WAKACYJNA PRZYGODA cz. 10.doc

(52 KB) Pobierz
WAKACYJNA PRZYGODA

WAKACYJNA PRZYGODA

 

CZ. 10             

 

 

Autor: aga334

 

 

 

 

 

 

 

3 miesiące później...

 

Edward:

 

- Pan chyba oszalał ! Jak tak można? – wydzierałem się na funkcjonariusza policji. – Szukacie jej już jakieś 3 miesiące! Co z Was za policja?! – byłem już na skraju załamania nerwowego. Szukają Belli tyle czasu, a nawet żadnej poszlaki nie znaleźli? No kim oni są?! Kłamcami! Siedzą w tym swoim komisariacie i nawet dupy nie raczą podnieść, żeby poszukać mojej Belli! Twierdzą, że może już nie być jej na tym świecie? Pojebani! Oni sami są jak Ci bandyci! Nienawidzę ich! Bella żyję i jestem tego pewien. – Zaskarżę Was ! Pójdę do komendanta, że nic nie robicie!

- Proszę się uspokoić – uspokajał mnie policjant. Niech Pan się uspokoi to porozmawiamy, w przeciwnym razie będę musiał Pana zamknąć na 48 za obrazę funkcjonariusza. – ta, chciałoby się. No, ale nie mam wyboru. Oczywiście wiem co mi powie. To samo co zawsze, że stracili trop, gdy wsiedli do samochodu i że nadal jej szukają, ale nie ma żadnych świadków, ani nikogo kto mógłby im pomóc, więc po co mają się męczyć i jej szukać skoro już ją skreślili?

-Widzę, że się Pan trochę uspokoił. Jak mówiłem wczoraj nie mamy żadnych świadków, którzy by widzieli Jamesa czy Bellę... – bla bla bla... już go nie słuchałem, wiedziałem co powie. Jak można tak zaniedbywać swój obowiązek? Toż poszedł po to pracować w policji, żeby szukać zaginionych i pomagać innym, no nie? A oni sobie siedzą na dupie i grają w karty! Wielmożni czekają na telefon od kogoś kto doniesie im gdzie znajduję się poszukiwana. Co za ludzie! Jeżeli tak można nazwać bezdusznych, w ogóle nie współczujących ludzi.

- ... więc nie możemy zrobić zbyt wiele. Mam nadzieję, że Państwo to zrozumie, że nie jesteśmy Alfą.

- Nie, nie rozumiemy – odpowiedziała mu Alice. Tak, Alice jak i reszta też tu była. – Wychodzimy. Jeśli chodzi o dziewczyny to bardzo się zmieniły, nie tak zupełnie, ale jednak. Odkąd Belli nie ma, przestały chodzić na zakupy, Już nie ma tej żywiołowej Alice, która zawsze umiała poprawić humor, zrobić coś wystrzałowego. Ma niespokojne noce, rzuca się w łóżku, z resztą tak samo ma Rosalie. Gdy Bellę zniknęła, prawie w ogóle ze sobą żadne z nas nie rozmawia jedynie przy śniadaniu, ale to nie zawsze. Powiedziałem śniadanie? Nawet tego nie hce nam się robić. Esme - moja mama przynosi nam Przeprowadziłem się z Emmettem i Jasperem do dziewczyn. Wszystko się zmieniła, odeszło z nas życie. Nic nam się nie chce. Emmett nie rzuca już do nas głupich tekstów, każdy siedzi i wpatruję się w ścianę. Teraz, gdy wracamy do domku, znowu panuję grobowa cisza. Uh.. jak dorwę tego Jamesa to go zabiję własnymi rękoma. Moi rodzice starali się pomóc, wynajęli nawet detektywa, ale na nic się to zdało. Bark jakichkolwiek oznak życia Belli. Nawet do telewizji daliśmy zdjęcie Belli. Nic. Żadnej pomocy. Policja wycofa się z szukania niedługo. Jestem tego pewien, a wtedy im tego nie daruję. Jak to możliwe? Przecież nie zapadli się pod ziemię. Owszem my też ich szukaliśmy na własną rękę, ale nic to nie dało. Każdego dnia myślę gdzie jest? Co robi? Czy jest cała i zdrowa. Milion pytań, zero odpowiedzi.

- Tak dłużej nie można – powiedziałem, gdy wszyscy zajęli swoje „miejsca”, czyli dziewczyny w kuchni a chłopacy przed telewizorem. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Posłuchajcie mnie! – już nie wytrzymałem, musiałem krzyczeć.

- Zamknij się! – krzyknęli jednocześnie.

- Tak być dłużej nie może! Bella by nie chciała, żebyśmy się zachowywali jakby umarła! Gdzie Wasza wiara w to, że jest cała. Przecież wiecie, że ona żyję! Uspokójcie się. Dołujemy się nawzajem co nam w ogóle nie pomaga, prawda? Wiem, że za nią tęsknicie, ja również, ale musimy zacząć coś robić cokolwiek. Nie mówię, że mamy zacząć szaleć, bo sam się na to nie zgodzę. Przynajmniej usiądźmy razem i pomyślmy gdzie jeszcze nie szukaliśmy. Proszę, mi też jest ciężko i odchodzę od zmysłów, bo nie wiem gdzie Bella jest. – chyba ich przekonałem, bo dziewczyny wyszły z kuchni i przyszły do salonu. Usiedliśmy razem, przy jednym stole.

- Edward ma rację – odezwała się Alice. – Musimy się skupić.

- I zacząć coś robić – dodała Ross. Emmett i Jasper nachylili się dając znać, że nas słuchają.

- Pobliskie domy, domki, hotele itp. Zostały sprawdzone. Wynajęliśmy detektywa, ale nic nie znalazł. W telewizji jest zdjęcie Belli, ale też nic. Domek do którego Jam.. ten palant porwał Naszą Bellę, też pusty. Co jeszcze możemy zrobić? – podsumowała Alice.

- Nie wiem, ale wspólnymi siłami może uda się coś zdziałać. – odpowiedziałem. Siedzieliśmy tak i nic nie przychodziło nam do głowy. Mieliśmy kilka pomysłów, ale po chwili rezygnowaliśmy z nich, bo były lekkomyślne i wykonalne. Gdyby tak chociaż jedna osoba ich widziała a dała nam znać. Wiedzielibyśmy gdzie mamy szukać, bynajmniej w którą stronę iść. Ale nie, nic nie wiemy. Nie ma nikogo takiego, kto by nam pomógł. Nikogo! Siedzieliśmy tak i siedzieliśmy. W sumie to nie słuchałem tego co mówili. Nagle Alice wstała, ale nie wiem po co.

- ...Naprawdę?...Dziękuję bardzo za informację... tak, tak...Już jedziemy!...Dowidzenia.

Musiała rozmawiać przez telefon, bo wszyscy siedzieli nadal przy stole.

- Bella się znalazła! – krzyknęła. Ale, że co ona niby powiedziała! Bella? Moja Bella?

- Ale jak? Kto? Gdzie? – tysiące pytań.

- Dzwonili przed chwilą z komendy, że zadzwoniła nijaka Victoria. Podała adres gdzie znajduję się Bella i , że ona żyję! – Alice skakała z radości, z resztą jak wszyscy. Alice z Jasperem zaczęli się przytulać i całować, podobnie Emmett z Rosalie. A ja? Ja stałem jak ten kołek na wietrze i gapiłem się na nich.

- To może jedziemy? – zaproponowałem. Wszyscy jednogłośnie się zgodzili. Poszedłem szybko do rodziców poinformować ich o nowinie. Chcieli jechać, ale powiedziałem im, że lepiej będzie by zostali w domu. Zgodzili się. Oboje życzyli mi powodzenia. Wyszedłem i zapakowałem się do samochodu. Przez cala drogę myślałem tylko o niej. O Belli. Tak dawno jej nie widziałem. Może się zmieniła? Nie ważne, zawsze była i będzie piękna. Tak bardzo mi jej brakowało. W czasie ostatnich 3 miesięcy przypominałem sobie jej twarz, uśmiech. Te rumieńce, kiedy Emmett ją podnosił. To były czasy.. Najbardziej lubiłem moment w którym się „kłóciliśmy” o samoopalacz. Tak było zabawnie. Ona się denerwowała, a ja śmiałem. Tylko, że po tym incydencie Bella poszła do miasta, gdzie poznała psychopatę Jamesa. Humor mi opadł. Miasto, porwanie to wszystko moja wina. To przeze mnie poznala Jamesa, gdybym wtedy ją zatrzymał, nie poszłaby do tego lasu. Nawet nie zauważyłem, że już wysiadamy.

Podbiegliśmy szybko do policjanta, który stał przed budynkiem.

- Gdzie ona jest ? Czy jest cała? – zasypywała funkcjonariusza pytaniami Ross.

- Jak już mówiłem przez telefon zadzwoniła do nas Pani Victoria. Powiedziała, że dom w którym się znajduję porwana jest za miastem kilkanaście kilometrów stąd. Więc jak widzicie czekaliśmy tylko i wyłącznie na was.

- A po co karetka? – zapytał Emmett, bystry chłopak.

- Pani Victoria uprzedziła nas, że będzie potrzebna właśnie karetka z położniczym, ginekologiem i lekarzem ogólnym.

- Alee.. po... co.... ?? – jąkała się Alice. Co on jej zrobił? Nie wierzę.. przecież to wskazuję na to, że ona jest w ... ciąży!

- Ciąża? – krzyknąłem.

- Takie są przypuszczenia i wszystko na to wskazuję. – Nie to nie możliwe, ja... ja.. zaraz wyjdę z siebie i stanę obok! Do cholery jasnej! Jak ona może być w ciąży!? Przeciez ona go nienawidzi, chyba... że się coś zmieniło. Nie, to nie możliwe. Bella i James? Nie, jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Przecież to jakiś absurd.

- Dobra jedziemy – powiedział Jasper. Nawet nie wiem kiedy zdążyłem wsiąść di auta. Jechaliśmy swoim samochodem. Siedziałem z przodu z Jasperem, a z tyłu Emmett z Ross i Alice. Przed nami jechał sznur policji w tym ta przeklęta karetka. Teraz już jestem pewien, że zabiję Jamesa. Albo inaczej zacznę się nad nim znęcać, tak jak on znęcał się na Belli. Wiem, pierw utnę mu wszystkie kończyny, a potem posypie solą? Myślicie, że to wystarczy? Hmm czuję się jak jakiś uh.... jeszcze pójdę za niego siedzieć. Nie może mu to ujść na sucho! Nie, nie może. Tego jestem pewien. Droga tak bardzo się dłuży, każdy czeka na moment w którym ujrzy znowu Bellę. Tak bardzo przez ten czas wszyscy cierpieli. Bardzo nam jej brakuję, niby była cichą osóbką, ale wprowadzała w nasze życie to coś. Siedziałem i patrzałem przez okno, przypominałem sobie po raz kolejny momenty w którym widziałem Bells. Za nim ją poznałem byłem.. byłem dupkiem. Nie ma co ukrywać. Myślałem tylko o tym gdzie i kogo zaliczyć. Wiedziałem, że jestem przystojny i każda dziewczyna na mnie leci. Ale po poznaniu Belli coś we mnie pękło. Wprowadziła chaos w moje życie, moja równowaga „poszła w las”. Nienawidziłem jej za to, dlatego byłem takie oschły i w ogóle nie dało się ze mną wytrzymać. Jak wiadomo od nienawiści do miłości cienka linia. Dopiero, gdy Bella zniknęła pierwszy raz zdałem sobie sprawę, że coś czuję do tej dziewczyny, ale nie wiedziałem co to jest. Gdy byłem w szpitalu, jak się obudziłem zobaczyłem Bellę. Wtedy już wiedziałem co tak naprawdę czuję.  Kocham ją i nie mogę bez niej żyć. Ale nie wiem jakimi uczuciami darzy mnie sama Bella. Fakt, siedziała przy mnie w szpitalu, ale moglo to być tylko i wyłącznie przez to, że miała wyrzuty sumienia. Nie wiem. Teraz, gdy już jestem blisko, by móc ją zobaczyć, odezwał się we mnie strach. A jeśli ona faktycznie jest z Jamesem? Trudno mi w to uwierzyć, ale ... nie wiem. Głupoty zaczynam gadać.

- Chyba zaraz wysiadamy. – powiedział Jasper, spojrzałem na niego pytająco. – Policja zwalnia. – i faktycznie zjechali na pobocze, w las. Z czarnej furgonetki wyskoczyli „zamaskowani”, dostali rozkaz by otoczyć dom, a nam powiedziano, że mamy trzymać się blisko samochodów.

 

 

 

 

 

Bella:

 

Tak bardzo mnie boli. Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam, to naprawdę mnie boli. Odkąd podsłuchałam rozumowe Jamesa Z Victorią, nie wyszłam z tego pomieszczenia, pomijając łazienkę. Nie wiem nawet jak długo tu leżę. Wszystko mnie boli od bardzo długiego czasu. James prawie w ogóle tu nie przychodzi, częściej widzę Victorię, która ponoć się o mnie martwi i  mi współczuję. Stara się jak może. Ostatnio nawet rozmawiałyśmy i powiedziała, że postara się mi pomóc, ale nie wiem o co jej chodziło. A nie powiedziała mi nic więcej. Od razu wyszła po tych słowach. A ja jak zwykle miałam mnóstwo pytań. Pokój w którym się znajdowałam służył do aborcji, dlatego był dźwiękoszczelny. Ale James był sprytny i zamontował tu kamerę. Skubaniec! Ja tu cierpię katuszę, a on siedzi z dupą i nic nie robi jak to stwierdziła Victoria. Chcę do łazienki, ale tak mnie boli, więc nie wiem czy dojdę. Spróbuję. Leżąc musiałam podnieść rękę do góry co oznaczało toaletę. Po chwili przyszła „moja opiekunka” i poszłam w ciężkich bólach. Gdy szłyśmy przez korytarz, James wyskoczył z pokoju jak poparzony.

- Zaprowadź ją z powrotem! – krzyczał.

- Co się stało? – zapytała Victoria.

-Policja otoczyła dom. Pełno ich. Znaleźli nas! – Policja? Moje wybawienie! Nareszcie. Tak długo na to czekałam. Mimo bólu, byłam w stanie się uśmiechać. Tak bardzo się cieszyłam. Radość wreszcie pokazała się w moim sercu. Nareszcie!

- Jak oni znaleźli to miejsce? – pytał sam siebie. W sumie to też chciałabym wiedzieć, ale to nie było najważniejsze. Spojrzałam na Victorię.

- Och... już idziemy. – Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, a drodze powrotnej zauważyłam jak James wyciąga coś z szafki. Coś? To była.. broń! Co on chce zrobić? Usłyszałam policję.

- WYJDZ Z PODNIESIONYMI REKOMA! NIE MASZ SZANS! JESTEŚ OTOCZONY!

WYPUŚĆ BELLĘ!

- Nie ma takiej opcji! Nie wypuszczę jej! Odjedźcie stąd, bo stanie się jej krzywda!

Chyba większej krzywdy nie może mi już zrobić – pomyślałam. Tak bardzo chcę zobaczyć moje siostry i przyjaciół. Ciekawe czy też tutaj są? James był tak zajęty policją, że nawet mnie nie zauważył. Victoria tak w ogóle też była tutaj więziona przez niego. Dlatego starała się pomóc. Brzuch miałam już widoczny, ale ból jaki mi towarzyszył od jakiegoś czasu był nie do wytrzymania. Nie byłam w stanie się odzywać, bo to również sprawiało mi ból.

- Postaram się nas stąd wyprowadzić. Mam nadzieję, że ten osiłek się nie zorientuję za wcześnie. – Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Nie mam pojęcia, gdzie było wyjście, nigdy nie starałam się uciec, bo zawsze mnie ktoś pilnował, albo byłam zamknięta pod kluczem. Szłyśmy wolno ze względu na mnie. Ciąża jest zagrożona. Victoria chciała zabrać mnie do szpitala, ale James kategorycznie tego zabronił.

 

 

Retrospekcja:

 

- Nie rozumiesz, że ona może umrzeć? – krzyczała Victoria.

- A myślisz, że po co tutaj jesteś? Co? Żebyś jej pomogła! Tylko z tego powodu Cię tutaj jeszcze trzymam. Więc się zamknij i rób co do Ciebie należy. Jasne? I nawet nie próbuj uciekać!

- Zobaczysz będziesz miał ją na sumieniu jak coś się jej stanie!

 

 

Koniec retrospekcji

 

 

Tak, to była jedyna rzecz, którą usłyszałam w ostatnim tygodniu. Victoria starała się mi pomagać jak tylko może, ale bez szpital się nie obejdzie. Tak stwierdziła.

- Zaraz stad uciekniemy – powiedziała. Cały czas trzymała mnie pod rękę i rozglądała się czy James nas nie widzi. Gdy otwierała drzwi wyjściowe.

- Stój – krzyknął. Usłyszałam tylko strzał i zapadła ciemność.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin