrażenie, jakby lada moment z pšczka miał wykluć się kwiat. Smukła i jasnowłosa, cerę miała niadš i bršzowe, złocicie nakrapiane oczy.
  Więc radzę ci się przygotować  rzuciła Lynn możliwie łagodnym tonem.
Megan przygwodziła matkę spojrzeniem ciężko skrzywdzonej ofiary, którego perfekcja sięgnęła ostatnio wyżyn dzieła sztuki. Okres dojrzewania zaczyna się dzi znacznie wczeniej niż kiedy, westchnęła Lynn.
  Jeste uperfumowana?  zaatakowała jš córka i nim Lynn miała szansę odpowiedzieć, wypuciła następnš strzałę:  Nie zamierzasz się przebrać?
Lynn popatrzyła na swe białe dżinsy i czerwony pasiasty trykot.
  Nie jestem uperfumowana  odparła, nie podnoszšc głosuamoje ubranie jest całkiem w porzšdku, nie uważasz?
  Nie wyglšda na strój służbowy  zwięle orzekła Megan.
  Będzie musiało wystarczyć  oschle rzuciła Lynn. A ty jeszcze nie przebrała się do spania?  szybko odbiła piłeczkę. Tym razem zabrzmiało to ostro.
W odpowiedzi posłano jej spojrzenie zdolne zrujnować miasto. Poczuła się nagle kompletnie bezradna i zagubiona. Dlaczego, na Boga, zgodziła się zobaczyć z tym człowiekiem? Czy samo to, że mšż się z niš rozstał, bo wolał innš, nie jest już wystarczajšcym upokorzeniem, zwłaszcza w tak małym miecie jak Delray? Co gorsza, ta druga, zgodnie z powszechnš opiniš, nie jest ani zbyt młoda, ani szczególnie ładna! A teraz jeszcze na dodatek musi znieć towarzystwo męża tej kobiety! Z jakiej racji? Czyżby to, że oboje zostali odtršceni przez swych szacownych małżonków, stwarzało między nimi jakš perwersyjnš wię?
Starannie zasłała łóżko (nie znosiła zasypiać w zmiętej pocieli), raz jeszcze zlustrowała salon, dokonujšc tu i ówdzie korekt, z trudem zapędziła dziwnie dzi czepialskš Megan pod kolorowy baldachim rozpięty nad mosiężnym łóżkiem i zaledwie ukończyła te czynnoci, rozległ się dzwonek do drzwi.
  Kto dzwoni!  krzyknęła Megan, demonstrujšc, że czuwa.
  Słyszę, kochanie.  Lynn specjalnie zniżyła głos, by dać córce do zrozumienia, że o tej porze dzieci powinny już spać. Poprawiła jeszcze trochę włosy, wymusiła na sobie powcišgliwy umiech i po trzech głębokich wdechach szeroko otworzyła drzwi.
  Lynn Schuster?  spytał mężczyzna stojšcy za progiem.
12
Tak się to zaczęło.
Prowadzšc teraz gocia z kuchni do salonu, powiedziała sobie, że ten gwałtowny pocišg fizyczny do zupełnie obcego mężczyzny nie jest ostatecznie aż taki znów dziwny. Widocznie obie z Suzette (imię to więzło jej w gardle) majš identyczny gust co do mężczyzn. Może ten Marc Cameron też jest prawnikiem, jak Gary?
  Nie jest pan przypadkiem adwokatem?  zapytała głono, siadajšc znowu na sofie. Wydawało jej się, że przejmujšc inicjaty...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin