STANISLAV GROF-poza mózg.doc

(3154 KB) Pobierz
STANISLAV GROF

STANISLAV GROF

POZA MÓZG. Narodziny, śmierć i Transcendencja w psychoterapii

(Beyond the brain / wyd. orygin. 1985)

Poza mózg. Narodziny, śmierć i transcendencja w

psychoterapii Stanislava Grofa przedstawia nowy model

umysłu ludzkiego, rzucając wyzwanie teoriom, które traktują

mózg jako neurofizjologiczną całość. Książka stanowi

podsumowanie 30 lat badań autora nad odmiennymi stanami

świadomości, w wywoływaniu których posługiwał się on m.in.

psychodelikami, w tym LSD. Badania te wydobyły na jaw

istnienie czterech poziomów świadomości, z których dwa –

perinatalny i transpersonalny – odgrywają szczególną rolę.

Ten pierwszy jest związany z doświadczeniami narodzin i

śmierci, drugi zaś odnosi się do świadomości poza

ograniczeniami czasu i przestrzeni. Według Grofa rozumienie

tych dwóch wymiarów świadomości wpływa w fundamentalny

sposób na to, jak postrzegamy kategorie zdrowia i choroby

psychicznej. Całość jego poglądów wyznacza nowy

paradygmat świadomości. Poza mózg jest pierwszą książką

tego autora wydaną w Polsce.

Stanislav Grof, osiadły w USA psychiatra z byłej

Czechosłowacji, swoją pracę badawczą nad terapeutycznym

zastosowaniem psychodelików rozpoczął w Pradze. Od roku

kontynuuje badania w USA na Uniwersytecie Johna

Hopkinsa i w Merylandzkim Ośrodku Badań

Psychiatrycznych, gdzie pracuje nad wykorzystaniem

psychodelików w terapii nerwic i uzależnień oraz u osób

umierających na raka. Obecnie działa w Instytucie Esalen

(Kalifornia), gdzie opracowuje założenia terapii holotropowej.

Jest autorem takich głośnych książek jak Realms of the

Human Unconscious, LSD Psychoteraphy czy Beyond Death.

SPIS TREŚCI:

TopoGrofia pewnej rewolucji światopoglądowej, przedmowa do polskiego wydania – Bartłomiej Dobroczyński

Przypisy do przedmowy do polskiego wydania

Podziękowania

Wprowadzenie

Rozdział pierwszy. Natura rzeczywistości: narodziny nowego paradygmatu

Filozofia nauki a rola paradygmatu

Czar mechanistycznej wiedzy Newtona i Kartezjusza

Teoretyczne wyzwania wywodzące się z nowoczesnych badań nad świadomością

Nowe pojmowanie rzeczywistości, egzystencji i natury człowieka

Podejście holonomiczne: nowe zasady i nowe perspektywy

Przypisy do rozdziału pierwszego

Rozdział drugi. Wymiary ludzkiej psychiki: kartografia wewnętrznej przestrzeni

Bariera zmysłowa a nieświadomość jednostki

Spotkanie z narodzinami i śmiercią: dynamika matryc perinatalnych

Poza mózg: sfery doświadczeń ponadosobowych

Spektrum świadomości

Przypisy do rozdziału drugiego

Rozdział trzeci. Świat psychoterapii: w stronę zintegrowanego ujęcia

Zygmunt Freud i klasyczna psychoanaliza

Słynni odszczepieńcy: Alfred Adler, Wilhelm Reich i Otto Rank

Psychoterapia egzystencjalna i humanistyczna

Psychoterapie o ukierunkowaniu transpersonalnym

Przypisy do rozdziału trzeciego

Rozdział czwarty. Architektonika zaburzeń emocjonalnych

Różnorodność doświadczenia płciowości: zaburzenia, zboczenia i pozaosobowe postacie erosa

Korzenie przemocy: biograficzne, okołoporodowe i pozaosobowe źródła agresji

Dynamika depresji, nerwic i zaburzeń psychosomatycznych

Doświadczenie psychozy: choroba czy kryzys transpersonalny?

Przypisy do rozdziału czwartego

Rozdział piąty. Dylematy i kontrowersje klasycznej psychiatrii

Model medyczny w psychiatrii za i przeciw

Niezgodności dotyczące teorii i środków terapeutycznych

Kryteria zdrowia psychicznego i skuteczności leczenia

Psychiatria a religia: rola duchowości w życiu człowieka

Przypisy do rozdziału piątego

Rozdział szósty. Nowe ujęcie procesu zmian w psychoterapii

Istota objawów psychogennych

Skuteczne mechanizmy psychoterapii i przeobrażenia osobowości

Spontaniczność i autonomiczność zdrowienia

Psychoterapia a rozwój duchowy

Przypisy do rozdziału szóstego

Rozdział siódmy. Nowe perspektywy w psychoterapii i autoeksploracji

Zasady pomocy psychoterapeutycznej

Techniki psychoterapii i autoeksploracji

Cele i skutki psychoterapii

Przypisy do rozdziału siódmego

Rozdział ósmy. Zakończenie: aktualny światowy kryzys a przyszłość rozwoju świadomości

Przypisy do rozdziału ósmego

Bibliografia

Indeks

Spis treści / Dalej

Bartłomiej Dobroczyński

TopoGrofia pewnej rewolucji światopoglądowej

Polski czytelnik otrzymuje po raz pierwszy do ręki książkę Stanislava Grofa, psychiatry urodzonego w 1931 roku w

Pradze, który na świecie cieszy się już od dawna sporą, choć niejednoznaczną, a nawet kontrowersyjną sławą. Publikacja

ta ma w jego dorobku naukowym szczególne znaczenie, można by ją porównać do przełożonego na język polski Punktu

zwrotnego, austriackiego fizyka Fritjofa Capry – na którego zresztą Grof często się powołuje.1 Książki te posiadają

podobny charakter – apologetyczny, interdyscyplinarny oraz syntetyczny zarazem – co powoduje, że jawią się one jako

niezwykle ambitne próby sformułowania całościowej wizji nowego naukowego paradygmatu – takiej tezy bronią obaj

uczeni – który właśnie powoli wyłania się z plątaniny pomniejszych teorii oraz wyników badań szczegółowych, i który ma

nieuchronnie zapanować w niedalekiej przyszłości.

W każdej z przywołanych książek mamy do czynienia z realizacją niemal takiego samego scenariusza. Ich autorzy,

zażywający już sławy za swe uprzednie publikacje – Capra za Tao fizyki, zaś Grof za Obszary ludzkiej nieświadomości –

postanowili spojrzeć na przedstawione w nich wyniki poprzez pryzmat innych nauk (a nawet dyscyplin duchowych) i

sprawdzić czy to, co sami osiągnęli, jest normalnym etapem sprawnie działającej nauki, czy też – na co od początku

chyba liczyli – wyniki te, wespół z danymi z odmiennych obszarów wiedzy, układają się w jakąś większą całość, nowy

wzór – dobitnie sugerujący pojawienie się na arenie dziejów nowego światopoglądu, który winien zastąpić stare i już

nieadekwatne wzorce myślowe2. Jak łatwo się domyślić, Grof i Capra różnią się co do używanych argumentów i

sposobów rozumowania, natomiast ich ostateczne konkluzje są nieomal identyczne: głoszą oni zgodnie, że wyczerpał się

właśnie dotychczasowy kartezjańsko-newtonowski model interpretacji rzeczywistości i na jego miejsce wkracza powoli, z

wielkimi oporami, ale jednak nieubłaganie, nowa i bardziej adekwatna, holistyczna, organiczna i duchowa wizja kosmosu,

która otwiera przed nauką oraz całą ludzkością fascynujące perspektywy.

Dzięki przekładom swoich najważniejszych książek na język polski, Capra jest autorem stosunkowo u nas popularnym, a

zainteresowany jego poglądami czytelnik może łatwo zaczerpnąć informacji bezpośrednio u samego źródła. W tym

miejscu wypada więcej uwagi poświecić samemu Grofowi, a zwłaszcza złożonemu kontekstowi kulturowemu, w którym

kształtowały się jego naukowe i pozanaukowe przekonania, gdyż poza wąskimi kręgami specjalistów, jest on w Polsce

postacią niemal zupełnie nie znaną. Grof jest równocześnie osobą w świecie nauki na tyle wyjątkową i niejednoznaczną,

że zanurzenie się w jego twórczość "bez żadnego wstępnego komentarza" może u nieprzygotowanego czytelnika

wywołać zaskoczenie, a nawet wzbudzić znaczny opór.

