Za kulisami - KULTURAVIVA.pdf

(88 KB) Pobierz
Za kulisami - KULTURAVIVA
IVONA Webreader. Wciśnij Enter by rozpocząć odtwarzanie
Jesteś tutaj: Strona główna » Za kulisami
Piotr Czeczotka, płatnerz, rusznikarz:
Każdy ma swoje Waterloo
Wyposaża pierwszoplanowych bohaterów filmów, sztuk teatralnych, inscenizacji telewizyjnych w pistolety, karabiny, szable,
miecze, rapiery własnej roboty. To nie tylko jego zawód, to przede wszystkim pasja; hobby, które na parę miesięcy przed
ogłoszeniem stanu wojennego znalazło się nawet pod lupą Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej...
Jego królestwo to zaledwie kilka metrów kwadratowych piwnicy na warszawskim Ursynowie. Tam właśnie realizuje filmowo-
teatralne zamówienia. Pośrodku wielkie kowadło, pod oknem i pod ścianami obrabiarki, młotki, imadła, pilniki. Gdzie
spojrzeć: pistolety, szable, miecze. Jedne w trakcie obróbki, inne gotowe już do wykorzystania na planie lub scenie. Nad
drzwiami cieszynka, lekka siedemnastowieczna strzelba myśliwska, tzw. ptaszniczka. Zrobił ją co prawda dla siebie, ale
w filmie też "zagrała".
Nawet w dwóch. Najpierw trafiła do jednego z odcinków serialu Rycerze i rabusie , do sceny polowania na kaczki. Nadawała
się wyjątkowo, bo na zbliżeniu można było pokazać, jak efektownie działa taka dawna broń w odróżnieniu od współczesnej.
Myśliwy naciskał spust, wtedy obracał się zwalniający sprężynę element zamka w kształcie koła, proch buchał ogniem
i dopiero po chwili z lufy wylatywała kula. Dla filmowca ujęcie wymarzone. I choć operator dał z siebie wszystko, by je
uwiecznić, z tego filmu niestety wypadło. Na szczęście, identyczne znalazło się w Akademii Pana Kleksa.
Prostowanie głowni, fot. Piotr
Dzięciołowski
Przy okazji kręcenia wspomnianych Rycerzy i rabusiów do akcji wkroczyli też
rabusie współcześni. W drodze na plan filmowy z Warszawy w okolice Krakowa
trzykrotnie kradli sztylet, w który uzbrojony miał być Tomasz Stockinger,
odtwórca roli Piotra Wolskiego.
W sumie zamiast jednego, musiałem więc zrobić cztery sztylety. Ten czwarty aktor odebrał już ode mnie osobiście
i bezpiecznie dowiózł na zdjęcia.
Prawdę mówiąc, nie ma co się dziwić, że ktoś zapragnął mieć wyrób mistrza Czeczotki. Artysta plastyk wykonuje broń z takim
pietyzmem, że urodziwą szabelkę, a przynajmniej niewielki sztylet, niejeden chciałby zawiesić w domu na honorowym
miejscu.
Wszystko musi być takie, jakie było kiedyś, a jakie ja znam ze źródeł, z literatury, zbiorów muzealnych. Oczywiście, gdy
wykonuję rekwizyty dla teatru czy filmu, broń ma odpowiadać prawdzie historycznej przede wszystkim z wyglądu. Mniej
ważne, co np. pistolet ma w środku, no, chyba że chodzi akurat o ten, z którego się strzela. Istotne natomiast, by taka
filmowo-teatralna broń była funkcjonalna, dająca się rozbierać na czynniki pierwsze. Np. w razie potrzeby można wymienić
jelec, wąsy, głowicę... słowem dostosowywać do potrzeb danego obrazu, wykorzystując nawet rekwizyty używane już
w innych filmach. Odrębnymi prawami rządzą się za to zamówienia indywidualne, prywatne, które otrzymuję od
kolekcjonerów lub zbieraczy amatorów. Trudno mówić, że robię dla nich wierne repliki. Z zegarmistrzowską precyzją i to
wedle dawnych receptur wykonuję broń jota w jotę jak ta, której używano ileś wieków temu. Stosuję nawet identyczne
materiały: taki sam rodzaj stali, drewna i żelaza, o które w miarę łatwo na złomowiskach. Jeśli szabla była zdobiona srebrem
czy złotem, to i ja ją zdobię takim kruszcem. Żadnego oszukaństwa!
Kiedy w latach siedemdziesiątych Piotr Czeczotka zaczynał swoją przygodę
z bronią, nie myślał jeszcze, że w przyszłości będzie przywiązywał taką wagę do
najdrobniejszych detali. Na początku chciał mieć jedynie jakąś własną szabelkę,
jakiś własny pistolet, w mniejszym lub większym stopniu wzorowane na oryginałach.
Najbardziej zależało mi właśnie na oryginałach, które można było kupić w Desie i które kolekcjonował jeden z moich kolegów.
To zresztą on zaszczepił we mnie tę "obronną" pasję. Różnica między nami polegała jednak na tym, że jego stać było na takie
hobby, ja natomiast, by mieć jakąś szablę, musiałem ją samodzielnie wykonać. Przydało się moje wykształcenie. Z zawodu
jestem mechanikiem obróbki skrawaniem i artystą plastykiem. Spróbowałem więc swoich sił i, jak się okazało,
z powodzeniem. Krok po kroku podnosiłem umiejętności, najpierw jako samouk, później pod okiem kolegi, Bronisława
Piekarskiego (brata red. Macieja Piekarskiego), który prowadził na Starówce warsztat płatnerski. Zacząłem mu pomagać,
a zarazem dorabiać sobie do pensji. Na co dzień pracowałem wówczas w nieistniejących już Zakładach "VIS" im. gen. Karola
Świerczewskiego na stanowisku mechanika precyzyjnego. Tam zresztą, po godzinach, wykorzystując profesjonalne maszyny,
dłubałem swoje szabelki i miecze. Zrobiłem tego tyle, że moja szafka pracownicza zaczęła pękać w szwach, a ja oficjalnie nie
mogłem niczego wynieść do domu. Jakby mnie nakryli strażnicy, miałbym się z pyszna. I może trudno w to uwierzyć, ale
w rozpakowaniu szafki pomógł donos życzliwego: ktoś zawiadomił organa bezpieczeństwa, że nielegalnie produkuję broń,
a cały arsenał przechowuję w pracy. Milicja zrobiła nalot, opróżniła szafkę, ja trafiłem na przesłuchanie, po czym
przeprowadzono w moim mieszkaniu rewizję. Swoją drogą, jacyś wyjątkowi byli ci funkcjonariusze, bo kiedy im powiedziałem,
że mam żonę w ciąży i proszę, ażeby występowali w charakterze kolegów z pracy - byli po cywilnemu - poszli mi na rękę
i pijąc kawę, jak najbliżsi kumple podziwiali szable, rapiery, atrapy pistoletów. Kilka dni później zwrócili zarekwirowaną
w pracy broń, jako niestanowiącą zagrożenia dla Ojczyzny.
Nasz bohater był przekonany, że choć milicja dała mu spokój, konsekwencje
służbowe wyciągnie wobec niego "Świerczewski". Generał jednak okazał się
łaskawy. Ich drogi rozeszły się, dopiero gdy wprowadzono stan wojenny. Piotr
Czeczotka został wtedy kierownikiem ślusarni w Teatrze Dramatycznym,
z czasem zaczął pracować na własny rachunek. Broń białą lub palną wykonywał do największych produkcji filmowych: Quo
vadis? , Stara baśń , Ogniem i mieczem , Bitwa Warszawska 1920 ; do spektakli w teatrach Polskim, Narodowym, Operze
Kameralnej, Romie, także w Teatrze TVP. Jest mistrzem nad mistrzami, stąd też ma pełne ręce roboty. Każdy jego wyrób to
strzał... albo cięcie w dziesiątkę.
drukuj
poleć
Obróbka jelca, fot. Piotr Dzięciołowski
Montaż rękojeści szabli, fot. Piotr
Dzięciołowski
703134366.001.png
Bez przesady, porażki też się zdarzają. Jedna była szczególnie bolesna, bo po dziś dzień nie mogę się z nią uporać. Zwrócił
się do mnie ze specjalnym zamówieniem Andrzej Szenajch, aktor, zarazem kostiumolog wojskowy, specjalista od militariów:
prosił o wykonanie szpady, która w jednym z ujęć ma zostać złamana - tytułu filmu niestety nie pamiętam. Na wszelki
wypadek, na potrzeby tzw. dubli (ujęć dodatkowych), zrobiłem cztery takie repliki. Przywiozłem na plan, pokazałem
Andrzejowi, ten wziął pierwszą z brzegu i spróbował. Pękła dokładnie w tym miejscu, w którym miała pęknąć. Znakomicie,
świetna robota! - usłyszałem. Niestety, zgodnie ze scenariuszem pękła tylko ta jedna. Pozostałe źle zahartowałem i zamiast
pękać, jedynie się gięły. Z ujęcia były więc nici. Andrzej dostał furii, nie dość, że mnie zwymyślał, to jeszcze podkreślił, jakie
miał do mnie zaufanie, a ja nawaliłem. Na swoją obronę nie miałem żadnego usprawiedliwienia. Powiedziałem tylko: Wiesz,
każdy ma swoje Waterloo.
Pistolet z zamkiem kołowym przed
montażem, fot. Piotr Dzięciołowski
Tę historię, w formie przestrogi, Piotr Czeczotka przypomina co jakiś czas
swojemu synowi Mariuszowi, który od niedawna dzieli z nim pracownię, także
wykonując broń na potrzeby filmu i teatru.
Tekst i zdjęcia: Piotr Dzięciołowski
powrót
703134366.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin