2 - Dziedzictwo zdobywców.doc

(1249 KB) Pobierz
Timothy Zahn

 

 

 

Dziedzictwo Zdobywców

 

 

Timothy Zan

 

 

 

 

Tom 2 trylogii ZDOBYWCY

 

Cykl Zdobywcy:

Duma Zdobywców

Dziedzictwo Zdobywców

Spadek Zdobywców

 

Przekład Marek Rudnik

AMBER

Tytuł oryginału CONQUERORS' HERITAGE

Ilustracja na okładce MARTIN BUCHAN

Redakcja merytoryczna WANDA MONASTYRSKA

Redakcja techniczna LIWIA DRUBKOWSKA

Korekta GRAŻYNA HENEL

Copyright co Timothy Zalui 1995

For the Polish edition Copyright ® 1997 by Wydawnictwo Ainber Sp. z o.o.

ISBN 83-7169-200-5

WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o.

00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 620 40 13, 620 81 62

Warszawa 1997. Wydanie I

Druk: Elsnerdruck Berlin

 

 

Rozdział 1

— Poszukiwacz Thrr-gilag?

Zapytany powoli uniósł wzrok znad trzymanego na kolanach zniszczonego kombinezonu posłuszeństwa.

— Słucham, kapitanie.

— „Diligent" jest gotowy do startu — oświadczył Zbb-rundgi. — Czekamy tylko na ciebie.

— Dziękuję. Przyjdę za kilka miliłuków.

Kapitan rozejrzał się po dyżurce sekcji badania obcych.

— Zespół demontażowy poradzi sobie z resztą sprzętu, poszukiwaczu — stwierdził. — Niczego nie musisz już nadzorować.

— W porządku — mruknął Thrr-gilag. — Powiedziałem przecież, że przyjdę za kilka miliłuków.

Odniósł przy tym wrażenie, że dzienne źrenice Zbb-rundgi'ego jakby nieco się zwęziły.

— Instrukcje Pierwszego były jednoznaczne, poszukiwaczu — nie ustępował dowódca statku. — Mamy startować, gdy tylko będziemy gotowi.

— Ale jeszcze nie jesteśmy — odparował Thrr-gilag. — Możesz wrócić na statek i zająć się procedurami przedstartowymi. Ja zjawię się tam za kilka miliłuków.

Tym razem nie miał już wątliwości, że źrenice tamtego się zwęziły.

— Jak sobie życzysz, poszukiwaczu — rzucił Zbb-rundgi. Odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia.

— To nie było najrozsądniejsze — rozległ się słaby głos. —Dowódca statku Zbb-rundgi cieszy się poważaniem przywódców klanu Cakk'rr, podobnie jak i Starsi z jego rodziny. Nie powinieneś raczej, w twojej sytuacji, robić sobie z niego wroga.

— Jestem mówcą na czas tej misji, wyznaczonym z mocy prawa, Chrr't-ogdano — przypomniał Thrr-gilag, wodząc palcem po jednym z ciemnych sensorów umieszczonych w kombinezonie, wciąż pokrytym czerwonym pyłem. — Dopóki Zgromadzenie Ponadklanowe nie zmieni tej decyzji, będę robił wyłącznie to, co uznam za stosowne. Nie interesuje mnie, czy denerwuję tym Zbb-rundgi'ego, czy też nie.

— Popatrz na mnie.

Thrr-gilag z westchnieniem podniósł wzrok na bladą postać wiszącą przed nim w powietrzu. Chrr't-ogdano, Starszy z klanu Kee'rr i główny obserwator tutaj, w Kolonii numer dwanaście, jak wynikało z wyrazu malującego się na jego półprzeźroczystej twarzy, nie darzył poszukiwacza większym szacunkiem niż Zbb-rundgi.

— Nie próbuj się ze mną spierać — ostrzegł Starszy. — Zgodnie z prawem wciąż jeszcze jesteś mówcą tej misji, ale według mnie jesteś Zhirrzhem, którego postępowanie sprawiło, że nasz jedyny ludzki więzień został uratowany przez swoich.

— Karę za to poniosą prawdziwi winowajcy — odparł Thrr--gilag. — Do tego czasu sądzę, że należy mi się wynikający z mojej funkcji szacunek.

Język Chrr't-ogdano wysunął się w sposób wyrażający lekceważenie.

— Władza pochodzi z nadania, na szacunek zaś trzeba sobie zapracować. Jeśli okazałeś się zbyt młody lub zbyt upojony władzą, by to zrozumieć, w ogóle nie należało powierzać ci funkcji mówcy.

Poszukiwacz przycisnął język do podniebienia, powstrzymując się od wypowiedzenia słów, które cisnęły mu się na usta.

— Przykro mi, że cię rozczarowuję — rzekł wreszcie. — Zrobiłem jednak wszystko, co było w mojej mocy. Oblicze Starszego złagodniało nieco.

— Co się stało, to się nie odstanie — stwierdził z rezygnacją. — Dopiero historia oceni rzetelnie twoje poczynania.

Osobiście miał już wyrobione zdanie o dalszym rozwoju wypadków. Podobnie zresztą jak Zbb-rundgi i pozostali uczestnicy misji.

I mówiąc szczerze Thrr-gilag nie mógł ich za to winić. Co prawda realizacja planu, który miał doprowadzić do ponownego schwytania Pheylana Cavanagha, do czasu przebiegała idealnie. Zamierzał to podkreślić na Zgromadzeniu Ponadklanowym. Pozwolili uciekinierowi dostać się do obcego statku i uruchomić go. Dzięki temu obserwujący go Starsi zdobyli cenne informacje. Później zaś nagłe uwidocznienie się jednego z nich, zgodnie z przewidywaniami, odwróciło uwagę Ziemianina na tyle, że Thrr-gilag zdążył oswobodzić się z więzów i wprowadzić do organizmu więźnia niewielką dawkę trucizny. Kolejne informacje zdobyte przy minimalnym ryzyku.

Ale nikt nie wiedział o ludzkich myśliwcach, które pojawiły się jak spod ziemi. Rzeczywiście niewykluczone, że gdyby jeniec znajdował się pod strażą w swojej celi podczas owego niespodziewanego ataku, wrogowi nie udałoby się go oswobodzić.

A może wówczas Ziemianie zniszczyliby bazę, przenieśli wszystkich Zhirrzhów biorących udział w misji do grona Starszych, po czym i tak uwolnili Pheylana Cavanagha.

Thrr-gilag bezwiednie przycisnął mocno język do wewnętrznej strony policzka.

Te myśliwce były wprost przerażające. Niewyobrażalnie szybkie i jednocześnie zwrotne, siały wokół zniszczenie. Sylwetką i barwą przypominały maszyny, które powstrzymały siły uderzeniowe Zhirzhów na zamieszkanej przez ludzi planecie Do-rcas. Jego brat, Thrr-mezaz, sugerował, że to właśnie mogli być owi tajemniczy Miedzianogłowi, o których wzmianki znaleźli w zdobytym banku danych.

A może te same jednostki operowały i tu, i tam?

Poszukiwacz poczuł dreszcz, który przebiegł przez jego ciało. Jeżeli Miedzianogłowi potrafili wymknąć się nie zauważeni przez siły desantowe na Dorcas i przedostać się aż tutaj...

— Chcę mówić z moim bratem — zwrócił się do Chrr't-og-dana. — Thrr-mezazem z klanu Kee'rr, dowódcą sił, które wylądowały na Dorcas.

— Teraz? — zapytał ze zdziwieniem Starszy. — Czy nie lepiej byłoby to zrobić już z pokładu „Diligenta"?

— Żeby uspokoić kapitana Zbb-rundgi'ego?

— Nie, żeby ocalić własną głowę — odciął się Chrr't-ogda-no. — A może chcesz wciąż tu tkwić, kiedy jednostki obcych przybędą w większej liczbie?

Thrr-gilag westchnął.

— Na razie nic nam nie grozi. Wyjaśniłem to już zresztą kapitanowi. Od ich akcji upłynęło prawie sześć decyłuków i gdyby mieli w pobliżu więcej statków, dawno by już nas zaatakowali. Stąd wniosek, że większe siły muszą ściągnąć z któregoś ze swoich światów. A to powinno potrwać co najmniej pełen łuk, jeśli nie więcej.

— To tylko przypuszczenia.

— To wnioski sformułowane przez specjalistę do spraw obcych i ich kultur — warknął poszukiwacz, mając już dość jałowych sporów. Nikt nie zachowywał się w ten sposób wobec Svv-selica, gdy ten pełnił funkcję mówcy. — Poproszę więc o kontakt z Thrr-mezazem.

— Tak jest — mruknął Chrr't-ogdano, zamigotał i zniknął. W przeciwległym końcu pomieszczenia rozwarły się drzwi i do środka weszła, pchając wózek, członkini personelu technicznego.

— Co z naszymi więźniami? — zapytał Thrr-gilag.

— Wciąż śpią — odparła podjeżdżając do jednego z trzech zestawów do analizy tkankowej. — Poziom ich metabolizmu z wolna zaczyna rosnąć po problemach, jakie wystąpiły w trakcie przenosin na pokład. Uzdrawiacze twierdzą, że stan pacjentów powinien się stopniowo poprawiać.

— Dobrze — stwierdził szef bazy, zadowolony, że przynajmniej w tym przypadku nie występują poważniejsze perturbacje. To nie chęć zademonstrowania swej władzy, jak twierdzili Chrr't-ogdano i Zbb-rundgi, sprawiała, że zwlekał z ewakuacją. Przede wszystkim

obawiał się o dwóch nowych więźniów, którym groziła śmierć z powodu nie wyjaśnionych dolegliwości. Już ich transport na pokład statku stanowił w opinii uzdrawiaczy ryzykowne przedsięwzięcie. Postanowił więc dać obcym jak najwięcej czasu na dojście do siebie przed jakże groźnym dla nich startem.

Kapitan Zbb-rundgi nie był w stanie zrozumieć takiego postępowania. Albo po prostu lęk przed spodziewanym atakiem Ziemian nie pozwalał mu potraktować poważnie ostrzeżeń uzdrawiaczy. Ale do czasu, gdy Thrr-gilag pozostawał poza statkiem, to on decydował o starcie.

— Czy Starsi zdołali poznać istotę ich ran?

— Wciąż nad tym pracują — odpowiedziała operatorka, a ostatnie jej słowa zagłuszył zgrzyt wywołany przesuwaniem umieszczonego na wózku analizatora, wykonanego ze spieku ceramicznego. — Na razie wiedzą tyle co uzdrawiacze.

Obok poszukiwacza coś zamigotało i ponownie pojawił się Chrr't-ogdano.

— Mam kontakt z dowódcą Thrr-mezazem — warknął. — Zaczynaj.

— Tu Thrr-gilag — powiedział szef bazy, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego musiał tak długo czekać na połączenie. Przecież z trzema przyczółkami miała być utrzymywana stała łączność. Czyżby stało się coś niedobrego? — Kolonia numer dwanaście jakieś sześć decyłuków temu została zaatakowana przez ludzkie myśliwce typu opisanego w ostatnim raporcie. Pytanie: czy jesteś pewien, że oba wciąż znajdują się na Dorcas?

Starszy skinął głową i zniknął. Thrr-gilag czekał, obserwując pracującą operatorkę i licząc czas. Był przekonany, że przekaz na każdym etapie połączenia powinien trwać około piętnastu uderzeń, poczynając od kontaktu Chrr't-ogdano z komunikatorem na rodzinnej planecie Zhirrzhów — Oaccanv.

Stamtąd wiadomość wędrowała dalej, aż trafiała do świątyni kogoś, kto służył jako komunikator na Dorcas. Odpowiedź musiała pokonać tę samą drogę. Ostatnim razem, gdy prowadził rozmowę z przyczółkiem na Dorcas, czas potrzebny na uzyskanie odpowiedzi wynosił około stu dwudziestu uderzeń. A więc i tym razem powinno być podobnie.

Upłynęło jednak sto dziewięćdziesiąt uderzeń, zanim Chrr't-og-dano powrócił.

— „Oba myśliwce są na miejscu" — powiedział. — „Nic ci nie jest, bracie?"

Thrr-gilag wysunął język w uśmiechu. To cały Thrr-mezaz. Dopóki obaj nie przejdą do grona Starszych, pozostanie niezmiennie opiekuńczym, starszym bratem. A może nawet dłużej.

— Ze mną wszystko w porządku — odpowiedział. — A co u ciebie?

— „Kiedy ostatnio sprawdzałem, byłem na swoim miejscu" — brzmiała odpowiedź. Przynajmniej Thrr-mezaz nie stracił swego zwykłego poczucia humoru. — „W jakim stopniu została zniszczona twoja baza?"

— Niewielkim. To był niezwykle precyzyjny atak.

— „Tutaj natomiast starają się spowodować jak najwięcej strat. Ilu jednostek użyli?"

— Widzieliśmy tylko pięć myśliwców. Ale poza zasięgiem naszych wykrywaczy mogły znajdować się inne. A dlaczego pytasz? Czy to ważne?

— „Niewykluczone" — nadeszła odpowiedź. — „Orientując się, ile jednostek Ziemianie wysłali przeciwko nam, moglibyśmy próbować ocenić liczebność wszystkich ich sił. Chyba że po prostu na chybił trafił sprawdzali kolejno systemy i dopisało im szczęście".

— Bardzo w to wątpię — stwierdził Thrr-gilag. — Wiemy, że wysłali swoich także do systemu obserwacyjnego numer osiemnaście. „Diligent" i „Operant" niemal ich dopadły, ale jakoś zdołali się wymknąć.

— „A więc sprawdzali wszystkie pobliskie systemy gwiezdne" — orzekł Thrr-mezaz. — „A jest ich sporo".

— Zdecydowanie za dużo — przyznał brat. — Musieli wobec tego przyjąć jakiś klucz ograniczający liczbę podejrzanych planet.

— „Możliwe. Niestety, prowadzi to do dwóch niewesołych wniosków. Po pierwsze, że byli w stanie uzyskać niezwykle precyzyjne odczyty, pozwalające ustalić, skąd przyleciały nasze statki. Po drugie zaś, że posiadają szczegółowy katalog wszystkich systemów leżących w tej części kosmosu. Nie ma innego sposobu, który pozwoliłby na tak szybkie odnalezienie nas".

Thrr-gilag skrzywił się.

— Obawiam się, że masz rację — potwierdził. — Chyba że wiedzą, jak śledzić jednostki znajdujące się w tunelu. To także mogłoby ich do nas doprowadzić.

— „Daj spokój. W taki właście sposób rodzą się głupie plotki, a im bardziej nieprawdopodobna historia, tym szybciej się rozchodzi. Co, ewakuujecie się z bazy?"

— Tak. Otrzymaliśmy rozkaz powrotu na Oaccanv, gdzie bez wątpienia zostanę wezwany na posiedzenie Zgromadzenia Ponad-klanowego.

— „Zapewne. Uważaj na każde słowo. Klan Too'rr był wyraźnie niezadowolony, gdy zająłeś miejsce Svv-selica".

Przynajmniej tamtych niepowodzeń nie mogli zwalić na jego barki.

— Tak zdecydowano. Starsi zażądali, by pozbawiono go funkcji, gdy pozwolił Ziemianinowi zbytnio zbliżyć się do piramidy.

— „Mimo wszystko uważaj na siebie".

— Oczywiście — Thrr-gilag zmarszczył czoło. — Czy coś jest nie tak? Przekaz trwa znacznie dłużej niż pięć łuków temu.

Tym razem opóźnienie było dużo większe niż zwykle. Poszukiwacz już zamierzał wezwać innego Starszego, aby odnalazł Chrr't-ogdano, gdy ten właśnie wrócił.

— „Straciliśmy połączenie, z którego wówczas korzystaliśmy" — powtórzył słowa Thrr-mezaza Starszy, a jego cichy głos nabrał innego brzmienia. — „Jeden z naszych komunikatorów zniknął dwa łuki temu. Prr't-zevisti z klanu Dhaa'rr".

Dzienne źrenice Thrr-gilaga zwęziły się.

— Jak, na osiemnaście światów, do tego doszło?

— „Wojownicy Ziemian napadli na jedną z naszych piramid i zabrali wycinek z jego organu fsss" — nadeszła odpowiedź. — „Śledziliśmy go aż do bazy tamtych.

Wtedy właśnie połączenie z jego rodzinną świątynią zostało zerwane".

— Zabili go?

— „Albo w jakiś szczególny sposób zdołali uwięzić. Wiemy tylko, że od tego czasu nie możemy się z nim skontaktować. Ani tu, ani w świątyni na Dharanv".

— Rozumiem. Ale w jaki sposób obcy sforsowali ogrodzenie?

— „Nie musieli tego robić. Tak się składa, że wszystkie cztery piramidy znajdowały się poza terenem naszej bazy".

— Poza terenem bazy? — powtórzył z niedowierzaniem Thrr-gilag. — Co za dureń wpadł na taki pomysł?

— „Ja. To był eksperyment mający na celu sprawdzenie, czy Starsi mogą skutecznie wspierać wartowników w warunkach bojowych".

Poszukiwacz aż wysunął język.

— Przywódcom klanu Dhaa'rr na pewno się to nie spodoba.

— „Ich niezadowolenie już zostało mi okazane" — brzmiała przekazana beznamiętnym tonem odpowiedź. — „I spodziewam się, że ty także je odczujesz, kiedy staniesz przed Zgromadzeniem".

— Dziękuję za przestrogę — mruknął Thrr-gilag sprawdzając czas. Obcy więźniowie powinni już być w lepszej formie. Przynajmniej na tyle, by nie groziła im utrata życia. — Muszę już ruszać, bracie. Uważaj na siebie. Wkrótce ponownie się z tobą skontaktuję.

— „Ty także" — powtórzył Chrr't-ogdano. — „Do zobaczenia".

— Do zobaczenia — Thrr-gilag skinął Starszemu. — Dziękuję ci. Możesz już zwolnić wszystkich komunikatorów. Czas ruszać.

— Tak jest — mruknął Chrr't-ogdano. Językiem wskazał drzwi. — A co z piramidą? Zamierzacie ją tu zostawić?

— Bez niej nie będziemy mogli obserwować Ziemian, kiedy tu wrócą — zauważył poszukiwacz, przyglądając się zatroskanej minie rozmówcy. — A co? Boisz się?

— Po tym, co stało się z Prr't-zevisti? Oczywiście, że się boję. Na moim miejscu też czułbyś to samo.

Thrr-gilag skrzywił się i pomacał ręką niewielką bliznę na karku. Na usta cisnęły mu się słowa protestu, lecz zdecydował się nie wypowiadać ich głośno.

Teoretycznie żadne eksperymenty na wycinku fsss nie powinny mieć wpływu na sam organ, bezpiecznie spoczywający w świątyni oddalonej o dwieście pięćdziesiąt cykli świetlnych. W przypadku jakiegokolwiek zagrożenia Chrr't-ogdano, jak i inni Starsi, mógł przenieść się do świątyni, a tam byli już zupełnie bezpieczni. Teoretycznie.

Bowiem w praktyce miał do czynienia z grupą zdenerwowanych Starszych obawiających się o swoją przyszłość. Nie można było bowiem mieć pewności, czy przeciwnik nie znajdzie jakiegoś sposobu, by zatrzymać ich doczepionych do wycinków.

— A co z obserwatorami w systemie badawczym numer osiemnaście? — odezwał się Chrr't-ogdano. — Pamiętasz ich raport? Odczuwali ból wywołany przez paralizatory Ziemian.

— Jednak wciąż pozostawali w swoich wycinkach i obserwowali ich — przypomniał mu poszukiwacz. — Ale jestem gotów ustąpić. Poinformuj dowódcę Zbb-rundgi'ego, że zmieniłem zdanie i piramida ma zostać stąd usunięta. I przekaż mu, żeby był przygotowany do startu, kiedy tylko znajdę się na pokładzie.

— Tak jest — rzekł Chrr't-ogdano, tym razem sprawiający wrażenie zadowolonego.

Zniknął. Pozostawszy sam, Thrr-gilag wstał. Ze złością przycisnął język do podniebienia, gdy przewieszał przez ramię zniszczony kombinezon posłuszeństwa.

A więc znowu to samo: Zhir-rzhowie rozpoczęli kolejną wojnę z nieznaną rasą. Z Obcymi, którzy, podobnie jak wszyscy poprzedni, na ich widok momentalnie atakowali. Ale obecny przeciwnik posiadał potężne pociski i niewielkie, lecz siejące niebywałe zniszczenia myśliwce, a przede wszystkim dysponował ogromną liczbą paralizatorów — broni zadającej ból Starszym, co w konsekwencji mogło zniszczyć oparty na nich główny system łączności. Ponadto Ziemianie opanowali dwadzieścia cztery światy i zdołali zdominować co najmniej osiem innych ras, podczas gdy Zhirrzhowie skolonizowali jedynie osiemnaście.

Na domiar złego Obcy posiadali jeszcze inną przerażającą broń, opisaną mu przez Pheylana Cavanagha. Siejące śmierć urządzenie nazywane CIRCE.Thrr-gilag ostatni raz rozejrzał się po pustym pomieszczeniu, po czym wyszedł i ruszył ku statkowi. Idąc zastanawiał się, czy Dowództwo i Zgromadzenie Ponadklanowe nie obcięło tym razem kęsa, którego nie da się przełknąć.

Od Oaccarw dzieliła ich odległość dwustu pięćdziesięciu cykli świetlnych — niemal trzydzieści pięć decyłuków lotu z prędkością gwiezdną. Thrr-gilag miał więc trzy i pół łuku, by leżąc w swojej kabinie studiować dane dotyczące Pheylana Cavanagha i ćwiczyć znajomość języka ludzi. A także myśleć, co dzieje się gdzie indziej, podczas gdy oni mkną przez pustkę.

Na szczęście nie był zupełnie odcięty od reszty świata. Zbb--rundgi poinstruował wprawdzie wszystkich na pokładzie, oczywiście nieoficjalnie, by unikali kontaktów z młodym poszukiwaczem, który dopuścił do ucieczki ludzkiego więźnia, a ponadto, co chyba ważniejsze, z pogardą przyjmował rady dowódcy statku. Ale ani Nzz-oonaz, ani Svv-selic nie potraktowali tego poważnie i na bieżąco informowali współpracownika o postępach ofensywy.

Raporty Starszych były dosyć ogólnikowe, lecz generalnie pozytywne. Na wszystkich trzech zaatakowanych planetach obrońcy zostali zaskoczeni, co jednak nie powstrzymało ich przed przeprowadzaniem kontrataków przy użyciu wybuchających pocisków i paralizatorów. Zdołano ich jednak wyprzeć z baz i zmusić do ukrycia się w trudnym do spacyfikowania terenie. Przyczółki zostały zdobyte i umocnione, a znaczne siły zajęły pozycje na orbicie. Teraz nadszedł czas na systematyczne powiększanie kontrolowanego terytorium i oczekiwanie na rozwój wojny rozpętanej przez Ziemian.

Jeżeli to rzeczywiście oni ją rozpoczęli.

Ta dręcząca wątpliwość kryła się w zakamarkach umysłu Thrr--gilaga podczas całej podróży. Oczywiście ufał Starszym, a oni stanowczo twierdzili, że to Ziemianie okazali się agresorami już w momencie pierwszego spotkania. Ale jednocześnie poszukiwacz nie potrafił tak po prostu zignorować wersji Pheylana Cavanagha, który był święcie przekonany, że to właśnie statki Zhirrzhów bez żadnego powodu otworzyły ogień.

Prawdopodobnie jeniec kłamał. Niemal na pewno kłamał. Lecz wciąż pozostawał cień wątpliwości. Thrr-gilag miał nadzieję, że do czasu przybycia na Oaccanv zdoła się ich pozbyć.

— Wszyscy powstać — rozległ się donośny głos. Słowa odbiły się echem w ogromnej sali, ale natychmiast zagłuszył je rumor towarzyszący podnoszeniu się tysiąca Zhirrzhów. — Zgromadzenie Ponadklanowe rozpoczyna obrady. Oddajmy honor Pierwszemu.

W tyle, za podium, otworzyły się drzwi i wyłonił się z nich przywódca rasy Zhirrzhów. Zatrzymał się na kilka uderzeń i w milczeniu omiatał wzrokiem zatłoczone pomieszczenie. Wreszcie uniósł owoc kavra tak, by wszyscy wyraźnie go widzieli, i zgodnie ze starożytnym rytuałem wyrażającym szczerość i ufność, naciął go dwukrotnie językiem. Odłożył owoc na niski stolik przy drzwiach, wytarł palce w tkaninę i ruszył przed siebie. Przeszedł między dwiema świątyniami, z szacunkiem skłaniając przed nimi głowę. Większa, ze zwykłego białego spieku, przeznaczona była dla Ponadklanowców. Mniejszą zaś, wykonaną z czarnego kamienia, poświęcono byłym Pierwszym.

— Witam mówców tysiąca klanów — powiedział zajmując swe miejsce i dając znak, by zgromadzeni także usiedli. — Spotkaliśmy się, aby omówić wydarzenia mające miejsce cztery łuki temu. Zdarzenia, które zmusiły nas do ewakuacji z Kolonii numer dwanaście. Poszukiwacze Thrr-gilag z klanu Kee'rr, Svv-selic z klanu Too'rr i Nzz-oonaz z klanu Flii'rr, wystąpcie.

Thrr-gilag wszedł wraz z dwoma współpracownikami na przeznaczone dla świadków podwyższenie obok podium. Słodko--kwaśny zapach neutralizującego trucizny soku z kavry mieszał się z goryczą w ustach, gdy usiłował wyczytać cokolwiek z twarzy Pierwszego. Miał nadzieję, że uda mu się poznać myśli tytularnego przywódcy rasy Zhirrzhów.

Ale oblicze Pierwszego wyglądało jak maska. I nie należało się temu dziwić. Od pięciuset cykli, kiedy to po raz pierwszy zwołano Zgromadzenie Ponadklanowe, rodzina bez przynależności klanowej, której był potomkiem, wyznaczyła swym synom i córkom rolę absolutnie obiektywnych autorytetów. Jej członkowie nie byli z nikim sprzymierzeni, nie mieli w stosunku do nikogo jakichkolwiek zobowiązań, nikogo nie faworyzowali i nie mieli żadnych wrogów. Ale tylko ten, kto nauczył się głęboko ukrywać swe myśli i uprzedzenia, miał szansę na zostanie przywódcą.

— Poszukiwaczu Thrr-gilagu — odezwał się Pierwszy, spoglądając przenikliwie na wywołanego. — Jako wyznaczony mówca grupy specjalistów do spraw obcych w Kolonii numer dwanaście ponosisz pełną odpowiedzialność za wydarzenia mające miejsce cztery łuki temu. Zajścia, w wyniku których jeniec zbiegł, zostaliśmy zmuszeni do ewakuacji bazy, a ośmiu Zhirrzhów zasiliło grono Starszych.

Zapoznaliśmy się z twoimi raportami, podobnie jak i z opiniami komunikatorów i Starszych asystujących badaniom. Teraz pragniemy poznać twoje myśli.

I moje tłumaczenie, dopowiedział w duchu Thrr-gilag. Ale i tym razem twarz Pierwszego pozostała zupełnie nieruchoma.

— Znasz szczegóły dotyczące tego incydentu — rzekł poszukiwacz, zmuszając się do patrzenia na rzędy obserwujących go uważnie mówców oraz tłum wiszących nad nimi Starszych. — Ludzki więzień za pomocą błota zdołał zablokować czujniki kombinezonu posłuszeństwa — ciągnął. — Udało mu się także obezwładnić mnie i jednego z techników. Wykorzystał nas jako żywe tarcze i zażądał dopuszczenia do statku obcych, który akurat przyleciał.

— Czy aż tak obawiałeś się przeniesienia do grona Starszych, że odwołałeś wojowników? — warknął ktoś z pierwszego rzędu.

Thrr-gilag skupił wzrok na jego twarzy. Należała do znanej mu osoby: Cvv-panava, mówcy potężnego klanu Dhaa'rr.

— Nie obawiałem się tego, mówco — odparował. — Szczerze mówiąc ryzykowałem już wcześniej, wydając wojownikom rozkaz posłużenia się oślepiaczami. Ale, niestety, atak ten nie przyniósł spodziewanego efektu.

— Zatem powinieneś polecić im, by użyli laserów — nie ustępował Cvv-panav.

— Być może. Przyznaję, że sytuacja była ryzykowna, ale we właściwym jej rozegraniu widziałem sposób na uzyskanie cennych informacji.

Cvv-panav parsknął.

— Już zbieraliśmy takie informacje...

— Niech mówca klanu Dhaa'rr zamilknie — przerwał mu Pierwszy. — Jakie informacje masz na myśli, poszukiwaczu?

— Obcy statek został uszkodzony podczas jego przejęcia. Nasi obserwatorzy widzieli tylko, jak załoga sprowadziła go na ziemię, ale jej członkowie odnieśli poważne obrażenia i nie było wiadomo, czy w ogóle przeżyją. Uznałem, że jeśli wpuścimy Ziemianina na pokład, nasi Starsi będą mieli sposobność dokładnie poznać tajniki tej jednostki. Dlatego właśnie wydałem rozkaz, by wstrzymać ogień i spełnić jego żądanie.

— Dosyć ryzykowne posunięcie — stwierdził inny mówca. — A niewiele można było zyskać. I tak w końcu zdołalibyśmy wszystkiego się o niej dowiedzieć.

— Poza tym załoga przeżyła — dorzucił Cvv-panav. — Co oznacza, że w ogóle nie warto było ryzykować.

— Możliwe — mruknął Thrr-gilag. — Ale wówczas nie mogłem tego przewidzieć, jeśli zaś chodzi o obcych, ich stan wciąż określany jest jako poważny.

— Jedno nie ulega wątpliwości: twój fortel zakończył się niepowodzeniem — nie ustępował Cvv-panav. — Ziemianin wrócił do swoich z wiedzą o Zhirrzhach. Powinieneś go zabić.

— To również mogło nic nie dać — zaoponował Thrr-gilag. Nadszedł decydujący moment przesłuchania, a ryzykował, że jego opinia nie zostanie zaakceptowana przez ogół zebranych. — Moim zdaniem nie jest wykluczone, że Ziemianie posiadają swoich Starszych.

Spodziewał się ryku wściekłości, a przynajmniej westchnienia znamionującego zaskoczenie. Tymczasem na sali zapanowała śmiertelna cisza.

— Masz na to jakiś dowód? — przerwał ją Pierwszy.

— Na razie nie — odpowiedział poszukiwacz, starając się zapanować nad drżeniem głosu i ogona. — Ale istnieją po temu poważne poszlaki. Ziemianin szybko zwrócił uwagę na nasze blizny i zadawał wiele pytań na ich temat. Co więcej, on także miał na ciele podobny ślad... — wskazał na bok brzucha — skąd mógł zostać wydobyty organ o rozmiarach fsss.

— Interesujące miejsce — stwierdził Pierwszy. — Czy to odkrycie potwierdziły badania medyczne lub oględziny przeprowadzone przez Starszych?

— Jedno i drugie. Obserwację zleciłem Starszym po rozmowie z Ziemianinem o organie fsss.

— Rozmowie, która jak zauważyłem wcześniej, wcale nie powinna mieć miejsca — wtrącił Svv-selic. — Dostarczyła ona informacji...

— Niech poszukiwacz Svv-selic zamilknie — rzucił Pierwszy. — Pozwól zauważyć, poszukiwaczu Thrr-gilag, że pięć innych ciał Ziemian zostało poddanych oględzinom tuż po bitwie kosmicznej. Na powierzchni żadnego nie znaleźliśmy nawet śladu podobnych blizn.

— Tak, wiem o tym — przyznał Thrr-gilag. — Jeśli więc rzeczywiście mają Starszych, może to świadczyć, że znajdują się we wczesnym stadium rozwoju socjalnego.

— Niemożliwe — zaprotestował Cvv-panav. — Dysponują przecież bardzo zaawansowaną techniką.

— Poziom techniki niekoniecznie musi iść w parze z ewolucją struktury ich społeczeństwa — zauważył specjalista do spraw obcych. — Ten Ziemianin — Pheylan Cavanagh — posiadał rangę równą naszemu dowódcy okrętu. Jeśli on i tylko on miał usunięty organ fsss, można by z tego wnioskować, iż Ziemianie znajdują się na poziomie odpowiadającym stanowi naszego społeczeństwa przed Pierwszą Wojną Starszych.

Przez kilka uderzeń w sali panowała cisza.

— Biorąc pod uwagę barbarzyństwo tamtej ery, byłaby to doprawdy zła wiadomość — odezwał się wreszcie Pierwszy. — Jednak tłumaczyłaby bestialstwo, z jakim zaatakowali nasze jednostki. Czy powinniśmy wobec tego założyć, że mamy do czynienia z klanowym, feudalnym systemem?

— Niewykluczone — rzekł Thrr-gilag. — Ale musimy pamiętać, że to obcy. Nie możemy stosować tak prostych porównań z naszą historią.

— Nie możemy także zapominać, że mamy tu do czynienia jedynie ze spekulacjami — przypomniał Cvv-panav. — Tworzenie takich teorii wyłącznie na podstawie jednej blizny na ciele tego osobnika, to coś pomiędzy bredzeniem w gorączce a głupotą.

Thrr-gilag poczuł, jak dzienne źrenice zwężają mu się ze zdenerwowania.

— Pragnę w tym miejscu coś przypomnieć. Jednym z pierwszych posunięć Ziemianina była próba dotarcia do piramidy naszych obserwatorów i komunikatorów. To pozwala przypuszczać, że orientował się, jakim celom służy.

— Czysty zbieg okoliczności. Albo ciekawość.

— Czy zbiegiem okoliczności było także to, iż ludzki myśliwiec, który penetrował świat obserwacyjny numer osiemnaście, błyskawicznie odszukał piramidę i zaatakował ją przy użyciu paralizatorów? — odparował poszukiwacz. — A może za zbieg okoliczności uznamy fakt dokonanej na Dorcas rozmyślnej kradzieży wycinka z organu fsssl...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin