Atramentowe_serce_-_1.pdf

(1890 KB) Pobierz
Cornelia Funke - Atramentowy Świat 01 - Atramentowe serce-magdalena86
http://chomikuj.pl/magdalena86
Cornelia Funke –
Atramentowy świat 01 –
Atramentowe serce.
Jest to moje własnoręczne przepisywanie.
śyczę miłego czytania i zapraszam na mojego chomika:
http://chomikuj.pl/magdalena86
Tłumaczenie z języka niemieckiego Jan Koźbiał
Tytuł oryginału: Tintenherz
http://chomikuj.pl/magdalena86
chciało świecić, chciało świecić.
Popiół.
Popiół, popiół. Noc.
Paul Celan, Przez ciasną bramę
1
Nocny gość
KsięŜycowy blask odbija! się w oku konika na biegunach i w oku myszki, kiedy
Tolly wyjął ją spod poduszki, aby obejrzeć. Zegar tykał i zdawało mu się, Ŝe
pośród ciszy nocnej słyszy tupot małych bosych stopek po podłodze, potem
chichot i szepty i coś jakby odgłos przewracania kart duŜej księgi.
Lucy M. Boston, Dzieci z Green Knowe
Tamtej nocy padał deszcz - drobny, szemrzący deszcz. Jeszcze wiele lat później
wystarczyło, Ŝe Meggie zamknęła oczy, a znów go słyszała, jakby ktoś stukał w
szybę delikatnymi paluszkami. Gdzieś w ciemności ujadał pies i Meggie
przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć.
Twarda okładka uwierała ją w ucho, jakby ukryta pod poduszką ksiąŜka chciała
zwabić Meggie z powrotem pomiędzy zadrukowane kartki.
- Oho, musi ci być bardzo wygodnie z tym kanciastym, twardym przedmiotem
pod głową - śmiał się ojciec, gdy po raz pierwszy znalazł ksiąŜkę pod jej
poduszką. - Przyznaj się, Ŝe w nocy szepcze ci do ucha swoją opowieść.
- Owszem! Ale to działa tylko u dzieci - odcięła się Meggie, a Mo uszczypnął ją
w nos.
Mo. Meggie nigdy nie nazywała ojca inaczej.
Tamtej nocy - nocy, od której wszystko się zaczęło i która tak wiele zmieniła raz
na zawsze - Meggie jak zwykle miała pod poduszką jedną ze swych ulubionych
ksiąŜek. Nie mogąc usnąć, usiadła, przetarła zmęczone oczy i wyciągnęła
ksiąŜkę. Kiedy ją otworzyła, strony zaszeleściły obiecująco. Meggie uwaŜała, Ŝe
ten pierwszy szept kartek jest za kaŜdym razem inny w zaleŜności od tego, czy
juŜ wie, co ksiąŜka jej opowie, czy teŜ jeszcze nie. Ale najpierw musiała zapalić
światło. W szufladzie nocnego stolika miała schowane zapałki. Mo zabronił jej
http://chomikuj.pl/magdalena86
palić świece w nocy. Mo nie lubił ognia. „Ogień poŜera ksiąŜki" - powtarzał.
Ale w końcu Meggie ma dwanaście lat i chyba potrafi upilnować parę
płomyków. Uwielbiała czytać przy zapalonych świecach.
Na parapecie stały trzy lampki i trzy świeczniki. Właśnie zbliŜyła zapaloną
zapałkę do pierwszego z brzegu knota, gdy usłyszała na zewnątrz kroki.
PrzeraŜona zdmuchnęła zapałkę -jakŜe dokładnie przypominała to sobie po
latach! - i klęcząc na łóŜku, zerknęła przez mokrą od deszczu szybę.
I wtedy go zobaczyła.
Ciemność poszarzała od deszczu, a obcy na jej tle był zaledwie cieniem. W
mroku widziała wyraźnie tylko jego twarz. Do mokrego czoła kleiły się włosy,
deszcz spływał po nim strugami, ale on nie zwracał na to uwagi. Stał
nieruchomo, obejmując piersi skrzyŜowanymi ramionami, jakby w ten sposób
próbował się ogrzać. Stojąc tak, wpatrywał się w ich dom.
„Muszę obudzić Mo!" - pomyślała Meggie.
Jednak nie ruszyła się z miejsca. Serce waliło jej jak młotem. Gapiła się w noc,
jakby obcy zaraził ją swoim bezruchem. Nagle odwrócił głowę i Meggie wydało
się, Ŝe patrzy jej prosto w oczy. Błyskawicznie zsunęła się z łóŜka, zrzucając na
podłogę otwartą ksiąŜkę. Boso wybiegła na ciemny korytarz.
W starym domu panował chłód, choć był juŜ koniec maja.
8
W pokoju Mo paliło się jeszcze światło. Często czytał do późna w nocy. Meggie
odziedziczyła po nim miłość do ksiąŜek. Kiedy obudzona ze złego snu szukała u
ojca schronienia, nic nie działało na nią tak kojąco jak spokojny oddech Mo tuŜ
obok i cichy szmer przewracanych kartek. Nic nie było w stanie tak szybko
przepłoszyć złych snów jak szelest zadrukowanego papieru.
Postać za oknem nie była jednak snem.
KsiąŜka, którą tamtej nocy czytał Mo, miała bladoniebieską płócienną oprawę.
To takŜe przypominała sobie później Meggie. Pamięć przechowuje nic
nieznaczące drobiazgi!
- Mo, na podwórku ktoś jest!
Ojciec podniósł głowę, patrząc na nią nieprzytomnie, jak zawsze, gdy
przerywała mu czytanie. Potrzebował czasu, by powrócić z innego świata, z
labiryntu liter.
- Ktoś jest? Jesteś pewna?
- Tak. Gapi się na nasz dom. Mo odłoŜył ksiąŜkę.
- Coś ty czytała przed snem, Meggie? CzyŜby Dr. Jekylla i Mr. Hyde-'al
- Proszę cię, Mo, chodź szybko! - zawołała Meggie, marszcząc czoło.
Nie uwierzył jej, ale za nią poszedł. Meggie ciągnęła go za sobą tak gwałtownie,
Ŝe uderzył boleśnie palcami bosych stóp o stertę ksiąŜek. Bo o cóŜ innego? W
http://chomikuj.pl/magdalena86
całym domu leŜały na podłodze piramidy ksiąŜek. KsiąŜki nie tylko stały na
regałach, jak u innych ludzi, ale walały się pod stołami, krzesłami, w rogach
pomieszczeń. Były w kuchni i w toalecie, na telewizorze i w szafach
ubraniowych - małe sterty, duŜe sterty, ksiąŜki grube, cienkie, stare, nowe...
Czekały na Meggie na stole przy śniadaniu -kusząc otwartymi stronami, w
słotne dni przepędzały nudę, a czasem moŜna się było o nie potknąć.
9
M
- On tam stoi - szeptała Meggie, ciągnąc Mo do swojego pokoju.
- Czy ma owłosioną twarz? Jeśli tak, moŜe to być wilkołak.
- Przestań!
Meggie spojrzała na niego surowo, choć Ŝarty Mo umniejszały jej lęk. JuŜ
prawie sama nie wierzyła w tę postać na deszczu... dopóki nie podeszła do okna.
- Tam! Widzisz go? - szepnęła.
Mo w milczeniu patrzył przez okno ociekające deszczem.
- A przysięgałeś, Ŝe do nas nigdy nie przyjdzie włamywacz, bo tu nie ma co
kraść - szepnęła Meggie.
- To nie jest włamywacz - odparł Mo, ale kiedy odwrócił się od okna, minę miał
tak powaŜną, Ŝe Meggie poczuła jeszcze szybsze bicie serca. - Idź do łóŜka -
powiedział. - Ten pan przyszedł do mnie.
I wyszedł z pokoju, zanim Meggie zdąŜyła zapytać, co to, na miłość boską, za
wizyta w środku nocy. Przejęta do Ŝywego pobiegła za ojcem. Na korytarzu
usłyszała, jak Mo zdejmuje łańcuch przy drzwiach wejściowych, a gdy znalazła
się w sieni, ujrzała ojca stojącego w otwartych drzwiach.
Do środka wdarła się noc - ciemna i wilgotna. Szum deszczu nasilił się
złowieszczo.
- Smolipaluch! - krzyknął Mo w ciemność. - Czy to ty? Smolipaluch? Co to za
nazwisko? Meggie nie przypominała
sobie, by je kiedykolwiek słyszała. Mimo to brzmiało jakoś swojsko jak odległe
wspomnienie, niemogące się przyoblec w realny kształt.
Przez chwilę na dworze panowała cisza. Tylko deszcz bębnił, mruczał i szeptał,
jakby noc przemówiła ludzkim głosem. Ale potem usłyszeli kroki zbliŜające się
do domu i z ciemności wyłonił się męŜczyzna, którego dostrzegli na podwórku.
Długi płaszcz zmoczony deszczem oblepiał mu nogi, a kiedy obcy wszedł w
krąg światła wylewającego się z sieni, Meggie zdawało
10
się, Ŝe widzi mały, włochaty, węszący pyszczek - na ułamek sekundy wysunął
się z plecaka, który niósł męŜczyzna, i natychmiast znów się schował.
Smolipaluch otarł rękawem mokrą twarz i wyciągnął rękę do Mo.
http://chomikuj.pl/magdalena86
- Jak się masz, Czarodziejski Języku? - powiedział. - Dawno się nie
widzieliśmy!
- Dawno - powtórzył Mo, z wahaniem ściskając wyciągniętą dłoń Smolipalucha
i patrząc gdzieś obok, jakby się spodziewał, Ŝe z mroku wychynie jeszcze inna
postać. - Wejdź, bo się w końcu przeziębisz. Meggie twierdzi, Ŝe juŜ od kilku
chwil sterczysz tu na deszczu.
- Meggie? No tak, oczywiście.
Pozwolił się wciągnąć do sieni, po czym zaczął tak dokładnie lustrować
dziewczynkę wzrokiem, Ŝe z zakłopotania nic wiedziała, gdzie oczy podziać. W
końcu teŜ zaczęła mu się przyglądać.
- Urosła.
- Pamiętasz ją?
- Jasne.
Meggie uderzyło, Ŝe Mo dwa razy przekręcił klucz w zamku.
- Ile ona ma teraz lat? - spytał Smolipaluch, uśmiechając się do niej.
Był to dziwny uśmiech. Meggie nie umiała powiedzieć, czy wyraŜał drwinę,
protekcjonalność, czy po prostu zakłopotanie. Nie odwzajemniła uśmiechu.
- Dwanaście - odparł Mo.
- Dwanaście? No, proszę.
Smolipaluch odgarnął z czoła ociekające deszczem włosy, które sięgały mu
prawie do ramion. Meggie była ciekawa, jaki mają kolor, kiedy są suche. Zarost
okalający jego wąskie wargi był rudawy jak futro bezpańskiej kotki, której
Meggie czasem stawiała przed drzwiami miseczkę z mlekiem. Na policzkach
11
sterczały podobnego koloru rzadkie włoski jak pierwszy zarost młodzieńca. Nic
dziwnego, Ŝe nie zakrywały blizn - trzech podłuŜnych bladych szram. Z powodu
tych blizn twarz Smolipa-lucha wyglądała tak, jakby kiedyś popękała i ktoś ją
skleił na nowo.
- Dwanaście - powtórzył. - Oczywiście. Wtedy miała... trzy lata, jeśli się nie
mylę.
Mo skinął głową.
- Chodź, dam ci coś do przebrania - powiedział, ciągnąc gościa z taką
niecierpliwością, jakby nagle zapragnął ukryć go przed Meggie. - A ty - rzucił
jej przez ramię - ty idziesz spać.
I zamknął drzwi do swojej pracowni.
Meggie nadal stała w miejscu, pocierając zmarznięte stopy o łydki. Ty idziesz
spać! Zdarzało się, Ŝe Mo rzucał ją na łóŜko jak worek orzechów, kiedy robiło
się późno. Czasem po kolacji ścigał ją po całym domu, aŜ w końcu, krztusząc
się ze śmiechu, uciekała do swojego pokoju. A czasem był tak zmęczony, Ŝe
Zgłoś jeśli naruszono regulamin