Aleksander Berzin - Wprowadzenie do buddyzmu tybetańskiego.pdf

(241 KB) Pobierz
168697958 UNPDF
Wykład pierwszy cz. I
Witajcie drodzy przyjaciele!
Cieszę się, że znów jestem w Petersburgu i spotykam się z wami. Kiedy byłem
tu w 1989 roku, rozmawialiśmy o podstawach buddyjskich nauk. Tym razem
naszkicują praktyki różnych tradycji buddyzmu.
Wielu z was zna fragmenty praktyk buddyjskich, wiecie na przykład jak robić
pokłony, znacie techniki therawady, służące rozwijaniu pełnej uważności,
nauki stopniowej ścieżki lamrim czy też medytacje szkoły kagiu. Wielu z was
zna z pewnością techniki medytacji na bóstwo, na przykład Tarę, czy nawet
medytacje wyższych klas tantry, na przykład tantry Wadżrabhajrawy.
Czasami trudno nam zrozumieć, jak to wszystko z sobą współgra. Spróbuję
przedstawić uporządkowany obraz drogi do oświecenia, byście fragmenty
praktyk ujrzeli w kontekście całej drogi - zarówno sutr jak i tantr. Oczywiście,
nie mamy czasu na szczegółowe omawianie wszystkich praktyk, niemniej
spróbuję zapoznać was z tymi, z którymi zapewne zetkniecie się w przyszłości.
Zaczniemy od ogólnych zagadnień dotyczących medytacji, a następnie
omówimy tantryczne praktyki wstępne. Praktyki te dzielimy na zwykłe i
szczególne. Wśród pierwszych można spotkać praktyki wspólne dla therawady
i mahajany oraz właściwe tylko mahajanie. Wszystkie obecne są również w
tantrze, składając się na tzw. stopniową ścieżkę - lamrim. Niektóre z nich
wykorzystuje się również w praktyce lodziong - treningu umysłu. Później
omówimy specjalne praktyki wstępne - praktyki szczególne, wykorzystywane
wyłącznie w tantrze, 100 tys. pokłonów, recytowanie mantry Wadżrasattwy
itd. Porozmawiamy o tantrze, udzielaniu inicjacji, różnicach pomiędzy inicjacją
a "dzienangiem" oraz o ślubowaniach, które przyjmuje się podczas inicjacji.
Omówimy pierwszą klasę tantr, do której należą na przykład praktyki
związane z Tarą i czteroramiennym Awalokiteśwarą. Później porozmawiamy o
praktykach wyższych klas tantry oraz ich specyfice, wyjaśnimy je na
przykładzie Wadżrabhajarawy (Jamantaki). Chciałbym pokazać, co je łączy i
na czym polegają pewne różnice, na przykład w kagiu i gelug; jak wiążą się z
sobą różne systemy bóstw, na przykład Wadżrabhajrawy, Czakrasamwary lub
Kalaczakry. Jest to oczywiście ogromny materiał. Zobaczymy, czy uda nam się
z nim uporać.
Zaczniemy od tego, że Budda był człowiekiem; żył w Indiach 2500 lat temu.
Osiągnął stan buddy, tzn. pokonał wszystkie swoje wady i urzeczywistnił cały
potencjał po to, by być maksymalnie pożytecznym i pomocnym dla wszystkich
istot. To właśnie znaczy stać się buddą, osiągnąć oświecenie. Dosłownie
oznacza to całkowite przebudzenie (słowo przebudzić się, budzić ma ten sam
rdzeń co słowo "budda"). Budda nauczał, że każdy może osiągnąć oświecenie,
ponieważ w każdym z nas tkwi natura buddy. Mówimy tu nie o naturze buddy,
lecz o tym, że natura każdego z nas pozwala osiągnąć stan buddy. Przyjmują
to wszystkie tradycje buddyzmu tybetańskiego. System kagiu kładzie na to
szczególny nacisk - mówi się tu dużo o naturze buddy. Inne szkoły, między
innymi gelug, wprowadzają ten temat później. Wszyscy mamy umysły i dlatego
możemy czegoś doświadczyć, coś wiedzieć i rozumieć. Wszyscy mamy
zdolność kontaktowania się. Wszyscy doświadczamy uczuć. Wszyscy
dysponujemy pewną energią. I chociaż może być ona różna, wszyscy mamy
"materiał roboczy". Nie musimy szukać go gdzieś na zewnątrz, mamy go w
sobie. W szkole ningma, w systemie całkowitej doskonałości - dzogczen - mówi
się, że wszystko jest już wewnętrznie dokonane. Wyjaśnia się to następująco:
wyobraźmy sobie, lustro pokryte brudem. Kiedy oczyści się je, niczego już nie
trzeba do niego dodawać, ponieważ lustro odbija wszystko całkowicie i
doskonale. Ta właściwość jest w nim zawarta i o tym właśnie mówi system
całkowitej doskonałości.
Niezależnie od tego, czy kładzie się na to nacisk czy nie, nie wszyscy są zgodni
co do tego, że tkwi w nas natura buddy. W systemie therawady - gdzie
staramy się osiągnąć nie stan budy, lecz arhata, wyzwolonego - nie wyklucza
się możliwości stania się buddą; therawada, z założenia przeznaczona jest dla
ludzi, którzy mają skromniejsze potrzeby. Budda nauczał, że w naszej epoce
pojawi się tysiąc buddów, którzy staną się nauczycielami wszechświata. I już
wiadomo, kim będą ci buddowie, którzy osiągną swój cel, podążając drogą
bodhisattwów. Tak więc niezbyt praktycznie byłoby kierować swoje wysiłki w
tym kierunku. Ludziom, którzy mają mniejsze aspiracje i uważają, że
najlepsze, co można robić, to uczyć się przezwyciężać własne problemy,
bardziej odpowiada therawada.
Nietrudno umieścić to w ramach zwykłej drogi buddyjskiej. O therawadyjskich
sposobach uwalniania się od problemów Budda mówi w mahajanie, gdzie
przedstawia je o wiele głębiej i dokładniej: "Tak, oczywiście to prawda, że w
naszej epoce tysiąc buddów stanie się nauczycielami świata, ustanawiającymi
zasady wiary buddyjskiej, ale może istnieć także wielu innych buddów, którzy
nie będą tworzyć tak wielu systemów". Dlatego, dążenie do stanu buddy ma
sens i jest o wiele bardziej wartościowe niż sama nirwana - wyzwolenie się od
osobistych problemów. Prawdziwe osiągnięcie to przezwyciężenie własnych
wad i urzeczywistnienie całego potencjału po to, by stać się jak najlepszym
oparciem dla innych.
Jak widać, therawada i mahajana nie wykluczają się wzajemnie, są tylko
przeznaczone dla różnych typów ludzi i rozpatrują możliwość stania się buddą
w dwóch różnych aspektach.
Tę drogę, zarówno do osiągnięcia stanu wyzwolenia, jak i do stanu buddy,
Budda Siakjamuni ujął w tak zwanych "Czterech szlachetnych prawdach". Są
to cztery fakty prawdziwe z punktu widzenia wszystkich istot o wysokim
stopniu urzeczywistnienia.
Po pierwsze, istnieją rzeczywiste problemy: ból, niepowodzenia, starość i
śmierć; cierpimy, doświadczając tego, czego nie chcemy, lub nie dostając
tego, czego pragniemy. Źródłem naszych problemów jest fakt, iż wszystko się
bezustannie zmienia: kiedy jest nam chłodno, wchodzimy do ciepłego pokoju,
gdy robi się gorąco, musimy wyjść z pokoju albo otworzyć okna. Potem robi
się zimno i znów musimy ogrzać pokój. Na głębszym poziomie znajdują się
problemy, które można by nazwać ogólnymi. Na przykład to, że mamy ciało,
które zapada na różne choroby, doświadczamy uczuć i takich stanów
emocjonalnych, które sprawiają, że łatwo nas obrazić lub wyprowadzić z
równowagi. Wszyscy tego doświadczamy.
Po drugie, problemy mają rzeczywiste przyczyny. Jesteśmy pomieszani:
mylimy się co do realności tego, co dzieje się dookoła, mamy niepokojące
przyzwyczajenia, stresy, zmartwienia i lęki, z powodu których działamy
bezmyślnie i impulsywnie, doprowadzając do konfliktów. To powoduje
mimowolne pojawianie się naszych problemów.
Po trzecie, można doprowadzić do autentycznego przerwania tych problemów.
To znaczy, że nie jesteśmy skazani na wieczne zmagania z nimi czy na
godzenie się na nie bez sprzeciwu. Aby jednak udało się nam rzeczywiście
uporać z tymi problemami, musimy wiedzieć o czwartym fakcie - o istnieniu
autentycznej drogi. Powinniśmy aktywnie działać, a nie oczekiwać, że
problemy odejdą same, albo modlić się, by zniknęły. Przede wszystkim
powinniśmy rozpoznać przyczynę problemów i uwolnić się właśnie od niej.
Wówczas problemy przestaną się pojawiać. Idzie tu o zmianę naszych
przyzwyczajeń, postępowania i stosunku do świata.
Budda nauczał wielu technik, dzięki którym możemy zmienić nasz sposób
widzenia świata. Gdy stosujemy jedną z nich, nie powinniśmy przywiązywać
się do niej i uważać za jedynie słuszną metodę, zalecaną przez Buddę. Budda,
podobnie jak lekarz, proponuje różne metody leczenia i lekarstwa na różne
choroby. Naiwnością byłoby sądzić, że lekarstwo na gruźlicę jest najlepszym
lekarstwem na wszystkie inne dolegliwości tylko dlatego, że cierpimy właśnie
na gruźlicę. Dla ludzi, którzy mają kłopoty z wątrobą lub z trawieniem,
najlepsze będą leki na wątrobę i trawienie. Nie należy więc traktować
wybranej linii nauk jak ulubionej drużyny piłkarskiej, która powinna
współzawodniczyć i walczyć z innymi tradycjami jakby były one innymi
klubami. To wielki błąd, wynikający z braku wiedzy i zrozumienia. Mówi się na
przykład, że niektóre tradycje buddyzmu związane są jedynie z intelektualnym
poznaniem, inne zaś wyłącznie z prawdziwą praktyką. To nieprawda,
wszystkie tradycje kładą nacisk na praktykę, niemniej, by praktykować, trzeba
wiedzieć, co robić, rozumieć to, co się robi i robić dopiero wtedy, gdy się
rozumie. Oznacza to, że niezależnie od tradycji każdy powinien zarówno
studiować, jak i praktykować.
Podstawową praktyką jest medytacja. Z reguły podczas przedstawiania zarysu
drogi buddyjskiej mówi się najpierw o prawidłowym widzeniu rzeczywistości,
a dopiero potem o prawidłowej medytacji i właściwym postępowaniu. Przede
wszystkim niezbędne jest więc zrozumienie, co właściwie chcemy osiągnąć, a
następnie pielęgnowanie w sobie pożytecznych nawyków. Na tym właśnie
polega sens medytacji - aby w końcu rzeczywiście wprowadzić je w życie,
zastosować w działaniu. Medytacja to nie jakieś tam ćwiczenie wykonywane
we własnym pokoju, które nie ma związku zżyciem; medytacja to coś, co
pomaga uczynić nasze życie lepszym. Dlatego też, mówiąc o użyteczności
buddyjskiego światopoglądu, powinniśmy mieć na uwadze wszystkie jego
aspekty: naukę, praktykę i skuteczne wcielanie ich w życie.
A więc na proces medytacji składają się trzy aspekty. Przypomina to proces
przyjmowania pożywienia. Kiedy jemy, musimy włożyć pożywienie do ust,
przeżuć je i przełknąć. Podobnie postępujemy, jeżeli chcemy praktykować:
najpierw musimy studiować to, co chcemy praktykować; innymi słowy - włożyć
pożywienie do ust. Później należy myśleć nad tym dopóty, dopóki się tego nie
zrozumie - przeżuć. I wreszcie powinniśmy wyrabiać dobroczynne nawyki, to
znaczy medytować, czyli przełknąć i strawić pokarm. W tym procesie coś się
integruje, staje się częścią nas samych. Oto czym jest medytacja.
Jeżeli spróbujemy jeść, nie otwierając przy tym ust, to jedzenie zostanie na
łyżce. Podobnie, jeśli umysł jest zamknięty, niczego się nie nauczymy. Jeżeli
jedzenie wypada nam z ust, nie nasycimy się nim. Gdy to, czego słuchamy,
jednym uchem wpada, a drugim wypada - nie przynosi nam żadnego pożytku.
Tradycyjny sposób uczenia się - wkuwanie wszystkiego na pamięć - jest jak
jedzenie z ustami pełnymi gumy do żucia, nader nieprzyjemny. Podobnie, jeśli
umysł wypełniają uprzedzenia i przesądy, prowadzi to do poważnych
trudności. Dlatego też należy słuchać bez uprzedzeń i starać się zrozumieć to,
o czym mowa.
Następnie pokarm należy przeżuwać, bo jeśli od razu go połkniemy, nabawimy
się niestrawności. Praktykowanie w taki sposób, bez uprzedniego zapoznania
się z zagadnieniem, prowadzi do wielu problemów. Odnosi się to do każdej
techniki buddyjskiej. Musimy więc przejść drugi etap - przemyśliwanie.
Powinniśmy przekonać się o mądrości zasłyszanych nauk. Musimy zrozumieć,
dlaczego należy praktykować i świadomie podjąć decyzję: "Tak, rzeczywiście
chcę to robić".
Tak właśnie mówił Budda: "Nie wierzcie w to, co mówię, tylko dlatego że mnie
szanujecie, lecz przemyślcie moje słowa i sprawdźcie ich prawdziwość, tak jak
gdybyście kupowali złoto". W buddyzmie nie robi się niczego wyłącznie z
powodu ślepej wiary. Przeciwnie, Budda próbuje nas przekonać, że należy
rozmyślać i rozumieć, co robimy i po co. Wówczas praktyka staje się
rzeczywiście niewzruszona.
A zatem analizujemy otrzymane nauki, porównujemy je ze swoim życiem i
doświadczeniami, sprawdzając, na ile są mądre. Weźmy na przykład nauki o
miłości do czujących istot lub naukę o rzeczywistości. Aby mogły rzeczywiście
działać i przynieść stosowne rezultaty, muszą wytrzymać próbę naszego
rozumu i zgadzać się z naturą rzeczy. Dopiero gdy zrozumiemy nauki i
utwierdzimy się w przekonaniu, że chcemy je stosować, zaczynamy
medytować. Medytacja w gruncie rzeczy oznacza pielęgnowanie określonych,
pozytywnych przyzwyczajeń i przeobrażanie ich w część nas samych.
Przypomina ćwiczenie np. gry na fortepianie, uczymy się widzieć
rzeczywistość otwartym umysłem. Praktykujemy miłość do innych.
Praktykujemy przekształcenie własnego wizerunku, dążąc do stworzenia
pozytywnego obrazu samego siebie przy pomocy medytacji bóstw. Jest to
pożyteczne, ponieważ może być wykorzystane w codziennym życiu.
Dobrze czasami zrobić tzw. medytację przekrojową, tj. przegląd całej drogi
buddyjskiej, po to, by zrozumieć, jakie miejsce zajmuje na niej konkretna
praktyka medytacyjna. Może się bowiem okazać, że poświęcamy zbyt wiele
uwagi jednemu aspektowi, a zbyt mało innym i w rezultacie tracimy
perspektywę własnej drogi - jakbyśmy na początku obiadu zapchali sobie
żołądek sałatą, nie zostawiając miejsca na danie główne, bo nie wiedzieliśmy,
że zostanie podane po przystawkach.
Sam proces medytacji składa się z dwóch części: medytacji analitycznej (choć
tłumaczenie takie nie jest zupełnie udane) oraz medytacji stabilizującej.
Medytację analityczną zapewne lepiej byłoby nazywać praktyką rozróżniającą.
Pomaga ona rozróżniać rzeczy i spojrzeć na nie bardziej życzliwie, na przykład
patrzeć na niemiłą nam osobę, utrzymując przy tym pozytywne nastawienie do
rzeczywistości, a nie projektując własne fantazje. Staramy się zachować
czujność tu i teraz, rozwijając dobre przyzwyczajenia, by nie dręczyć umysłu
niekończącą się mentalną paplaniną i prymitywnymi myślami. Uczymy się
patrzeć na świat z perspektywy bardziej konstruktywnych nawyków,
wyrabiając w sobie pozytywne odruchy poprzez wielokrotne powtarzanie
argumentacji, która doprowadziła nas do przekonania o ich niezbędności.
Robi się to nie po to, by je rozumieć - ponieważ mamy to już za sobą - lecz po
to, by je poczuć. Aby rozwinąć miłość, która w istocie jest pragnieniem, by
inni byli szczęśliwi, możemy sobie wyobrazić kogoś, kto sprawia nam
problemy (na przykład w domu) i pomyśleć, powiedzmy, tak: "Przecież to też
człowiek, taki sam jak ja. Wszyscy pragniemy szczęścia i nikt nie chce
cierpieć. Tak jak ja, wszyscy mają prawo być szczęśliwi. Kiedy są w złym
nastroju, oczywiście też nie chcą być nielubiani, odrzucani czy traktowani
grubiańsko. Pragną, dokładnie tak jak ja, by inni odnosili się do nich z
dobrocią i zrozumieniem i starali się im pomóc. Dlatego muszę starać się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin