Recepta Coreya - PALMER MICHAEL.txt

(404 KB) Pobierz
PALMER MICHAEL





Recepta Coreya





MICHAEL PALMER





(Corey prescription)Przelozyla Zofia Zinserling





2

PROLOG





Lipiec 1946Ramirez odchrzaknal z zadowoleniem i jednym haustem wychylil swoja szkocka. Juz mial sobie nalac, po raz czwarty tego wieczoru, kiedy "Rosa T." wzleciala na wysokiej fali i niezgrabnie przechylila sie na lewa burte. Dzieki refleksowi, nabytemu z biegiem lat spedzonych na morzu, zrecznie dopasowal kat nachylenia butelki i napelnil kubek, nie uroniwszy ani kropli.

Mial po szescdziesiatce, lecz gesta siwa broda i duzy brzuch, w polaczeniu z ciemna, ogorzala cera utrudnialy okreslenie jego wieku. Wszyscy znajomi pamietali badz wyobrazali sobie Tomasa Ramireza wylacznie w roli kapitana "Rosy T."

Frachtowiec, pierwotnie zaprojektowany i uzywany do transportu bananow, za jego czasow przewiozl wiele ciekawszych ladunkow. Przed wojna Ramirez latami przemycal na nim kokaine i marihuane do Stanow Zjednoczonych i Kanady, a do rozmaitych portow poludniowoamerykanskich wracal z nieoclonymi wyrobami przemyslowymi i alkoholem.

Wkrotce potem, gdy nasilily sie dzialania wojenne na Atlantyku, Ramirez zrozumial, ze jego specjalnosc wymaga pieniedzy i ochrony zarowno ze strony aliantow, jak Niemcow. Pod bandera panamska "Rosa T." dostarczala bron z Niemiec partyzantom w Ameryce Srodkowej i Poludniowej, kilkakrotnie zas pod bandera niemiecka, w czarterze u Amerykanow, przewozila "biznesmenow" na wybrzeza Norwegii. W sumie od roku 1941 do 1945 kapitan i frachtowiec odbyli ponad trzydziesci rejsow transatlantyckich, a podczas paru ostatnich za wysoka oplata przewiezli niemieckich przywodcow wojskowych i politycznych do portow w Brazylii i Argentynie.

Ramirez w pelni zasluzyl sobie na miedzynarodowe uznanie jako czlowiek, ktory dobrze wykonuje swoja prace i nie pyta o ladunek, jesli dostaje zadana sume. Przez wiele powojennych miesiecy jednak czarterow brakowalo i nic nie zarabial. Musial zwolnic prawie cala dziewiecioosobowa zaloge, dwukrotnie zas podjac sie legalnego, lecz zle platnego przewozu.

Raptem, pewnego skwarnego dnia w Panamie, wszystko sie odmienilo. Ramirez znow stal sie wyplacalny, skompletowal zaloge i wywiazywal sie z czarteru tak lukratywnego, ze dochod mial mu wystarczyc na wiele miesiecy.

Te odmiane losu zawdzieczal czlowiekowi, ktory lezal pod pokladem na waskiej koi w najwiekszej z trzech malych kajut. Zaloga znala tylko jego imie, Nick, on sam zas prawie caly tydzien rejsu spedzil w swojej kabinie, skad wychodzil raz dziennie, aby zjesc skromny poludniowy posilek i wypic troche czerwonego wina z Ramirezem. Wszyscy na pokladzie mylnie sadzili, ze pasazera przykula do koi morska choroba. W istocie Nicholas Ferlazzo prawie szesnascie godzin na dobe poswiecal studiowaniu i uczeniu sie na pamiec tresci papierow, dokumentow i ksiazek, otrzymanych od mezczyzn, ktorzy spotkali sie z nim w Panamie, a przedtem zorganizowali jego podroz na polnoc frachtowcem Ramireza.

Kapitan spogladal wlasnie na butelke i zastanawial sie, czy nie wypic piatej whisky, kiedy jego zastepca i jedyny staly czlonek zalogi zastukal do drzwi, po czym wetknal do kabiny twarz pokryta siwym zarostem.

-Nawiazalismy kontakt radiowy, panie kapitanie. Zgodnie z planem. Najdalej za godzine...

-Jaka jest nasza pozycja? - przerwal mu Ramirez.

-Okolo szescdziesieciu mil na polnoc od latarni w Eastport, stan Maine. Na kursie 280 stopni.

-Zaraz bede na mostku. Co z pogoda?

-Jest troche mgly, ale powinnismy sie z nimi sczepic, jesli wiedza, co robia.

-Jak dotad wiedzieli - stwierdzil Ramirez.

Wiadomosc o zblizajacym sie spotkaniu Ferlazzo przyjal bez wiekszych emocji, odlozyl tylko mapy, ktore wlasnie przegladal, wyciagnal sie na wznak i wpatrzyl w gladka, szara metalowa





3





sciane. Mial niewiele ponad metr osiemdziesiat wzrostu i dziewietnascie lat, lecz zapuszczana od trzech miesiecy broda troche go postarzala. Wlasciwie niczym sie nie wyroznial. To znaczy niczym z wyjatkiem oczu. Ciemne, niemal metalicznie brazowe, spogladaly spod grubych brwi i przymknietych powiek tak przenikliwie, ze tylko nieliczni potrafili dluzej w nie patrzec.Mial tydzien, kiedy znaleziono go w starannie zszytych powijakach z tkaniny flagowej pod brama malego sycylijskiego klasztoru nieopodal Syrakuz, jakies osiemdziesiat kilometrow na poludnie od Etny. Trafil do pobliskiego sierocinca, prowadzonego przez zakonnice z tego zgromadzenia, i sposrod trzydziesciorga pieciorga dzieci niczym sie nie wyroznial do ukonczenia trzeciego roku zycia, kiedy to siostry znalazly go, siedzacego na uboczu i na glos czytajacego bajki. Ze zdumieniem stwierdzily, ze wcale nie umie czytac, tylko powtarza z pamieci to, co raz uslyszal.

W wieku pieciu lat plynnie mowil po wlosku i po lacinie, a zaczynal sie uczyc francuskiego. Raz poznane fakty znacznie lepiej zapamietywal, niz rozumial, choc i to przychodzilo mu z wyjatkowa latwoscia.

Pogloska o tym zadziwiajacym dziecku obiegla okoliczne wsie, a pod koniec roku 1931 z polozonej za gorami pobliskiej Ragusy przyjechal je zobaczyc Dominico Ferlazzo. Z miejsca wyrazil chec zaadoptowania chlopca i jego propozycja, poparta duzym datkiem na sierociniec, zostala przyjeta. Na decyzje siostr nie mialo wplywu to, ze nowy ojciec, najbogatszy padrone w Ragusie, pare lat wczesniej wrocil z Ameryki, gdzie rzekomo popadl w tarapaty; dla nich liczylo sie to, ze byl czlowiekiem poboznym i wielkim dobroczynca Kosciola.

Mlody Nicholas Ferlazzo nie skonczyl jeszcze szesnastu lat, a juz pod kierunkiem specjalnych nauczycieli opanowal osiem jezykow i mowil nimi bez akcentu. Z pomoca innych instruktorow rozwinal swoje wyjatkowe umiejetnosci sportowe, poznal historie Wloch i Ameryki, stal sie wyborowym strzelcem i zglebil inne dziedziny wiedzy. Starszy Ferlazzo spedzal niezliczone godziny z synem, ktory przyjmowal i odwzajemnial ojcowska milosc z ta sama zarliwoscia, z jaka poswiecal sie studiom.

Nicholas mial prawie pietnascie lat, kiedy pierwszy raz przespal sie z kobieta, hoza dwudziestodziewiecioletnia pomoca kuchenna. Wkrotce po ukonczeniu szesnastu lat zabil pierwszego czlowieka. Zrobil to na prosbe ojca, ktory podczas jednego z ich czestych spacerow po brazowych, kamienistych wzgorzach wokol Ragusy powiedzial:

-Wiesz, Nicholas, ze bardzo cie kocham i ze jestes dla mnie najwazniejszy na swiecie.

-I ty takze jestes calym moim swiatem, ojcze - odparl mlodzieniec.

-Chcialem to uslyszec, synu... Wiesz, Nicholas, ze kiedy przed laty wyjezdzalem z Ameryki, byli tu ludzie, ktorzy chcieli mi wyrzadzic wielka krzywde. Teraz juz nie ma znaczenia, dlaczego pragneli mnie zabic, ale mimo uplywu lat wciaz tego pragna. Ostatnio doszly mnie sluchy, ze do Palermo przyjechal niejaki Amadeo Secchi, a co wiecej, ze zamierza mnie zamordowac. Lat mi przybywa i nie czuje sie na silach sam przed nim obronic.

-Opowiedz mi o tym czlowieku, ojcze, to go znajde i zabije dla ciebie.

-Stanie sie tak, bo musi. Mam w willi informacje na jego temat. Ale nikt nie moze cie zobaczyc ani w jakikolwiek sposob powiazac z jego smiercia.

-Rozumiem, ojcze - odrzekl Nicholas.

Trzy dni pozniej na pustej ulicy Palermo nieznany sprawca zabil Amadea Secchiego jednym strzalem w glowe. W ciagu nastepnych dwoch lat Dominico Ferlazzo trzykrotnie ponawial takie zadania i trzem jego wrogom zadano smierc w sposob rownie oszczedny i niepozostawiajacy sladow. Mlody Nicholas nie poczuwal sie do winy ani nie mial wyrzutow sumienia z powodu tych zabojstw, bo jego wychowaniem moralnym kierowal wylacznie ojciec.

Tymczasem coraz wiekszy nacisk kladziono na uczenie Nicholasa przedmiotow zwiazanych z zyciem w Ameryce. Szybko dowiedzial sie od swoich preceptorow wszystkiego, co im bylo wiadomo o amerykanskim rzadzie, historii spolecznej i historii kultury, gospodarce, a nawet idiomach. Wojna nie przerwala edukacji Nicholasa, miala zreszta niewielki wplyw na jego rodzine, a jesli juz o to chodzi, na wiekszosc mieszkancow Ragusy.





4





W lutym 1946 roku po raz pierwszy dowiedzial sie, co zaplanowal i przygotowal dla niego ojciec. Starszy Ferlazzo poruszyl ten temat podczas kolejnej przechadzki po zapylonych, porosnietych krzewami wzgorzach. Byl jak zawsze w rozmowie z synem bezposredni i szczery.-Lekarze w Palermo - powiedzial, obejmujac chlopca ramieniem - poinformowali mnie, ze odrasta mi guz zoladka. Zaproponowali kolejna operacje, ale nie ma prawie zadnej nadziei na usuniecie calego. Postanowilem nie poddawac sie zabiegowi, a ich zdaniem to kwestia najwyzej paru miesiecy.

-Czy to pewne, ojcze? Sa przeciez inni lekarze, do ktorych moglibysmy sie zwrocic. Moze w Rzymie...

-Nie, synu - przerwal Dominico - to pewne. Wiem o tym od kilku tygodni i juz zaczalem zabezpieczac ci przyszlosc. Twoja matka pojedzie na polnoc, gdzie zamieszka u swojej rodziny, willa zostanie sprzedana. Dla mnie wazne jest teraz tylko to, zebys mogl kontynuowac studia.

Potem Nicholas nigdy juz nie byl tak bliski lez.

-Oczywiscie nie przerwe nauki, ojcze. Ale willa...

-To nie jest miejsce dla ciebie, Nicholas. Juz wiele lat temu postanowilem urzadzic cie gdzie indziej, a teraz, po wojnie, znow otwieraja sie przed toba liczne mozliwosci w Ameryce. Skontaktowalem sie z twoim stryjem Peterem w Bostonie. Zgodzil sie zapewnic ci start w nowym zyciu. Jego zdaniem mozesz sie dostac na jakis amerykanski uniwersytet, zna tez bezdzietne malzenstwo, ktore chetnie zaopiekuje sie toba jak wlasnym synem. Wiem, ze to przerazajaca perspektywa, musisz mi jednak obiecac realizacje tych planow.

-Zrobie wszystko, o co mnie poprosisz, ojcze. Wiesz, ze zawsze tak bylo.

-Dobrze. Masz wyjechac latem. Peter prosil, abys mu oddal wazna przysluge w zamian za to, ze zatroszczy sie o twoja przyszlosc. Pare razy pomogles mi... no... rozprawic s...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin