C J Cherryh FORTECA W �RENICY CZASU Tytu� orygina�u Fortress in the Eye ofTime T�umaczy� Dariusz Kopoci�ski Wydanie angielskie: 1995 Wydanie polskie: 1999 Ksi��ka ta jest fikcj� literack�. Postaci, zdarzenia i dialogi s� dzie�em wyobra�ni autora i nie s� ze �wiata rzeczywistego. Jakiekolwiek podobie�stwo do aktualnych wydarze�, os�b �yj�cych lub zmar�ych, jest zupe�nie przypadkowe. Wydanie I Dla Lynn i Jane za wsp�lnie sp�dzone godziny... i za wszystko, co otrzyma�am Rozdzia� pierwszy Miasto zwa�o si� ongi�� Galasjen - skupisko ruchliwych bazar�w, szerokich ulic oraz nabrze�y przystrojonych wielobarwnymi �aglami rzecznych statk�w. W ci�gu d�ugich lat rados�ci i dostatku �wi�tynie bog�w i heros�w - kt�rych o�tarze dymi�y ofiarnymi kadzid�ami - opiekowa�y si� handlem i polityk�, czuwa�y nad w�adcami i w�adczyniami, nad robotnikami i wie�niakami pospo�u. P�niej miasto obj�li w posiadanie sihhijscy monarchowie i ci nadali mu nowe imi� - Ynefel. Pod tym�e imieniem cztery wie�e sprawowa�y w�adz� przez dziewi�� stuleci, podczas gdy las zakrada� si� pod bramy. Dawna galasje�ska cytadela nie stanowi�a w owych dniach serca miasta, ale opasan� ruinami twierdz� - bastion przyby�ych na te ziemie sihhijskich kr�l�w, za panowania kt�rych brzegi Lenalimu pozna�y jarzmo bezprzyk�adnej i dalekosi�nej w�adzy, w�adzy ciemnej u jej zarania i jeszcze ciemniejszej, kiedy upada�a. Obecnie w�r�d kamieni niegdysiejszych ulic rozpycha� si� las. Stercz�ce kikuty prastarych galasje�skich ruin dusi�y si� w obj�ciach je�yn i ciernistych ja�owc�w, gdzie pokarm znajdowa�o ptactwo nawiedzaj�ce strzeliste wie�yce. S�dziwy i ciemny las, las pe�en wiekowych d�b�w, na kt�rych �erowa�y pn�cza i jemio�a, ze wszystkich stron (pr�cz tej skierowanej ku rzece) okala� ostatnie ocala�e wie�e Ynefel. Przez las ten bieg�a droga - wspomnienie po dawnym go�ci�cu - przechodz�ca po upiornym mo�cie, po�atanym w wielu miejscach i na p� zapadni�tym. Ciemne wody Lenalimu, op�ywaj�c omsza�e, rozsypuj�ce si� kamienne nabrze�a, nios�y jedynie szcz�tki, jakie uda�o im si� zebra� w czasie sporadycznych wylew�w. Kr�lestwa trzeciej, m�odszej epoki rozwija�y si� w dolnym i g�rnym biegu rzeki, lecz mieszka�cy tych m�odych kraj�w z rzadka decydowali si� na podr�e do tego nawiedzonego zak�tka. Daleko na po�udniu rozci�ga�o si� morze, natomiast na p�nocy, u �r�de� Lenalimu, le�a�y krainy spo�r�d wszystkich najstarsze, krainy legendarnych narodzin zar�wno Sihhijczyk�w, jak i zaginionych Galasjen�w: Wzg�rza Cienia, p�odne szczyty Hafsandyru, ziemie mitycznych Arachim�w i rozleg�e, skute odwiecznym lodem pustkowia. By� mo�e wci�� istnia�y owe miejsca, wszelako od nastania trzeciej epoki nie nadp�yn�� z p�nocy �aden okr�t o czarnych �aglach. Port w Ynefel leg� w gruzach; kamienie pokry�y si� mchem, zapad�y w mu� i obros�y drzewami, wch�oni�te przez las. Bez wzgl�du na sw� nazw�, Galasjen czy Ynefel, miasto by�o wymar�e - �wiadczy�o o wiekach, kt�re r�wnie� wymar�y. Wie�e, pochylone i stargane up�ywem czasu, wznosi�y si� na skale b�d�cej ongi podstaw� wspania�ej cytadeli. Owo siedlisko pot�gi dw�ch epok czarnoksi�stwa za panowania ludzi sta�o si� siedzib� osobliwych, niepokoj�cych mamide�. Ynefel, zatopiona w morzu drzew, stanowi�a pierwszy b�d� ostatni przycz�ek Starych Ziem... Pierwszy, je�eli stan�� z twarz� zwr�con� na zach�d, gdzie przemin�li morscy w�odarze, ust�puj�c miejsca nowym kr�lom, kt�rzy rych�o zapomnieli, jak to kiedy� s�u�yli Sihhijczykom; mog�a by� te� zewn�trzn� kraw�dzi� starszego �wiata, gdy spojrze� na p�noc i na wsch�d w stron� Elwynoru i Amferel, le��cych poza lasem Marna i niezliczonymi meandrami Lenalimu. Na ca�ym wschodzie jedynie w tych dw�ch prowincjach skarla�e wzg�rza zachowa�y stare, galasje�skie nazwy. W owych krainach hardych ludzi przetrwa�y, aczkolwiek w niewielkiej liczbie i w ustronnych miejscach mi�dzy wzg�rzami, wiejskie kaplice po�wi�cone dziewi�tnastu bogom, jakich znali Galasjeni; w Elwynorze tymczasem rz�dcy wci�� zwali si� regentami, pomni na sihhijskich kr�l�w. Dzisiaj w Ynefel ptaki �ywi�y si� je�ynami i wi�y gniazda, gdzie im si� podoba�o, ale g��wnie u podstrzeszy i wysoko na strychach. Jedna z kolonii jerzyk�w osiedli�a si� w wielkim kominie, druga w sklepionej sali tronowej sihhijskich monarch�w. Deszcze i up�ywaj�cy czas nadgryz�y obce twarze, spozieraj�ce z resztek zachowanych mur�w. Wypaczone oblicza - oblicza heros�w, oblicza zwyk�ych mieszka�c�w i mo�nych zaginionej galasje�skiej rasy - zdobi�y fantastycznie po��czone wie�e oraz zdruzgotane bramy; fragmenty pos�g�w, jakby za spraw� czyjego� dziwacznego kaprysu, toczy�y uwa�nym wzrokiem z mur�w fortecy: niekt�re spogl�da�y promiennie, inne zdawa�y si� z�o�liwie u�miecha�, a jeszcze inne - oblicza� galasje�skich kr�l�w - tchn�y spokojem i pustk�. Taki w�a�nie widok przedstawia�y sob� mury Ynefel. Taki w�a�nie widok ukazywa� si� oczom pewnego starca, by� to bowiem jego �wiat, a on w nim �y�. Zgarbiony i brodaty. Osamotniony. Starzec duma� przez chwil�, co te� wr� mu p�na pora oraz chmury, o�owianoszare w p�mroku, po czym zmarszczy� czo�o i zacz�� do�� spiesznie schodzi� rozchwianymi schodami, �wiadomy niebezpiecze�stw budz�cych si� o zmierzchu, przyczajonych w�r�d Cieni pe�zn�cych wzd�u� kalenic i nad szczytami okien. Wola� ich d�u�ej nie kusi�. Osacza�a go staro��. Moc jego, dzi�ki kt�rej tak d�ugo broni� si� przed up�ywem lat i gro�nym Cieniem, s�ab�a i b�dzie s�abn�� w jeszcze szybszym tempie, gdy dzie�o tej nocy zostanie dokonane. Stara� si� zachowa� przy sobie resztk� si�, os�ania� j� i ho�ubi� z pasj� sk�pca. Dotychczas. Doszed� do drzwi i zamkn�� je za pomoc� S�owa, stukni�cia lask� oraz dotkni�cia gruz�owat� d�oni�. Zabezpieczywszy si� w ten spo-sob�b, wyr�wna� oddech i zacz�� schodzi� stromymi, kr�tymi schodami, a stukot jego laski i odg�osy ku�tykania odbija�y si� echem w labiryncie trzeszcz�cych galerii i schod�w. Schodzi� coraz ni�ej i ni�ej, ku drewnianym czelu�ciom Ynefel. Mieszka� w samotno�ci. �y� tak od... Ju� dawno przesta� rachowa� lata, aczkolwiek policzy� je tego wieczoru, gdy �mier� czai�a si� o krok i wydawa�a si� taka... n�c�ca w obliczu zadania, kt�re mia� wkr�tce wykona�. Lepiej ju�, dr�czy�y go my�li, odej�� po cichu. Lepiej, zawyrokowa� w duchu, przesta� wchodzi� w konszachty z Cieniem i trzyma� si� promiennego s�o�ca. Lepiej sko�czy� z przys�uchiwaniem si�, jak czas ��obi bruzdy w drewnie i kamieniu tej starej ruiny. Wobec przysz�o�ci nie mia� �adnych zobowi�za�. Jeszcze mniej zawdzi�cza� przesz�o�ci. Zas�u�yli�my na nasz los, pomy�la� z gorycz�. Zbyt dufni byli�my w swoj� si��. A czy cnotliwi? Nie, z pewno�ci� nikt z nas nie by� cnotliwy. A zatem c� w tym dziwnego, �e u schy�ku dni pozabijali�my si� nawzajem? Nic dziwnego r�wnie�, i� zabrak�o nam stanowczo�ci i sumienno�ci, nawet w krytycznym momencie. Do ka�dej prawdy dopisali�my wyj�tek, do ka�dej odpowiedzi - nast�pne pytanie. Szarpa�y nami rozliczne w�tpliwo�ci. Gardzili�my demonem, kt�ry tkwi� w naszym ciele, w�tpi�c zarazem w realno�� owej wzgardy. Tak wi�c, do samego ko�ca niepoprawni, trwamy. Nie dowierzamy nawet w prawdziwo�� w�asnej kl�ski. Stukot s�katej, poskr�canej laski oraz skrzypienie wydr��onych przez czas drewnianych schodk�w budzi�y echa, kt�re nios�y si� a� na samo dno, do zagraconego gabinetu w sercu fortecy. D�wi�k nie �cichnie w Ynefel, chyba �e on odejdzie w po�owie swego dzie�a. �ciany tych pomieszcze� owiewa� b�dzie tchnienie �ywej istoty, dop�ki on nie przestanie oddycha�. Odwieczna udr�ka, naznaczona zw�tpieniem. Brak nadziei na spok�j, ci�g�a niepewno��. M�g� wprawdzie wyruszy� Drog� na p�noc, wymkn�� si� z El-wynoru i poszuka� Starych Kr�lestw, kt�re by� mo�e - aczkolwiek nik�e by�o prawdopodobie�stwo - przetrwa�y gdzie� pod Hafsan-dyrem. Niewykluczone, �e zdo�a�by i�� tak d�ugo i dotrze� tak daleko, mimo s�abo�ci starczego cia�a. Gdyby go wcze�niej zmog�o wyczerpanie, m�g�by po�o�y� si� na Drodze w akcie prostodusznej niewinno�ci - cho� niewiele jej pozosta�o w starym czarodzieju - pozwalaj�c deszczom i wichrom, by go ukoi�y do wiecznego snu. Prawdopodobnie tym sposobem odnalaz�by spok�j i zako�czy� rozdzia�, na co nie zdecydowali si� jego pobratymcy. Niemniej jednak nale�a� do ludu Galasjen�w. Nie wierzy� nawet w mo�liwo�� w�asnej �mierci, a niewiara ta stanowi�a jego zgub� i �r�d�o si�y zarazem. Wywodzi� si� ze Starej Magii, gardzi� wi�c wsp�czesnymi uzdrawiaczami, znachorkami i pomniejszymi magikami z t� ich pocieszn�, iluzoryczn� sztuk�; jeszcze mniejszym szacunkiem darzy� wr�biarzy i tych, co zg��biali arkana zapomnianej wiedzy, aby posi��� moc, kt�rej nie byli w stanie obj�� rozumem. A jak�e - potrafi� stwarza� iluzje, umia� rzuca� uroki. Teraz jednak, kucaj�c przy ogniu, nie zamierza� pos�ugiwa� si� �adn� iluzj�. Nie potrzebowa� ksi�g ani podr�cznik�w, niczego pr�cz esencji w�asnej mocy. Tak naprawd� nie potrzebowa� nawet ognia. Wystarczy�oby mu samo powietrze. R�ce wszak�e si�gn�y, by uchwyci� istot� �aru, zacz�y szarpa� materi� p�omienia, wysup�uj�c w��kna, kt�re wi�y si� i ros�y w gasn�cym �wietle. W��kna te karmi�y si� powietrzem, spija�y soki z kamiennych mur�w i staro�ci drzew, kt�re u�yczy�y budulca na zakurzone krokwie Ynefel: p�cznia�y, wyplataj�c si� i przeobra�aj�c w... pewn� mo�liwo��. Dot�d tylko jeden cz�owiek che�pi� si� podobn� bieg�o�ci�, tylko jeden - w epoce Starych Kr�lestw. Drugi by� jej bliski u zarania sihhijskiego w�adztwa. Trzeci spr�bowa� j� osi�gn�� tej nocy. Nazywa� si� Mauryl Gestaurien. A czary, jakie rozsnuwa�, nie prowadzi�y bynajmniej do pokoju. Takie zachowanie r�wnie� by�o charakterystyczne dla jego ludu. Wym�wi� S�owo. Wbi� wzrok w na�adowan� niematerialno�� powietrza, drobniejsz� od py�ku kurzu. Przyt�acza�a go �wiadomo�� wielkich zwa��w kamieni, zebranych wok� tego pomiesz...
chomciomania