Antologia_Kroki w nieznane_2007 (2).rtf

(1219 KB) Pobierz

Almanach fantastyki

 

Kroki w nieznane

2007

TOM 3

Pod redakcją: Konrada Walewskiego

SOLARIS

Stawiguda 2007

 

GTW


ISBN 978-83-89951-72-4

Projekt i opracowanie graficzne okładki

Maciej „Monastyr” Błażejczyk

 

Redakcja Iwona Michałowska

 

Korekta Bogdan Szyma

 

Skład Tadeusz Meszko

Wydanie I

Agencja „Solaris”

Małgorzata Piasecka

 

11 -034 Stawiguda, ul. Warszawska 25 A

 

 

Kroki w nieznane 2007

„Amnesty” by Octavia E. Butler. Copyright © 2003 by 0ctavia E. Butler. Reprinted by permission of the author's agent, Merrilee Heifetz at Writers House.

„Boys” by Carol Emshwiller. Copyright © 2003 by Carol Ernshwiller. Reprinted by permission of the author.

„Wiid Minds” by Michael Swanwick. Copyright © 1998 by Michael Swanwick. Reprinted by permission of the author.

„The Bridge” by Kathleen Ann Goonan. Copyright © 2007 by Kahleen Ann Goonan. Reprinted by permission of the author.

„A Yeai in the Linear City” by Paul Di Filippo. Copyright © 2002 by Paul Di Filippo. Reprinted by permission of the author.

„1016 to 1” by James Patrick Kelly. Copyright © 1999 by James Patrick Kelly. Reprinted by permission of the author.

„Left of the Dial” by Paul Witcover. Copyright © 2004 by Paul Witcover. Reprinted by permission of the author.

„Entre lineas” by Jose Antonio Cotrina. Copyright © 2003 by Jose Antonio Cotrina. Reprinted by permission of the author and the author's agent, Luis G. Prado at Bibliopolis.

„The Weiaht of Words” by Jeftrey Ford. Copyright © 2002 by Jeffrey Ford. Reprinted by permission of the author.

„Second Person, Present Tense” by Daryl Gregory. Copyright © 2005 by Daryl Gregory. Reprinted by permission of the author.

„When Sysadmins Ruled the Earth” by Cory Doctorow. Copyright © 2005 by Cory Doctorow. Reprinted by permission of the author. Some rights reserved under Creative Commons By-Noncommercial-Sharelike 2.5 license (creativecommons.org).

„Baby Doli” by Johnanna Sinisalo. Copyright © 2002 by Johanna Sinisalo. Reprinted by permission of the author.

„Just Do It!” by Heather Lindsley. Copyright © 2006 by Heather Lindsley. Reprinted by permission of the author.

„This Is the Ice Age” by Claude Lalumiere. Copyright © 2006 by Claude Lalumiere. Reprinted by permission of the author.

„Applied Mathematical Theology” by Gregory Benford. Copyright © 2006 by Abbenford Associates. Reprinted by permission of the author.

„Jaszczierica” by Maria Galina. Copyright © 2006 by Maria Galina. Reprinted by permission of the author.

Wydawca dziękuje FILI (Soumen Kirjallisunden Tiedotuskeshes - Centrum Informacji o Literaturze Fińskiej) za dofinansowanie polskiego przekładu opowiadania Johanny Sinisalo „Baby Doll”.

Konrad Walewski - Przedmowa

Wielokrotnie stykałem się z poglądem, iż od kilku, może kilkunastu lat literatura fantastyczna przeżywa okres bezprecedensowego rozwoju, który wielu czytelników, pisarzy, a niekiedy i krytyków, bez cienia ironii nazywa „Nowym Złotym Wiekiem” (wedle znanego w krajach anglosaskich, dość cynicznego powiedzenia, „złoty wiek” fantastyki przypada na 14. rok życia). O ile pierwotnie termin ten został ukuty i był używany wyłącznie przez czytelników i odnosił się do fantastyki amerykańskiej powstającej mniej więcej w latach 1938-1946 - całkiem zresztą niesłusznie, bowiem nawet jeśli brać pod uwagę jej ówczesny dynamiczny rozwój oraz fakt, że to wówczas okrzepły i rychło poczęły się wyczerpywać z dzisiejszego punktu widzenia klasyczne fantastycznonaukowe formuły* to prawdziwa proliferacja tego pisarstwa przypada na lata 50. i 60. XX wieku - o tyle dziś, gdy pojawia się już w użyciu, odnosi się on do literatury fantastycznej jako zjawiska globalnego, którego charakterystyczną cechą jest nie tylko mnogość publikacji, ale przede wszystkim niezrównane bogactwo konceptualne, tematyczne i stylistyczne. Dziś, w stopniu znacznie większym niż kiedykolwiek przedtem w swej historii, literatura fantastyczna jest zjawiskiem wielokulturowym, wielotematycznym, a nawet wielopokoleniowym. Wystarczy wszak spojrzeć na spis treści niniejszego tomu, rzucić okiem na noty o autorach, by przekonać się, że - podobnie jak ma to miejsce w większości wydawanych obecnie na całym świecie antologii literatury fantastycznej - w jednej przestrzeni, na kartach jednego tomu koegzystują teksty pisarzy po osiemdziesiątce i dwudziestokilkuletnich debiutantów, wszyscy oni bowiem - bez względu na wiek, kraj pochodzenia czy rasę - zafascynowani tym, co dzieje się ze światem wokół nas i jaki ma to wpływ na nasze życie, a przy tym rzeczywistość naszego wnętrza, pragną o tym mówić w takiej a nie innej formie. Nawiązując do znanego tekstu J.G. Ballarda, który przed laty, na łamach legendarnego brytyjskiego czasopisma „New Worlds” postulował, by science fiction powróciła z kosmosu na Ziemię i zajęła się przestrzenią wewnętrzną człowieka, śmiało można dziś stwierdzić, że fantastyka okiełznała wszystkie możliwe przestrzenie (kosmiczną, ziemską, tę skrytą w meandrach ludzkiego umysłu, a nawet naszej biochemii, a wreszcie wirtualną) i z powodzeniem eksploruje je nadal, coraz

* [W interesujący sposób ten okres fantastyki amerykańskiej omówił Frank Cioffi w swojej książce Formuła Fiction?: An Anatomy oj American Science Fiction, 1930-1940 (1982).]                                głębiej i, co ważniejsze, coraz ciekawiej.

O tym, że w fantastyce dzieje się wiele, że od pewnego czasu ma miejsce prawdziwa erupcja talentów, pomysłów, a co za tym idzie i znakomitych tekstów, można się przekonać śledząc zarówno czasopisma literackie, prasę branżową, poświęcone SF periodyki naukowe, jak i nowości rynków wydawniczych; w Stanach Zjednoczonych znany redaktor, David G. Hartwell, ogłasza renesans hard SF oraz space opery i by zilustrować swe tezy, publikuje znakomite antologie opowiadań, z których niezbicie wynika, że się nie myli, co wszak potwierdzają też liczne znakomite powieści takich pisarzy jak Neal Asher, Greg Bear, Greg Egan, Paul McAuley czy Alastair Reynolds oraz ich ogromna popularność. W Wielkiej Brytanii akademicy głowią się nad fenomenem niepohamowanego rozwoju wszelkich możliwych odmian literatury fantastycznej, a wybitni teoretycy, jak Andrew M. Butler, piszą o tym natchnione rozprawy. Tymczasem młodzi pisarze po obu stronach Atlantyku, jak gdyby w hołdzie dla dokonań pokolenia nowofalowego sprzed 40 lat, gromadzą się pod jednym sztandarem nurtu, który jeszcze nie zdążył na dobre zakorzenić się w pejzażu literackim, a już jego śmierć ogłosił China Mieville - owego nurtu bohater najbardziej znany. Najistotniejsze jest jednak to, że podobne zjawiska - czerpanie z obfitości całej dwudziestowiecznej fantastyki, sięganie do klasycznych form wypowiedzi i nadawanie im nowych kontekstów czy przeciwnie, poszukiwanie form hybrydycznych - są coraz wyraźniej widoczne poza krajami anglojęzycznymi. Coraz więcej literatury fantastycznej, wyśmienitej pod każdym względem - warsztatowym i problemowym - powstaje już od jakiegoś czasu w Hiszpanii, Francji, Skandynawii, na Bałkanach, a nawet w Indiach. Dzieje się więc wiele, jednocześnie i niemal wszędzie, choć kwestią dyskusyjną pozostaje to, czy powinniśmy mówić o tym zjawisku jako o „Nowym Złotym Wieku”, ale z całą pewnością niepodobna go ignorować, a żeby je bliżej poznać, musimy się z nim zetknąć, otworzyć na nie, i wcale nie mam tu na myśli wyłącznie Kroków w nieznane, ale coś, co stanowi moje najgłębsze pragnienie jako redaktora almanachu - by jego lektura inspirowała do systematycznego sięgania po całe bogactwo współczesnej literatury fantastycznej. Dlatego też jestem niezmiernie rad, że mam możliwość z owego niebywałego bogactwa czerpać i to, co - przynajmniej w moim odczuciu - najciekawsze i najbardziej wartościowe, prezentować polskiemu czytelnikowi.

Cechy truizmu nabiera nieustanne przypominanie o tym, że to literatura fantastyczna najszybciej reaguje na zachodzące w świecie zmiany, a nawet najsprawniej i w sposób najbardziej wciągający potrafi opisać wynikające z nich dla człowieka konsekwencje, możliwości czy zagrożenia. Jak błyskotliwie zauważa Thomas M. Disch: „Słońce, pod którym nie ma nic nowego, też wschodzi, a to, co już było, wydarzy się ponownie - jutro. Doktryna ta, choć aprobowana przez liczne autorytety, nigdy nie znalazła zbyt wielkiej przychylności w oczach tych, którzy zawodowo zajmują się tym, co Nowe - właścicieli galerii sztuki, fotografików mody, mesjaszów, oraz pisarzy science fiction.* Współczesnego twórcę fantastyki charakteryzuje nie tyle chęć poznania czy też przepowiedzenia kształtu jutra - choć przecież nie brakuje w najnowszej literaturze SF efektownych ekstrapolacji i spekulacji, niebanalnych wizji bliższych i dalszych przyszłości - ile pragnienie zgłębiania tego, co ludzkie wobec zachodzących przemian; zarówno wobec tego, co już teraz odmienia kształt naszej cywilizacji, jak i tego, co dopiero z wolna wyłania się spoza widnokręgu. Ihab Hassan, jeden z najwybitniejszych współczesnych teoretyków literatury, od dawna już przepowiada nadejście czegoś, co z braku lepszego określenia nazywa „posthumanizmem” - zmierzch pięćsetletniej tradycji humanizmu i rozkwit epoki „nowego człowieka”, istoty poddanej i w zasadniczym stopniu przekształconej przez zmieniający się w oszałamiającym tempie świat - stanowiący notabene jego własny wytwór - wraz z jego naukami, technologiami, stylami życia, kulturami, a nawet wyznaniami; wszak dziś polityka czy ekologia stają się niemal z dnia na dzień nowymi globalnymi religiami. Budzi to - musi budzić - rozmaite reakcje, często skrajne, często trudne do przewidzenia. W tym miejscu wkracza literatura, a w szczególności fantastyka, która ze wszystkich ludzkich form opisu rzeczywistości i samego człowieka najlepiej, najpełniej, a wreszcie w sposób najbardziej frapujący radzi sobie z wychwytywaniem tego, co dzieje się dookoła lub co dziać się będzie. Wszak, jak powiadana Arystoteles: „[...] zadanie poety polega nie na przedstawieniu wydarzeń rzeczywistych, lecz takich, które mogłyby się zdarzyć, przy czym ta możliwość opiera się na prawdopodobieństwie i konieczności”**. Już po zakończeniu wyboru tekstów do niniejszego tomu Kroków w nieznane uświadomiłem sobie, że to właśnie chęć zgłębiania natury posthumanizmu i stawianie związanych z nią pytań stanowi punkt wyjścia wielu zamieszczonych tu opowiadań. Dwie strony tej samej monety pokazują Kathleen Ann Goonan i Michael Swanwick. O podobnych problemach mówią Heather Lindsley, Daryl Gregory i, do pewnego stopnia, Johanna Sinisalo, która przy tym nie bez ironii, zawartej nie tylko w tytule swojego opowiadania, przypomina o postępującej amerykanizacji życia, a zwłaszcza jej negatywnych aspektach. Nie chcę przez to bynajmniej powiedzieć, że posthumanizm jest nadrzędnym tematem tej antologii, wszak nie brakuje w niej również utworów nawiązujących do bardziej klasycznych tematów i problemów, jak brzemię przeszłości (James Patrick Kelly, Paul Witcover), rasa/płeć (Octavia E. Butler, Carol Emshwiller), język (Jose Antonio Cotrina, Jeffrey Ford), nie mówiąc już o tym, że jedno z najbardziej fundamentalnych pytań, nie tylko zresztą dla fantastyki, stawia w swym jakże ironicznym tekście Gregory Benford. Mimo to bez wątpienia posthumanizm jest czymś, co zajmuje dziś wielu pisarzy fantastyki na całym świecie, ale na szczęście dla czytelników, szukają oni jak najbardziej fascynujących form ujmowania tego, co nowe i trudne. Raz jeszcze zatem pozwolę sobie przytoczyć Arystotelesa, który powiada: „Ze względu na efekt artystyczny lepiej jest przecież przedstawić rzecz wiarygodną, chociaż niemożliwą, niż możliwą, lecz nie trafiającą do przekonania”. Tymczasem serdecznie zapraszam do lektury niniejszego zbioru, by naocznie przekonać się, czy faktycznie w światowej fantastyce dzieje się wiele, czy mamy do czynienia z jej żywiołowym rozwojem, czy tylko efektownym, by nie rzec „efekciarskim”, powielaniem tego, co już było. Postawmy kilka kolejnych kroków... - rzecz jasna w nieznane.

 

* [Thomas M. Disch, On SF, The University of Michigan Press, Ann Arbor 2005, s. 21.]

** [Arystoteles, Poetyka, przełożył i opracował Henryk Podbielski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich - Wydawnictwo, Wrocław 1989, s.30.]

*** [Tamże, s. 99.]


Octavia E. Butler - Amnestia

Nieznajoma Wspólnota o sferycznym kształcie, mierząca z pewnością co najmniej cztery metry wysokości i szerokości, szybowała w dół przestronnej, mrocznej hali produkcji żywności, własności pracodawcy tłumaczki Noah Cannon. Obca Wspólnota była nieprzyzwoicie szybka, a jednocześnie pełna gracji. Trzymając się wytyczonych przejść, ani razu nie otarła się nawet o wyhodowane wysoko zagony delikatnych, jadalnych grzybów. Wyglądem, jak przemknęło Noah przez myśl, przypominała trochę wielki, czarny i obrośnięty skłębionym mchem krzew o gąszczu nieregularnych gałęzi i wijących się pnączy, przez które nie przebijało żadne światło. Z tego krzewu wyrastało kilka grubych, nagich badyli, załamujących całą symetrię ciała, jak gdyby Wspólnota poważnie potrzebowała przycięcia gałęzi.

W chwili, w której Noah ją dostrzegła, jej pracodawca - nieco mniejszy i lepiej utrzymany czarny, zbity krzew - odsunął się od niej. Zrozumiała, że zostanie jej zaproponowana praca, o którą tak zabiegała.

Nieznajoma Wspólnota osiadła na ziemi, rozpłaszczając się u spodu i umożliwiając swym organizmom odpowiedzialnym za ruch migrację w jej górne partie, by mogły tam odpocząć. Przybyła Wspólnota skupiła swą uwagę na Noah, a elektryczność rozbłyskiwała zygzakami, rozświetlając wnętrze ciemnego bezmiaru jej ciała widocznymi komunikatami. Noah, mimo iż nie potrafiła odszyfrować przekazu, doskonale zdawała sobie sprawę, że jest to sposób porozumiewania się. Tak właśnie Wspólnoty kontaktowały się zarówno pomiędzy sobą, jak i w swoim wnętrzu, lecz emitowane przez nie światło poruszało się zbyt szybko, by istota ludzka mogła podjąć się trudu poznania tego języka. Ale już sam fakt, że Noah mogła to zobaczyć, oznaczał, iż odpowiedzialne za komunikację organizmy tej nieznanej Wspólnoty zwracają się właśnie do niej. Wspólnoty używały bowiem swych chwilowo nieaktywnych organizmów do przesłaniania tej formy komunikacji przed osobami na zewnątrz, do których nie była ona kierowana.

Noah odwróciła się w stronę swojego pracodawcy i zauważyła, że przestał zwracać na nią uwagę. Wspólnoty pozbawione były widocznych oczu, ale za to bardzo dobrze działały u nich organizmy odpowiedzialne za wzrok, więc w zasadzie oczy do niczego nie były im potrzebne. Jej pracodawca tak skupił się w sobie, że obecnie wyglądem bardziej przypominał kamień z kolcami niż krzew. Wspólnoty tak właśnie się zachowywały, gdy chciały zagwarantować innym odrobinę prywatności, bądź też, gdy po prostu chciały się odseparować od przeprowadzanych w pobliżu interesów. Pracodawca ostrzegł ją, że proponowana praca nie będzie należeć do tych przyjemnych, nie tyle dlatego, że kobiecie przyjdzie doświadczyć wrogości zwyczajowo już kierowanej do ludzi, lecz głównie dlatego, że kontrahent, który chce ją wynająć, należy do trudnych, do tej pory bowiem niezbyt często kontaktował się z ludźmi. Jego słownictwo - w utworzonym z wielkim trudem wspólnym języku, umożliwiającym porozumiewanie się ludzi i Wspólnot - należało w najlepszym przypadku do szczątkowych, podobnie jak jego zrozumienie ludzkich umiejętności i ograniczeń. Tłumacząc na prostszy język, znaczyło to mniej więcej tyle, że przybyły właśnie kontrahent, przypadkowo lub jak najbardziej celowo, najprawdopodobniej ją zrani. Obecny pracodawca Noah przekazał jej, że wcale nie musi przyjmować tej pracy i że będzie stał po jej stronie, o ile tylko zdecyduje się ją odrzucić. Jasno dał też do zrozumienia, że nie popiera jej decyzji, by mimo wszystko podjąć to wyzwanie. Demonstrowana przez niego w tej chwili nieuwaga miała więcej wspólnego z dystansowaniem się do bieżących wydarzeń niż z kurtuazją czy gwarantowaniem stronom prywatności. Możesz liczyć tylko na siebie - to właśnie wyrażała jego postawa i wywołało to uśmiech na twarzy Noah. Nigdy nie pracowałaby dla niego, gdyby nie potrafił trzymać się na uboczu i nie pozwalał jej podejmować własnych decyzji. Z drugiej jednak strony jej pracodawca nie zajął się całkowicie własnymi sprawami i nie zostawił jej tu sam na sam z obcym. Czekał.

I właśnie teraz ten nieznajomy kontrahent przekazywał jej znaki świetlne.

Posłusznie podeszła do niego. Stanęła tak blisko, że konary i koniuszki przypominające omszałe zewnętrzne gałązki dotknęły jej nagiej skóry. Miała na sobie jedynie szorty i koszulkę na ramiączkach. Wspólnoty wolały, by była naga, i przez długie lata niewoli nie miała tu żadnego wyboru i nic na sobie nie nosiła. Teraz, kiedy nie była już więźniem Wspólnot, nalegała jednak, by mieć na sobie przynajmniej najprostszy, minimalny ubiór. Jej pracodawca to zaakceptował i obecnie odmawiał wypożyczania jej kontrahentom, którzy negowali jej prawo do noszenia ubrań.

Przybyły kontrahent natychmiast ją objął i pociągnął ku górze między licznymi organizmami wewnętrznymi, początkowo wciągając ją tam za pomocą różnych organizmów manipulacyjnych, następnie chwytając mocno czymś przypominającym mech. Wspólnoty nie były roślinami, ale najłatwiej było o nich myśleć w tych kategoriach, gdyż w większości przypadków i przez większość czasu wyglądały bardzo podobnie do nich.

We wnętrzu Wspólnoty nie było nic widać. Zamknęła oczy, by nie dopuścić do rozproszenia uwagi przez próby dostrzeżenia czegokolwiek, ani do wyobrażania sobie, że rzeczywiście coś dostrzegła. Poczuła, jak otacza ją coś przypominającego w dotyku długie, suche korzonki, liście palmowe, zaokrąglone owoce o najróżniejszych kształtach i inne formy, wywołujące mniej sprecyzowane wrażenia dotykowe. Równocześnie była dotykana, głaskana, przekazywano jej informacje i ściskano w dziwnie przyjemny, kojący sposób, którego - odkąd ją tylko zatrudniono - wyczekiwała z taką niecierpliwością. Obracano nią i manipulowano, jak gdyby nic nie ważyła, i po kilku chwilach istotnie poczuła się jak w stanie nieważkości. Straciła resztki poczucia orientacji, wciąż jednak czuła się najzupełniej bezpieczna, przytulana przez organizmy w niczym nie przypominające ludzkich ramion. Nigdy nie rozumiała, dlaczego to uczucie jest tak przyjemne, ale przez dwanaście lat niewoli było dla niej jedną z nielicznych niezawodnych pociech. I doświadczała go wystarczająco często, by mogła przetrwać wszystko, co jej robiono.

Tak się jednak szczęśliwie składało, że również Wspólnoty odbierały to doznanie jako przyjemne - i to nawet bardziej niż ludzie.

Po chwili przebiegła jej po plecach wyjątkowo szybka seria ostrzegawczych nacisków. Wspólnoty szczególnie gustowały w szerokich partiach skóry oferowanych przez ludzkie plecy.

Wykonała przywołujący ruch prawą dłonią, mający przekazać Wspólnocie, że jest gotowa jej wysłuchać.

Mamy sześciu rekrutów, zasygnalizowała Wspólnota naciskami wzdłuż jej pleców. Będziesz ich uczyć.

Zrobię to, przekazała za pomocą znaków, używając jedynie dłoni i ramion.

Wspólnoty wolały, by znaki przekazywane w czasie obejmowania były delikatnymi, ograniczonymi gestami, a nie szerokimi, zamaszystymi ruchami dłoni i ramion oraz wysiłkami całego ciała, których sobie życzyły, gdy człowiek znajdował się na wolności i nie był obejmowany. Na początku zastanawiała się, czy nie jest to spowodowane faktem, że Wspólnoty niezbyt dobrze widzą. Obecnie jednak zdążyła się już przekonać, że widzą o wiele lepiej od ludzi - a za pomocą wyspecjalizowanych organizmów odpowiedzialnych za wzrok mogą dostrzec obiekty znajdujące się w znacznej odległości, obserwować większość bakterii i niektóre z wirusów, a nawet rozróżniać kolory, od ultrafioletu do podczerwieni.

W rzeczywistości jedynym powodem, dla którego wolały zamaszyste gesty, kiedy nie stykały się ciałami bezpośrednio z ludźmi i kiedy ryzyko kopnięcia czy uderzenia było znikome, był banalny, a jednocześnie dziwaczny fakt, że lubiły obserwować człowieka w ruchu. Wspólnoty, jak się okazało, nauczyły się czerpać prawdziwą przyjemność z występów tanecznych i niektórych dyscyplin sportowych w ludzkim wykonaniu, a szczególnie z indywidualnych występów w gimnastyce i łyżwiarstwie.

Rekruci są zaniepokojeni, przekazał kontrahent. Mogą być nawzajem dla siebie niebezpieczni. Uspokój ich.

Postaram się, odpowiedziała. Odpowiem na ich pytania i zapewnię, że nie mają się czego obawiać.

Osobiście uważała, że ich zachowanie jest spowodowane raczej nienawiścią do Wspólnot niż strachem, ale skoro kontrahent nie zdawał sobie z tego sprawy, nie miała zamiaru go o tym informować.

Uspokój ich, powtórzył.

I wiedziała, że znaczy to dosłownie: Przemień ich z zaniepokojonych ludzi w spokojnych i chętnych pracowników. Wspólnoty bowiem mogły zmieniać się same dzięki wymianie pojedynczych organizmów - tak długo, jak obie z wymieniających się Wspólnot wyrażały na to zgodę. Zbyt wiele z nich wciąż przyjmowało, że człowiek powinien być zdolny do czegoś podobnego, a skoro tego nie robi, to tylko dlatego, że jest uparty.

Odpowiem na ich pytania i zapewnię, że nie mają się czego obawiać, powtórzyła Noah. Tylko tyle mogę tu zrobić.

Czy to ich uspokoi?

Głęboko wciągnęła powietrze, zdając sobie sprawę, że za chwilę poczuje ból. Jej ciało zostanie powykręcane, naderwane, połamane, bądź też sama zostanie ogłuszona. Wiele Wspólnot karało odmowę wykonania polecenia - bo tak właśnie to odbierały - znacznie mniej surowo niż coś, co uważały za kłamstwo. Same kary fizyczne były pozostałością z czasów, kiedy ludzie byli więźniami Wspólnot, więźniami o nieokreślonych zdolnościach, intelekcie i postrzeganiu. Teraz Wspólnoty nie powinny już ranić ludzi, ale - co oczywiste - wciąż miało to miejsce. Pomyślała, że najlepiej by było, gdyby już teraz spadła na nią cała oczekująca ją kara. I tak nie mogła przed nią uciec.

Niektórzy z nich mogą uwierzyć w to, co powiem, i uspokoić się, przekazała niewzruszenie. Inni natomiast, aby to osiągnąć, będą potrzebować czasu i doświadczenia.

Natychmiast ściśnięto ją o wiele mocniej, niemal na granicy bólu - była „trzymana krótko”, jak nazywały to Wspólnoty - nie mogła nawet poruszyć ramionami, a miotając się nie byłaby w stanie zrobić krzywdy żadnemu z organizmów Wspólnoty. Nim jednak silny nacisk zdołał ją zranić, wszystko ustało.

Poraził ją nieoczekiwany wstrząs elektryczny, który skręcił jej wnętrzności i pozbawił oddechu w jednym ochrypłym krzyku. Mimo iż miała zamknięte oczy, dostrzegła rozbłyski światła. Wstrząs pobudził jej mięśnie do nagłego, rozdzierającego skurczu.

Uspokój ich, powtórzyła z uporem Wspólnota.

Początkowo nie była w stanie odpowiedzieć. Zapanowanie nad obolałym i drżącym ciałem oraz zrozumienie tego, co jej powiedziano, trwało kilka chwil. Kolejne zabrało rozluźnienie uwolnionych już dłoni i ramion, oraz ułożenie odpowiedzi - jedynej możliwej, wbrew cenie, jaką być może przyjdzie jej za nią zapłacić.

Odpowiem na ich pytania i zapewnię, że nie mają się czego obawiać.

Przez kilka kolejnych sekund trzymano ją krótko i zdawała sobie sprawę, że być może jest to zapowiedzią kolejnego wstrząsu. Kiedy jednak po chwili pojawiło się kilka dostrzegalnych kątem oka rozbłysków światła, te wydawały się nie mieć z nią nic wspólnego. Wreszcie, bez dalszej wymiany zdań, przekazano ją pod opiekę obecnego pracodawcy. Kontrahent odszedł.

Noah nie była w stanie wychwycić przejścia z jednej ciemności w drugą. Nie dochodziło do niej nic oprócz zwyczajowego szelestu poruszających się Wspólnot. Nie wyczuwała żadnej zmiany zapachu - jeśli taka w ogóle istniała, nos Noah nie był wystarczająco czuły, by ją wychwycić. Wciąż jednak potrafiła rozpoznać dotyk swojego pracodawcy. Rozluźniła się z ulgą.

Jesteś ranna? - zasygnalizował pracodawca.

Nie, odpowiedziała. Bola mnie tylko stawy i mam obolałe ciało. Dostałam tę pracę?

Oczywiście. Musisz mnie powiadomić, jeżeli ten kontrahent po raz kolejny spróbuje cię przymusić. Doskonale zdaje sobie sprawę, że można to załatwić o wiele bardziej praktycznie. Przekazałem mu, że jeżeli cię zrani, nigdy więcej nie pozwolę ci dla niego pracować.

Dziękuję.

Nastąpiła chwila bezruchu. Po chwili pracodawca pogładził ją uspokajająco, sprawiając tym samym przyjemność samemu sobie.

Nalegasz na wykonywanie tego typu zadań, ale nie jesteś w stanie ich wykorzystać, by dokonać zmian, do których dążysz. Sama zdajesz sobie z tego sprawę. Nie możesz zmienić ani swojej, ani mojej rasy.

Mogę, odrobinę, przekazała mu znakami. Wspólnotę po Wspólnocie, człowieka po człowieku. Gdybym tylko mogła, robiłabym to szybciej.

Pozwalasz się więc ranić kontrahentom. Starasz się pomóc własnej rasie, by dostrzegła nowe możliwości i zrozumiała zmiany, które już dawno przeszły do historii, ale większość z nich i tak tego nie rozumie i nienawidzi cię.

Chcę sprawić, by zaczęli myśleć. Chcę im powiedzieć to, czego nie usłyszą od żadnego z ziemskich rządów. Chcę, przekazując prawdę, być orędownikiem pokoju pomiędzy naszymi rasami. Nie wiem, czy na dłuższą metę moje wysiłki przyniosą jakiekolwiek efekty, ale muszę próbować.

Dochodź do siebie. Odpoczywaj objęta, dopóki nie wróci po ciebie.

Kolejną chwilę spędzili w bezruchu.

Dziękuję, że mi pomagasz, mimo iż sam być może w to nie wierzysz - Noah przekazała mu gestami swoje zadowolenie.

Chciałbym uwierzyć. Ale to się nie uda. Nawet teraz, kiedy tu rozmawiamy, pewna grupa ludzi poszukuje sposobów na zgładzenie nas.

Na twarzy Noah pojawił się grymas.

Wiem. Czy nie możecie ich powstrzymać, nie zabijając równocześnie?

Pracodawca przesunął ją. Pogładził. Prawdopodobnie nie, przekazał. Nie po raz kolejny.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin