Cynthia Freeman Zmienno�� serca Rozdzia� pierwszy Dzie� zacz�� si� jak miliony innych. Nic nie zmieni�o si� w uniwersalnym porz�dku rzeczy, lecz Anna Coulter obserwuj�c s�o�ce wolno kryj�ce si� w wodach Pacyfiku, wiedzia�a, �e w jej �yciu zasz�y nieodwracalne zmiany. 23 grudnia 1969 roku Anna stan�a twarz� w twarz z w�asnym przeznaczeniem. Otula�y j� cienie wczesnego zmierzchu, kiedy siedzia�a nawiedzana setkami wspomnie�. Jej �ycie zdawa�o si� by� pasmem po�egna�. Narodziny i �mier� by�y nieuniknione, lecz decyzje na drodze �ycia nale�a�y do niej. A nie by�y one �atwe. Wydarzenia dzisiejszego popo�udnia przygn�bi�y j� i wyczerpa�y do granic mo�liwo�ci. Umieszczenie Filipa w domu opieki by�o najtrudniejsz� decyzj�, jak� w �yciu podj�a. Smutne obrazy k��bi�y si� w jej umy�le doprowadzaj�c j� do szale�stwa. Te d�ugie korytarze pe�ne ludzi na w�zkach, bezradne istoty, kt�re kiedy� biega�y do szko�y, wyznawa�y sobie mi�o��, wychowywa�y dzieci teraz popad�y w ca�kowit� zale�no��. M�czy�ni i kobiety, kt�rych nikt ju� nie potrzebuje. Czy tego oczekujemy od naszych ostatnich dni? Anna nie mog�a pogodzi� si� z okrucie�stwem �ycia. Nie obawia�a si� staro�ci. Nie mog�a jednak znie�� upokorze�, jakie z sob� niesie. A Filip odczu� to ju� przed sze��dziesi�tk�. Nigdy nie zapomni zdezorientowanego wyrazu jego twarzy, kiedy si� z nim �egna�a. Pozostawienie go w domu opieki to jakby odes�anie go w niepami��. Jak mog�a sobie z tym poradzi� wiedz�c, �e tylko ona jedna jest za to odpowiedzialna? To tragedia tak zako�czy� prawie trzydziestoletnie ma��e�stwo, nawet je�li nie wszystkie lata by�y szcz�liwe. Mo�e wola�aby nawet, gdyby umar�. W�wczas by�aby to bo�a decyzja. Z pewno�ci� by�oby jej ci�ko, ale znalaz�aby ukojenie w naturalnym biegu rzeczy. Teraz nie mia�a spokoju, przeciwnie, prze�ladowa�o j� poczucie winy. To niegodziwe, �e �ycie na�o�y�o jej taki ci�ar na ramiona. Obserwuj�c pogarszaj�cy si� stan Filipa, oddala�a od siebie my�l o odes�aniu go do domu opieki, chocia� z�o�ci�o j� jego niezdecydowanie i zaniki pami�ci. Ale po c� teraz nad tym rozmy�la�? Patrz�c w kierunku Zatoki San Francisco zastanawia�a si� nad minionymi latami. Czy zdo�a wymaza� d�wi�k jego g�osu, kiedy spyta�: - Dlaczego mi to robisz? Czu�a, �e zdawa� sobie spraw� z tego, �e zostaje opuszczony i w tym okropnym momencie chcia�a wykrzykn��: - Nie zostawi� ci� tutaj! Wiedzia�a jednak, �e nie mo�e tego zrobi�. S�owa dr. Cohna powstrzyma�y j� od omdlenia. - Wiem, jak si� czujesz, Anno. Umieszczenie ukochanej osoby w domu opieki jest chyba najbole�niejsz� decyzj�, jak� musimy podj��. Ale odpowiadaj�c na twoje pytanie nie uwa�am za rozs�dne pozostawienie go w domu. Jego stan b�dzie si� tylko pogarsza�. Na pewno nie jest to �atwa decyzja, bez wzgl�du na to, kiedy j� podejmiesz. M�dry dr Cohn. Wiedzia�a, �e ma racj�. Nie by�o bezpiecznie trzyma� Filipa w domu. Jednak rozumowe uzasadnienie wcale j� nie pocieszy�o. Doznawa�a ukojenia przytulaj�c go i szepcz�c: - Kocham ci�, Filipie. Tak mi przykro, kochanie... Nagle u�wiadomi�a sobie, �e zrobi�o si� zupe�nie ciemno. Ocieraj�c �zy, zapali�a lampk� i nala�a sobie brandy. Przechodz�c obok stolika spu�ci�a wzrok i dostrzeg�a egzemplarz "Nowych Horyzont�w". Wiele stron w tym numerze po�wi�cono jej zawodowym osi�gni�ciom. Za�mia�a si� gorzko. Podczas wywiadu stara�a si� jak najmniej m�wi� o swoim prywatnym �yciu, zw�aszcza o faktach dotycz�cych jej ma��e�stwa, lecz dziennikarz domaga� si� szczeg��w: co my�la� Filip o jej sukcesach? Czy czu� si� nimi zagro�ony? Jak uk�ada�o si� ich po�ycie? Warto by�o wspomnie� o prawie trzydziestoletnim zwi�zku, cho�by ze wzgl�du na jego d�ugotrwa�o��. Anna odpowiada�a na wiele pyta� dowcipnie, lecz wymijaj�co. Nie wspomnia�a o chorobie Filipa. Mia� prawo do w�asnej godno�ci. Wzi�a do r�ki magazyn, przerzuci�a kilka stron i spojrza�a na w�asn� fotografi�. Wygl�da�a nie�le jak na swoje czterdzie�ci dziewi�� lat, chocia� dzisiaj czu�a si� jakby mia�a sto. Nie mog�a znie�� tej samotno�ci, przyt�acza�a j� otaczaj�ca cisza. Zerwa�a si� i w��czy�a p�yt�, "Au Clair de Lune", po czym ponownie opad�a na kanap� i zn�w popatrzy�a na swoje zdj�cie. Nad nim widnia� czarny, wyra�ny nag��wek: "Skromna po odniesieniu wielkiego sukcesu". Cichy g�os w jej wn�trzu szepta�: - To czysta parodia. Nie jestem lepiej przygotowana do �ycia ni� wtedy, kiedy umar�a moja mama. Jakby kotara si� unios�a, Anna powr�ci�a do dzieci�stwa i zobaczy�a siebie przytulon� do ojca po pogrzebie. Mia�a wtedy sze�� lat i jak�e go kocha�a. By�a dla niego wszystkim - tak przynajmniej powiedzia�. Anna wierzy�a mu do czasu, gdy dwa lata p�niej pozna� Stell� Burke. B�l po �mierci matki ledwo si� zatar�. Anna, siedz�c sama w swoim pokoju, p�aka�a gorzko w dniu, w kt�rym ojciec po�lubi� Stell�. Wzrasta�a w poczuciu, �e ojciec zdradzi� nie tylko pami�� matki, ale i j� sam�. Nic dziwnego, �e kiedy pojawi� si� Filip, tak ch�tnie opu�ci�a dom. Rozdzia� drugi By� marzec rok 1941. �wiat rozbrzmiewa� odg�osami wiosny. Wydawa�o si�, �e los skierowa� Ann� do w�a�ciwego miejsca we w�a�ciwym czasie. Anna by�a druhn� na �lubie swojej najbli�szej przyjaci�ki Ruthie, a Filip pe�ni� rol� dru�by pana m�odego, Kenny Newmana. Ukradkowe spojrzenie w kierunku Filipa pozwoli�o jej uwierzy� w s�owa refrenu "Rozkwita mi�o��", kt�r� Jack Benny �piewa� w radiu co niedziel�. Jego wysoka, przystojna posta� jakby stworzona by�a do tego, aby romantycznej i bardzo wra�liwej dziewczynie zawr�ci� w g�owie. W�wczas wszystko by�o takie proste. Istnia�y trzy regu�y: zakocha� si�, wyj�� za m�� i mie� dzieci. Kiedy przy d�wi�kach "Lohengrin" Ruthie zbli�a�a si� do o�tarza Anna marzy�a, �e zostanie pani� Coulter. By�y to czasy sprzyjaj�ce romansom. Ameryka by�a u progu wojny, a Hollywood ca�kowicie zaw�adn�� wyobra�ni� narodu. Anna dorasta�a w atmosferze romans�w i obietnic dozgonnej mi�o�ci p�yn�cych ze srebrnego ekranu. Bez wzgl�du na to, czy Filip Coulter przypomina� Roberta Taylora czy te� nie, Anna widzia�a w nim bohatera. Jego w�osy nie by�y a� tak czarne, jego oczy nie a� tak niebieskie, ale przekonana by�a, �e jego pi�knie wykrojone usta, kt�re pragn�aby ca�owa� i mocno zarysowany podbr�dek z roztkliwiaj�cym j� wg��bieniem, by�y dobiciem zalet filmowego idola. Rozpiera�o j� szcz�cie, kiedy ta�czy�a w jego ramionach w weseln� noc. By� jak czaruj�cy ksi���, kt�ry zjawi� si�, aby j� porwa�, uszcz�liwi� i przy d�wi�kach romantycznej "Tea for two" zawie�� do obro�ni�tego winem domku. Niestety, zaraz po weselu Filip odwi�z� j� do domu. Stoj�c z nim twarz� w twarz w drzwiach frontowych nie czu�a si� ju� jak kopciuszek z bajki. Jej fio�kowe oczy zamgli�y si�. Modli�a si�, �eby Filip nie zauwa�y�, �e jest bliska p�aczu. Mia�a nadziej�, marzy�a, �e we�mie j� w ramiona i poca�uje przeci�gle. Niestety, sta� raczej nieporadnie, nie wiedz�c, co powiedzie�. W ko�cu wymamrota�: - Naprawd� ciesz� si�, �e pani� pozna�em. Anna o ma�o si� nie rozp�aka�a. Zabrzmia�o to w jego ustach tak ostatecznie, podczas przygotowa� do wesela i wsp�lnych kolacji, mia�a wra�enie, �e j� do�� polubi�. Na weselu ta�czy� z ni� wi�cej ni� z kimkolwiek innym. A teraz odchodzi�, nie zostawiaj�c nadziei na ponowne spotkanie. Anna po�o�y�a si� spa�, rozwa�aj�c, jakie pope�ni�a b��dy. Ach, gdyby� by�a bardziej podobna do Veroniki Lake! Ale nie by�a i nie podoba�a si� Filipowi na tyle, aby poprosi� j� o spotkanie. Prawie nie zmru�y�a oczu tej nocy. Kiedy nast�pnego ranka zadzwoni� budzik, chcia�a rzuci� nim o �cian�. Wyczerpana, ubra�a si� mniej starannie ni� zwykle i z niech�ci� stan�a za lad� w sklepie firmy I. Magnin. Zazdro�ci�a Ruthie, bezpiecznie zakotwiczonej m�atce. No c� - pomy�la�a, rozpogodzona nieco �agodnym, wiosennym rankiem - mo�e zadzwoni. Mo�e... Min�� tydzie�, ale telefon milcza�. P�aka�a do poduszki w ka�d� noc. By�o oczywiste, �e po prostu nie spodoba�a si� Filipowi. Jedynym pocieszeniem by�a Ruthie, kt�ra wr�ci�a ju� z miesi�ca miodowego sp�dzonego na romantycznej wyspie Santa Catalina. Siedzia�y naprzeciw siebie w restauracji "Townsend", gdzie Anna pr�bowa�a si� uspokoi� wyp�akuj�c przed Ruthie swoje �ale. - Musia�am by� strasznie g�upia, Ruthie, �eby zakocha� si� w cz�owieku, kt�ry mnie w og�le nie zauwa�a. Ale naprawd� my�la�am, �e mnie lubi. - Jestem pewna, �e ci� lubi, Anno. Kto by ci� nie lubi�? - Na przyk�ad moja macocha. Nie s�dz� by mnie tak powszechne kochano. A z pewno�ci� nie jestem taka atrakcyjna, w przeciwnym razie Filip by zadzwoni�. - Nie umniejszaj swoich zalet. Nawet je�li nie zadzwoni, to co? Ma�o to innych m�czyzn? W tym samym momencie Anna pomy�la�a, �e nikt jej nigdy nie pokocha, a na pewno nie Filip Coulter. A o nim w�a�nie marzy�a. Anna myli�a si�. Filip, po�egnawszy si� z ni� owego wieczora, przeszed� przez ulic� i sta� obserwuj�c, jak zapali�a �wiat�o w sypialni. Opar� si� o latarni�, zapali� papierosa, maj�c nadziej�, �e podejdzie do okna. Kiedy papieros dopali� si�, parz�c mu palce, a ona nawet nie przemkn�a, odwr�ci� si� i odszed�. Anna oczywi�cie nie wiedzia�a o tym i dlatego �le odczyta�a jego zachowanie. Filip nie tylko chcia� j� poca�owa�, oczarowa�a go w czasie ich kr�tkiej znajomo�ci. Trzyma� si� od niej z daleka w�a�nie dlatego, �e j� tak bardzo lubi�. Nie m�g� jednak nawet my�le� o powa�nym zwi�zaniu si� z kobiet�, b�d�c zobowi�zanym teraz i w przysz�o�ci do utrzymywania swoich rodzic�w. Cho� po uko�czeniu prawa uda�o mu si� dosta� posad� u Levina, Cahna i Smitha, jednej z bardziej presti�owych firm w mie�cie, w rzeczywisto�ci by� tylko szanowanym urz�dnikiem. Jego pensja by�a tak niska, �e po op�aceniu czynszu i zakupieniu najpotrzebniejszych rzeczy prawie nic mu nie zostawa�o. Wi�c jak do diab�a m�g�by my�le� o ma��e�stwie? A dziewczyny takie jak Anna d��y�y do ma��e�stwa. Nie mia� in...
ryolz