To, co stanowi o niejednoznaczności Grofa jako uczonego, polega nie tylko na tym, że jest on autorem bardzo

fascynującej, choć przy tym niezwykle kontrowersyjnej koncepcji ludzkiej psychiki, ale – i przede wszystkim na tym – w

jaki sposób się jej dopracował. Jest to bowiem koncepcja, która w swym pierwotnym kształcie powstała niemal w całości

na bazie empirycznych badań nad halucynogennym narkotykiem o nazwie LSD; o samym zaś Grofie zaczęło być w

świecie głośno w momencie, gdy jako lekarz po raz pierwszy zaczął używać tego środka w terapii terminalnej, a więc

mającej przygotować nieuleczalnie chorych na śmierć. Z kolei jako eksperymentator, Grof zasłynął dzięki posiadaniu

jednej z największych na świecie dokumentacji z zakresu badań empirycznych nad tą zagadkową substancją. Jak

twierdzi, samodzielnie przeprowadził około 3000 doświadczeń z użyciem LSD (przede wszystkim na swoich pacjentach,

najpierw w Czechosłowacji, a potem w USA, ale także na sobie), a oprócz tego ma dostęp do następnych 2000 raportów

z podobnych badań. Jednak, co trzeba wyraźnie podkreślić, Grof nie był wcale ani pionierem badań nad środkami

halucynogennymi, ani też pierwszym w świecie zwolennikiem używania LSD w psychoterapii, ani nawet pierwszym, który

głosił, iż LSD pozwoli zrozumieć ludzką psychikę oraz wzniosłe duchowe przeznaczenie człowieka. Tym, co korzystnie

wyróżnia Grofa spośród jego poprzedników, jest wieloaspektowość i szczegółowość proponowanej przez niego koncepcji

oraz rozległość horyzontów intelektualnych. Aby zatem zrozumieć kontrowersyjne idee czeskiego psychiatry, trzeba

najpierw cofnąć się nieco w czasie po to, aby zapoznać się z okolicznościami powstania LSD, oddźwiękiem, jaki fakt ten

wywołał w świecie nauki, następnie historią mistyki instant oraz fenomenem psychologii transpersonalnej – czeski badacz

jest bowiem jednym ze współtwórców tego kierunku oraz – wespół z Kenem Wilberem – jego najbardziej znaczącym

przedstawicielem.

Ecclesia psychedelica: kościół psychodeliczny?

LSD jest to popularny skrót niemieckiej nazwy, która w całości brzmi Lyserg Saure Diathylamid, czyli dwuetyloamid

kwasu lizerginowego (czasami w literaturze można spotkać się też z określeniem kwas lizerginowy lub lizergowy) .

Substancja ta została po raz pierwszy wytworzona w Szwajcarii, w 1938 roku przez Alberta Hoffmana, chemika

związanego z farmaceutyczną firmą Sandoz3. W 1943 roku Albert Hoffman przypadkowo wprowadził do swego

organizmu sporą dawkę kwasu lizerginowego i przeżył głębokie doświadczenie egzystencjalne o wszelkich znamionach

epizodu psychotycznego. Opisał je w szczegółowym raporcie, a firma Sandoz, po zapoznaniu się z jego treścią,

postanowiła wypuścić LSD na rynek w charakterze kontrowersyjnego leku. Z analizy przeżyć występujących po zażyciu

owego specyfiku, wyprowadzono wniosek, iż LSD będzie się znakomicie nadawać do dwóch celów medycznych. Po

pierwsze wiec, zalecano użycie LSD w tzw. terapii psycholitycznej, w której środek ten miał pomagać pacjentom

psychiatrycznym w przypominaniu sobie zapomnianych zdarzeń z wczesnego dzieciństwa. Po drugie, w środowiskach

psychiatrycznych uważano wtedy powszechnie, że istota oddziaływania LSD (oraz innych środków halucynogennych) na

układ nerwowy sprowadza się do wywołania u zażywającego narkotyk człowieka – wprawdzie odwracalnych, ale jednak

autentycznych – objawów choroby psychicznej. Sądzono wiec, że można by podawać LSD personelowi szpitali

psychiatrycznych po to, aby zapoznał się on z wewnętrznym światem pacjentów psychotycznych. Miało to znacznie

poprawić zrozumienie psychiki tych ostatnich oraz efektywność całego procesu leczenia.

Jednak już w latach pięćdziesiątych zaczęły pojawiać się doniesienia i relacje odrzucające "halucynogenny" model

działania LSD oraz proponujące inne teoretyczne ustalenia. Doniesienia te pochodziły z kręgów poetów i pisarzy oraz

tzw. niezależnych badaczy (independent searchers) o klinicznej i fenomenologicznej orientacji, którzy zaczęli twierdzić, iż

narkotyki halucynogenne są tak naprawdę raczej swoistym instrumentem umożliwiającym lepsze poznanie i zrozumienie

procesów psychicznych, niż substancją powodującą jedynie zaburzenia w poczuciu tożsamości, halucynacje i utratę

kontaktu ze światem zewnętrznym. Ściślej biorąc, to wtedy pojawiły się pierwsze sugestie, iż LSD może się przyczynić do

zrozumienia zupełnie innych fenomenów kulturowych, niż mroczne światy kreowane przez demony paranoi, depresji czy

schizofrenii. Coraz większa liczba eksploratorów nowych regionów doświadczenia twierdziła, że LSD stanie się w

niedalekiej przyszłości niezastąpionym środkiem do poznawania tajników życia psychicznego człowieka zdrowego,

wehikułem prowadzącym do zrozumienia meandrów współczesnej estetyki (szczególnie jeśli chodzi o "nowe malarstwo"

czy "nową muzykę") oraz – i to stało się największym kamieniem obrazy" – pozwoli na przeniknięcie tajników religii oraz

doświadczenia mistycznego.4

W wielu kulturach – od zarania dziejów do czasów współczesnych – możemy bez trudu natrafić na ślady rytualnego

spożywania psychodelików w celu wywoływania wizji, doznania oświecenia, skontaktowania się z bóstwem. Wiadomo

także, iż współcześnie istnieją jeszcze religie, a nawet i oficjalnie działające związki wyznaniowe, w ramach których

substancje te używane są jako sakrament; tak dzieje się choćby z pejotlem w legalnym w Stanach Zjednoczonych

Amerykańskim Kościele Tubylczym (Natwe American Church).5 Mimo to jednak każdy, kto twierdzi, że możliwa jest

"chemiczna iluminacja", a więc dostąpienie duchowego wglądu za przyczyną psychoaktywnej substancji, musi liczyć się z

tym, że w naszym kręgu kulturowym napotka na zdecydowany opór. Będzie on miał dwa podstawowe źródła: jedno

religijne, a drugie naukowe. Pierwsze wiąże się z tradycyjnym stanowiskiem teologii Zachodu, która twierdzi, iż wszelkie

doświadczenie religijne jest zawsze inicjowane przez Boga, człowiek zaś może co najwyżej przysposobić się do

spotkania z Nim i oczekiwać na nie w skupieniu i modlitwie, choć to i tak wymaga zazwyczaj heroizmu przekraczającego

możliwości "zwykłych śmiertelników". Jednak sama decyzja o spotkaniu należy tu całkowicie do Boga, Osobowego

Absolutu, Ostatecznej Rzeczywistości. Tak więc nawet jeśli człowiek spełni już wszystkie hipotetyczne wymagania

mające przygotować go do tego doświadczenia, to i tak nie musi ono wcale "automatycznie" się pojawić.

Ortodoksyjny chrześcijański teolog sformułuje zatem swój zarzut wobec religijnego potencjału chemicznej substancji,

wychodząc nawet nie od wątpliwości co do możliwości "produkowania" przez LSD doświadczeń mistycznych, ile od

przekonania, że sama natura tej Rzeczywistości, która ujawnia się w mistycznym doświadczeniu, wyklucza wszelką Nią

manipulacje. Nawet jeśli już uznałby wartość LSD jako środka ewentualnie mogącego kształtować wyobraźnie religijną, to

i tak potraktowałby niezwykłe efekty pojawiające się po spożyciu kwasu lizerginowego podobnie do tego, jak zapewne

oceniłby religijny potencjał ukryty w zachwycie dla piękna natury, a wiec jako coś wstępnego, prowadzącego wprawdzie

adepta we właściwym kierunku, ale nie posiadającego zdolności do wywoływania metanol, prawdziwej duchowej

przemiany, trwałego nawrócenia. Upierałby się zatem przy uznaniu LSD za środek ze swej istoty drugorzędny lub wręcz –

ze względu na niepoznane do końca mechanizmy jego oddziaływania – zbędny w edukacji wyobraźni religijnej.

Jeżeli chodzi o środowiska naukowe, to opór wobec przypisywania LSD duchowego potencjału miał tam dwie zasadnicze

przyczyny. Pierwsza z nich wiązała się z ogólną nieufnością przenikającą całą XIX-wieczną psychiatrię niemiecko- i

francuskojęzyczną (z kulminacjami w osobach Pierre'a Janeta i Zygmunta Freuda), która generalnie w bardzo

pozytywistyczny i demistyfikujący sposób odnosiła się do religii i tzw. przeżyć religijnych. Nie wchodząc zbytnio w

szczegóły, wypada tu tylko nadmienić, że w tym czasie ukształtowała się w jej obrębie zasadniczo trwała tendencja, aby

fakty, które w kulturze chrześcijańskiego Zachodu ujmowano dotychczas jako fenomeny niewątpliwie religijne,

interpretować w kategoriach psychopatologicznych. To wtedy pojawiły się idee – które zresztą zyskały znaczny poklask

wśród ówczesnych scjentystów, pozytywistów i materialistów – aby, na przykład epizod, który przydarzył się Szawłowi na

drodze do Damaszku, uznawać za objaw jego rzekomej epilepsji, zaś wzloty duszy świętej Teresy z Avili określać za

pomocą diagnozy: "schizofrenia ze skłonnościami do koprofilii"...

Jeszcze inaczej mówiąc, zgodnie z tą orientacją, LSD nie może mieć duchowego potencjału ze względu na to, że nie ma

niczego takiego, jak duchowość – w tradycyjnym, religijno-konfesyjnym rozumieniu. Bowiem dla naturalistycznie

zorientowanego psychiatry, w "lekkich" i stosunkowo niewinnych (czytaj: nieszkodliwych) przypadkach tego rodzaju mamy

po prostu do czynienia z egzaltacją, sentymentalizmem i fałszywą świadomością, zaś dla głębokich, historycznie

zaistniałych przejawów religijności, takich jak: styg-maty, wizje, noce duszy, męki sumienia, z całym przekonaniem

rezerwuje on ścisłe kategorie psychopatologiczne w rodzaju "histerii z konwersjami", "halucynacji i omamów", "stanów

depresyjnych" czy "urojeń ksobnych". Pogląd ten został zresztą wyłożony przez samego Freuda, według którego religia

jest niczym innym, jak tylko powszechną nerwicą prześladowczą ludzkości.

Druga wątpliwość, równie poważna, wiązała się z sygnalizowanym już negatywnym rozumieniem efektów działania LSD

na psychikę. Rozpowszechnione i obowiązujące w całej XX-wiecznej psychiatrii było przekonanie, iż generalnie wynik ów

musi być rozpatrywany zasadniczo jako intoksykacja, zatrucie centralnego układu nerwowego, zaś LSD, a przed nim inne

podobnie działające środki naturalne, w klasycznych pracach naukowych określane były przeważnie jako "halucynogeny",

"kognodysleptyki" czy "psychotomimetyki", a więc substancje powodujące halucynacje, zaburzające poznanie albo

wywołujące zaburzenia o charakterze psychotycznym.

Jeśli połączymy obydwa te poglądy w jedną całość, to łatwo zrozumiemy, że dla tradycyjnie wykształconego psychiatry

teza, iż LSD mogłoby wywoływać przeżycia stricte religijne, brzmi jak czysty nonsens. Jednak w latach pięćdziesiątych i

sześćdziesiątych wielką popularność zdobyła sobie tzw. mistyka instant, która przyczyniła się do rozprzestrzenienia się

przemiany obyczajów i świadomości. Skąd wziął się ów zadziwiający fenomen?

Mistyka instant

Słowo "instant" odwołuje się przede wszystkim do naszego poczucia czasu i oznacza, że coś się dzieje natychmiast,

bezzwłocznie, niemal w tej chwili. Najbardziej zaś rozpowszechnione rozumienia kategorii "mistyki" i "mistycyzmu" –

pomijam takie, w których te epitety mają wyraźnie pejoratywny charakter – odnoszą się do religii. Ściślej, do takiej sytuacji

religijnej, w której dochodzi do bardzo intymnego kontaktu człowieka z Bogiem, sacrum, Świętością – niezwykłego

spotkania, które rozgrywa się we wnętrzu ludzkiej duszy, w jej cichej, ciemnej i nader tajemniczej "głębi" (abstrussior

profunditas) .

"Mistyka instant" byłaby zatem – mówiąc w wielkim uproszczeniu – określeniem takiego sposobu zaaranżowania owego

spotkania, w którym na pierwszy plan wysuwałby się czynnik czasu: gdzie chodziłoby niemal o "wymuszenie"

bezzwłocznego pojawienia się Bóstwa w duszy, czy też najszybsze, prawie natychmiastowe do niego dotarcie. Ale

przecież mistyk powinien być chyba uwolniony od takich temporalnych uwarunkowań, bowiem "z duszy, w której ma się

narodzić Bóg, czas musi ustąpić, a ona ma wyjść poza czas" – jak pisał wiele lat temu Mistrz Eckhart, człowiek, który

uprawiał mistykę (nie instant!) w sposób wręcz modelowy.6 To oczywiście prawda. Musimy więc odnotować pierwszy

ważny moment wspólny dla kategorii "instant" oraz pojęcia "mistyka", moment, który jednak rodzi swoisty paradoks i

konfuzję. Bowiem zarówno pierwsze, jak i drugie pojęcie wiąże się jakoś z brakiem "czasu", z tym, że "instant" oznacza

zazwyczaj jego brak w punkcie wyjścia, zaś dla mistyka czas powinien zniknąć w punkcie dojścia. Pytanie tylko, czy przy

pomocy zabiegów o charakterze "instant" można uzyskać efekt, wobec którego uzasadnione będzie użycie słowa

"mistyczny"? Pamiętamy przecież, że Bóg – jak głoszą teolodzy – nie podlega żadnej, tym bardziej więc "technicznej",

manipulacji.

Trzeba zauważyć, że chyba każda licząca się tradycja religijna zarejestrowała opisy "wizji błogosławionych",

wewnętrznych przemian, oświeceń i "śmierci starego człowieka", które spadały jak grom z jasnego nieba i rozegrały się w

czasie nieomal niezauważalnym dla postronnego obserwatora. Święty Paweł został porażony Boskim Światłem,

podniesiony do siódmego nieba i przemieniony w czasie krótszym od tego, w jakim gotujemy jajko na miękko. A mimo to,

doświadczenie owo odmieniło całe jego życie. W wielu tekstach buddyjskich spotykamy opisy głębokich wglądów

religijnych, które zjawiały się nagle i niespodziewanie. Oczywiście, przemiany takie są zazwyczaj efektem długotrwałych

ćwiczeń duchowych. Ale doświadczeni buddyści przyznają, iż zdarzają się one także osobom niezbyt zaawansowanym w

medytacji.

Jest jednak jedno poważne zastrzeżenie. Otóż wszystkie te tradycje nigdy chyba nie stawiały sobie za cel oszczędności

czasowych. Jeśli taki szybki postęp na drodze duchowej miał już w ich obrębie miejsce, to bardzo dobrze, choć

przytłaczająca większość mędrców Wschodu i Zachodu zazwyczaj deklarowała wobec tego typu osiągnięć daleko

posuniętą nieufność, ale i tak przecież "czasowy zysk" miał charakter czegoś niezamierzonego, powstałego

mimochodem, przypisywanego zazwyczaj konstelacji okoliczności niezależnych od mistyka i wobec niego nadrzędnych,

najczęściej nadnaturalnego pochodzenia.

Zatem określenie "mistyka instant" musi odnosić się do czegoś zupełnie innego; i tak też jest w istocie. Wydaje się, że na

użytek współczesności właściwymi ojcami tego fenomenu były dwie postaci: słynny nauczyciel ezoteryczny Georgij

Gurdżijew oraz angielski pisarz i eseista Aldous Huxley. Pierwszy z nich, na początku naszego wieku nauczał o istnieniu

tzw. "drogi chytrego człowieka", której opis zdaje się wykładem zasad "mistyki instant". Drugi zaś (zaświadczając to

własnym życiem) ogłosił wszem i wobec, iż znalazł uniwersalny – w dodatku chemiczny! – wehikuł ekspresowego

oświecenia.

Gurdżijew w jednej ze swoich mów tak charakteryzował egzystencjalną sytuacje człowieka: wszyscy rodzimy się jako

ludzie śmiertelni, także i w duchowym sensie. Żeby uniknąć wyroku przeznaczenia, trzeba natrafić na jakąś drogę

wiodącą do nieśmiertelności. Istnieją trzy podstawowe drogi prowadzące do tego celu: droga fakira, droga mnicha i droga

jogina. Jednak większość ludzi – gdyby istniały tylko te drogi zyskania nieśmiertelności – byłaby stracona na zawsze.

Drogi te mają bowiem nieprzezwycieżalne wady: "są trudne i tylko dla wybranych", a w dodatku zaczynają się "od

odrzucenia wszystkich rzeczy doczesnych. Człowiek musi porzucić swój dom, rodzinę – jeśli ją ma – musi odrzucić

wszystkie przyjemności, przywiązania, życiowe obowiązki, i wyruszyć na pustynię albo do klasztoru, czy też do szkoły

jogi".7

Tu jednak pojawia się miejsce dla mistyki instant. Otóż Gurdżijew stwierdza, że istnieje jeszcze jedna możliwość,

"czwarta droga", która "nie wymaga odejścia na pustynię, nie wymaga od człowieka opuszczenia i wyrzeczenia się

wszystkiego, dzięki czemu do tej pory żył". Czwarta droga nie jest oparta na "wierze", lecz na rozumieniu. Właściwie

wiara sprzeciwia się czwartej drodze. "Czwartą drogę nazywa się czasem drogą człowieka przebiegłego. "Przebiegły

człowiek" zna pewną tajemnicę, której ani fakir, ani mnich, ani jogin nie znają. W jaki sposób "przebiegły człowiek" poznał

tę tajemnicę, nie wiadomo. Może trafił na nią w starych księgach, może odziedziczył ją, może ją kupił, może wykradł ją

komuś." Tak czy inaczej, okazuje się, że człowiek podążający tą ścieżką jest pod każdym względem w lepszej sytuacji od

adeptów pozostałych dróg. Otóż, według Gurdżijewa, człowiek taki "wie całkiem dobrze, jakiego rodzaju substancji

potrzebuje on dla swoich celów, i wie, że te substancje mogą zostać wytworzone w ciele po miesiącu fizycznych cierpień,

tygodniu emocjonalnego wysiłku czy też dniu ćwiczeń umysłowych. Wie także, że mogą zostać one wprowadzone do

organizmu z zewnątrz, jeśli wiadomo, jak to zrobić. A zatem, zamiast spędzać cały dzień na ćwiczeniach, jak to robi jogin,

tydzień na modlitwie, tak jak mnich, czy też miesiąc na torturowaniu siebie samego, tak jak fakir, on po prostu

przygotowuje i połyka małą pigułkę, która zawiera wszystkie potrzebne mu substancje, i w ten sposób, bez straty czasu,

uzyskuje pożądane rezultaty."

A wiec mamy tu i szczyptę gnozy (wiedza – przeciw wierze; wtajemniczenie zarezerwowane dla grupy osób), i garść

pomysłów alchemicznych (substancje zapewniające nieśmiertelność) i, chyba jednak, sporą dozę nonszalancji. Sprawa

pewnie na zawsze pozostałaby tam, gdzie powinna pozostać, tzn. w kręgach "oświeconych i wtajemniczonych", gdyby

nie fakt, iż jednak "proklamowano" substancje, która w czasach kontrkultury i Ery Wodnika rychło zdobyła sobie reputacje

"eliksiru nieśmiertelności". Jak łatwo się domyślić, ową substancją był właśnie kwas lizerginowy, a te wzniosłą role

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin