45.txt

(1915 KB) Pobierz
W�adys�aw Stanis�aw Reymont
Ch�opi

* * *

Jesie�

- Niech b�dzie pochwalony Jezus Chrystus!
- Na wieki wiek�w, moja Agato, a dok�d to w�drujecie, co?
- We �wiat, do ludzi, dobrodzieju kochany - w tyli �wiat!... - zakre�li�a kijaszkiem 
�uk od wschodu do zachodu. Ksi�dz spojrza� bezwiednie w t� dal i rych�o 
przywar� oczy, bo nad zachodem wisia�o o�lepiaj�ce s�o�ce; a potem spyta� 
ciszej, l�kliwiej jakby...
- Wyp�dzili was K��bowie, co? A mo�e to ino niezgoda?... mo�e...
Nie zaraz odrzek�a, wyprostowa�a si� nieco, powlek�a ci�ko starymi wype�z�ymi 
oczami po polach ojesienia�ych, pustych i po dachach wsi, zanurzonej w sadach.
- I... nie wyp�dzali... jak�eby... dobre s� ludzie - krewniaki. Niezgody te� nijakiej 
by� nie by�o. Samam ino zmiarkowa�a, �e trza mi w �wiat. Z cudzego woza to 
z�a� cho� i w p� morza.
Trza by�o... roboty ju� la mnie nie mia�y... na zim� idzie, to jak�e - darmo mi to 
dadz� warz� abo i ten k�t do spania?...
A �e rychtyk i cio�ka odsadzili od maci... a i g�ski, bo to ju� zimne nocki, trza 
zagna� pod strzech�, tom i zrobi�a miejsce... jak�e, bydl�tek szkoda, Bo�e, 
stworzenie te�... A ludzie dobre, bo mi� cho� latem przytul�, k�ta ani tej �y�ki 
strawy nie �a�uj�, �e se cz�owiek kiej jaka gospodyni paraduje...
A na zim� we �wiat, po proszonym.
Niewiela mi potrza, to se u dobrych ludzi uprosz� i do zwiesny z Panajezusow� 
�ask� przechyrlam, a jeszcze si� co� nieco� grosza u�cibi - to rychtyk la nich na 
przednowek... krewniaki przeciech...
A ju� ta Jezusiczek przenajs�odszy biedoty opu�ci� nie opu�ci.
- Nie opu�ci, nie - zawo�a� gor�co i wstydliwie wsadzi� jej w gar�� z�ot�wk�.
- Dobrodzieju nasz serdeczny, dobrodzieju!
Przypad�a mu do kolan roztrz�sion� g�ow�, a �zy jak groch posypa�y si� po jej 
twarzy szarej i zradlonej jak te jesienne podor�wki.
- Id�cie z Bogiem, id�cie - szepta� zak�opotany podnosz�c j� z ziemi.
Zebra�a dr��cymi r�kami torby i kijaszek z je�em na ko�cu, prze�egna�a si� i 
posz�a szerok�, wyboist� drog� ku lasom; raz w raz tylko odwraca�a si� ku wsi, 
ku polom, na kt�rych kopano kartofle; i na te dymy pastusich ognisk, co si� 
snu�y nisko nad �cierniskami - pogl�da�a �a�o�nie, a� i znikn�a za przydro�nymi 
krzami . 
A ksi�dz usiad� z powrotem na k�kach od p�uga, za�y� tabaki i roz�o�y� brewiarz, 
ale oczy ze�lizgiwa�y mu si� z czerwonych liter i lecia�y po ogromnych, w 
jesiennej zadumie pogr��onych ziemiach, to po bladym niebie b��dzi�y lub 
zatrzymywa�y si� na parobku, pochylonym nad p�ugiem.
- Walek... bruzda krzywa... te... - zawo�a� unosz�c si� nieco i chodzi� ju� oczami 
krok za krokiem za par� t�ustych siwk�w, ci�gn�cych p�ug ze skrzypem.
Zacz�� znowu bezwiednie przebiega� czerwone litery brewiarza i porusza� 
ustami, ale co chwila goni� oczami siwki, to stadko wron, kt�re ostro�nie, z 
wyci�gni�tymi dziobami podskakiwa�y w bru�dzie i raz w raz, za ka�dym 
�wistem bata, za ka�dym nawrotem p�uga, podrywa�y si� ci�ko, pada�y zaraz na 
zorane zagony i ostrzy�y dzioby o twarde, zesch�e skiby.
- Walek! a �mignij no praw� po portkach, bo zostaje!
U�miechn�� si�, bo jako� po bacie prawa ju� r�wno ci�gn�a, a gdy konie dosz�y 
do drogi, uni�s� si� �ywo poklepa� je przyja�nie po karkach, a� wyci�ga�y do 
niego nozdrza i przyjacielsko obw�chiwa�y twarz.
- Heeet-aa! - wo�a� �piewnie Walek, wyci�gn�� b�yszcz�cy jakby ze srebra p�ug, 
uni�s� go lekko, poci�gn�� konie lejcami, �e zatoczy�y kr�tki �uk, wrazi� kr�j 
b�yszcz�cy w r�ysko, �mign�� batem, konie poci�g�y z miejsca, a� zgrzytn�y 
orczyki - i ora� dalej wielki �an ziemi, co pod prostym k�tem spada� od drogi po 
pochy�o�ci i niby d�ugi w�tek zgrzebnych skib rozci�ga� si� a� ku wsi, le��cej 
nisko i jakby zatopionej w czerwonawych i ��tawych sadach.
Cicho by�o, ciep�o i nieco sennie.
S�o�ce, chocia� to by� ju� koniec wrze�nia, przygrzewa�o jeszcze niezgorzej - 
wisia�o w po�owie drogi mi�dzy po�udniem a zachodem, nad lasami, �e ju� krze i 
kamionki, i grusze po polach, a nawet zesch�e twarde skiby k�ad�y za si� cienie 
mocne i ch�odne.
Cisza by�a na polach opustosza�ych i upajaj�ca s�odko�� w powietrzu, 
przymglonym kurzaw� s�oneczn�; na wysokim, bladym b��kicie le�a�y 
gdzieniegdzie bez�adnie porozrzucane ogromne bia�e chmury niby zwa�y �nieg�w, 
nawiane przez wichry i postrz�pione.
A pod nimi, jak okiem ogarn��, le�a�y szare pola niby olbrzymia misa o modrych 
wr�bach las�w - misa, przez kt�r�, jak srebrne prz�dziwo rozb�ys�e w s�o�cu, 
migota�a si� w skr�tach rzeka spod olch i �ozin nadbrze�nych. Wzbiera�a w 
po�rodku wsi w ogromny pod�u�ny staw i ucieka�a na p�noc wyrw� w�r�d 
pag�rk�w; na dnie kotliny, doko�a stawu, le�a�a wie� i gra�a w s�o�cu jesiennymi 
barwami sad�w - niby czerwono-��ta liszka, zwini�ta na szarym li�ciu �opianu, 
od kt�rej do las�w wyci�ga�o si� d�ugie, spl�tane nieco prz�dziwo zagon�w, 
p�achty p�l szarych, sznury miedz pe�nych kamionek i tarnin-tylko gdzieniegdzie 
w tej srebrnawej szaro�ci rozlewa�y si� strugi z�ota - �ubiny ��ci�y si� kwiatem 
pachn�cym, to biela�y omdla�e, wysch�e �o�yska strumieni albo le�a�y piaszczyste 
senne drogi i nad nimi rz�dy pot�nych topoli z wolna wspina�y si� na wzg�rza i 
pochyla�y ku lasom.
Ksi�dz ockn�� si� z zapatrzenia, bo d�ugi, �a�osny ryk rozleg� si� gdzie� 
niedaleko, a� wrony poderwa�y si� z krzykiem i sko�nym rzutem lecia�y na 
kopaniska- a czarny migoc�cy cie� bieg� za nimi do�em po r�yskach i 
podor�wkach.
Przys�oni� r�k� oczy i patrzy� pod s�o�ce - drog� od las�w sz�a jaka� dziewczyna 
i ci�gn�a za sob� na postronku du��, czerwon� krow�; gdy przechodzi�a obok, 
pochwali�a Boga i chcia�a skr�ci�, aby ksi�dza poca�owa� w r�k�, ale krowa 
szarpn�a j� w bok i znowu rycze� zacz�a.
- Na sprzedanie prowadzisz, co?
- Ni... ino do m�ynarzowego bysia... a st�j�e, zapowietrzona... W�ciek�a� si� czy 
co! - wo�a�a zadyszana; usi�uj�c powstrzyma�, ale krowa j� poci�gn�a, �e ju� 
obie gna�y w dyrdy, a� kurz je zakry� ob�okiem.
A potem wl�k� si� ci�ko po piaszczystej drodze �yd szmaciarz, pcha� przed 
sob� taczki dobrze na�adowane, bo raz w raz przysiada� i ci�ko dysza�.
- Co tam s�ycha�, Moszku?
- Co s�ycha�?... Komu dobrze, to i dobrze s�ycha�...
Kartofle , chwa�a Bogu obrodzi�y, �yto sypie, kapusta b�dzie. Kto ma kartofle, 
kto ma �yto, kto ma kapust� temu dobrze s�ycha�! - Poca�owa� ksi�dza w r�kaw, 
za�o�y� na kark pas od taczek i pcha� dalej, l�ej ju�, bo zaczyna� si� spadek 
�agodny.
A potem szed� �rodkiem drogi w kurzawie, bo zamiata� nogami, �lepy dziad, 
prowadzony przez t�ustego kundla na sznurku.
A potem lecia� od lasu ch�opak z butelk�, ale ten ujrzawszy ksi�dza przy drodze 
okr��y� go z dala i bieg� na prze�aj p�l do karczmy.
To znowu ch�op z s�siedniej wsi wi�z� zbo�e do m�yna albo �yd�wka p�dzi�a 
stado kupionych g�si.
A ka�dy pochwali� Boga, zamieni� s��w par� i szed� w swoj� drog�, 
odprowadzany �yczliwym s�owem i spojrzeniem ksi�dza, kt�ren, �e ju� s�o�ce 
by�o coraz ni�ej, powsta� i krzykn�� do Walka:
- Do�rz do brz�zek i do domu... na nic si� konie zmachaj�.
I poszed� wolno miedzami, odmawia� p�g�osem modlitwy i jasnym, pe�nym 
kochania spojrzeniem ogarnialpola...
...Rz�dy kobiet czerwieni�y si� na kopaniskach... rozlega� si� gruchot 
zsypywanych do woz�w kartofli... miejscam orano jeszcze pod siew... stada 
kr�w srokatych pas�y si� na ugorach... d�ugie, popielate zagony rdzawi�y si� 
m�od� szczotk� zb� wschodz�cych... to g�si niby p�aty �nieg�w bieli�y si� na 
wytartych, zrudzia�ych ��kach... krowa gdzie� zarycza�a... ogniska si� pali�y i 
d�ugie, niebieskie warkocze dym�w ci�gn�y si� nad zagonami... W�z zaturkota� 
albo p�ug zgrzytn�� o kamienie... to cisza znowu obejmowa�a ziemi� na chwil�, �e 
s�ycha� by�o g�uchy be�kot rzeki i turkot m�yna, schowanego za wsi�, w zbitym 
g�szczu drzew po��k�ych... to znowu �piewka si� zerwa�a lub krzyk nie 
wiadomo sk�d powsta�y lecia� nisko, t�uk� si� po bruzdach i do�ach i ton�� bez 
echa w jesiennej szaro�ci, na �cierniskach oprz�dzonych srebrnymi paj�czynami, 
w pustych sennych drogach, nad kt�rymi pochyla�y si� jarz�biny o krwawych, 
ci�kich g�owach... to w��czono role i tuman szarego, przes�onecznionego kurzu 
podnosi� si� za bronami, wyd�u�a� i pe�za� a� na wzg�rze i opada�, a spod niego 
niby z ob�oku wychyla� si� bosy ch�op, z go�� g�ow�, przewi�zany p�acht� - szed� 
wolno, nabiera� ziarna z p�achty i sia� ruchem monotonnym, nabo�nym i 
b�ogos�awi�cym ziemi, dochodzi� do ko�ca zagon�w, nabiera� z worka zbo�a, 
nawraca� i z wolna podchodzi� pod wzg�rze, �e najpierw g�owa rozczochrana, 
potem ramiona, a w ko�cu ju� by� ca�y widny na tle s�o�ca z tym samym 
b�ogos�awi�cym ruchem siejby; z tym samym �wi�tym rzutem rozrzuca� zbo�e, 
co jak z�oty py� kolistym wirem pada�o na ziemi�.
Ksi�dz szed� coraz wolniej, czasem przystawa�, aby odetchn��, to znowu 
obejrza� si� na swoje siwki, to przygl�da� si� ch�opakom, obt�ukuj�cym 
kamieniami ogromn� grusz�, a� hurmem przybiegli do niego i chowaj�c r�ce za 
siebie ca�owali w r�kaw sutanny.
Pog�adzi� ich po g�owach i rzek� upominaj�co:
- Nie �amcie ino ga��zi, bo na bezrok gruszek mie� nie b�dziecie.
- My nie rzucalim na gruszki, ino �e tam jest gapie gniazdo - ozwa� si� �mielszy.
Ksi�dz si� u�miechn�� dobrotliwie i zaraz znowu przystan�� przy kopaczkach.
- Szcz�� Bo�e w robocie!
- Bo�e zap�a�, dzi�kujemy! - odpowiedzieli razem, prostuj�c si�, i ruszyli 
wszyscy do uca�owania r�k dobrodzieja kochanego.
- Pan B�g da� lato� urodzaj na kartofle, co? - m�wi� wyci�gaj�c otwart� 
tabakierk� do m�czyzn - brali sumiennie i z szacunkiem w szczypty, nie �miej�c 
przy nim za�ywa�.
- Ju�ci, kartofle kiej kocie �by i du�o pod krzami.
- Ha, to �winie zdro�ej�, bo jaki taki chcia� b�dzie wsadza� do karmika.
- Ju� i tak drogie; na zaraz� latem wygin�y, a i do Prus kupuj�.
- Prawda, prawda. A czyje to ziemniaki kopiecie?
- A Borynowe.
- Gospodarza nie widz�, tom i rozezna� nie rozezna�.
- Ociec pojechali z m...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin