zmysly zmysly.pdf

(770 KB) Pobierz
947552707.001.png
Ta lektura , podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-
TADEUSZ BOY-ŻELEŃSKI
Zmysły… zmysły…
… …
Wróciwszy w tym roku z urlopu, czułem, jak zawsze po powrocie z urlopu, przerażającą
Narkotyki
pustkę w głowie. Próbowałem wszystkiego, aby pobudzić ospałą myśl: odbywałem for-
sowne¹ spacery, leżałem na kanapie z głową nisko, a nogami wysoko — nic. Zażywałem
kolę², zażywałem hormosperminę (ekstrakt jąder byka, znakomite podobno na intelekt)
— nic. Szukając deski ratunku, zapisałem się do kółka samokształcącego, którego każ-
Książka
dy członek obowiązuje się, wzorem dawnych filomatów³, przeczytać i zreferować jedną
książkę na miesiąc. Wierzajcie mi: przeczytać jedną książkę na miesiąc, to jest bardzo
trudno. Jak wybrać: czemu tę a nie inną? — skoro ze wszystkich tylko tę, to już w ogóle
nie warto żadnej… Tak wahając się, wszedłem do księgarni; postanowiłem zamknąć oczy,
wyciągnąć rękę i wybrać na los szczęścia. Trafiłem na Delteila⁴. Skrzywiłem
się: nie lubię Don Juana, to dobre dla snobów. Co na ten temat można jeszcze powie-
dzieć? Od czasu tezy psychoanalityka-dramaturga, zdaje się Lenormanda, że don Juan
był nieświadomym pederastą⁵, który, rzecz prosta, zmieniał kobiety, bo nie mógł znaleźć
w nich smaku, jakaż jeszcze koncepcja zdoła zaapować? Rad byłem natomiast z nazwiska
autora: słyszałem o Delteilu wiele, a nic jeszcze jego nie czytałem. I oto, biorąc książkę
do ręki, spostrzegłem koło niej drugą, p.t. (coś niby po naszemu
ł ), pióra Maryse Choisy⁶. Pomyślałem sobie: wezmę i tę, będzie na drugi mie-
siąc. Zwłaszcza, że tej Maryse (po naszemu Maryśka) Choisy coś znałem: prawda, to ona
napisała ms z s s s z — wielki sensacyjny reportaż, dla
którego zebrania autorka, młoda doktorka filozofii, wstąpiła, jako służąca, na miesiąc do
domu publicznego studiować tam życie. Nie wystudiowała nic specjalnie ciekawego, ale
narobiła wiele hałasu i zgorszenia, tak że przerobiono ten s z na sztukę
teatralną, nawet zabronioną przez policję. Z książki Maryse Choisy o Delteilu dowiedzia-
łem się, że ta badaczka domów publicznych jest — jak i Delteil zresztą — programową
„katoliczką”, bodaj czy nie m . To jest osobliwa rzecz z katolicyzmem lite-
Religia, Książka
ratów we Francji: faktem jest, że trzy czwarte książek tych neo-katolików powinno by
się znajdować na indeksie, gdyby indeks miał czas interesować się bieżącą literaturą. Ma
to swoje poważne tradycje: od Barbeya d'Aurevilly⁷ i Huysmansa⁸, którym zresztą Del-
teil poświęca swego . Książka ta przesycona jest żarem zmysłów, mimo że p.
Maryse broni gorąco swego umiłowanego Delteila od zarzutu deprawacji, pisząc: „Nigdy
nikt nie onanizował się po książce Delteila”. W ogóle formy, w jakich ta Maryse Choisy
(która się najwyraźniej w nim kocha) śpiewa swoje uwielbienie dla Delteila, są dość ory-
¹ sy — intensywny.
² — zawierająca kofeinę roślina uprawna, stosowana w produkcji napojów orzeźwiających i alkoholo-
wych.
³ m — tajne stowarzyszenie studentów i absolwentów Uniwersytetu Wileńskiego, którego pierwotnym
celem było samokształcenie, pomoc w nauce i ćwiczenie się w sztuce pisarskiej.
(–) — pisarz ancuski.
s — homoseksualista.
sy ys (–) — ancuska pisarka, zwolenniczka psychoanalizy.
y y s m (–) — ancuski pisarz, poeta i krytyk, uważany za prekursora
dekadentyzmu.
ysms s — właśc. Charles-Marie-Georges Huysmans (–), ancuski pisarz, począt-
kowo naturalista, później autor prowokacyjnych obyczajowo powieści, kojarzonych z dekadentyzmem.
947552707.002.png 947552707.003.png
 
ginalne: „Jest to inteligencja czysta, nie na sposób tego eunucha⁹ Kanta, ale na sposób
Boga” — pisze ta fanfaronka¹⁰ (od słowa ) katolicyzmu.
Mimo to, książka jej musiała mieć widocznie jakiś fluid¹¹, bo pod jej wpływem spro-
wadziłem sobie całego Delteila. I nie żałuję. Cóż za wirtuoz stylu! Co za orgie słów;
skojarzeń, sparzeń, kopulacji słów! Mały, kilkanaście stronic liczący agmencik y
ys jest czymś olśniewającym.
Tylko wciąż ta nieznośna bufonada „neo-katolicka”! To także jest charakterystyczne
Religia
dla neo-katolików: łączą wyrafinowaną zmysłowość z jakąś paradą samoogłupienia
Pascal¹². „Dzielę ludzi (pisze Delteil) na trzy kategorie: katolików, idiotów i bandytów,
ponieważ każdy, kto, nie wierząc w Boga, jest uczciwy, jest idiotą”…
Mówi to z taką stanowczością, że człowiek nie śmie nawet spytać o los kalwinów,
których podobno we Francji jest sporo…
Ale nie o tym miałem pisać. Właściwie, punktem wyjścia moich refleksji było to, iż,
czytając książkę Maryse Choisy o Delteilu, trafiłem na następujące zdanie: „Kwestia pod-
świadomości w sztuce staje się zatem w metafizyce zagadnieniem głębszym, zagadnieniem
bardzo nowoczesnym: wielością rzeczywistości”.
Podskoczyłem na krześle: cóż ta dziewucha okradła naszego Chwistka¹³ z jego termi-
nologii? Ale nie: pani Maryse jest lojalna. Spostrzegam przypisek: „Czytaj w tej kwestii
Bertranda Russella¹⁴, Macha, i Leona Chwistka (pisze go: s ), który miał na ten
temat interesujący referat na kongresie filozoficznym w Neapolu w r. ”.
Mój Boże, zaczerwieniłem się ze wstydu. Toż mam w szufladzie od roku
zzys Chwistka, ofiarowaną mi przez samego autora, i trzebaż było dopiero, aby
przypisek spotkany we ancuskiej książce przypomniał mi, że jej dotąd nie otworzyłem.
Widzę, kochany analfabeto, który mnie czytasz, zdumienie na twojej twarzy: kto to jest
w ogóle Chwistek? Wstydź się, dzikusie. Leon Chwistek, malarz, matematyk i logik, au-
tor zajmującej tezy filozoficznej, znanej powagom europejskim, jest w świecie inteleklu-
alno-artystycznym postacią nader popularną. Urzędownie jest docentem czy profesorem
uniwersytetu lwowskiego. Jest teoretykiem nowych szkół malarskich. Czci go Tadeusz
Peiper¹⁵, St. Ign. Witkiewicz¹⁶ uważa Chwistka za „najtęższego logika w Europie”, mając
zarazem jego teorię za wierutny nonsens.
Ale znów nie o tym chciałem mówić. Chciałem mówić o zzys . Roz-
wijam pakiet, i oto co uderza moje oczy: akwarela, którą pozwalam sobie tu reproduko-
wać.
Przypomniało mi się, jak żywe, owo popołudnie, spędzone w domu Chwistka. Roz-
Sztuka, Nauka
mawialiśmy o rzeczach literackich czy filozoficznych. Obcowanie z tą bogatą inteligencją
jest prawdziwą rozkoszą. Równocześnie oko moje błądziło po ścianach. Uderzyła mnie
dziwna zmysłowość, bijąca z porozwieszanych obrazów: spytałem artysty, czy to są jego
ostatnie prace. Ożywił się: wyjął tekę, jedną, drugą, trzecią, przesunął przed mymi oczami
— więcej niż bez osłonek — cały seraj¹⁷ odurzających piękności. Spojrzałem na Chwist-
ka: oczy jego błyszczały, cała twarz miała coś uduchowiono-zwierzęcego. Piękna żona
artysty, milczący świadek tej sceny, spoglądała na niego życzliwie. „Niech pan zachowa
ten obrazek na pamiątkę” — rzekł Chwistek i zawinął mi akwarelę wraz z egzemplarzem
zzys , z którą do dziś dnia przetrwała w moim sekretarzyku¹⁸.
— kastrat.
¹⁰ — dosł.: osoba zarozumiała.
¹¹ — według spirytystów: energia psychiczna.
¹² s s (–) — ancuski filozof i matematyk, po  porzucił nauki ścisłe na rzecz filozofii
i teologii. Najważniejszym jego dziełem literackim są y .
¹³ s (–) — artysta, matematyk i filozof, czołowy teoretyk awangardowej grupy formi-
stów.
¹⁴ ss (–) — brytyjski filozof, matematyk i logik, a także działacz społeczny i eseista,
laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury ().
¹⁵ sz (–) — polski poeta awangardowy, krytyk i teoretyk sztuki, założyciel czasopisma
„Zwrotnica” i autor hasła „Miasto-masa-maszyna”.
¹⁶ z sł y (–) — malarz, fotografik, pisarz, dramaturg, filozof i teoretyk sztuki,
twórca Teorii Czystej Formy, znany z ekscentrycznego stylu życia.
¹⁷ s — pałac władcy w krajach muzułmańskich.
¹⁸ szy — biurko z umieszczonym na jego blacie elementem zawierającym szufladki.
- Zmysły… zmysły…
A teraz kwestia godna zastanowienia. Jaki związek istnieje między tymi akwarelami
Chwistka a jego filozofią, logiką, matematyką, i czy w ogóle istnieje? Sądzę, że najści-
ślejszy; że to są po prostu różne formy emanacji tej samej istoty; tylko że w obecnym
stanie nauki nie ma sposobów ustalenia i zbadania tych związków. Ale, z drugiej strony,
nie ma powodu wątpić, że kiedyś stanie się to rzeczą dostępną i łatwą; że da się transpo-
nować¹⁹ objawy ducha na dowolną formę. Wówczas może niejedna teza matematyczna
czy metafizyczna, przetransponowana w ten sposób, będzie przypominała kolekcję por-
nograficznych pocztówek.
Zmysły, wszędzie zmysły! Trafiam na książkę sztandarowego katolika — orgia zmy-
słów! Biorę do rąk apologię jego czystości: autorką jej — reporterka s z .
Ta autorka s z przypomina mi pracę filozoficzną naszego pisarza, i oto ta
zzys , gdy ją wyjmuję z opakowania, nastręcza mym oczom widok zdolny
rozpłomienić pożar w sercu najbardziej zużytym. Zmysły, wszędzie zmysły! Czy nigdzie
im nie ujdę, czy nigdzie się przed nimi nie schronię? Jako odtrutkę biorę do ręki ostat-
nią pociechę mego życia, Jakuba Wojciechowskiego yys łsy , którego
rzeźwa prostota wróży krynicę²⁰ duchowego zdrowia. Otwieram i czytam, przebóg!
„I zaledwie zem się rozewlek i do łóżka wsed, to zem zapomniał światło zakręcić,
Seks
bo my tam mieli światło elektryczne, to zem musiał jeszcze raz wyjść z łóżka i światło
zakręcić. I kiedy zem po raz drugi wsed do łóżka i zaledwie zem się położył, to już moja
gospodyni drzwi otwarła i sie do mego pokoju pakowała. I jeno²¹ miała na sobie ładny
biały spodnik, i już go ze siebie zwlekła i do mego łóżka wchodzi. I ja zem się też do ściany
dali poszuwnuł i ona się do mnie położyła. I mnie to się zimno i gorąco odrazu zrobiło,
ale już mi się jakoś moja ręka pod jej szyje dostała i ona mówi do mnie, ze już dawno też
ty sposobności nie miała we dwóch spać. I już i mnie też ta miłościwa gorączka wziena
i do ni mówię: No to pewnie zacznemy. A ona to mi odpowiada: ss ²²”…
To już istne urzeczenie: zmysły, wszędzie zmysły! Zstąpcie, płomienie z nieba, i po-
chłońcie tę Sodomę²³!
Leżą przede mną dwa grube tomy sprawozdania z dwóch ostatnich kongresów Światowej
Ligi Reformy Seksualnej, w Londynie i w Wiedniu. Miałbym ochotę o nich pomówić,
ale widzę na twarzy niejednego czytelnika zdumienie. Co to znów za reforma seksualna?
Co tu jest do reformowania?
Chcesz wiedzieć, co to jest reforma seksualna? Spojrzyj dokoła siebie. Życie przepro-
wadza ją co dzień. Sam powiedz, czy podobne jest do tego, jakie było przed kilkunastu
laty? Idź na plażę, do kawiarni, spójrz na taniec, na strój kobiecy, posłuchaj rozmów.
I spróbuj potem wziąć do ręki powieść sprzed lat dwudziestu, zajść do teatru na przed-
wojenną sztukę. Jakże absurdalny, jak niepotrzebny wyda się niejeden najdramatyczniej-
szy konflikt bohaterów! Ewa i Łukasz z z ²⁴ siedzieliby dziś przytuleni do
siebie w lóżce w Adrii²⁵, zamiast żeby on miał jechać po rozwód do Rzymu, zostawiając
ją w małym miasteczku, bez grosza, w ciąży, na pastwę rozpaczy i zbrodni.
Zatem zwycięstwo nowych form życia, sielanka? No… niezupełnie. Bo oto ulice wciąż
pełne są prostytutek szczutych przez tajną policję, która równocześnie z nich żyje. Wciąż
zachodzą jeszcze do domów publicznych bogobojni młodzieńcy, szanujący dziewiczą cześć
swej narzeczonej i w rezultacie często dokumentujący ten szacunek wniesioną w małżeń-
stwo chorobą weneryczną. Wciąż zdarza się, że bezdomna dziewczyna dusi dziecko i idzie
przed sąd przysięgłych, w którym może zasiadać jej uwodziciel, ale w którym nie ma
ani jednej kobiety. Wciąż nikt nie uświadamia młodego chłopca ani nim nie kieruje,
ale gdy znajdą u niego bądź podejrzaną chorobę, bądź też… środek ochronny, wyrzucają
¹⁹ s (z łac.) — przekładać.
²⁰ y — źródło.
²¹ — tylko.
²² ss (niem.) — no chodź.
²³ m — biblijne miasto, położone nad Morzem Martwym, które Bóg spalił deszczem ognia i siarki,
karząc mieszkańców za rozpustę.
²⁴ z — powieść Stefana Żaromskiego z  roku, uznawana za skandalizującą.
²⁵ — słynny warszawski lokal, otwarty w r. .
- Zmysły… zmysły…
go ze szkoły. Rozwody są zjawiskiem najpotoczniejszym, ale za cenę — nie mówię już
oszustw, krzywoprzysięstwa lub zmiany religii, bo ta cena mogłaby się komu wydać dość
przystępna— ale za cenę grubych pieniędzy, które, jak wiadomo, nie wszyscy mają do
rozporządzenia. Kobieta niezamężna lub opuszczona przez męża może usychać z tęsknoty
za macierzyństwem, konwenans nie pozwoli jej mieć dziecka; ale w tym samym domu,
w suterynie²⁶, inna kobieta rodzi piętnaście razy, rok po roku, rodzi i grzebie, grzebie i ro-
dzi, zmieniając dom dla siebie i dla swoich bliskich w piekło. Nieślubne dzieci, wyzute²⁷
z praw, napiętnowane wzgardą, wciąż pomnażają armię zbrodni. Lekarzowi, pod grozą
złamanej egzystencji i kary więzienia, nie wolno ratować od samobójstwa nieszczęśliwej,
ale w zamian za to przemysł spędzania płodu w najokropniejszych warunkach uprawiają
bezkarnie legiony babek…
Można by ciągnąć ten rejestr bardzo długo jeszcze; ale i to może wystarczy, aby wska-
zać, że nie wszystko dzieje się najlepiej i że zostało jeszcze coś nie coś do „zreformowania”.
I nic dziwnego chyba, że znaleźli się ludzie, którzy zadają sobie pytanie, w imię czego ludz-
kość tak pastwi się sama nad sobą i czy nie dałoby się zaradzić czego na te jej niedole.
Tak powstała my s .
Polska
Rozwój tej młodej organizacji jest bardzo znamienny. Gdy zawiązała się w Berlinie
w r. , reprezentowało ją kilka jednostek. Osiem lat upłynęło, zanim odbył się w Ko-
penhadze w r.  drugi kongres przy udziale trzydziestu osób. Następny w Londynie
skupił ich już dwieście, w tym szereg znakomitych uczonych i pisarzy; ostatni, w Wied-
niu, liczył z górą dwa tysiące uczestników. Reprezentowane były tam wszystkie kraje, od
Islandii po Japonię; Włochy Mussoliniego i Rosja sowiecka, Czechosłowacja i Hiszpania,
Anglia i Niemcy. ył m — rzecz charakterystyczna — y s
Rozdźwięki między życiem płciowym a oficjalną etyką i pisanym prawem istniały za-
wsze. Poza codziennymi katastrofami w życiu, objawiały się one — w literaturze. Pisarze
bywali tu pionierami nowych pojęć. U nas, co prawda, mniej niż gdziekolwiek. W okresie
tworzenia się nowoczesnych społeczeństw — cały wiek XIX — wielcy pisarze nasi by-
li tak pochłonięci zagadnieniami bytu narodowego, niepodległości, trwania, że niewiele
uwagi mogli poświęcić tej polityce najbardziej „wewnętrznej”. Tak samo i społeczeństwo.
Pojęcia, o które gdzie indziej toczą się walki od dziesiątków lat, u nas ledwo zaczynają
świtać. Tym można sobie poniekąd tłumaczyć brak udziału Polski w tej światowej Lidze
i brak analogicznej organizacji u nas, mimo że skądinąd sytuacja nasza tym bardziej zda-
wałaby się jej sprzyjać. Czyż nie jesteśmy w fazie tworzenia podstaw naszej przyszłości,
układania kodeksów i paragrafów? Mniej skrępowani przeszłością, tym bardziej powin-
niśmy wytężyć słuch na wołania życia.
Mniej skrępowani? Tak by się zdawało. Na gruncie nieprzeoranym przez pisarzy tym
obficiej pleniły się obłuda i konwenans, którym zabiedzone i nieśmiałe społeczeństwo
nauczyło się zbyt wiele poświęcać.
Przyczyn, dla których reforma seksualna teraz właśnie dojrzała do roli czynnej, można
by wyliczyć wiele.
Wojna, która, siłą rzeczy, jest najostrzejszą rewizją wszystkich konwenansów obycza-
jowych, spowodowała głębokie zmiany, których już cofnąć się nie da. Usamodzielnienie
kobiet, rozszerzenie sfery ich pracy i zarobkowania. Demokratyzacja społeczeństw, ro-
snąca śmiałość i poczucie praw do życia w masach. Renesans ciała ludzkiego. Postępy
w opanowaniu ciąży. Nauka wreszcie, która coraz więcej wagi przyznaje sprawom seksu-
alnym, przesuwając je w nieznane wprzód sfery podświadomości.
Przewrót pojęć odbywa się tak szybko, że prawa nie mogą mu nadążyć. Często prawo
odgrywa wręcz rolę smutną i pocieszną razem: bezsilne, aby coś pomóc, ma dość siły,
aby szkodzić. Nie uleczy np. prawo ani jednego homoseksualisty, ale pomnaża ich licz-
bę o kadry „normalnych” spekulantów, wyzyskujących paragra do celów szantażu. Nie
zapobiega ani jednemu poronieniu, ale sprawia, że odbywają się one w najopłakańszych
warunkach. Same prawa znajdują się zresztą pod naciskiem innych czynników. Tak np.
gotowy od dawna projekt polskiego ustawodawstwa małżeńskiego spoczywa od paru lat
²⁶ sy — dziś: suterena, tj. kondygnacja mieszkalna poniżej parteru.
²⁷ yzy z z (daw.) — pozbawiony czegoś.
- Zmysły… zmysły…
Zgłoś jeśli naruszono regulamin