Drobne rysy 1-11.2 [NZ].doc

(650 KB) Pobierz
Rozdział 2

Tytuł oryginału: Fine Lines

Autor: Shadowphoenix

Tłumaczenie: Zielony Kot

Zgoda autora: jest

 

Korekta:

Xena (rozdziały 2 - 9a)

Alexann (rozdział 8a)

Salomanka (od rozdziału 9b)

 

 

    Do tłumaczenia: http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=2&t=7101&start=90

 

 

 

Drobne rysy



 

Rozdział 1
Choćbyś nie wiem jak się starał...




Zapowiadało się na jeden z tych dni. Nic konkretnie nie wskazywało na jeden z tych dni, jednak czekając na pozostałych w gabinecie dyrektora wiedział, że dzień obierał zdecydowanie niekorzystną trajektorię.
- Napijesz się w międzyczasie herbaty? - zapytał dyrektor.
- Odniosłem wrażenie, że to nie będzie towarzyska wizyta.
- Z doświadczenia wiem, że każda okazja jest dobra, by napić się herbaty - wzruszył ramionami Albus Dumbledore.
- Dlaczego zawsze, gdy częstujesz mnie herbatą, czuję się jak gdybym miał być przesłuchiwany? - Severus spojrzał na niego mrocznie.
Niestety nie dane mu było usłyszeć odpowiedzi, gdyż w drzwiach gabinetu pojawiły się trzy oczekiwane osoby. Albus uśmiechnął się do każdego z osobna i skinął na trzy puste krzesła przy biurku. Severus spojrzał wilkiem. Marzył jedynie o uwolnieniu się od nich wszystkich i powrocie do swojego gabinetu. Spochmurniał jeszcze bardziej kiedy wybuchła sprzeczka o to, kto ma być tym pechowcem skazanym na zajęcie miejsca obok niego.
- Dzień dobry Minerwo, Hermiono, Ronie - przywitał ich Albus, gdy tylko usiedli. - Cieszę się, że dołączyliście do nas, mimo że nie powiadomiłem was o tym spotkaniu wcześniej.
- Severusie - rzekła grzecznie Hermiona i usiadła obok niego chcąc udobruchać Rona, który spiorunował Snape’a wzrokiem i usadowił się obok niej.
Severus również skinął nie siląc się na słowa. Na Rona nawet nie zwrócił uwagi, co nawet chłopakowi odpowiadało. I tak przy każdej okazji uparcie się starał go ignorować. Severus zerknął na dyrektora i z irytacją stwierdził, iż on i Minerwa wdali się w dyskusję o nowych pierwszoroczniakach. Niecierpliwiąc się coraz bardziej i chcąc mieć owo spotkanie za sobą tak szybko jak to możliwe, Severus postanowił im przerwać.
- Albusie, teraz jesteśmy już wszyscy, chyba że zaprosiłeś jeszcze kogoś, o kim nie raczyłeś nam powiedzieć.
Dumbledore przyglądał mu się przez chwilę, a następnie rozejrzał i zamrugał, jakby zaskoczył go fakt, że istotnie, wszyscy już byli obecni.
- Cóż, więc jesteście. Skoro tak, może zaczniemy?
Severus z trudem powstrzymał się od przewrócenia oczami.
- Mam dla was wieści, które zdejmą wam z serca pewien ciężar - Albus przerwał, spojrzał znacząco wpierw na Hermionę i Rona, następnie jego spojrzenie spoczęło na Severusie. Mężczyzna zaniepokoił się lekko. - Albo możliwe, że dodadzą kolejny.
Kiedy Hermiona i Ron wymienili zdezorientowane spojrzenia, Severus skupił się na niemej konwersacji, którą Albus odbywał z Minerwą. Oni coś knują, pomyślał. Miał niejasne podejrzenie, że jego życie skomplikuje się o wiele bardziej niżby mu to odpowiadało.
- Harry się odnalazł - oświadczył Albus, kiedy jego byli uczniowie ponownie na niego spojrzeli.
- Naprawdę? Gdzie? - wytrzeszczyła oczy Hermiona.
- Ruszajmy po niego! Gdzie jest? - Ron poderwał się z krzesła zanim nawet zaczął mówić.
Tu chodzi o Pottera. Podejrzenie nasiliło się.

- Chwileczkę, chwileczkę. Niech się wszyscy uspokoją. Proszę cię, Ron, usiądź. Sytuacja jest troszkę bardziej skomplikowana - dyrektor zaczerpnął łyk herbaty, czekając cierpliwie aż Ron usiądzie.
- Jeżeli chodzi o miejsce: obecnie przebywa on w Stanach Zjednoczonych, a dokładnie w Nowym Jorku. Jednakże - uniósł dłoń kiedy Ron zaczął się wiercić i sprawiać wrażenie jakby za chwilę miał się z miejsca Aportować we wspomnianym mieście. - Nie możemy po prostu wdepnąć w jego życie i przywlec go tu z powrotem. Ze wszystkich raportów wynika, że stracił pamięć.
- Co?! - wykrzyknął Ron. - Stracił pamięć? Jak to możliwe?
- Podczas bitwy z Voldemortem, Harry odniósł urazy na ciele i umyśle. Kiedy powrócił do Dursleyów nie wiedzieliśmy jak rozległe były to urazy. Kiedy odszedł, straciliśmy z nim kontakt. Z winy jego ciotki, nie wątpię. Jakkolwiek by nie było, od tamtej chwili starałem się zlokalizować jego miejsce pobytu, wysyłając moich zaufanych współpracowników w poszukiwaniu go.
- Utrata pamięci wyjaśnia dlaczego w ciągu tych ostatnich pięciu lat nie byliśmy w stanie go odnaleźć - wyjaśniła Minerwa, spoglądając to na Rona to na Hermionę. - Przebywając w świecie mugoli nie miał kontaktu ze światem czarodziejskim. Szanse na to, by został zauważony przez kogoś z naszych były niewielkie.
- Wysyła pan kogoś, by sprowadził go z powrotem? - spytała Hermiona, uciszając Rona, wyglądającego jak gdyby miał popaść w apopleksję, jeżeli natychmiast nie ruszy w kierunku Nowego Jorku.
Zanim dyrektor odpowiedział na pytanie Hermiony nastąpiła kolejna z tych niemych rozmów między nim a Minerwą.
- W pewnym sensie. Nie możemy zwyczajnie uprowadzić Harry’ego z jego obecnego życia. Ktoś musi udać się do Stanów Zjednoczonych, zdobyć jego zaufanie i dowiedzieć się czy istnieje szansa, by odzyskał pamięć.
- Ja pojadę! - zaoferował się Ron, gdy tylko Dumbledore skończył mówić.
- Obawiam się, że to niemożliwe, Ron. Twoje umiejętności aurorskie przydadzą się w sprawie, która jest w pewien sposób powiązana z tą. - Dumbledore spojrzał na Severusa, który żywił nadzieję, iż jego część w tym wszystkim w końcu nadeszła. Chciał w końcu powiedzieć to, co musiał, a debatę nad tym jak najlepiej poradzić sobie z najnowszą sytuacją Pottera pozostawić reszcie.
- Ostatnio wyczułem subtelne uaktywnianie się Mrocznego Znaku - rzekł Severus bez ogródek.
Hermiona sapnęła, a Ron wytrzeszczył oczy.
- Przecież Voldemort nie żyje! - zaprotestował.
- Niektórzy śmierciożercy uniknęli pojmania po śmierci Voldemorta - Severus przerwał i spojrzał im w oczy. - Lucjusz Malfoy uciekł.
Ron zaklął, wzajemna wrogość momentalnie zapomniana w obliczu większego zła.
- Ten bydlak. Stara się wskrzesić Voldemorta?
- Nie - potrząsnął głową Severus. - Stara się zostać kolejnym Czarnym Panem. Usiłuje wykorzystać moce, którymi władał Voldemort. Mroczny Znak jest symbolem Czarnego Pana, nie osobistym standardem Voldemorta.
- Trzeba schwytać Lucjusza - rzekła Minerwa, nachylając się i spoglądając znacząco na Rona. - To właśnie moment, w którym wkraczasz ty, jako auror.
- Co to ma wspólnego z Harrym? - spytał Ron.
- Aby utwierdzić swoją pozycję jako Czarnego Pana, Lucjusz musi zabić Pottera - odpowiedział Severus zastanawiając się jak Weasley, będąc aurorem, może być tak tępy i wciąż pozostawać przy życiu. - Jeżeli zwycięży tam, gdzie zawiódł Voldemort, jeżeli zdoła zabić ‘Chłopca Który Przeżył’, zwolennicy Czarnej Magii przybędą do niego tłumnie, czy będzie, czy też nie będzie w pełnym posiadaniu mocy, którą niegdyś dzierżył Voldemort.
- Chce pani powiedzieć, że mam walczyć z Lucjuszem Malfoyem? - zapytał Ron z niedowierzaniem, spoglądając od jednego profesora do drugiego.
- Nie, Ron. Jako auror, musisz go odnaleźć. Nie wiemy gdzie przebywa ani jak wielu zwolenników już zdobył – odrzekł Albus.
- Chce pan, żeby Harry wrócił i pokonał Lucjusza Malfoya - Hermiona spojrzała na dyrektora przebiegle.
- Jedynie częściowo, Hermiono. Jeżeli uda się odnaleźć Lucjusza zanim przejmie kontrolę nad mocą Voldemorta, moc Harry’ego nie będzie potrzebna. Ron i kilkoro innych, którym możemy całkowicie zaufać wystarczy by się nim zająć. Jeżeli jednak stanie się on nowym Czarnym Panem zanim go odnajdziemy, będziemy potrzebować Harry’ego by go pokonał, tak samo jak potrzebowaliśmy go do pokonania Voldemorta.
- Więc ja znajduję Lucjusza, a ktoś inny znajduje Harry’ego? Taki jest plan? - zapytał Ron.
- W zasadzie tak – przytaknął dyrektor.
- Zdaje mi się, że w tym momencie ty wkraczasz do akcji, co Miono? - Ron wyszczerzył do niej zęby.
- Niezupełnie - odpowiedziała Minerwa zerkając jeszcze raz na Dumbledore’a. - Hermiona będzie potrzebna tutaj, by zająć wakat nauczycielski w Hogwarcie.
- Co? Dlaczego, pani profesor? - Hermiona gapiła się na nią.
- Granger ma uczyć? Bez doświadczenia? Jakiego przedmiotu będzie uczyć? - Severus sceptycznie uniósł brew.
Dumbledore i McGonagall wymienili kolejne znaczące spojrzenie. To spojrzenie było inne od pozostałych znaczących spojrzeń, które dotąd wymieniali. Wydawało się jakby ciągnęli losy które z nich ma to powiedzieć. Ale skąd ta trwoga? Jedynym powodem do lęku mogłoby być...
- Nie.
Wszystkie oczy spoczęły na Severusie.
- Nie, Albusie. Nie. Absolutnie nie.
- A więc, Severusie - zaczął dyrektor, który widocznie wyciągnął pechowy los.
- Dlaczego? - Severus mógł przemilczeć nie zdobycie stanowiska nauczyciela obrony przed czarną magią, ale niech to diabli jeżeli będzie siedział cicho i patrzył jak jego obecne stanowisko jest wręczane Hermionie Granger. - Po tych wszystkich latach, po wszystkim co przeszliśmy, zamierzasz mnie zwolnić? Nagle stałem się mniej godny zaufania?
- Profesorze Dumbledore, z pewnością nie zamierza pan zastąpić profesora Snape’a mną? - wtrąciła się Hermiona, usiłując zapobiec nadchodzącej kłótni.
Niestety, Ron nie był w stanie trzymać ust na kłódkę i jedynie zaostrzył problem. Uśmiechając się złośliwie do Severusa rzekł do Hermiony:
- No nie wiem, Hermiono. Byłabyś dobrym mistrzem eliksirów, a i uczniowie w końcu by się czegoś nauczyli.
- Ty, Weasley, nie mów o uczeniu się czegokolwiek, albowiem cierpisz na poważny niedobór doświadczenia w tej dziedzinie - warknął Severus.
- Nie chcę odbierać Severusowi posady! Nie jestem nawet wykwalifikowana w tym kierunku - wtrąciła szybko Hermiona nie chcąc rozpętać awantury.
- Severusie, Albus nie kwestionuje twojej lojalności czy zdolności nauczycielskich - rzekła McGonagall odciągając jego uwagę od Rona. - Nawet nie powiedział, że cię zwalnia. Gdybyś tylko...
- Ty też w tym jesteś, Minerwo? - spytał gorzko Severus.
- W czym? Severusie, nikt nie próbuje się ciebie pozbyć!
- To pani tak uważa - wymamrotał pod nosem Ron.
Severus obrócił się do Rona.
- Ron! Nie wierzę! – warknęła Hermiona.
- Co? Nie mogę być szczery?
- Severusie, naprawdę, gdybyś się tylko uspokoił i dał nam wyjaśnić - spróbowała znowu Minerwa.
Albus Dumbledore siedział cicho, a kłótnia stawała się coraz głośniejsza i bardziej zażarta. W końcu, kiedy wydawało się, że Hermiona spoliczkuje Rona, a Severus wstanie i wyjdzie, dyrektor uniósł ręce.
- No dobrze, wystarczy - powiedział surowo, głosem na tyle ostrym by efektywnie powstrzymać krzyki.
- Ron, proszę, przestań zrażać do siebie Severusa. To w niczym nie pomoże. Hermiono, uspokój się i nie martw. Jesteś więcej niż wykwalifikowana by uczyć eliksirów przez ten rok czy dwa kiedy Severusa nie będzie – kontynuował Albus, upewniwszy się, że cisza potrwa dłużej niż chwilę.
- Nie będzie? - wtrącił się oburzony Severus. - Dokąd się wybieram? Nie byłem świadom moich planów wakacyjnych - dokończył sarkastycznie.
- Severusie, proszę – westchnął dyrektor. - Nie zostaniesz zwolniony. Hermiona również nie zastępuje cię na stałe. Po prostu jest misja, której chcę abyś się podjął, a jako że obejmuje ona opuszczenie Hogwartu na jakiś czas, potrzebuję kogoś, kto będzie uczył twojego przedmiotu.
- Masz dla mnie misję? - Severus wyglądał sceptycznie. - Dlaczego więc po prostu nie powiedziałeś, zamiast ogłaszać nagły awans Granger?
- Przepraszam za to, Severusie. Nigdy nie zamierzałem mówić ci o tym w ten sposób - Albus rzucił lekko poirytowane spojrzenie Ronowi, który miał dość taktu by wymamrotać ponure „Przepraszam, profesorze.”
Severus piorunował go wzrokiem jeszcze przez chwilę, a potem westchnął. To i tak nie ma znaczenia. Dumbledore w końcu zawsze osiąga to, czego chce. Równie dobrze mogę to po prostu zrobić i skończyć z tym. - Więc cóż to za misja, Albusie?
- To naprawdę proste - odpowiedział Dumbledore, a jego optymistyczny ton spowodował, iż Severus natychmiast zaczął mieć się na baczności. - Musisz po prostu ochraniać Harry’ego i pomóc mu odzyskać pamięć.
Severus wytrzeszczył oczy. On mnie nienawidzi. Ten człowiek całkowicie i kompletnie mną gardzi.
- Pan chyba żartuje! - sprzeciwił się Ron. - Wysyła pan Snape’a by zdobył zaufanie Harry’ego? Snape’a?
- Po raz pierwszy zgadzam się z tobą w zupełności, Weasley - wymamrotał Severus złowrogo.
Przez krótką chwilę dyrektor żałował, że nie ma nic mocniejszego niż herbata na ukojenie nerwów.
- Severusie, Ron, spójrzcie na to tak. Czy Harry będzie tu w Hogwarcie, czy w świecie mugoli, Lucjusz będzie wysyłał swoich zwolenników jego śladem. Ktoś musi być w stanie go przed nimi ochronić. Jako że Severus był Śmierciożercą, będzie wiedział jeżeli któryś z nich znajdzie się w pobliżu. Pomimo swojego talentu do eliksirów, Severus jest również jednym z najpotężniejszych czarodziejów w tej szkole. Jeśli ktoś może chronić Harry’ego gdy będzie najbardziej bezbronny, tą osobą jest Severus.
- Tu nie chodzi tylko o ochronę Pottera, Albusie. Chcesz żeby ufał osobie, którą wyślesz, na tyle, by pozwolił jej się do siebie zbliżyć. Chcesz żeby ta osoba była w stanie odświeżyć Potterowi pamięć o tym, kim był przed pokonaniem Voldemorta. I wydaje ci się, że ja jestem taką osobą? - Severus potrząsnął głową w całkowitym osłupieniu. - Na wszystkie świętości, Albusie, co z tobą? Na wypadek gdybyś zapomniał, ja i Potter czujemy do siebie odrazę.
Ron spojrzał na Snape’a z ukosa i nie mógł się powstrzymać od wymamrotania „Nie tylko Potter.” Hermiona rzuciła mu mordercze spojrzenie. Severus, mimo iż usłyszał, zdecydował się zignorować uwagę.
- Harry nie będzie pamiętał ani ciebie ani nienawiści, którą do ciebie czuje - zauważyła McGonagall.
- Ale ja będę pamiętał!
- Severusie... - rzekł cicho Albus.
- A w ogóle to jak mam się do niego zbliżyć? - spytał Severus. - Nie oczekujesz chyba, że podejdę do niego i wcisnę mu jakiś tekst o tym, jak to chcę być jego przyjacielem.
- Harry jest studentem trzeciego roku na uniwersytecie - rzekł Dumbledore.
- No to co?
- Więc wszystko, co musimy zrobić to zapisać cię tam jako studenta i zaaranżować to tak, żebyś był jego współlokatorem - rzekł niezwykle zadowolony z siebie Dumbledore.
- Na wypadek gdybyś nie zdawał sobie sprawy, Albusie, nie jestem już dwudziestolatkiem. Nie będę pasował do tego uniwersytetu - Severusowi przyszło do głowy, że dyrektor może być bliżej emerytury niż pierwotnie uważał.
- Nonsens - Dumbledore machnął ręką. - Wielu mugoli po trzydziestce uczęszcza do college’u.
Severus rozejrzał się za jakimś innym rozsądnym argumentem. Ten plan miał tyle nieprawidłowości, że mógł jedynie zawieść. Jednak nie tak prosto będzie o tym przekonać Albusa Dumbledore.
- Ja nawet nie wyglądam jak mugol, Albusie. Nie mogę się pokazać w moich hogwarckich szatach. Poza tym, nie wiem nic o mugolach ani ich życiu.
Dyrektor uśmiechnął się. Ten problem miał proste rozwiązanie.
- Nie martw się, Severusie. Z pomocą naszej czwórki - Dumbledore wskazał na zgromadzone osoby - nie powinniśmy mieć żadnych kłopotów z przebraniem cię za mugola.
- Ja pochodzę z mugolskiej rodziny, Severusie. Wiem jak wygląda odpowiedni strój ucznia mugolskiego college’u - dodała szybko Hermiona.
- Tak, Snape, nie martw się - powiedział Ron z uśmieszkiem, który dał Severusowi do zrozumienia, iż istotnie powinien się martwić. Bardzo. - Ja i Miona w kilka chwil sprawimy, że będziesz wyglądał i zachowywał się jak mugol.
Severus odwrócił się do Dumbledore’a z wyrazem skrajnego przerażenia na twarzy. Albus zwyczajnie się uśmiechnął i położył dłoń jego ramieniu.
- Nie martw się, stary przyjacielu. Minerwa i ja również tu będziemy, aby się upewnić, że nie będą się zachowywać zanadto skandalicznie – rzekł pokrzepiająco Dumbledore.
Severus znał dyrektora wystarczająco dobrze, by wiedzieć, co w jego opinii składało się na skandaliczne, a co nie. Z jękiem, mistrz eliksirów opadł bezwładnie na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Pokręcił głową, jak gdyby w zaprzeczeniu tego wszystkiego. Tak, istotnie. Dzisiaj był zdecydowanie jeden z tych dni.

 

 

Rozdział 2
Mimo wszystko ten świat jest mały




- Wygląda na to, że to jeden z najgorszych dni w moim życiu – wymamrotał Harry wpatrując się w trzymany w dłoniach list.
- Nie jest najgorzej – zapewnił Kevin, klepiąc go po ramieniu. – Przecież nie musisz wracać do domu ani nic z tych rzeczy.
- Zgadza się, Harry, przesadzasz odrobinkę – dodał Ben, zerkając na list. – Poza tym, mój rozbestwiony przyjacielu, współlokator to jeszcze nie tragedia.
Harry odwrócił się i spojrzał wilkiem na Bena.
– Oczywiście, dla ciebie to żadna tragedia. Mieszkałeś z Kevinem przez ostatnie trzy lata.
- Tak to jest kiedy się ma powodzenie – westchnął Kevin dramatycznie i objął Harry’ego ramieniem. – Ale naprawdę, Harry, czy to aż taki problem? Bo w końcu będziesz z nim mieszkał przez zaledwie trzy semestry.
- Trzy semestry to wieczność, jeżeli spędzasz je z kimś, kogo nienawidzisz – burknął Harry, składając list i wciskając go do kieszeni.
Dzień zaczął się całkiem przyjemnie. Po spakowaniu wszystkiego załadowali bagaże do Toyoty Bena i ruszyli leniwym tempem spod jego domu w północnej części stanu do campusu. Trzy godziny później, po krótkim przystanku w McDonald’s dotarli na uniwersytet. Spotkali tam Kevina, który dopiero co wrócił z Pensylwanii. By choć trochę ułatwić rozpakowywanie, cała trójka udała się wpierw do swoich dormitoriów, by otworzyć drzwi. Tam właśnie Harry znalazł Ten List. Od administracji college’u, która z przykrością informowała go, iż z powodu chwilowego przepełnienia zmuszeni są przydzielić mu współlokatora, który również jest na trzecim roku, lecz przeniósł się z innej uczelni na drugi semestr.
- To po prostu niesprawiedliwe – wymamrotał Harry, kiedy szli z powrotem do samochodów po swoje bagaże. – Dlaczego teraz, po tylu latach? Na dodatek w samym środku roku! Czy ten cholerny idiota nie mógł poczekać przynajmniej do następnego roku?
- Harry...
- Wiem, wiem – odrzekł Harry. – Jestem wdzięczny za to, że miałem ten pokój tylko dla siebie przez tak długi czas. Tylko, że... Dorastając nigdy nie miałem niczego swojego. To zawsze były jakieś obdarte rzeczy z drugiej ręki, po kuzynie. W końcu się doczekałem i poczułem smak posiadania, to wszystko. Nie chcę z tego rezygnować.
- Rozumiemy – rzekł cicho Kevin.
I rozumieli. Na pierwszym roku Kevin, jego współlokator Ben i mieszkający obok Harry zostali najlepszymi przyjaciółmi. Podczas pierwszych kilku miesięcy Kevin i Ben dowiedzieli się, jak wyglądało dotychczasowe życie Harry’ego, które spędził u krewnych w Anglii. Wiedząc, iż nigdy więcej nie chciał tam wracać, na zmianę zapraszali go do siebie na wakacje, za co chłopak był im niewymownie wdzięczny. Wiedzieli, ile dla niego znaczył fakt posiadania swego własnego miejsca, które mógł nazywać domem. Wymieniając znaczące spojrzenia za plecami Harry’ego obiecali sobie, że zrobią, co w ich mocy, by się upewnić, że nowy współlokator nie przysporzy mu zbyt wielu stresów.
Po drodze pozdrawiali znajomych i obiecywali, że wpadną w odwiedziny, kiedy tylko się rozpakują. Kiedy dochodzili do samochodów wpadli na Cate, czwartego członka ich grupy. Dźwigała, jak się zdawało, całą zawartość swojego domu poupychaną po plecakach, torbach i walizach.
- Hej, Cat! – zawołał Kevin. – Przyjechałaś tu tylko na jeden semestr, wiesz?
Potrząsnęła głową, by pozbyć się długiej kurtyny czarnych włosów wpadających jej do oczu i spojrzała na niego groźnie.
- Dzięki za pomoc, Ramsey.
- Ben jest na psychologii, panno Taylor, nie ja. A co za tym idzie, nie wierzę, że moja pomoc byłaby mile widziana – odpowiedział Kevin i roześmiał się.
Cate wywróciła oczami, po czym spojrzała na pozostałą dwójkę.
– O co chodzi Harry? Wyglądasz na strasznie zdegustowanego.
- Jestem strasznie zdegustowany.
- Dowiedział się, że będzie miał współlokatora – rzekł Ben, widząc, że Harry nie ma ochoty na rozmowę.
Cate skrzywiła się.
- Oj, rozumiem. Cóż, spójrz na to z innej strony. Nie może być gorszy od Sarah.
- Znowu się wam nie układa? – spytał Ben.
- Żebyś mógł powiedzieć „znowu” musiałoby się nam kiedykolwiek układać – zauważyła Cate mocując się z bagażem. - Lepiej zaniosę to na górę, zanim ona opanuje cały pokój. Harry, zaproś swojego współlokatora dziś na kolację.
- Dlaczego? – zamrugał Harry.
- Nie będzie znał nikogo, prawda? – uśmiechnęła się. – Poza tym, może się okazać słodki.
Kevin jęknął, a Ben wywrócił oczami.
- Znowu na polowaniu, Cat?
- Ha ha. – Spojrzała na Harry’ego. – Poważnie, Harry. Przyprowadź go. Będzie ciekawie.
- W porządku – westchnął. – Myślę, że nie zaszkodzi. Wiesz, jeżeli potrzebujesz pomocy – wskazał na jej torby – daj nam moment, a pomożemy ci. Ja nie mam wiele do dźwigania.
- Dzięki, Harry, ale nie martw się. Dam sobie radę. Do zobaczenia na kolacji, chłopaki. Powodzenia, Harry.
Wymienili zdezorientowane spojrzenia, kiedy odeszła.
– Czy ona o niczym innym nie myśli? – zadumał się Ben.
– To dziewczyna. Kto wie, o czym one myślą – odrzekł Kevin. – Chodźcie, zanieśmy nasze rzeczy. Chyba wolisz być tam zanim zjawi się twój współlokator, prawda?
Wyjęcie bagaży z samochodów zajęło tylko kilka minut. W drodze do dormitoriów Kevin i Ben byli solidnie obładowani, mimo, że nie mieli takiej ilości bagaży co Cate. Harry zaoferował im pomoc, jako, że miał ze sobą jedynie torbę na ramię i niewielką walizkę. Obaj odmówili, czy to dlatego, że chcieli zrobić wrażenie na spotykanych dziewczętach, czy też chcąc dociec, który więcej udźwignie.
Zbliżając się do swego pokoju Harry poczuł zaniepokojenie. Ben i Kevin postanowili najpierw zostawić swoje rzeczy u siebie, więc czekał na nich pod ich pokojem, co chwila zerkając nerwowo na swoje drzwi. Dlaczego jestem tak cholernie zdenerwowany? - pomyślał z irytacją. - To tylko współlokator, a ja zachowuję się, jak gdyby to miało być jakieś przełomowe wydarzenie. Nie będę przecież musiał się z nim zadawać, jeśli go nie polubię. Jeżeli byłem w stanie ignorować Dudley’a przez te wszystkie lata, mogę równie dobrze ignorować swojego współlokatora przez trzy semestry. Harry westchnął, zniecierpliwiony. Co im zajmuje tak cholernie dużo czasu? Mieli po prostu odłożyć bagaże, a nie rozpakowywać je. Zaczął rozglądać się po korytarzu, nie zobaczył jednak żadnej nowej twarzy. Albo już wszedł, albo jeszcze nie przyjechał.
Ben i Kevin w końcu się pojawili.
– To jak, Harry, gotów, by rozpocząć pierwszy dzień reszty twojego życia?
- Dzięki, Ben, naprawdę mnie pocieszyłeś – warknął Harry. Powoli podszedł do drzwi, dotknął klamki, odwrócił się, wymamrotał – „No to chodźmy” – i otwarł drzwi na oścież.
Pokój był pusty.
Harry odetchnął z ulgą i wszedł do środka. Za nim weszli Kevin i Ben.
- Co za ulga – oświadczył, po czym położył bagaż na swoim łóżku.
- Wiesz przecież, że nasz pokój jest zaraz obok – zaczął Ben, sadowiąc się na łóżku obok walizki Harry’ego. – Jeżeli zacznie się robić nieprzyjemnie, zawsze możesz wpaść.
- O każdej porze dnia i nocy – obiecał Kevin.
- Dzięki, chłopaki.
- Pomóc ci przy rozpakowywaniu? – zapytał Ben widząc, że Harry otwiera walizkę i zaczyna z niej wyciągać ubrania.
- Niewiele tego – odrzekł Harry, kręcąc głową. – Nie zajmie mi dużo czasu. Włącz telewizor* czy coś.
- Że co? – Kevin uśmiechnął się złośliwie . – Jesteś w Ameryce, człowieku! Mów po angielsku.
- Mówię po angielsku – prychnął Harry.
- Kevin, wydaje mi się, że słowo, o które ci chodzi to „amerykański”.
- Zmieniasz specjalność, doktorze Freud? – odrzekł sarkastycznie Kevin.
- Błagam, ty zwyczajnie nie wiesz, jakim językiem mówisz – powiedział Ben.
- Coś insynuujesz, Collins?
- Jedynie stwierdzam, że możesz być ciut zdezorientowany.
- Zdezorientowany? No proszę, znowu komentujesz mój stan psychiczny. – Kevin wywrócił oczami.
Harry zaśmiał się i zaczął odkładać ubrania na miejsce. Gdy tylko odwrócił się do nich tyłem, Ben mrugnął do Kevina, który wyszczerzył zęby w odpowiedzi. Udało im się odwrócić uwagę Harry’ego od nieprzyjemnych spraw chociaż na moment.
Gdy rozpakowywanie i udawana sprzeczka dobiegły końca, Harry usiadł między przyjaciółmi i spojrzał na zegarek.
– Przypuszczam, że wkrótce się zjawi.
- Harry, naprawdę nie powinieneś się tym tak przejmować – rzekł Kevin.
- Bardzo prawdopodobne, że trafi ci się ktoś taki jak ty – przytaknął Ben.
- Cichy, pilny, mądrzejszy od nas, i do tego Brytyjczyk.
- Brytyjczyk? Wydaje ci się, że ten świat jest aż tak mały? – Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- No dobrze – poprawił Kevin. – Może i nie będzie Brytyjczykiem, ale wiesz co mam na myśli.
- Zaufaj nam, Harry. Nie ma się czym martwić.
Ich optymizm był zaraźliwy. Harry doszedł do wniosku, iż rzeczywiście mogą mieć rację. Możliwe, że się nawet zaprzyjaźnią. Nie miał nic przeciwko powiększeniu grona swoich przyjaciół. W dzieciństwie praktycznie nie miał ich wcale.
– Naprawdę tak myślicie?
- My to wiemy. Za miesiąc będziemy tu siedzieć razem z tym nowym gościem i śmiać się z tego. Powiemy mu jak się martwiłeś, że się wam nie ułoży i jak ci ulżyło, kiedy się jednak ułożyło; jak to świetnie, że przyjechał i że się zaprzyjaźniliśmy.
- A kto wie, może będzie przystojny i Cate w końcu znajdzie chłopaka – dodał z uśmiechem Ben. – Będziemy jedną wielką wesołą paczką.
Harry odwzajemnił uśmiech. Mają rację. W końcu nieborak nie może być aż taki zły.
Jak na zawołanie rozległo się pukanie. Uśmiech Harry’ego lekko zbladł. Chłopak spojrzał na przyjaciół. Niepokój powrócił ze zdwojoną siłą. Przez chwilę Harry nie był w stanie niczego z siebie wydusić. W końcu Ben dźgnął go łokciem.
- Proszę – odchrząknął Harry.
Drzwi otworzyły się.
O. Mój. Boże. – przemknęło Harry’emu przez głowę. Kevin rozdziawił usta, a Ben momentalnie znieruchomiał. Po dobrej chwili w głowie Harry’ego uformowała się nowa myśl: To tyle, jeśli chodzi o ich cholerny optymizm.
W drzwiach stał jego nowy współlokator i spoglądał z niechęcią na ich niedowierzające twarze. Starszy od nich, blisko czterdziestki, wyglądał jak gdyby przyjechał na koncert rockowy, a nie na uniwersytet. Ubrany był na czarno: skórzane spodnie, wysokie skórzane buty, skórzany płaszcz i koszulę z długim rękawem. Niesamowicie jasna karnacja kontrastowała zarówno ze strojem, jak i z długimi czarnymi włosami. Oczy również miał czarne, zimne i surowe. W lewej brwi tkwiła srebrna obrączka, uszy również zawierały po parę kolczyków, prawe zdobiło kilka srebrnych obrączek. Był wysoki i szczupły, z wystającymi kośćmi policzkowymi i ostrym orlim nosem. Cienkie usta wykrzywiał nieprzyjazny grymas. Wciąż wpatrywali się w siebie nawzajem.
Tym razem to Kevin dźgnął Harry’ego, kiedy już udało mu się zamknąć usta.
- Cz-cześć – wyjąkał Harry. – Jesteś moim nowym współlokatorem?
Mężczyzna przeszył go wzrokiem.
- Tak by się wydawało – odrzekł głosem zimnym jak cała jego powierzchowność. Pod warstwą sarkazmu i chłodu Harry wychwycił brytyjski akcent.
Mylili się co do nie przejmowania się, ale mieli rację co do brytyjskiego pochodzenia, dumał Harry. Może ten świat jednak nie jest taki wielki. Mając świadomość, że nie ma żadnej lepszej opcji, Harry postanowił ich przedstawić:
- Nazywam się Harry Potter. To są Kevin Ramsey i Ben Collins.
Mężczyzna spojrzał na nich, po czym jego spojrzenie ponownie spoczęło na Harrym. Przez chwilę chłopakowi zdawało się, że dostrzegł w tych oczach nienawiść, jednak po chwili znikła i Harry doszedł do wniosku, iż musiało mu się przywidzieć. Bo w końcu jak mógłby mnie nienawidzić, jeżeli widzi mnie po raz pierwszy w życiu? Przyglądali się sobie jeszcze przez chwilę, po czym mężczyzna odpowiedział niechętnie:
- Severus Snape.
Harry zamrugał. Było to dziwne imię, naprawdę dziwne, jednak jego chłodne, syczące brzmienie pasowało do mężczyzny. Nastał kolejny nieprzyjemny moment wpatrywania się w siebie nawzajem. Następnie Severus wyniosłym krokiem wszedł do pokoju i ruszył w kierunku drugiego łóżka, na które po chwili rzucił swoją torbę.
Niemożliwe, żeby nic więcej ze sobą nie przywiózł, pomyślał Harry. Prawda?
Severus odwrócił się od łóżka i spojrzał w oczy Harry’emu oraz jego przyjaciołom.
- Macie zamiar spędzić resztę popołudnia gapiąc się na mnie, czy może planujecie zająć się czymś bardziej konstruktywnym?
- Przepraszam. Po prostu nie byłem przygotowany na to, że będę miał współlokatora - odrzekł zgodnie z prawdą Harry, ocknąwszy się, podczas gdy jego speszeni przyjaciele wymamrotali przeprosiny.
- Rozumiem.
- Jesteś Brytyjczykiem – rzekł Kevin bez zastanowienia.
Spojrzenie Snape’a skoncentrowało się na Kevinie z prędkością atakującego węża. Chłopak przełknął nerwowo i cofnął się.
- A co ta jakże skrupulatna obserwacja ma do rzeczy?
Ben przyszedł Kevinowi z pomocą:
- Razem z Harrym zastanawialiśmy się, jaki będzie jego nowy współlokator. Brytyjskie pochodzenie to jedna z cech, o których pomyśleliśmy.
Snape odwrócił się w stronę swojego łóżka kręcąc głową, jak gdyby miał do czynienia z grupą kompletnych idiotów. Harry i jego przyjaciele wymienili niedowierzające spojrzenia. Kevin lekko zbladł. Zerknął na zegarek i rzekł do przyjaciół:
- Cóż, obiad jest za godzinę. Ben i ja musimy się jeszcze rozpakować – zerknął na Snape’a. – Spotkamy się w kafeterii, dobrze?
Harry skrzywił się, mimo, że zdawał sobie sprawę, iż chwila, w której będzie zmuszony zostać sam na ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin