1970 TRISTANA (Catherine Deneuve, Fryderyk Chopin) (Napisy PL).txt

(37 KB) Pobierz
0:00:01:movie info: DX50  720x400 25.0fps 692.3 MB|/SubEdit b.4056 (http://subedit.com.pl)/
0:01:23:movie info: XVID 544x336 25.0fps 696.5 MB
0:02:39:Cały on.
0:02:56:Mam tego doć!|Następnym razem oberwę ci uszy!
0:03:00:I tak nie sš ci potrzebne.
0:03:13:Zawsze musisz co zbroić.
0:03:16:To dobry chłopak. Ma pstro w głowie,|ale jest inteligentny.
0:03:20:Czasem co mu strzeli do głowy.
0:03:21:Wdał się w ojca,|niech mu diabeł wieci.
0:03:27:Panienka jest|podopiecznš Don Lopego.
0:03:30:Zabrałam jš,|żeby się przewietrzyła.
0:03:35:Bardzo mi miło.
0:03:36:Przepraszam.
0:03:52:Mama, niedawno.
0:04:08:Saturno osišgnšł granicę wieku.|Nie może pozostać w szkole.
0:04:11:Czas, żeby zaczšł zarabiać.
0:04:14:To zdolny chłopak,|tylko buja w obłokach.
0:04:19:Ale jeli z wiekiem spoważnieje,|będzie dobrym rzemielnikiem.
0:04:25:Don Lope znalazł mu pracę|w warsztacie.
0:04:28:To wielki pan.
0:04:29:Niewielu takich zostało.
0:04:36:- Dokšd idzie ta pięknoć?|- Szukać narzeczonego.
0:04:39:- Już go znalazła.|- Za stary.
0:04:43:Nie taki stary.|Diabeł jeszcze się trzyma.
0:05:03:Uciekaj stšd.
0:05:14:Chyba nie chcesz zabrać|tego wszystkiego?
0:05:17:Jak pan uważa.
0:05:18:Trzeba sprzedać te graty.|Mam doć staroci.
0:05:25:Sprowad handlarza|i sprzedaj mu wszystko,
0:05:28:oprócz tego, co może się przydać.
0:05:30:Tylko się nie targuj.|Bierz, ile da.
0:05:39:Jeli ci na czym|szczególnie zależy...
0:05:42:Mama trzymała ten krzyż,|kiedy umarła.
0:05:47:Powiesisz go w swoim pokoju.
0:05:50:Może z czasem|wybiję ci z głowy te przesšdy.
0:05:53:Jeli chcesz co jeszcze...
0:05:57:- Jeszcze tylko pianino i koniec.|- Pianino jest już dawno sprzedane.
0:06:08:Zostały nuty. Chciałabym je zabrać.|Może kiedy...
0:06:15:Twoja matka była dobrš kobietš,|ale rozumu nie miała za grosz.
0:06:21:Nie skorzystała z majštku ojca.
0:06:24:Była mała, kiedy|wszystko pochłonęły długi.
0:06:32:Zostaw ten garnek. Mówiłem,|że nie zabieramy mieci.
0:06:36:Pan się na tym nie zna,|a ja wiem, że mi się przyda.
0:06:41:Szykuj się, idziemy.
0:06:44:- Już?|- Tak.
0:06:45:Nie zgadnie pan co mi powiedziała.|Chciałaby tutaj zostać.
0:06:53:Dwa domy to zbyt duży wydatek.|Nie możesz mieszkać sama.
0:06:58:Twoja matka na łożu mierci|powierzyła cię mojej opiece.
0:07:01:Kto się odważy zrobić ci krzywdę,|wiedzšc, że mieszkasz pod moim dachem?
0:07:44:Przebiegał tędy chłopak?
0:07:45:Z torebkš w rękach?|Pobiegł w tę stronę.
0:08:00:Przecież skręcił w tę ulicę.|Dlaczego...
0:08:02:Ponieważ był słabszy.
0:08:05:Policja reprezentuje siłę,|a tacy jak ja zawsze broniš słabszych,
0:08:10:niezależnie od okolicznoci.
0:08:12:Pamiętaj o tym.
0:08:30:Jaka piękna i elegancka.
0:08:36:To była wielka dama. Miała męża markiza,|ale Don Lope musiał narozrabiać.
0:08:43:Co zrobił?
0:08:44:Spoliczkował go. Pisali o tym|w gazetach, to była głona historia.
0:08:48:Pan ma złote serce, ale kiedy zobaczy|kieckę, wstępuje w niego diabeł.
0:09:07:Wstań, Tristana.
0:09:10:Nie jeste służšcš.|Saturna ma ci usługiwać.
0:09:14:Posprzštaj to.
0:09:20:Jestem bardzo zmęczony.|Bolš mnie stopy.
0:09:24:- Przyniosę panu pantofle.|- Jeste aniołem.
0:09:35:Nie powinienem trzymać cię|w zamknięciu,
0:09:38:ale nie mogę cię zabrać do kawiarni,|czy na spacer z kolegami.
0:09:42:Sytuację utrudnia też twoja żałoba.
0:09:45:Wybierzemy się kiedy do teatru,|kiedy zechcesz.
0:09:49:Dziękuję, Tristana.
0:09:52:Jeste moim ukochanym dzieckiem.|Chcę, żeby mnie kochała jak ojca.
0:09:57:Pan jest bardzo dobry.
0:09:58:Gocie! Zapomniałem.
0:10:02:- Przyjmie ich pan w pantoflach?|- To przyjaciele.
0:10:10:Wejdcie.
0:10:20:Siadajcie, proszę.
0:10:21:Zabierzemy ci tylko chwilę.
0:10:23:- Kiedy spotkanie?|- Jutro.
0:10:26:- O której?|- O siódmej.
0:10:28:- Gdzie?|- W lasku.
0:10:31:- Jak się tam dostanę?|- Przyjdziemy po ciebie.
0:10:34:- Broń?|- Szpady.
0:10:36:Jakie warunki?
0:10:38:Obaj przeciwnicy zgodzili się|walczyć do pierwszej krwi.
0:10:44:Niemożliwe!|Do pierwszej krwi?
0:10:48:Mylicie, że zgodzę się|wzišć udział w takiej farsie?
0:10:52:Nie lubię cyrku. Honoru|nie ratuje się zadrapaniem skóry.
0:10:57:Niech te błazny same się godzš|ze swoim sumieniem!
0:11:01:Nie wzywajcie mnie więcej|do takich parodii.
0:11:30:Proszę wejć. Wiem, że matka Saturna|pracuje u pani.
0:11:37:- Jak ładnie pachnie!|- Robię grzanki.
0:11:39:Życzy pani sobie spróbować?
0:11:41:Bardzo chętnie.
0:11:44:Proszę wzišć sobie talerz.
0:11:53:To potrawa biedaków. Gdybym wiedział,|że pani przyjdzie, dodałbym kiełbasy.
0:11:58:A może smażone jajko?
0:12:00:Dziękuję, w domu czekajš z obiadem.
0:12:06:Nigdy nie byłam na dzwonnicy.
0:12:08:Przyszłam tu, bo Saturno powiedział,|że przyjani się z pańskim synem.
0:12:11:Od dawna miałam ochotę|obejrzeć dzwony.
0:12:13:Hałasujš jak armaty.
0:12:21:Ma pan stšd piękny widok.|To szczęcie móc go oglšdać codziennie.
0:12:26:Można się poczuć kim ważnym,|jakby się było władcš wiata.
0:12:30:Kiedy się co oglšda codziennie,|przestaje się zwracać uwagę.
0:12:33:Ważny też nie jestem.|Kiedy było inaczej.
0:12:38:Dlaczego?
0:12:40:Ludzie byli bardziej religijni.|Dzwony mówiły co się dzieje|i wszyscy słuchali.
0:12:46:Dzwoniło się kiedy kto umierał...
0:12:53:Dzwoniło się na mszę,|na wielkie nabożeństwa...
0:12:57:I ludzie szli odwiedzać umierajšcych|albo chować zmarłych.
0:13:01:A kiedy dzwoniono na alarm,|mężczyni chwytali za broń.
0:13:05:Teraz czasy się zmieniły.|Wszyscy goniš za pieniędzmi.
0:13:09:Skarżš się nawet w ratuszu,|że nie dajemy im spać,
0:13:14:kiedy dzwonimy na mszę.
0:13:16:- Jeszcze grzanek?|- Z przyjemnociš.
0:13:19:Chce pani usłyszeć wielki dzwon?
0:13:22:- Bardzo chętnie.|- Nic prostszego.
0:15:11:Co się stało?|Dlaczego panienka krzyczy?
0:15:13:niło mi się co strasznego!|Serce dzwonu...
0:15:18:Spokojnie.
0:15:25:Co się stało, moje dziecko?|Jeste chora?
0:15:28:Biedactwo, miała zły sen.
0:15:31:Przygotuj jej który|z twoich naparów. Szybko.
0:15:37:Uspokój się, już po wszystkim.|Krzyczała, jakby zobaczyła diabła.
0:15:43:Kiedy była mała,|wrzeszczała tak na mój widok.
0:15:50:Już minęło.|Może pan ić.
0:15:52:Dobrze mieć sny,|nawet koszmarne.
0:15:58:Tylko umarli nie niš.
0:16:02:Dobranoc, moje dziecko.
0:16:51:Czemucie zamilkli?|Obgadujcie mnie dalej.
0:16:57:Nikt by się nie omielił.
0:17:00:Kiedy pana nie ma|dworujemy sobie z pana w najlepsze.
0:17:05:Ciebie też obgadujemy za plecami.|Dlaczego mielibycie oszczędzać mnie?
0:17:11:Mówi pan tak, jakby brak zainteresowania|oznaczał brak szacunku.
0:17:16:Rozmowa zaczyna nam wygasać.
0:17:19:Rozmawialimy o wszystkim,|ale nie o tobie.
0:17:22:Wspomnielimy tylko, że odmawia pan|prowadzenia pojedynków.
0:17:26:To prawda?
0:17:29:Tak, panie majorze. Nie ma już|takich ludzi jak za naszych czasów.
0:17:35:Jest co, czego czas się nie ima:|upodobanie do dziewczšt.
0:17:40:Racja, choć tylu jest teraz|zniewieciałych mężczyzn.
0:17:43:Zawsze mnie zastanawiało,|jak kto tak przywišzany do zasad...
0:17:47:może mieć tak wielkie sumienie|w sprawach grzechów miłosnych.
0:17:53:Trafne pytanie.
0:17:56:Otóż dla mnie, w sprawach miłoci,|o grzechu nie może być mowy.
0:18:00:- Gdyby to była prawda!|- A Dziesięć Przykazań?
0:18:05:Przestrzegam, oprócz tych,|które dotyczš seksu.
0:18:09:Jestem przekonany,|że to Mojżesz wymylił je
0:18:12:z przyczyn politycznych,|których znać nie chcę.
0:18:14:Uważasz więc, że kiedy się spotka|dziewczynę, trzeba jš brać?
0:18:20:Wolnego, przyjacielu.|Trzeba jš brać, jeli na to pozwoli.
0:18:25:Aby za pozwoliła,|należy jš do tego nakłonić,
0:18:28:tłumaczšc, jaka rozkosz jš czeka.
0:18:29:Istniejš dwa wyjštki:|żona przyjaciela...
0:18:34:oraz ten dziwny,|rzadki w naszych czasach kwiat,
0:18:36:który rodzi się z niewinnoci.
0:18:43:Wyła, nicponiu!|Saturno!
0:18:54:Wychodzisz, czy nie?
0:18:56:Po co pukasz, skoro nie słyszy?
0:18:58:Wyleczę go z tej manii.|Siedzi tam już godzinę.
0:19:03:Otwieraj, bo dostaniesz!
0:19:09:- Nie bij go.|- Inaczej nie zrozumie.
0:19:14:Id już. Wuj nie lubi,|kiedy się spóniasz.
0:19:16:Po całym dniu pracy na rusztowaniu,|chce się wczeniej położyć.
0:19:21:I tak dobrze, że pozwala mu|u siebie mieszkać.
0:19:25:Co ty robisz?
0:19:30:Uciekaj.
0:19:41:Kolacja.
0:20:01:Grzechem pierwszej republiki...
0:20:05:było to, że próbowała leczyć|rozkład instytucji wyłšcznie empiryzmem.
0:20:11:Co za bzdury!
0:20:18:Zjedz jajko na miękko!|Jak wczoraj!
0:20:24:- Dlaczego nie jesz?|- Nie jestem głodna.
0:20:26:Było tylko jedno,|więc podałam panu.
0:20:31:Jedz.
0:20:32:- Nie, dziękuję.|- Rób, co ci każę.
0:20:36:A ty gotuj obfitsze posiłki.
0:20:37:Za co? Gniewa się pan,|gdy kupuję na kredyt.
0:20:40:Nie mogę zwišzać końca z końcem,|moja renta jest za niska.
0:20:45:Trzeba temu zaradzić.
0:20:48:Jestemy niewolnikami|nikczemnego metalu,
0:20:52:który przestaje być nikczemny|tylko wtedy, gdy dajemy go...
0:20:57:biedniejszym od nas.
0:21:00:Jeli można się wtršcić,|żaden pienišdz nie mierdzi.
0:21:04:To jedzenie jest podłe!
0:21:06:Kiedy pan nie ma pieniędzy,|jest pan w złym humorze,
0:21:09:a kiedy jest pan w złym humorze,|nic się panu nie podoba.
0:21:12:Wina.
0:21:18:Co jej jest?
0:21:20:Przypomniała sobie matkę,|albo brak jej powietrza.
0:21:23:Tygodniami nie wychodzi z domu.
0:21:25:- Chodzi do kocioła.|- Też mi rozrywka.
0:21:28:Chodzi tam, żeby odetchnšć,|a nie z pobożnoci.
0:21:31:Niech pan jej pozwoli|wyjć ze mnš na słońce.
0:21:34:Dziewczyna jest uczciwa,|gdy ma złamanš nogę i siedzi w domu!
0:21:38:Masz co przeciwko temu?
0:21:49:Zawsze chodzisz w tej samej sukience.|Nie masz innych?
0:21:53:Nie, proszę pana.
0:21:56:To się musi zmienić.|Żal na ciebie patrzeć.
0:22:00:Od jutra koniec z żałobš.|Zajmę się twojš garderobš.
...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin