zemsta.pdf

(313 KB) Pobierz
274800914 UNPDF
ę Rozdział 1
Hermiona, Ron i Harry zaczynali swój siódmy rok nauki w Hogwarcie. Nie było już
Voldemorta i cała trójka, wraz z czarodziejską społecznością, mogła zacząć cieszyć się
życiem, zamiast bać. Trio siedziało właśnie na podwójnych Eliksirach ze Ślizgonami,
pierwszej lekcji w semestrze. Profesor Snape, który od czasu śmierci Voldemorta był
jeszcze większym bydlakiem, znajdował się w jednym ze swoich okropnych nastrojów.
- POWIEDZIAŁEM: POKROIĆ ŻUKI! NIE POKRUSZYĆ, PANIE WEASLEY! –
zagrzmiał profesor. – PANIE MALFOY, JEŻELI BĘDĘ ZMUSZONY PRZYPOMNIEĆ
PANU JESZCZE RAZ, BY NIE FLIRTOWAŁ PAN Z PANNĄ PARKINSON,
TRANSMUTUJĘ PANA WE FRETKĘ!
- Jasna cholera! – szepnął Ron. – Co go ugryzło?
- Nie mam pojęcia – odszepnęła Hermiona - ale rób tak, jak ci każe i...
- PANNO WIEM-TO-WSZYSTKO GRANGER! ILE RAZY MAM PANI
PRZYPOMINAĆ, ŻE NIE. WOLNO. ROZMAWIAĆ. PODCZAS. WARZENIA.
ELIKSIRÓW? – Z każdym słowem robił jeden krok do przodu.
Dziewczyna skrzywiła się, skupiając swój wzrok na eliksirze.
- Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów! – wysyczał, stojąc tuż przed nią i obserwując
każdy jej ruch. Ślizgoni odetchnęli z ulgą, kiedy Snape zajął się Hermioną, ponieważ
jego dzisiejsze okrucieństwo objęło wszystkie domy, nie wyłączając Slytherinu.
Hermiona wzięła głęboki wdech i wypuściła powoli powietrze, nie zaprzestając cięcia
składników potrzebnych do eliksiru, podczas gdy profesor się nie ruszał. Jego pełne
nienawiści oczy skupiły się na niej, czekając, błagając, by zrobiła choćby jeden błąd.
Genialna czarownica, jaką z pewnością była Hermiona, zdołała uwarzyć eliksir
perfekcyjnie, doprowadzając Snape’a do jeszcze większej wściekłości.
- JESTEM PROFESOREM, A WY UCZNIAMI! ŻĄDAM SZACUNKU! – krzyknął
nauczyciel. – GRYFFINDOR TRACI DWADZIEŚCIA PUNKTÓW! ZA PANI
OCZYWISTE POPISYWANIE SIĘ, PANNO GRANGER! – wysyczał i skierował się na
przód klasy, by znów obserwować Ślizgonów.
Kiedy lekcja wreszcie się skończyła, Harry i Ron wyszli z klasy i czekali na Hermionę.
- Za co to wszystko, cholera, było? – zapytał Harry.
- A ktoś mógłby powiedzieć, że życie będzie lepsze, kiedy nie będzie już Sami-Wiecie-
Kogo – powiedział Ron. – Ten bydlak jest gorszy niż kiedykolwiek przedtem. I
widzieliście jego włosy? Obrzydliwe!
- Myśli, że jest taki wyniosły i wszechwładny – Hermiona przeszła koło nich mamrocząc
pod nosem. - Już ja mu pokażę kto tu jest wyniosły i wszechwładny. Poczekajcie, a
zobaczycie. Chce szacunku, to już ja mu go pokażę!
Szła dalej, nie przejmując się tym, że jej najlepsi przyjaciele patrzyli na nią, jakby
właśnie postradała zmysły. To musiało być naprawdę coś, skoro wkurzyło ją tak, by
zaczęła mamrotać do siebie pod nosem, a Snape najwyraźniej dokonał tego podczas tylko
jednej lekcji.
Harry i Ron podążali tuż obok niej, podczas gdy ona szła, mówiąc do siebie cicho o tym,
jak to ona mu pokaże ten szacunek, którego tak bardzo żąda. Weszli do pokoju
wspólnego Gryffindoru i usiedli. Dziewczyna nagle zamilkła, a szelmowski uśmieszek
wypłynął na jej twarz.
- Co kombinujesz, Hermiona? – zapytał Ron.
- Zobaczycie – odpowiedziała. - Zobaczycie.
I cała trójka zaczęła odrabiać zadania domowe.
Po godzinie, Hermiona zapytała:
- Która godzina?
- Prawie piąta, czas na kolację – odpowiedział Harry.
- Dobrze. Wy dwaj idźcie. Ja was dogonię – powiedziała.
- Ale, Hermiono... – zaczął Ron.
- Po prostu idźcie.
Chłopcy poddali się i poszli na obiad. Dziewczyna skierowała się do swojego pokoju i
wzięła garść ziemi z doniczki jednego z jej kwiatów, włożyła ją do małego woreczka i
podążyła do lochów. Wiedząc, że profesor Snape jest zawsze punktualny, widziała go jak
opuszczał swój gabinet i odwracając się szybko pobiegła ile sił w nogach w stronę
Wielkiej Sali. Zatrzymując się w progu, rozsypała ziemię na podłodze, wymruczała kilka
zaklęć i pobiegła szybko na swoje miejsce.
- O co w tym wszystkim chodziło, Hermiono? – zapytała ją Ginny razem z Harrym i
Ronem, którzy śledzili każdy jej ruch.
- Zobaczysz. Mam tylko nadzieję, że zadziała. Nie miałam okazji, by to przetestować –
odpowiedziała, niecierpliwie czekając na pojawienie się Snape’a. – Nadchodzi –
wyszeptała.
Ku ogólnemu zdziwieniu, ziemia zamieniła się w płatki czerwonych róż, które zaczęły
rozsypywać się metr przed stąpającym po nich mistrzem eliksirów, tworząc kwiatowy
dywan wszędzie gdzie stanął.
Na początku niczego nie zauważył. Szedł długimi krokami w stronę stołu
nauczycielskiego, ale kiedy usłyszał kilka chichotów i parsknięć, zwolnił. Patrząc na
uczniów, zobaczył, że pokazują jego stopy i śmieją się. Spojrzał w dół, by zobaczyć
rozrzucone przed nim płatki róż i zatrzymał się nagle. Zmienił kierunek, ale płatki nadal
rozsypywały się przed nim. Patrząc na uczniów spode łba usiłował znaleźć
odpowiedzialnego.
Kierując się raz jeszcze w stronę stołu nauczycielskiego, zajął swoje miejsce obok
dyrektora.
- Ach, róże jak dla króla! – powiedział Albus z dziwnym błyskiem w swoich niebieskich
oczach.
- Ugryź się! – odwarknął Snape, nakładając sobie jedzenie na talerz.
Nadal było słychać chichot, kiedy płatki zaczęły gromadzić się coraz większą stertą
wokół stóp profesora. Po jakichś dziesięciu minutach zaczęły wysypywać się na stół.
Snape rzucił swój widelec i wstał, gapiąc się w stronę Gryfonów, wiedział, że mieli z tym
coś wspólnego. Odwrócił się i wyszedł z Wielkiej Sali.
- Hermiona! – wykrzyknął Harry. – To było genialne!
- Serio, nie widziałem czegoś tak dobrego od czasu, kiedy Malfoy był fretką! – zgodził
się z przyjacielem rudzielec.
- Należało mu się – odparła chłodno dziewczyna. – Nie mam zamiaru dłużej znosić jego
humorów.
- Jak długo te płatki będą go prześladować? – zapytała Ginny.
- Miałam tylko tyle czasu, by pojawiały się w obrębie Wielkiej Sali – odpowiedziała
Hermiona, nakładając sobie kawałek zapiekanki i zaczynając jeść.
- Co jeszcze masz dla niego zaplanowane? – zapytał Ron.
- Słyszałeś kiedyś powiedzenie „Oko za oko, ząb za ząb”? – zapytała w odpowiedzi.
- No – odrzekł Ron, uśmiechając się szeroko.
- Będę się mścić tylko wtedy, kiedy Snape mnie obrazi, ośmieszy, nie doceni, albo będzie
dla mnie wredny – wysyczała cicho.
- A co z nami? – zapytała Ginny.
- Ach, jesteście bardziej, niż mile widziani jeżeli chcecie się dołączyć do zabawy.
Podsunę wam nawet kilka pomysłów, jeśli na was też będzie się wyżywał – powiedziała
Hermiona. Grupa zaczęła się zastanawiać, jakimi sposobami można uprzykrzyć
Snape'owi życie. Pod warunkiem, że sam zacznie.
Kiedy wychodzili z Wielkiej Sali, dalej zaśmiewali się z różanych płatków i nie
zauważyli wysokiej postaci, ukrytej w cieniu wejścia do najbliższej klasy.
- Gryffindor traci dwadzieścia punktów – wysyczał mistrz eliksirów.
Cała czwórka jak na komendę odwróciła się w jego stronę, zobaczyli skrzyżowane na
piersi ręce i groźne spojrzenie.
- Za co? – zapytał Ron.
- Za zbyt głośne zachowywanie się w korytarzu – warknął. – I kolejne dwadzieścia
punktów za podważanie autorytetu nauczyciela. - Ronowi opadła szczęka i Harry musiał
dźgnąć go łokciem w bok, żeby się opanował. – Zachowujecie się tak, jakbyście mieli
tutaj przyjęcie, a powinniście odrabiać prace domowe! Natychmiast wracajcie do pokoju
wspólnego!
Cała czwórka odwróciła się na pięcie, mrucząc pod nosem inwektywy. Kiedy weszli do
pokoju wspólnego, rozsiedli się przed kominkiem.
- Ja rozumiem to, że szpiegowanie dało mu popalić, ale, na gacie Merlina, wojna się
skończyła! – powiedział Ron z trudem łapiąc powietrze.
- Skoro myślał, że mamy imprezę w korytarzu, to ja mu pokażę prawdziwą prywatkę –
rzekł Harry. – Ginny, ty masz zdolności plastyczne, pomożesz mi?
- Jasne – zaszczebiotała Ginny, czerwieniąc się na samą myśl, że Harry potrzebuje jej
pomocy. Była w nim zakochana od pierwszego dnia, kiedy go zobaczyła i w każdej
chwili mogła zrobić dla niego wszystko.
- Co zrobimy? – zapytał podekscytowany Ron.
- Razem z Hermioną zajmiecie się dekoracjami – odpowiedział Chłopiec-Który-Przeżył,
zapraszając ich gestem, by się zbliżyli. – Zrobimy tak... – Wytłumaczył im cały plan ze
wszystkimi detalami, zmuszając swoich przyjaciół do niekontrolowanego chichotu, czy
okazjonalnych wybuchów śmiechu. – Czy są jakieś pytania? – zapytał Harry, na co grupa
zgodnie pokręciła przecząco głowami. – Dobrze, wszyscy powinni być gotowi na
następne podwójne eliksiry – zadrwił chłopak.
***
Podczas obiadu Wielka Sala wypełniona była po brzegi rozgadanym tłumem uczniów,
omawiających swoje lekcje. Brunatna sowa wleciała do pomieszczenia, niezauważona
przez większość uczniów. Wylądowała przed profesorem Snape’em, który niepewnie
odwiązał kartkę od nóżki ptaka, rozglądając się dookoła i zastanawiając się nad tym, kto
jest za to odpowiedzialny, ale niewiele osób zauważyło cokolwiek.
Kiedy otworzył kartkę, wleciało więcej sów, które wylądowały przed każdym
nauczycielem przy stole nauczycielskim. Dopiero teraz większość uczniów zauważyła, że
coś się dzieje. Snape spojrzał na kartkę i odkrył, że jest to zaproszenie urodzinowe. Na
pierwszej stronie znajdował się obrazek wielkiego, czarnego psa wyprowadzanego na
spacer przez wysokiego osobnika w czarnych szatach, który bardzo przypominał jego
samego. Burknął coś pod nosem, kiedy otwierał kartkę.
Czas na Imprezkę!
Zostałeś zaproszony na przyjęcie urodzinowe
Syriusza Blacka!
Kiedy: Środa
Gdzie: Klasa Eliksirów
Dlaczego: Ponieważ Syriusz jest moim najlepszym przyjacielem!
Przyjęcie wyprawia:
Severus Snape
mistrz eliksirów.
Reszta profesorów zaczęła się śmiać, gdy przeczytała swoje zaproszenia.
- O której godzinie, Severusie? – zapytała McGonagall.
- Co mam przynieść? – dopytywała się pani Hooch.
Snape rzucił im gniewne spojrzenie i zaczął je ignorować. Ostrożnie przyglądał się
uczniom, ale żaden nie wyróżniał się z tłumu.
***
Wychodząc ze swoich kwater, Severus Snape masował sobie skronie. Ból głowy, którego
nabawił się na ostatniej lekcji, nie przeszedł, wręcz przeciwnie, zdawał się pogarszać z
każdym krokiem, który przybliżał go do klasy eliksirów, w której oczekiwali na niego
Gryfoni i Ślizgoni. „Bogowie dopomóżcie” pomyślał, gdy za pomocą zaklęcia, robiąc
wiele hałasu otworzył drzwi.
Złoto-bordowe balony oraz urodzinowa muzyka, która dobiegała z klasy, zaszokowała
go.
- CO TU SIĘ, DO JASNEJ CHOLERY, DZIEJE?! – wrzasnął, ale nikt ze
zgromadzonych go nie usłyszał, dopóki nie pozbył się wszystkich balonów i nie wyłączył
muzyki jednym machnięciem różdżki.
Cała klasa spojrzała na niego próbując się uśmiechać, ale widać było, że trzęsą się ze
strachu w oczekiwaniu na jego reakcję. Gdy przyjrzał się dokładnie, zauważył, ze każda
obecna w pomieszczeniu osoba trzymała w ręku zaproszenie, identyczne z tym, które on
sam otrzymał na obiedzie. Nawet Ślizgonów bawił ten dowcip, gdyż Snape bezlitośnie
odbierał im punkty i rozdawał szlabany.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że profesor nie wytrzyma i
wybuchnie zbierającą złością, ale nagle zauważył, że Hermiona spokojnie jadła kawałek
ciasta.
- Co ty, na Merlina, robisz? – wysyczał nienawistnie przez zaciśnięte zęby, ale
dziewczyna tylko zlizała czekoladę z palców.
Niewinnie spojrzała w górę na swojego profesora i powiedziała:
- Przepraszam, panie profesorze, ale to był ostatni kawałek ciasta. Ale jeżeli pan chce, to
może pan wylizać mój talerz. – Jak gdyby nigdy nic podała mu naczynie.
Na jego twarzy pojawił się grymas, jakiego nikt ze zgromadzonych nie widział u niego
przez ostatnie siedem lat nauki.
- WYNOCHA! W TYM MOMENCIE WSZYSCY MAJĄ SIĘ WYNIEŚĆ! PANNO
GRANGER, SZLABAN O ÓSMEJ WIECZOREM! NATYCHMIAST WYJŚĆ! –
ryknął. Uczniowie wybiegli z klasy, nie oglądając się za siebie.
- W mordę hipogryfa, Hermiono! Nigdy wcześniej nie widziałem go tak
rozwścieczonego! – wyraził swoje zdanie Harry.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie odjął nawet punktów? – dodał Ron.
- Wiedziałam, że będzie wściekły. Chyba nie powinnam była pytać czy chce wylizać
talerz – przyznała Hermiona, czując się prawie winną, ale przypomniała sobie o
szlabanie.
- Dasz sobie z nim radę na szlabanie? – zatroszczył się Potter.
- Jest potwornie wściekły! – powiedział rudzielec.
- Nic mi nie będzie – przekonywała dziewczyna. – No, przecież mnie nie zabije! –
Chłopcy nie wyglądali na całkowicie przekonanych.
***
Po kolacji dyrektor przyszedł do Snape’a, który pracował nad eliksirem w swoim
prywatnym laboratorium.
- Jak ci idzie z eliksirem, Severusie? – zapytał.
- Nie robię takich postępów, jakich mógłbym oczekiwać – warknął wyraźnie zirytowany
Snape. – Potrzebuję więcej czasu – powiedział, krzywiąc się nieznacznie.
- Severusie, wiem, że teraz to dla ciebie ciężki okres i obiecałem, że nie będę się wtrącał
dopóki to nie zacznie mieć wpływu na twoją pracę nauczyciela – rzekł Albus.
- To nie ma wpływu na moje lekcje – wysyczał. – Nie moją winą jest to, że muszę uczyć
kretynów, którzy potrzebują niańki nawet przy warzeniu najprostszych eliksirów!
- Severusie, uspokój się. Wiem, że możesz uczyć. Martwię się po prostu o twój
temperament. Zawsze byłeś surowym wykładowcą i pozyskałeś ich szacunek, ale
ostatnio chyba zaczynasz go tracić. – Mistrz eliksirów rzucił swojemu pracodawcy
wyzywające spojrzenie. - Uważaj na siebie, Severusie – poradził mu Dumbledore.
Chociaż chciał się spierać z dyrektorem, w głębi duszy Snape wiedział, że starzec ma
rację. Tracił panowanie i nad swoim życiem, i nad uczniami, a najgorsze było to, że nie
mógł nic z tym zrobić dopóki nie udoskonali eliksiru, nad którym właśnie pracował.
- Tak, dyrektorze – zadrwił. – A teraz, gdyby był pan tak miły, muszę wrócić do pracy.
Albus przytaknął i wyszedł dalej martwiąc się o swojego mistrza eliksirów.
***
Kilka godzin później ktoś zapukał do drzwi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin