gdzie chodowac storczyki.doc

(263 KB) Pobierz

No cóż, dom dla storczyków jest jak każdy inny. Może być bogaty, z chromu, szkła i plastiku, a może być też skromny, zbudowany przez swojego właściciela z dostępnych mu materiałów. Opowiem tutaj o jednych i drugich. Moje własne doświadczenia z orchidarium mają około czterech lat, więc nie pretenduję do pozycji guru, ale chciałbym podzielić się tym, co sprawdziłem na własnej skórze i skórze moich storczyków. 

Domy bogaczy...

Domy bogatych storczyków... eeeee to znaczy orchidaria właścicieli storczyków, którzy mogą sobie pozwolić na ekscesy finansowe, najczęściej są kupowane jako gotowe modele lub wykonywane na zamówienie. Mogą mieć różne udogodnienia, takie jak sterowane elektronicznie systemy oświetlenia, wentylatory, spryskiwacze, ogrzewanie podłoża, termometry i higrometry z wyświetlaczami. Większość orchidariów ma półki na dwóch lub trzech różnych poziomach, na których ustawia się rośliny zgodnie z ich wymaganiami świetlnymi. Ponieważ oświetlenie znajduje się zwykle w górnej części orchidarium, na górną półkę trafiają storczyki z rodzajów Vanda, Dendrobium i Laelia, na półkę środkową Oncidium i Cattleya, a na najniższą cieniolubne gatunki Paphiopedilum, Phalaenopsis lub Masdevallia.

Orchidarium jest jednym, zamkniętym pojemnikiem, wobec czego jego wszyscy lokatorzy muszą mieć takie same wymagania odnośnie temperatury. Oznacza to oczywiście, że storczyki mają do wyboru różne modele domostw do zamieszkania, dla tych lubiących chłód, średniaków i tych, co to rosną tylko w ciepełku. Na czym polega różnica? Mogą mieć ogrzewanie podłogowe (ach, te zimne kafelki w łazience...) albo różne systemy oświetlenia. Na przykład w modelach firmy Orchidariums Inc. z USA zastosowano różne typy świetlówek i stateczników w zależności od wymagań cieplnych. Stateczniki ciepłe powodują dogrzewanie orchidarium podczas oświetlania o 4 do 12 stopni Celsjusza, natomiast stateczniki zimne podnoszą temperaturę tylko o 0,3 stopnia.

Wbudowanie orchidarium w lodówkę jest dość drogim, chociaż stosowanym pomysłem, aby więc uprawiać w orchidarium storczyki wybitnie chłodnolubne, trzeba mieć w domu klimatyzację albo nie ogrzewać jednego pokoju. Są też inne metody obniżania temperatury poniżej temperatury otoczenia, ale wymagają dość zaawansowanych umiejętności.

Wilgotność powietrza może być obniżana przez uchylanie drzwiczek lub otworów wentylacyjnych na szczycie orchidarium. Aby podwyższyć wilgotność, stosuje się tace lub gąbki chłonące wodę, umieszczone na dnie pojemnika. Bardzo drogie rozwiązania umożliwiają też automatyczne zamgławianie w razie obniżenia wilgotności.

Większość storczyków wymaga ruchu powietrza, dlatego też praktycznie wszystkie modele gotowych orchidariów mają wbudowane (najczęściej w górnej części, razem ze światłami) wentylatory o przepustowości dostosowanej do wielkości pojemnika.

Innym, dość istotnym elementem jest również termometr/higrometr pokazujący aktualną, minimalną i maksymalną temperaturę i wilgotność od ostatniego skasowania. Pozwala to na pełną kontrolę warunków życia storczyków. W drogich orchidariach ten przyrząd może być zastępowany przez termostat/higrostat będący częścią całego systemu sterowania temperaturą i wilgotnością.

Chcesz nabyć taki dom dla swoich storczyków? Proszę bardzo. Firma Orchidariums Inc. (www.orchidarium.com) oferuje kilka różnych modeli. Wszystkie mają system oświetlenia, wentylatory, elektroniczny termometr/higrometr z wyświetlaczem i dwie lub trzy półki. Dla przykładu model Maui o szerokości 60 cm, głębokości 50 cm i wysokości 80 cm zbudowany jest z przezroczystego akrylu i kosztuje od 550 do 600 dolarów. Pokazany poniżej luksusowy model Azores kosztuje 1500 dolarów i jest zbudowany głównie ze szkła, a największy model Grand Cayman o szerokości 120 cm, wysokości 100 cm i głębokości 60 cm kosztuje 1750 dolarów. 

Jedno z orchidariów firmy Orchidariums, Inc - model Azores (zdjęcie Annie Meszaros, Calgary, Kanada - opublikowane za zgodą autorki)

 

Domy zwykłych storczyków, czyli zrób to sam

Oczywiście można zapewnić storczykom odpowiednie warunki bez tego rodzaju wydatków. Moje własne orchidarium jest tego najlepszym przykładem. Jest to zwykłe akwarium klejone o podstawie 50 x 70 cm i wysokości 110 cm. Ponieważ nie ma w nim wody, grubość szyb nie musi zniekształcać perspektywy, ani podwajać kosztów - szyby o grubości 6-8 mm zdadzą egzamin bez problemu. Ruchomą częścią jest przednia szyba, która jest trochę dłuższa od samego akwarium i ma wywiercony otwór znajdujący się 1 cm od krawędzi. Wraz z drugim podobnym otworem wywierconym w pobliżu krawędzi górnej szyby służą mi jako zamek. Na razie w celu zamknięcia orchidarium po prostu zginam drut przeprowadzony przez oba otwory, ale mam nadzieję dorobić się kiedyś jakiegoś patentu. Sama szyba po prostu stoi na drewnianej podstawie zabezpieczającej ją przed przesunięciem i opiera się o orchidarium. Rozważałem też możliwość użycia zawiasów, ale obawiam się, że ciężar szyby jest zbyt duży i wymagałoby to zbudowania drewnianej lub metalowej ramy służącej jako konstrukcja do zamocowania zawiasów. Możnaby też rozważyć zastosowanie grubej plexi lub innego przezroczystego tworzywa, ale żaden szeroko dostępny i w miarę tani materiał nie daje jednak przezroczystości szkła i jest bardziej podatny na zadrapanie. W dolnej części orchidarium wkleiłem silikonem szklany próg o wysokości 10 cm, aby zapobiec wylewaniu się wody na podłogę. To wszystko, jeśli chodzi o konstrukcję.

Było to moje pierwsze orchidarium i dzisiaj zmieniłbym je trochę. Pierwszym istotnym błędem były same wymiary. Każde orchidarium wymaga odpowiedniego systemu oświetlenia. Dopiero poniewczasie zorientowałem się, że potrzebne mi źródła światła mają wymiary nieodpowiednie do mojej konstrukcji. Najbardziej wydajnym źródłem światła są standardowe świetlówki. Jest to też jedyny system, w którym dostępne są specjalne lampy o pełnym widmie służące do doświetlania roślin. Natomiast mają one długość 120 cm i moje orchidarium jest dla nich za niskie. Próbowałem więc zastosować świetlówki 60 cm w standardowym kasetonie 65 x 65 cm. I tu z kolei okazało się, że orchidarium jest za płytkie i kaseton wystaje. Zastosowałem w końcu mieszane źródła światła, głównie żarówki energooszczędne, ale nie jest to rozwiązanie optymalne dla roślin, ani szczególnie estetyczne.

Drugim błędem okazał się brak... dziur. Dokładnie mówiąc, brak otworów do przeprowadzenia przewodów elektrycznych i wentylacyjnych do środka orchidarium. Wiercenie jakichkolwiek otworów w sklejonym już szklanym akwarium jest bardzo trudne, a czasem wręcz niemożliwe. Trzeba je wiercić w szybach przed ich zmontowaniem.

Sprowadza się to w sumie do jednego wniosku - konstrukcję orchidarium trzeba przemyśleć! Trzeba z góry ustalić niezbędne źródła światła, ich wymiary i sposób montowania, punkty wejścia przewodów elektrycznych i ewentualnych przewodów wentylacyjnych. Dopiero wtedy można realistycznie określić odpowiednie wymiary szyb i lokalizację koniecznych otworów. Moja rada? Najlepiej stosować wielokrotności 60 cm. Konstrukcja o wymiarach 60x60x120 cm w dowolnym układzie (pionowo lub poziomo) daje swobodę zastosowania dowolnych źródeł światła dostępnych na rynku.

 

Wnętrze, albo coś o meblach

Nie lubię półek. W podróże udaję się zawsze w dzicz. Nic też chyba dziwnego, że storczykom postanowiłem urządzić dżunglę. Zainstalowałem pień epifitowy, albo mówiąc po polsku odpowiednio ukształtowaną i przygotowaną gałąź dębową, i wszystkie storczyki uprawiam tak, jak rosną w naturze, czyli przytwierdzone do kory. Każdy jest przymocowany do pnia kawałkiem pończochy lub izolowanego drutu miedzianego wraz z odrobiną mchu torfowca, w wypadku większych roślin wymieszanego z węglem drzewnym. Jedne rosną w górę, inne zwisają. Dodałem też do towarzystwa kilka roślin ananasowatych z gatunków Vriesea i Tillandsia. W końcu dżungla nie może być zbyt uporządkowana. Na dno nasypałem ziemi ogrodowej zmieszanej z liśćmi bukowymi, korą dębową i mchem torfowcem. Stanowi to pojemnik wody i podłoże dla innych roślin, na przykład małych paproci lub peperomii. Ponieważ podłoże nigdy całkowicie nie wysycha, storczyki ustawiam na dnie tylko na podwyższeniach z kawałków gałęzi lub kory, w przeciwnym razie byłoby im zbyt mokro. 


Ogólny widok orchidarium (zdjęcie Jerzy Dziedzic)

 

Nie uniknąłem też błędów. Z radością nowicjusza przesadzałem storczyki na gałąź natychmiast po przyniesieniu ich do domu. Od czasu utraty jednego z nich i opadnięciu kwiatów z dwóch innych już tego nie robię. Teraz spędzają w swoich doniczkach okres kwarantanny (nawet i kilka miesięcy), aby doczekać pory roku odpowiedniej do przesadzenia danego gatunku. Oczywiście w orchidarium można też uprawiać storczyki tradycyjnie, w doniczkach lub zawieszone w koszykach.

Jak to zwykle bywa też ze zwykłymi meblami, ważna jest ich jakość. Nie można po prostu wstawić przyniesionej z lasu gałęzi i zacząć na niej mocować rośliny. Trzeba najpierw pozbyć się niepożądanych gości i garbników zawartych w korze. Ja sam wkładam taką gałąź do metalowej beczki i moczę ją tam przez dwa tygodnie lub dłużej, wymieniając kilkukrotnie wodę. Do ostatniej kąpieli dodaję też środka grzybobójczego i owadobójczego. Nie można też używać każdego drewna. Wykluczone są na przykład wszystkie drzewa iglaste. Bardzo dobrym drewnem jest robinia akacjowa, brzoza i dąb, jak również wszelkie rodzaje gałęzi drzew owocowych.

Takie gałęzie z czasem próchnieją i trzeba liczyć się z tym, że w wilgotnym i ciepłym orchidarium przetrzymają maksymalnie pięć lat, a często mniej. Dlatego absolutnie najwyższej jakości meblem do orchidarium jest sztuczny pień epifitowy. Może to być konstrukcja metalowa (spawana lub skręcana śrubami) lub plastikowa, np. z rur PCV. Na zewnątrz mocuje się drutem "rury" z kory dębu korkowego, a środek wypełnia konstrukcyjną pianką w aerozolu. Takie korkowe rury różnej wielkości i średnicy są dostępne u wielu producentów storczyków w różnych krajach, chociaż jak dotąd jeszcze nie u nas. Konstrukcja taka przypomina do złudzenia drzewo, a jest praktycznie niezniszczalna. Korek jest jednocześnie najlepszym podłożem dla roślin uprawianych epifitycznie. Tego rodzaju sztuczne "drzewo" w Ogrodzie Botanicznym w Chicago ma wysokość 5 metrów i rośnie na nim ponad sto roślin. 




"Drzewo" epifitowe w Chicago Botanic Garden (autor Jerzy Dziedzic)

 

Światło

Moje orchidarium stoi w pobliżu zachodniego okna, które często jest zacieniane przez drzewa. Dlatego konieczne było zastosowanie doświetlania. Dla osób dysponujących słonecznym oknem południowym doświetlanie jest prawdopodobnie konieczne tylko w okresie zimowym. Jako źródło światła zastosowałem dwie typowe, tanie trzylampowe listwy oświetleniowe. Wkręciłem sześć żarówek "energooszczędnych" 18 W, czyli odpowiednik sześciu stuwatowych, zwykłych żarówek.

Niestety dość szybko zorientowałem się, że ta ilość światła nie wystarcza roślinom rosnącym nieco dalej od źródła światła, a już na pewno jest go za mało dla roślin na dnie. W związku z tym musiałem dodać kolejnych 8 żarówek energooszczędnych po obu bokach orchidarium.

Jak już wspominałem, budując dzisiaj swoje orchidarium zastosowałbym inne źródło światła, czyli po dwie standardowe świetlówki 36 W o długości 120 cm z obu boków. Jest to najtańsze źródło światła, zarówno ze względu na koszt samych świetlówek, jak i natężenie światła w stosunku do ilości zużywanego prądu. Większość hodowców stosuje te świetlówki w parach - jedną świetlówkę dającą światło "dzienne", a drugą dającą światło "ciepłe" - co razem daje dość szeroki zakres widma. Para świetlówek w odległości 30 cm zapewnia natężenie światła około 20000 luksów, czyli odpowiednie dla większości storczyków.

Na szczycie zamontowałbym cztery świetlówki dwuosiowe 36 W o długości 45 cm, które są nieco droższe, ale dają porównywalną ilość światła.

Istnieją różne teorie na temat natężenia światła sztucznego i jego zabarwienia (widma). W sprzedaży dostępne są dość kosztowne, specjalistyczne świetlówki do doświetlania roślin, na przykład Sylvania Gro-Lux lub Philips Agro-Lite. Praktyka wielu hodowców storczyków wykazuje jednak, że najistotniejsza jest ilość światła i że identyczne wyniki uzyskuje się, korzystając z najtańszych źródeł światła, szczególnie gdy są one tylko uzupełnieniem do światła dziennego. Istnieją również sprzeczne opinie na temat długości sztucznego doświetlania. Część hodowców reguluje długość dnia w zależności od pory roku, od 11,5 godziny zimą do 16 latem, inni utrzymują stały czas. Osobiście sądzę, że jeśli nie uprawia się roślin uzależniających kwitnienie od długości dnia (wśród storczyków są i takie, między innymi niektóre gatunki Cattleya), to należy ułatwić sobie życie i nie zmieniać czasu doświetlania. Dlatego za 40 złotych zakupiłem programator czasowy i ustawiłem storczykom "dzień" na 16 godzin.

 

Temperatura

Jak napisałem już wcześniej, lokatorzy muszą zgadzać się co do wymagań cieplnych. Dlatego konieczne jest określenie zakresu temperatur, który można zapewnić storczykom, i konsekwentne dodawanie do orchidarium tylko takich roślin, którym ten zakres odpowiada. Większość storczyków toleruje nawet bardzo duże błędy w uprawie, ale mogą też reagować całkowitą odmową kwitnienia lub corocznym zmniejszaniem się kolejnych przyrostów. Moje mieszkanie jest ciepłe i mogę uprawiać w orchidarium tylko gatunki ciepłolubne.

Kwestia regulacji temperatury jest też kolejnym błędem, który popełniłem, konstruując swoje orchidarium. Okazało się, że nie jestem w stanie obniżyć temperatury w dwóch krytycznych okresach - w lecie podczas upałów, gdy słońce świeci wprost w moje okno, i jesienią, gdy dużo roślin, nawet tych ciepłolubnych z natury, wymaga znacznego obniżenia temperatury nocą. Latem temperatura potrafiła dochodzić do 35-38 stopni Celsjusza, co przypłaciłem poparzeniem kilku roślin. Z kolei brak odpowiednio dużych różnic temperatur między nocą a dniem w okresie jesiennym spowodował, że żaden z Phalaenopsisów rosnących w orchidarium nie zakwitł przez dwa kolejne lata. Ewidentnie coś trzeba było zrobić, skonstruowałem więc własnej roboty system wentylacyjny. Podstawowymi jego składowymi są dwa wentylatory komputerowe, rura od odkurzacza, plastikowe pudełko, plastikowa deska do krojenia i dwie dziury we framudze okna. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, system działa. Skonstruowałem bardzo prosty system regulacji temperatury powietrza wpływającego do orchidarium, działający na zasadzie mieszania strumienia powietrza z zewnątrz i powietrza z mieszkania, a na wlocie zamocowałem czujnik termometru elektronicznego. System sprawdził się nawet podczas najcięższych mrozów. Podstawowym problemem okazało się jednak wykonanie w szklanej ścianie orchidarium dwóch otworów o średnicy 6 cm każdy. Nie udało się tego zrobić bez uszkodzenia szyby bocznej, ale następnej wiosny zakwitły wszystkie Phalaenopsisy!!!

Przy okazji zapoznałem się z metodami chłodzenia orchidariów stosowanymi przez innych hodowców-amatorów. Są one różne, począwszy od zbudowania orchidarium w lodówce, przez zainstalowanie pompy od fontanny ogrodowej w celu utworzenia kaskady spływającej po tylnej szybie, zainstalowanie zamgławiaczy, aż do dołączenia orchidarium do domowego systemu klimatyzacji.

Oczywiście można też postawić orchidarium w nieogrzewanym pokoju, ale do uzyskania odpowiednio niskiej temperatury wewnątrz orchidarium należałoby utrzymywać w tym pokoju temperaturę poniżej 10 stopni Celsjusza, więc kto by je wtedy oglądał? I kto w nowoczesnym mieszkaniu dysponuje takim pokojem?

Inną opcją, którą zastosowałem przy budowie mojego drugiego orchidarium, jest zabudowa okienna. Taka konstrukcja ma jeden podstawowy plus, czyli zdecydowanie lepsze możliwości regulowania temperatury. Są dwa tego powody - po pierwsze jedną ścianą orchidarium jest powierzchnia okna, co jest istotnym czynnikiem chłodzącym, szczególnie w zimie, i po drugie orchidarium można wietrzyć przez zwykłe uchylenie okna, czyli nie trzeba konstruować oddzielnego systemu wentylacyjnego. Dzięki temu udaje mi się utrzymywać w nim temperatury odpowiednie dla storczyków o umiarkowanych i niskich wymaganiach cieplnych.


W moim nowym, zimnym orchidarium stosuję bardziej tradycyjne podejście do uprawy roślin. Warto też zauważyć, że posłuchałem własnej rady i jako źródło światła zastosowałem standardowe świetlówki (zdjęcie Jerzy Dziedzic)

 

 

Woda

W związku z małą ilością podłoża moje storczyki muszą być podlewane znacznie częściej, niż te uprawiane w doniczkach. W lecie podlewam i spryskuję je codziennie, w zimie co dwa, trzy dni - po wyschnięciu podłoża. Używam deszczówki, gdy jest dostępna, lub wody z mojego domowego filtra, który usuwa chlor i dużą część zanieczyszczeń. Stosuję też wodę destylowaną, ale tylko w ostateczności, bo przy uprawianej przeze mnie liczbie storczyków jest to dość kosztowne. Utrzymywanie w orchidarium wysokiej wilgotności powoduje przedłużenie okresu wysychania podłoża, dlatego storczyki uprawiane w doniczkach należy podlewać tylko raz na dwa tygodnie lub nawet rzadziej. Konieczne jest też stosowanie znacznie bardziej przepuszczalnego podłoża, niż normalnie. Trzeba pamiętać, że niektóre gatunki do wytworzenia kwiatów wymagają przejścia okresu suszy (czasem całkowitej, nawet bez spryskiwania!) i należy się do tego stosować.

 

Powietrze i wilgotność

Ponieważ podlewam i spryskuję storczyki dość często, problemy z suchym powietrzem występują tylko podczas wyjazdów wakacyjnych. Poza tym okresem należy uważać raczej na zbyt wysoką wilgotność i bezruch powietrza, które mogą spowodować rozwój pleśni i procesów gnilnych. Raz do roku zimą spryskuję rośliny, pień i podłoże środkiem grzybobójczym, natomiast podstawowym narzędziem do walki z pleśnią jest ruch powietrza. Zrealizowałem to przez zainstalowanie dwóch działających 24 godziny na dobę wentylatorów komputerowych wymuszających okrężny obieg powietrza w całym orchidarium. Mam nadzieję, że razem z włączanym okresowo systemem wentylacyjnym dają one moim storczykom wrażenie kołysania się na wietrze w środku puszczy deszczowej. A o to przecież chodzi.


A to końcowy efekt - storczyki czują się jak u siebie (zdjęcie Jerzy Dziedzic) 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin