Lowell Elizabeth - St.Kilda 03 - Niewinna jak grzech.pdf
(
970 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Lowell_Elizabeth_-_St._Kilda_03_-_Niewinna_jak_grzech.rtf
ELIZABETH LOWELL
Niewinna jak grzech
Tytuł oryginału:
Innocent as Sin
Przekład:
EWA BŁASZCZYK
Rozdział 1
Afryka
Koniec marca
Rand McCree w brudnym moro, spryskany œrodkiem przeciwko owadom, czaił siê za nierówn¹
osłon¹ z trawy. Otwór wyciêty w luŸno splecionych ŸdŸbłach w całoœci wypełniał du¿y obiektyw. Choæ
słoñce prawie zupełnie schowało siê za horyzontem, Rand siê pocił. Nawet tego nie zauwa¿ył. W
Demokratycznej Republice Kamd¿erii ludzie pocili siê zarówno na tropikalnym wybrze¿u, jak i w
poroœniêtej karłowat¹ roœlinnoœci¹ œrodkowej czêœci kraju. Dziêki temu wiedzieli, ¿e ¿yj¹.
Przez obiektyw aparatu Rand obserwował buntowników – czy te¿, w zale¿noœci od pogl¹dów
politycznych, bojowników o wolnoœæ – którzy czekali przy wielkich ciê¿arówkach na południowym
krañcu nêdznego, z trudem wydartego naturze piaszczystego skrawka ziemi, jaki w tej czêœci Afryki
słu¿ył za pas startowy.
Brat Randa poderwał siê, kopi¹c przy tym le¿¹cego miêdzy nimi kałasznikowa.
– Połó¿ siê – powiedział łagodnie Rand. – Samolot kiedyœ wyl¹duje.
– Coœ mnie ugryzło – mrukn¹ł Reed.
– Zrobiłeœ wszystkie szczepienia?
– Tak.
– No to czemu marudzisz?
– Czujê siê jak darmowy bank krwi.
Rand siê uœmiechn¹ł.
– I słusznie.
– Jakim cudem mnie w to wci¹gn¹łeœ?
– Ja? To ty ci¹gle nawijałeœ o ¿yciowej szansie, ¿eby zrobiæ zdjêcia najbardziej
niebezpiecznego handlarza broni¹, odk¹d…
– Dobra ju¿, dobra – przerwał Reed. – Nie przypominaj mi.
– Tylko dwa razy dziennie.
– Czêœciej. Co najmniej dwa razy, od kiedy…
– Cicho!
Reed zamilkł. Wtedy usłyszał zawodz¹cy warkot turboœmigłowca. Uniósł potê¿n¹ lornetkê i
zacz¹ł wpatrywaæ siê w popielate niebo tam, sk¹d dochodził dŸwiêk.
– Mam go! – zawołał. – Wyl¹duje o trzeciej, leci nisko. Naprawdê nisko. – Zagwizdał cicho
przez zêby. – Pilot z jajami. Albo pijany. Maszyna niemal kosi trawê.
– Takie s¹ uroki nielegalnego latania. – Rand starał siê uchwyciæ nie-oznakowany,
nieoœwietlony iljuszyn II-4, kiedy samolot zbli¿ał siê do pasa ziemi. – Obserwuj okolicê. Nie chcê
tłumaczyæ, co tutaj robimy.
– Nikt nie bêdzie pytał – parskn¹ł Reed. – Po prostu nas zastrzel¹. Rób, co mówiê…
– L¹duje. – Głos Reeda dr¿ał z emocji. – Masz go?
– Tak. Pilnuj, ¿eby słoñce nie odbijało siê od szkła lornetki.
– Pocałuj mnie gdzieœ. Dopadniemy syberyjskiego dupka, który zabija dzieci.
Rand uœmiechn¹ł siê od ucha do ucha. Identyczny brat bliŸniak – co to oznacza? ¯e… jest
identyczny. Rozmawiali ze sob¹, bo mogli. Ale nie musieli – rozumieli siê bez słów.
Nie ma co siê zastanawiaæ.
Samolot ukazał siê w polu widzenia. Bez oznaczeñ. Bez liczb. Bez ¿adnych znaków
identyfikacyjnych.
A to ci niespodzianka.
Rand w milczeniu wzi¹ł siê do pracy.
Rozdział 2
Kamd¿eria
Wczesny ranek
Mê¿czyzna znany jako Sybirak siedział za drugim pilotem i obserwował busz przesuwaj¹cy siê
szybko po obu stronach samolotu. Ukraiñski pilot w ostatniej chwili uniósł dziób iljuszyna i posadził
metalowego ptaka na ziemi z takim hukiem, jakby ktoœ waln¹ł kijem bejsbolowym w blaszan¹ trumnê.
Turboœmigła zaczêły powoli zmieniaæ kierunek, wyj¹c niesamowicie. Spod kół uniósł siê
czerwony pył, który przywarł do płynu hydraulicznego na obu skrzydłach. W pierwszych promieniach
słoñca smar wygl¹dał jak krew.
Ciê¿arówki czekały na załadunek. Uzbrojeni mê¿czyŸni te¿. Nawet nie drgnêli, kiedy samolot
przeleciał zaledwie półtora metra nad ich głowami.
Obaj piloci, kln¹c w dwóch jêzykach, mocowali siê ze sterami. Wspólnymi siłami udało im siê
zapanowaæ nad samolotem, który sun¹ł œrodkiem w¹skiego pasa, ocieraj¹c siê bokiem o ziemiê.
Niebieskie kombinezony mê¿czyzn pociemniały od potu. Ka¿dy lot przeci¹¿onej maszyny w złym
stanie był niczym wyrok œmierci w zawieszeniu.
¯ar wlewał siê z zewn¹trz do kabiny pilotów. Ale w porównaniu z tym, co czekało ich na pasie
startowym, ryzykowne l¹dowanie rozklekotanego samolotu było bułk¹ z masłem.
W połowie długoœci pasa udało im siê wyhamowaæ. Maszyna zaczêła siê trz¹œæ, brzêczeæ,
chybotaæ i w koñcu siê zatrzymała. Pilot opuœcił przednie koło i wrzucił wsteczny, rozpoczynaj¹c
długie cofanie do miejsca, gdzie czekali mê¿czyŸni.
–
Niet
– oznajmił Sybirak.
Pilot nie protestował. Był zawodowcem, ale doskonale wiedział, do kogo nale¿y samolot.
– Nie wył¹czaj silników, ale nie zmieniaj pozycji – polecił po rosyjsku Sybirak. Zrzucił pas
bezpieczeñstwa opinaj¹cy jego masywny tors. Wstał. – Niech bydlaki podejd¹ do nas.
Popatrzył na ciê¿arówki i mê¿czyzn stoj¹cych prawie pół kilometra od nich.
– Myœlisz, ¿e to pułapka? – spytał zdenerwowany drugi pilot.
– ¯ycie jest pułapk¹ – odparł Sybirak.
Mówi¹c to, przykucn¹ł i przez lornetkê przygl¹dał siê ciê¿arówkom. Po chwili kierowcy
wł¹czyli silniki i samochody ruszyły w stronê samolotu, wzbijaj¹c tumany kurzu. Wiêkszoœæ
przemieszczała siê wzdłu¿ krawêdzi pasa, ale jeden jechał samym œrodkiem.
Mo¿e to niewinna pomyłka.
A mo¿e celowa. Œmiertelna.
Sybirak wyj¹ł krótkofalówkê z tylnej kieszeni białego kombinezonu. Wł¹czył mikrofon.
– Powiedzcie temu idiocie, ¿eby zjechał z pasa, albo natychmiast startujemy – warkn¹ł po
angielsku.
– Och, taaaak,
b'wana
– odpowiedział ktoœ melodyjnym głosem.
– Nie b¹dŸ bezczelny, Da'ana, bo wyrwê ci serce i rzucê tym poganom na po¿arcie.
Radio zazgrzytało, kiedy mê¿czyzna na linii wył¹czył mikrofon.
– Zostañ przy sterach – nakazał pilotowi Sybirak. – Zaci¹gnij hamulce, ale niech turboœmigła
chodz¹.
– A jeœli wpadnie w nie któryœ z buntowników?
– Nie słyszałeœ? Głupota jest najwiêksz¹ zbrodni¹.
Odwrócił siê i ostrym tonem wydał po bułgarsku rozkazy ludziom w komorze załadunkowej.
Bułgar, szef załadunku, zacz¹ł szarpaæ siê z szerokimi podwójnymi drzwiami kabiny pilotów.
Sybirak wyj¹ł spod składanego siedzenia półautomatyczny karabin izraelski i skierował siê w
stronê luku towarowego. Stoj¹c w otwartych drzwiach, patrzył, jak pierwsza ciê¿arówka ustawia siê
równo z poziomem podłogi komory załadunkowej samolotu.
Z tyłu siedzieli dwaj Afrykanie ubrani w obszarpane spodnie moro. Pod ich koœcistymi tyłkami
le¿ały płócienne worki wypełnione towarem. Jeden ze stra¿ników trzymał w rêce kałasznikowa. Drugi
miał przewieszony przez ramiê karabinek snajperski.
Sybirak wł¹czył radiostacjê, siêgn¹ł po krótkofalówkê i po francusku odezwał siê do przywódcy
buntowników:
– Startujê za dwadzieœcia minut. Jak chcecie towar, to siê ruszajcie.
Podjechała druga ciê¿arówka. Zeskoczyła z niej gromada spoconych czarnych robotników.
Podeszli do pierwszego samochodu, szybko zrzucili ciê¿kie worki na stanowisko załadunkowe i zaczêli
wdrapywaæ siê na pokład samolotu.
Sybirak zadbał, ¿eby wszyscy zauwa¿yli jego uzi. Murzyni wyci¹gnêli puste rêce, pokazuj¹c, ¿e
nie s¹ uzbrojeni, po czym przenieœli worki do przodu. Kiedy pierwsza ciê¿arówka została rozładowana,
Sybirak kopniakiem sprawdził, czy worki na pokładzie s¹ ciê¿kie i pełne, i stan¹ł z boku. Robotnicy
zdjêli piêæ z dwudziestu drewnianych skrzyñ upchniêtych w tylnej czêœci luku transportowego i
przenieœli je na ciê¿arówkê.
Pierwsza została rozładowana, załadowana ponownie i odjechała w ci¹gu zaledwie trzech
minut.
Sybirak obserwował oddalaj¹cy siê samochód i podje¿d¿aj¹cy na jego miejsce kolejny.
Robotnicy znów zabrali siê do pracy, a rozładunku tym razem pilnowało dwóch uzbrojonych
stra¿ników w wojskowych szortach.
Sybirak chodził po luku towarowym, pal¹c papierosa i rozgl¹daj¹c siê dookoła. Słoñce stało ju¿
wysoko nad horyzontem. Spiekota równikowej Afryki dawała siê we znaki. A jednak biali mieszkañcy
Plik z chomika:
casia99
Inne pliki z tego folderu:
Lowell Elizabeth - St.Kilda 03 - Niewinna jak grzech.pdf
(970 KB)
Lowell Elizabeth - St.Kilda 02 - We mgle zbrodni.pdf
(1578 KB)
Lowell Elizabeth - Cień i jedwab 02.pdf
(1240 KB)
Lowell Elizabeth - Rubin 01.pdf
(876 KB)
Lowell Elizabeth - Rarities Unlimited 04 - Kolor śmierci.pdf
(1708 KB)
Inne foldery tego chomika:
>nieposortowane
>pakiety ksiazek
Adler Elizabeth
Ahern Cecelia
alex kava
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin