Rozdział ósmy.doc

(42 KB) Pobierz
Emily szła do domu na piechotę nie oglądając się za siebie

Emily szła do domu na piechotę nie oglądając się za siebie. Nie opuszczało ją złe przeczucie dotyczące dzisiejszego wieczoru. Wmawiała sobie, że to tylko panika i strach przed spotkaniem na cmentarzu, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że ktoś bez przerwy ją obserwuje. Dla pewności zerkała co jakiś czas przez ramię , ale ulice były puste. Coś nie grało i ona o tym doskonale wiedziała . Zazwyczaj wszędzie biegały dzieciaki a tego dnia na ulicy nie było żywej duszy.
Dziwne uczucie opuściło ją z chwilą zatrzaśnięcia drzwi  . Z ulgą oparła się o nie plecami i odetchnęła kilka razy. Miała plan, ale jeśli miała go zrealizować potrzebna była jej pomoc. Wyciągnęła komórkę z kieszeni spodni i wybrała numer ciotki. Czekała chwilę ale kiedy odezwała się poczta głosowa zaklęła i rzuciła telefon na szafkę.
Rozległo się pukanie do drzwi które sprawiło, że serce podjechało jej do gardła. Zerknęła na okno, było jeszcze zbyt jasno żeby się o nią upomnieli.
-Kto tam?
-To ja.
Emily zacisnęła pięści.
-Zabieraj się stąd razem ze swoim kołkiem bo urządzę sobie kolację - warknęła przechodząc do kuchni. Właśnie miała nalać sobie wody kiedy zobaczyła Jamesa stojącego za oknem.

-Emy, nie idź tam - jego sfrustrowany wyraz twarzy bynajmniej nie zrobił na niej wrażenia.
-Jeśli chcesz możesz zostać w domu i dalej trząść się przed pijawkami. Ja nie zamierzam - jednym ruchem opuściła rolety. Ciemność, która zapadła nieco przeszkadzała jej w zlokalizowaniu wejścia do piwnicy. Gdy już je znalazła zbiegła szybko po schodach. Jej oddech w ciszy zdawał się być zadziwiająco głośny, a dźwięk kroków przypominał do złudzenia dudnienie słoni  . W pamięci zanotowała, że musi poćwiczyć bezszelestne poruszanie się. Skoro ona sama  siebie słyszała to co dopiero wampir.
Brunetka zapaliła światło i zamrugała kilkakrotnie żeby przyzwyczaić się do panującej jasności. Miała niecałe dwie godziny , żeby dowiedzieć się jak należy się bronić. Zaczęła od razu przeglądać wszystkie książki znajdujące się na  regałach ciotki. Niektóre były po łacinie, co ją irytowało ale szkice na poszczególnych stronach łagodziły to uczucie . Niektóre były o rodzajach broni inne o sposobach zabijania wampirów i to właśnie te ustawiała w stosach na biurku. Odrzucała tomy w których były zawarte historie sprzed lat i takie których nie rozumiała z prostej przyczyny – nie znajomości danego języka w którym książka była wydana . W końcu mając przed sobą ponad dziesięć opasłych tomów zaczęła czytać te co najciekawsze fragmenty. Nie miała czasu na zapoznanie się z całą treścią więc musiała sprawnie wybierać te elementy które były najistotniejsze. Natknęła się nawet na obalenie mitu o czosnku przez niejakiego Nicholasa Fairchilda. Starała się pojąć wszystkie zastosowania poszczególnych sztyletów ale gdy zegar wybił szóstą nie mogła się już skupić. Panika sprawiła, że trzęsły jej się ręce przerażenie osiągnęło punkt kulminacyjny .
-Nie dam rady...-oparła plecy o chłodną ścianę i przymknęła oczy. To był koniec...

********************

Dziewczyna obudziła się skulona na podłodze. Było jej zimno a do tego twarda podłoga jej nie służyła. Wszystkie jej mięśnie protestowały gdy starała się przeciągnąć. Miała nieodpartą ochotę pójść na górę i przespać się jeszcze gdy nagle zauważyła te wszystkie książki rozłożone wokół niej. Zerwała się z miejsca i spojrzała szybko na zegarek. Dochodziła dwudziesta.
-To się nie dzieje...-jęknęła.
Wbiegła szybko po schodach nie fatygując się nawet zgasić światło. Miała zamiar chwycić tylko kurtkę i pobiec na cmentarz. Gdy wpadła do pokoju poczuła jak robi jej się słabo. Naprzeciw niej stał Serafin oparty nonszalancko o ścianę i gdyby nie napięta atmosfera pewnie wydawałby jej się całkiem rozluźniony. Ale nie był.
-Co ty tu robisz?-spytała gdy nareszcie odzyskała głos.
Chłopak posłał jej kpiące spojrzenie.
-No wiesz... Byłem jakiś czas na cmentarzu, ale szybko mi się znudziło.
Oblała się rumieńcem ale nie miała zamiaru chować się po kątach.
-Ja tylko…
Wampir zmarszczył brwi i uniósł dłoń do góry przerywając jej. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie nie wiedząc co się dzieje aż usłyszała trzask dochodzący z zewnątrz. W ciszy wychwyciła alarm dochodzący z piwnicy. To znaczyło że w obrębie domu właśnie pojawił się kolejny wampir. W pewnej chwili przypomniała sobie o broni w podziemiach . Nie chciała być bezbronna. Odwróciła się chwytając za klamkę.
-Nie otwieraj!
Za późno. Szarpnęła drzwi zanim zdążyła pojąć o co mogło mu chodzić.

********************

Pierwsze co Emily zdążyła sobie uzmysłowić po ocknięciu się to nieziemski ból głowy. Leżała na czymś miękkim, a gdy zorientowała się, że to jej łóżko ogarnął ją niepokój. Dlaczego nadal była w swojej sypialni?
Miała właśnie podnieść się by to sprawdzić gdy zorientowała się, że nie jest sama. Oprócz niej  były tu jeszcze przynajmniej dwie osoby wykłócające się o coś.
-I dlatego pomyślałaś, że najlepiej będzie zdzielić ją w głowę i zawlec do Londynu - ten ironiczny głos słyszała stanowczo za często.
Dźwięk który rozległ się w pokoju przypominał prychnięcie rozjuszonej kotki.
-Miało być szybko i sprawnie. Nie powiedział delikatnie - damskiego głosu nie poznawała i to ją zaniepokoiło. W jej pokoju czaiła się wściekła wampirzyca . Cudownie.
-Kiedy?
-Ma czas do jutra wieczora. Chyba że masz ochotę na kolejne odwiedziny choć nie tak... przyjemne-brunetka mogła przysiąc  że na twarzy jej pojawił się paskudny uśmieszek.
-Wynoś sięwarknął - Przekaż Liamowi, że dostanie czego chce.
-Jak sobie życzysz-zaśpiewała słodkim głosikiem.
Emily otworzyła oczy w tym samym momencie w którym burza rudych loków znikła za drzwiami. Zadrżała. Kobieta z pewnością nie należała do nieszkodliwych.
-W porządku?-usłyszała.
Dziewczyna przeniosła wzrok na wampira unosząc rękę do głowy . W jednym miejscu wyczuła guza, ale bolał tylko gdy go dotykała.
-Chyba... chyba tak-odpowiedziała-Czego chciała?-spytała przypatrując  mu się uważnie. Jak zwykle miał na twarzy tę swoją kamienną maskę którą przybierał kiedy nie chciał by dowiedziała się czegoś więcej. Udawał że nie miał uczuć, ale ona doskonale wiedziała że tak naprawdę potrzebuje kogoś bliskiego. Każdy potrzebował, a on z pewnością nie był wyjątkiem. To że tego nie okazywał wcale nie wykluczało tego że ma rację  .
-Ściągnąć cię do Londynu.
Emily uniosła brwi ku górze.
-Po co?-nie starała się ukryć zdziwienia w głosie.
Serafin westchnął.
-Bo tak chce Krąg-wyjaśnił tonem jakim mówi się do małego dziecka.
Brunetka poczuła jak krew odpływa z jej twarzy i nerwowo przełknęła ślinę .
-Bo Liam tak chce-sprostowała zdławionym głosem. Przypomniała sobie zdjęcie w książce i rozmowę Samanthy i Serafina. Kimkolwiek był blondyn z pewnością nie cieszył się niczyją sympatią, a teraz wysłał po nią wampirzycę w dzień w którym powinna wrócić jej ciotka -Coś się stało- nie pytała o to. Po prostu stwierdziła.
Będąc pod jego czujnym spojrzeniem wyciągnęła spod łóżka swoją podróżną torbę pakując do niej swoje rzeczy. Co jakiś czas miała zawroty głowy, ale nie zwracała na to uwagi. Najwyraźniej jej ciotka była w niebezpieczeństwie i nie miała zamiaru stać z założonymi rękami.
-Zaopiekujesz się Susie-oświadczyła dopinając torbę.
Kiedy znowu poczuła zawroty głowy zacisnęła zęby i ruszyła do łazienki. Chwyciła z półeczki koło lustra szklaną fiolkę z lekarstwem. Chciała ją otworzyć, ale ziemia na moment usunęła się jej spod nóg a gdy otworzyła oczy odkryła że Serafin trzyma upuszczoną buteleczkę w jednej ręce drugą podtrzymując ją w talii .
-Nie dojedziesz tam sama. No.. chyba że masz ochotę na jazdę karawanem pogrzebowym -zakpił.
-Dzięki ale nie potrzebna mi pomoc-wyrwała mu fiolkę i połknęła kilka tabletek naraz . Miała nadzieję, że szybko jej przejdzie. Wyszła z łazienki nie ciesząc się zbytnio z towarzystwa wampira.
-Nie mówię tylko o dojechaniu na miejsce. Musisz wiedzieć jak się zachować. Co powinnaś mówić a czego nie...-ciągnął.
-Poradzę sobie-wycedziła chwytając plecak i nie oglądając się za siebie zeszła do piwnicy. Wpakowała do niego sztylet, dwie ostro zakończone obręcze i woreczek jakiegoś srebrnego proszku, który jej ciotka miała przy sobie kiedy odezwał się alarm. Wychodząc rozejrzała się po pomieszczeniu i natrafiła wzrokiem na kołek. Leżał dokładnie tam gdzie ostatnio zniknął Malcolm. Emily zdusiła w sobie wspomnienie jego hipnotyzującego wzroku i podeszła chwytając przedmiot. Nie był ciężki, ale dosyć mocny i ostry by przebić ciało wampira. Wrzuciła go do plecaka zamykając zamek . Nie chciała tego oglądać póki nie będzie to konieczne a to mogło się zdarzyć szybciej niż przypuszczała .
Wchodząc do pokoju zauważyła, że Serafin prawie się nie ruszył. Różnica była w tym że jej torba zniknęła.
-Jest w moim samochodzie-wyjaśnił zanim zdążyła spytać.
Emily zmrużyła oczy zakładając ręce na piersiach.
-Chyba niewyraźnie mówię więc teraz postawię sprawę jasno. Ty nigdzie nie jedziesz.
Serafin uniósł jedną brew do góry.
-Co zrobisz? Rzucisz we mnie kołkiem? Nie jestem związany jak ten odmieniec w piwnicy więc jak masz zamiar to zrobić moja mała Emy?
Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści.
-Nie jestem twoja-warknęła.
-Oh, czyżby? Z tego co wiem jesteś pod moją ochroną-uśmiechnął się przebiegle.
Jej zaciśnięte wargi utworzyły jedną wąską linię.
-Możesz myśleć, że jestem twoja. Możesz to ogłaszać całemu światu. Pamiętaj tylko że kiedy zagwiżdżesz nie przylecę jak wierny piesek-mówiąc to odwróciła się na pięcie i zbiegła ze schodów. Gdy chwyciła komórkę zauważyła kilkanaście nieodebranych połączeń od Jamesa. Wszystkie wykonane w chwili kiedy powinna być na cmentarzu. Poczuła jak zaschło jej w gardle. Przez cały czas kiedy zwyczajnie spała i traciła czas na bezsensowne kłótnie z Serafinem on myślał, że już nie żyje.
Otrząsnąwszy się szybko wybrała jego numer. Sygnał ciągnął się w nieskończoność i kiedy miała już zrezygnować w aparacie odezwał się zachrypnięty głos.
-Emily?
Brunetka nie zdziwiła się słysząc zwątpienie w jego głosie.
-Jestem człowiekiem-powiedziała szorstko .
Na moment po drugiej stronie zaległa cisza.
-Wszystko w porządku?
-Dlaczego wszyscy o to pytają? -westchnęła- Tak, wszystko w porządku.
Emily wyobraziła go sobie jak oddycha z ulgą i uśmiechnęła się.
-Musimy jutro pogadać.
Zagryzła wargę. Nie chciała mówić mu że znowu go opuszcza, że znowu wyjeżdża.
-Jutro już mnie tu nie będzie, James - powiedziała w końcu.
-Co?  -w jego głosie dało się słyszeć napięcie i niedowierzanie.
-Mam kilka spraw do załatwienia w Londynie. Wrócę najszybciej jak się da.
Poniekąd nie skłamała. Ona tylko nie powiedziała mu całej prawdy.
-Może mógłbym...
-Nie!- krzyknęła, ale natychmiast się opanowała- Nie, ja.. Ja muszę sama to załatwić.
Znowu ta krępująca cisza, która zapadała za każdym razem gdy coś między nimi nie grało. Na dodatek była pewna że on wiedział że kłamie , choć ciągle jej ufał . Poczucie winy wzrosło kiedy usłyszała troskę w jego głosie.
-W takim razie do zobaczenia.
-Tak. Do zobaczenia, James –rozłączyła się.
Wychodząc z domu zastanawiała się czy naprawdę mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że jeszcze się zobaczą.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin