Nocny Aniol - Poza Cieniem - Weeks Brent.pdf

(1454 KB) Pobierz
Brent Weeks
„ P oza Cieniem „
Przełożyła Małgorzata Strzelec
1
L ogan Gyre siedział w błocie i we krwi na polu bitwy pod Gajem Pawila. Ledwie godzinę temu
rozgromili Khalidorczy-ków, kiedy to straszliwy umór, którego stworzono, aby pożarł cenaryjskie
wojsko, rzucił się na swoich khalidorskich panów. Logan wydał najpilniejsze rozkazy, a potem
odprawił wszystkich, żeby przyłączyli się do hulanek, które już ogarnęły cenaryjski obóz.
Terah Graesin przyszła do niego sama. Siedział na niskim głazie, nie zważając na błoto. Jego
wspaniałe szaty do tego stopnia przesiąkły krwią - nie wspominając o gorszych rzeczach - że i tak
już do niczego się nie nadawały. Z kolei suknia Terah, nie licząc samego rąbka, była całkiem czysta.
Królowa włożyła wysokie buty, ale nawet one nie uchroniły jej przed gęstym błotem. Stanęła przed
Loganem. Nie wstał.
Udawała, że tego nie zauważyła. On z kolei udawał, że nie zauważył jej kryjącej się za drzewami
niecałe sto kroków dalej straży przybocznej, która nie uroniła nawet kropli krwi w bitwie. Terah
Graesin mogła przyjść do Logana tylko z jednego powodu: zastanawiała się, czy nadal jest królową.
Gdyby nie był tak wykończony, pewnie by się uśmiał. Terah przyszła do niego sama, żeby popisać
się albo swoją bezbronnością, albo odwagą.
- Byłeś dziś bohaterem - powiedziała. — Zatrzymałeś bestię Kró-la-Boga. Mówią, że go zabiłeś.
Logan pokręcił głową. Dźgnął umora, którego Król-Bóg zaraz potem opuścił, ale inni żołnierze
zadali potworowi już wcześniej znacznie poważniejsze rany. Coś innego musiało powstrzymać
Króla-Boga, nie Logan.
-Rozkazałeś bestii zniszczyć naszego wroga, a ona posłuchała. Ocaliłeś Cenarię.
Logan wzruszył ramionami. Miał wrażenie, że to się wydarzyło dawno temu.
-Więc pozostaje teraz jedno pytanie: czy ocaliłeś Cenarię dla siebie, czy dla nas wszystkich?
Logan splunął jej pod nogi.
-Skończ z tym pieprzeniem, Terah. Myślisz, że będziesz mną manipulować? Nie masz mi nic do
zaoferowania, nie masz mi czym zagrozić. Chcesz mnie o coś zapytać? To okaż mi odrobinę
szacunku i, do kurwy nędzy, po prostu zapytaj.
Terah zesztywniała, uniosła głowę i jej ręka drgnęła, ale królowa się opanowała.
Ten ruch ręką zwrócił jego uwagę. Czy gdyby Terah ją uniosła, byłby to sygnał do ataku? Logan
spojrzał za nią, między drzewa na skraju pola, ale nie zobaczył ludzi Terah tylko swoich. Psy Ago-
na - w tym dwóch zdumiewająco utalentowanych łuczników, których generał wyposażył w
ymmurskie łuki i wyszkolił na łowców czarowników - po cichu okrążyły straż Terah. Obaj łucznicy
mieli strzały na cięciwach, ale nie napięli łuków. Obaj specjalnie stanęli tak, żeby Logan dobrze ich
widział; żaden z pozostałych Psów nie rzucał się w oczy.
Jeden z łowców czarowników zerkał na przemian na Logana i na jakiś cel w lesie. Logan spojrzał
w tym samym kierunku i zobaczył łucznika Terah, mierzącego w niego i czekającego na sygnał
swojej pani. Drugi łucznik Agona wpatrywał się w plecy Terah Graesin. Czekali na sygnał Logana.
Powinien był się domyślić, że jego cwani sojusznicy nie zostawią go samego, kiedy w pobliżu jest
Terah.
Spojrzał na nią. Była szczupła, ładna i miała zielone oczy o władczym spojrzeniu, które
przypominały mu oczy jego matki. Terah myślała, że Logan nie wie o jej ludziach ukrywających się
w lesie. Źe nie wie o jej asie w rękawie.
-Złożyłeś mi przysięgę dziś rano w okolicznościach daleko odbiegających od ideału - powiedziała. -
Zamierzasz dotrzymać słowa czy zostać królem?
Nie potrafiła zadać pytania wprost, co? Nie była do tego zdolna, nawet kiedy myślała, że w pełni
panuje nad sytuacją. Nie będzie z niej dobrej królowej.
L ogan myślał, że już podjął decyzję, ale teraz się zawahał. Przypomniał sobie, jakie to uczucie być
całkowicie bezsilnym na Dnie, bezradnie patrzeć, jak mordują Jenine, jego świeżo poślubioną żonę.
Przypomniał sobie, jak niepokojąco przyjemnie było kazać Kylarowi zabić Gorkhyego i widzieć
wykonany rozkaz. Zastanawiał się, czy z taką samą przyjemnością patrzyłby na śmierć Terah
Graesin. Wystarczy jedno skinienie w stronę łowców czarowników i zaraz się przekona. Nigdy
więcej nie czułby się bezsilny.
Ojciec powiedział mu kiedyś: „Przysięga jest miarą człowieka, który ją składa". Logan widział, co
się stało, kiedy zrobił to, co wiedział, że jest słuszne, choćby nie wiadomo jak głupie wydawało się
to w tamtej chwili. Tym właśnie zjednał sobie Męty. To właśnie ocaliło mu życie, kiedy
gorączkował i był ledwie przytomny. To właśnie sprawiło, że Lilly - kobieta, którą
Vurdmeisterowie włączyli do ciała umora - rzuciła się na Khalidorczyków. Ostatecznie, słuszne
postępki Logana uratowały Cenarię. Jego ojciec Regnus Gyre też dotrzymał złożonych przysiąg,
żyjąc w nieszczęśliwym małżeństwie i pełniąc nieszczęsną służbę u małostkowego, nikczemnego
króla. Każdego dnia zaciskał zęby i każdej nocy zasypiał snem sprawiedliwego. Logan nie wiedział,
czy jest równie wspaniałym człowiekiem jak jego ojciec. Nie potrafiłby tak żyć.
I dlatego się zawahał. Gdyby Terah uniosła rękę, dając swoim ludziom sygnał do ataku, zerwałaby
umowę między panem i wasalem. A wtedy byłby wolny.
-Nasi żołnierze uznali mnie za króla - oznajmił neutralnym tonem.
Strać nad sobą panowanie, Terah. Daj sygnał do ataku. Daj sygnał do własnej
śmierci. Jej oczy zabłysły, ale głos miała spokojny, a dłoń się nie poruszyła.
- Ludzie mówią różne rzeczy w ferworze walki. Jestem gotowa wybaczyć to potknięcie.
Po to właśnie Kylar mnie uratował?
Nie. Ale takim właśnie jestem człowiekiem. Jestem synem swojego ojca.
L ogan wstał powoli, żeby nie zaniepokoić łuczników żadnej ze stron, a potem, równie powoli,
uklęknął i dotknął stóp Terah Grae-sin w hołdzie lennym.
Później tej nocy grupa Khalidorczyków zaatakowała cenaryjski obóz, zabiła kilkudziesięciu
pijanych hulaków, po czym uciekła pod osłoną nocy. Rankiem Terah Graesin wysłała Logana Gyre
z tysiącem jego ludzi, żeby wytropili wroga.
2
Wartownik był zaprawionym w bojach saceurai - „panem miecza" - który zabił szesnastu
mężczyzn i wplótł pasma ich włosów we własną ogniście rudą czuprynę. Nerwowo przyglądał się
cieniom w miejscu, gdzie las przechodził w dębowy zagajnik, a kiedy się odwracał, osłaniał oczy
przed malutkimi ogniskami kamratów, żeby nie osłabiły jego widzenia w ciemnościach. Mimo
zimnego wiatru, który omiatał obozowisko i sprawiał, że wielkie dęby jęczały i trzeszczały, nie
włożył hełmu, chcąc dobrze słyszeć. A jednak nie miał szans zatrzymać siepacza.
B yłego siepacza, poprawił się w myślach Kylar, balansując jedną ręką na szerokim dębowym
konarze. Gdyby nadal był płatnym zabójcą, zamordowałby wartownika i miał kłopot z głowy. Teraz
jednak był czymś innym, Aniołem Nocy - nieśmiertelnym, niewidzialnym i niemalże
niezwyciężonym - i skazywał na śmierć tylko tych, którzy na to zasłużyli.
Mistrzowie miecza pochodzący z krainy, której sama nazwa oznaczała „miecz", byli najlepszymi
żołnierzami, jakich Kylar widział w swoim życiu. Rozbili obóz ze sprawnością, która zdradzała lata
spędzone na wyprawach wojennych. Wycięli zarośla, które mogły zasłonić zbliżających się
wrogów, okopali malutkie ogniska, żeby były jak najmniej widoczne, i ustawili namioty tak, aby
chronić się i dowódców. Przy każdym ognisku grzało się po dziesięciu
mężczyzn. Każdy dobrze znał swoje obowiązki. Żołnierze poruszali się jak mrówki w lesie; po
wypełnieniu zadań żaden nie oddalił się bardziej niż do sąsiedniego ogniska. Grali, ale nie pili i nie
rozmawiali głośno. Jedyną słabością Ceuran - mimo ich ogromnej sprawności w działaniu - były
ich zbroje. W pancerz z laki i bambusa można ubrać się samemu, ale do przywdziania khalidorskich
zbroi, jakie ukradli tydzień temu z okolic Gaju Pawila, potrzebna była pomoc. Obok zbroi
łuskowych trafiały się kolczugi, a nawet zbroje płytowe, i Ceuranie nie potrafili się zdecydować,
czy powinni spać w zbrojach, czy też każdemu wyznaczyć giermka.
Kiedy pozwolono poszczególnym oddziałom zdecydować samodzielnie, żeby żołnierze nie tracili
czasu i nie pytali przedstawicieli kolejnych szczebli hierarchii wojskowej, Kylar wiedział, że jego
przyjaciel Logan Gyre jest skazany na klęskę. Wielki Dowódca Lantano Garuwashi połączył w
swoim wojsku ceurańskie zamiłowanie do porządku z osobistą odpowiedzialnością. To tłumaczyło,
dlaczego Garuwashi nie przegrał ani jednej bitwy. I dlatego musiał umrzeć.
K ylar przemykał się więc wśród drzew jak oddech mściwego boga i wydawało się, że liście
szeleszczą tylko z powodu nocnego wiatru. Dęby rosły w dużych odstępach, w prostych szeregach,
łamanych czasem przez młodsze drzewa, które wcisnęły się między ramiona starszych i same się
zestarzały. Kylar przesunął się na konarze najdalej jak zdołał i obserwował Lantano Garuwashiego
między kołyszącymi się gałęziami w słabym świetle ogniska. Lantano dotykał leżącego na kolanach
miecza z zachwytem, jaki wywołuje nowy nabytek. Gdyby Kylar dostał się na sąsiedni dąb, po
zejściu z drzewa znajdowałby się raptem kilka kroków od truposza.
Czy nadal mogę nazywać cel „truposzem", jeśli już nie jestem siepaczem?
Nie sposób było myśleć o Garuwashim jak o „celu". Kylar nadal słyszał głos mistrza, Durzo Blinta,
który szydził: „Zabójcy mają cele, bo zabójcy czasem chybiają". Kylar ocenił odległość do
następnego konaru, który utrzyma jego ciężar. Osiem kroków. Żaden wielki skok. Kłopot tylko w
tym, jak wylądować na drzewie i bezszelestnie wyhamować, mając jedną rękę. Jeśli nie skoczy,
będzie musiał przekraść się obok dwóch ognisk, między którymi ludzie nadal się kręcili, a ziemia
była usiana suchymi liśćmi. Zdecydował, że skoczy przy następnym odpowiednim podmuchu
wiatru.
-W twoich oczach płonie dziwne światło — powiedział Lantano Garuwashi.
B ył potężnie zbudowany jak na Ceuranina - wysoki i szczupły, ale umięśniony jak tygrys.
Pasma jego włosów - takiej samej barwy jak migoczące płomienie ogniska - przebłyskiwały
między sześćdziesięcioma lokami we wszelkich kolorach, odciętymi zabitym przeciwnikom.
-Zawsze lubiłem ogień. Chcę go pamiętać, kiedy będę umierał. Kylar przesunął się, żeby zerknąć na
mówiącego. To był Feir Cou-sat, jasnowłosy olbrzym, równie szeroki w barach jak wysoki. Kylar
spotkał go raz. Feir był nie tylko wspaniałym wojownikiem, ale też magiem. Kylar miał szczęście,
że mężczyzna siedział zwrócony do niego plecami.
T ydzień temu, po tym jak zabił go khalidorski Król-Bóg, Ga-roth Ursuul, Kylar zawarł umowę z
żółtooką istotą zwaną Wilkiem. W swoim dziwnym legowisku w krainie między życiem i śmiercią
Wilk obiecał, że zwróci Kylarowi prawą rękę i szybko przywróci go do życia, jeśli Kylar ukradnie
miecz Lantano Garuwashiego. To, co wydawało się całkiem proste - cóż może powstrzymać
niewidzialnego człowieka przed kradzieżą? - z każdą sekundą stawało się coraz bardziej
skomplikowane. Kto może powstrzymać niewidzialnego człowieka? Mag, który widzi
niewidzialnych.
Zatem naprawdę wierzysz, że Mroczny Łowca żyje w tym lesie? - zapytał
Garuwashi. Wysuń odrobinę ostrze z pochwy, Wielki Dowódco - odpowiedział Feir.
Garuwashi wysunął miecz na szerokość dłoni. Ostrze, które wyglądało jak kryształ wypełniony
ogniem, rozbłysło światłem.
-Ostrze płonie, ostrzegając przed niebezpieczeństwem lub magią. Mroczny Łowca to jedno i drugie.
Tak samo jak ja, pomyślał Kylar.
-Jest blisko? - spytał Garuwashi.
Uniósł się, przysiadając, jak tygrys gotowy do skoku.
-Uprzedzałem, że wciąganie cenaryjskiego wojska w pułapkę tutaj może zakończyć się naszą
śmiercią, nie ich – odparł Feir.
Znowu spojrzał w ogień.
Przez ostatni tydzień od czasu bitwy pod Gajem Pawila Garuwashi odciągał Logana i jego ludzi
na wschód. Ponieważ Ceu-ranie przebrali się w zbroje martwych Khalidorczyków, Logan myślał,
że ściąga niedobitki pokonanej khalidorskiej armii. Kylar nadal nie miał pojęcia, dlaczego Lantano
Garuwashi ściągnął tutaj Logana.
Z drugiej strony nie miał też pojęcia, dlaczego czarna, metaliczna kula zwana ka'kari wybrała sobie
jego i jemu służyła - ani dlaczego przywracała go do życia, ani dlaczego widział skazę na duszach
ludzi, którzy zasługiwali na śmierć ani, skoro już o tym mowa, dlaczego słońce wschodzi i jak to się
dzieje, że wisi na niebie i nie spada.
Mówiłeś, że nic nam nie grozi, dopóki nie wejdziemy do lasu Łowcy.
Powiedziałem, że prawdopodobnie nic nam nie grozi - poprawił go Feir. - Łowca wyczuwa magię
i nienawidzi jej. Ten miecz jak najbardziej podpada pod magię.
Garuwashi zbył groźbę machnięciem ręki.
-Nie weszliśmy do lasu Łowcy, a jeśli Cenaryjczycy chcą z nami walczyć, będą musieli tam wejść -
odpowiedział.
Kiedy Kylar zrozumiał w końcu plan, zaparło mu dech. Lasy ciągnące się na północ, na południe i
na zachód miały gęste poszycie. Logan mógł wykorzystać swoją przewagę liczebną tylko
nadchodząc od wschodu, gdzie ogromne sekwoje Lasu Mrocznego
Łowcy zostawiały wojsku mnóstwo miejsca do manewrów. Mówiło się jednak, że ta istota z
dawnych wieków zabijała każdego, kto wszedł do lasu. Uczeni zbywali to jako przesąd, ale Kylar
rozmawiał z wieśniakami z Zakola Torras. Jeśli w ogóle byli przesądni, to panował wśród nich
tylko jeden przesąd. Logan wejdzie prosto w pułapkę.
Znowu powiało i konary dębów jęknęły. Kylar warknął cicho i skoczył. Dzięki Talentowi z
łatwością pokonał dystans. Skoczył jednak za daleko, z za dużym rozmachem i prawie ześlizgnął
się z konaru. Małe, czarne szpony rozerwały jego ubranie z boku kolan, wzdłuż lewego
przedramienia, a nawet wzdłuż żeber. Przez chwilę szpony były z płynnego metalu i nie tyle
rozdarły materiał, ile przesączyły się przez niego, ale zaraz stwardniały i gwałtownie powstrzymały
upadek Kylara.
Kiedy wciągnął się z powrotem na konar, pazury znowu wtopiły się w skórę. Kylar dygotał, ale nie
dlatego, że o mały włos by spadł. Czym się staję? Z każdą zadaną śmiercią i z każdą, której sam
doświadczył, stawał się coraz mocniejszy. To go przerażało do szpiku kości. Jaka jest tego cena?
Musi być jakaś cena.
Zgrzytając zębami, Kylar zszedł z drzewa głową na dół, pozwalając, żeby pazury wysuwały się z
jego ciała i znikały z powrotem, zostawiając niewielkie dziury w ubraniu i korze. Kiedy doszedł do
ziemi, czarne kakari wylało się każdym porem skóry, pokrywając ją dokładnie. Ukryło jego twarz i
ciało, ubranie i miecz, i zaczęło pożerać światło. Będąc niewidzialnym, Kylar ruszył przed siebie.
Marzyłem o tym, żeby zamieszkać w takim miasteczku jak Zakole Torras - powiedział Feir, nadal
zwrócony potężnymi plecami do Kylara. - Zbudowałbym małą kuźnię nad rzeką, zaprojektowałbym
koło wodne, żeby napędzało miechy, dopóki synowie nie podrośliby na tyle, żeby mi pomóc.
Pewien prorok powiedział mi, ze to może się wydarzyć.
Dość tych marzeń - przerwał mu Garuwashi, zbierając się do wstania. - Trzon mojej armii już
prawie przeszedł przez góry. Ty 1 Ja ruszamy.
Trzon armii? Ostatni fragment układanki wpadł na swoje mi sce. To dlatego sa ceurai przebrali się
za Khalidorczyków. Garuwas odciągał najlepszych cenaryjskich żołnierzy daleko na wschó podczas
Zgłoś jeśli naruszono regulamin