Ramza's Story.docx

(943 KB) Pobierz

Dół formularza

  Ramza’s Story

Part I: Oto moje słodkie życie...

 

Drogi panie Kodai

W związku z zaistniałą sytuacją, proszę o niezwłoczne przybycie do placówki szkolnej, z powodu nagannego zachowania ucznia, Ramzy. Wychowanek nie stosuje się do poleceń nauczyciela, ucieka z lekcji i niszczy mienie szkolne. Ponadto zachowuje się karygodnie w stosunku do reszty uczniów, niestosownie się ubiera i nosi ostry makijaż, nie zwracając uwagi na upomnienia profesorów. Jeśli jego zachowanie nie ulegnie radykalnej zmianie, grozi mu usunięcie ze szkoły. Z poważaniem

Prof. K. Haruna

 

 

·         Mam nadzieję, że masz jakąś dobrą wymówkę i obejdzie się bez kary...- Ojciec patrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami, które teraz aż iskrzyły ze złości.

 

Mężczyzna siedział na sofie, w naszym dużym salonie, i bawił się listem, który niedawno przyszedł pocztą. W między czasie drugi tata, Testament, był w kuchni, bojąc się wejść do pokoju.

 

·         Każdemu może się zdarzyć...- Spojrzałem na białowłosego, robiąc słodką minkę, ale ten chyba już się na to uodpornił...

 

·         Tylko, że to już dwunaste upomnienie, w ciągu niespełna miesiąca!

 

·         Nie moja wina, że zawsze jestem w złym miejscu, o niewłaściwym czasie...- Spróbujmy plan numer dwa...

 

·         Tak, z pewnością.- Zadrwił.- To twoi koledzy malują sobie usta i oczy na czarno, uciekają z lekcji, a ty masz za to nieusprawiedliwione godziny; pyskują nauczycielom i to ty masz uwagi w swoim dzienniczku, co?

 

Odwróciłem głowę i zapatrzyłem się w jakiś punkt. Dlaczego zawsze, kiedy chodzi o naganną, listy muszą przychodzić w mgnieniu oka?! Ten jeden, jedyny dzień zwłoki byłby jak najbardziej na miejscu. Tata Testament nie wyznaje takich zasad jak tata Shun i na pewno kara nie byłaby aż tak straszna. Ciekawe, co też tym razem wymyśli starszy mężczyzna...

 

·         Mam już serdecznie dość ciągłego upominania cię i dawania szlabanów, które zawsze jakoś przebolejesz.- Podjął znów. Spojrzałem na niego, modląc się, aby nie powiedział tego, czego tak się obawiałem.- Dwa tygodnie temu prosiłeś mnie, abym pozwolił ci pójść na prywatkę, do jakiegoś kolegi. Zdaje się, że ona jest dzisiaj, tak?- Wredny, naprawdę wredny uśmieszek zagościł na jego twarzy.- Nie popisałeś się tymi swoimi wybrykami, więc możesz się pożegnać z tą imprezą.

 

·         Jak to?!- Zawołałem z pretensją, ale nie podniosłem głosu za bardzo. Tata nienawidził pyskowania.- Obiecałeś, że będę mógł iść!

 

·         Owszem, ale ty też mi coś obiecałeś. To był jeden z twoich argumentów, pamiętasz? Mówiłeś, że poprawisz się w nauce i nie będziesz tak rozrabiał. Złamałeś obietnicę, więc dlaczego ja miałbym tego nie zrobić?

 

·         Ale to niesprawiedliwe, to...

 

·         Przestań jęczeć.-Rzekł stanowczo.- Prócz tego masz szlaban i nie radzę go sobie skracać, jak to zwykle robisz, kiedy wyjeżdżam. Jeśli będziesz próbował przekonać Testamenta i przeciągnąć go na swoją stronę, mogę uciec się do kary cielesnej, a tego chyba byś nie chciał, co?

 

Nie. Oczywiście, że nie. Pierwszy i ostatni raz tata zbił mnie trzy lata temu, kiedy miałem trzynaście lat. Aż za bardzo to pamiętam... Chodziło wtedy o mały wyskok, który dokładnie zaplanowałem sobie z kumplami. Chcieliśmy okraść jeden z kiosków, na obrzeżach miasta, tak po prostu, dla zabawy. Nie wiedzieliśmy, że nieopodal mieszkał policjant, który już niejednokrotnie radził sobie z takimi jak my. Podczas ucieczki nie było czegoś takiego jak „solidarność” i każdy starał się ocalić własną skórę. Gliniarz złapał jednego, który doniósł, iż to był rzekomo mój plan. Ojciec naprawdę się wkurzył. Chociaż nie, to zbyt mało powiedziane: wpadł w szał. Tak bolesnej nauczki nie dostałem nigdy w życiu i teraz już staram się nie wpadać więcej w takie kłopoty... co oczywiście nadrabiam innymi...

 

Spuściłem głowę, po czym udałem się do kuchni, aby pomóc drugiemu tacie, w przygotowaniu obiadu. Usłyszałem szmer w holu, po czym cichy trzask drzwi. No tak... Tata bezzwłocznie postanowił udać się do szkoły, zanim jeszcze wyjedzie do Nowego Jorku na jakiś pokaz mody.

 

Praca modela ma to do siebie, że ciągle musi gdzieś jeździć, dzięki czemu mogę mieć większą swobodę, ale kiedy wraca, na przykład na miesiąc, moja wolność zostaje ograniczona. Chyba mogę to tak nazwać, w końcu tata Testament pozwala mi na bardzo wiele, powiedziałbym, że wręcz mnie rozpieszcza, ale to też niestety ma swój limit. Nie chcę, żeby to wyglądało jakby tata Shun był jakimś tyranem, po prostu miał swoje zasady i nie tolerował moich wybryków, ale to przecież tylko kwestia charakteru.

 

Usiadłem przy stole, podpierając się rękami o blat i rozejrzałem się, szukając czegoś do roboty. Zdaje się, że wszystko zostało już przygotowane do obiadu i wystarczyło tylko czekać na powrót białowłosego ze spotkania z moim nauczycielem. Chociaż bez tego chyba można się obyć... Jeśli tata zobaczy moje oceny, to z pewnością jego reakcja nie będzie należała do najprzyjemniejszych...

 

·         Ramza?- Usłyszałem łagodny głos.

 

Podniosłem głowę i zobaczyłem przechodzącego pod łukiem, po drugiej stronie pomieszczenia, tatę Testamenta. Od kiedy tylko sięgam pamięcią, ciągle wyglądał tak samo, tata Shun również. Gdy zbliżała się jakaś wywiadówka, czy coś podobnego, zawsze wracałem wspomnieniami do trzeciej klasy gimnazjum. Kiedyś tata Testament poszedł na zebranie, po którym dorwało go kilku starszych uczniów, chcąc złożyć jakąś „nieprzyzwoitą” propozycję. Tak było też przy następnych wizytach w mojej szkole. Zaśmiewałem się do łez, obserwując jak trzech osiemnastoletnich chłopaków walczy o jego względy. Nie zostałem wtajemniczony w plany mojego drugiego ojca, ale ani w następnym tygodniu, ani w kolejnym, nie spotkałem już adoratorów taty Testamenta.

 

·         Tato?- Uśmiechnąłem się słodko.- Kochasz mnie?

 

·         A co to w ogóle za pytanie?- Platynowowłosy zamrugał oczami.- Oczywiście, że cię kocham.

 

·         I pewnie chciałbyś dla mnie jak najlepiej, prawda?

 

·         Co ty znowu kombinujesz? Jeśli chcesz, abym pogadał z Shunem, możesz o tym zapomnieć.

 

·         Tatoo...

 

·         Nie ma mowy! Za to dostanie się i tobie i mnie!

 

·         Przecież jesteście małżeństwem! Macie chyba takie same prawa, nie?

 

·         Chyba żartujesz...- Tata uniósł brwi.- Jeśli mam do wyboru zaszycie się w kuchni, czy poczucia na własnej skórze pasa Shuna, wybiorę to pierwsze.

 

Wiedziałem, że nie mogę już na niego liczyć. Ale miałem jeszcze jedną szansę, żeby, nie uciekając przez okno, pójść na prywatkę do kolegi. Z tym jednak musiałem poczekać do wieczora, albo nocy. Dobrze wiedziałem, co moi rodzice robią, kiedy tata Shun wyjeżdża na kilka tygodni.

 

Wstałem od stołu i udałem się do swojego pokoju, aby lepiej obmyślić swój plan. W takich chwilach cieszyłem się, że ściana, dzieląca moją sypialnię od sypialni ojców, jest dosyć cienka. Wystarczyło jeszcze pomóc sobie szklanką, a wszystko powinno pójść po mojej myśli.

 

Zadowolony ze swojego doskonałego pomysłu, włączyłem komputer i zabrałem się za kończenie przeróżnych rzeczy, wiedząc, że na pewno dostanę szlaban, albo tata Shun zabierze mi peceta. Na jedno wychodzi.

 

Minęły jakieś dwie godziny, kiedy usłyszałem głosy rodziców, dobiegające z holu. Teraz ojciec pewnie wpadnie do mojego pokoju, zacznie wrzeszczeć, dostanę zakaz na wszystko i zostanę pogoniony do nauki. Jak zawsze.

 

Siedziałem chwilę w całkowitym bezruchu, aż w końcu doszedłem do wniosku, że coś tu nie pasuje... Głosy na dole również ucichły. Powoli, nie chcąc robić niepotrzebnego hałasu, wyszedłem z sypialni, po czym zszedłem w dół schodami, zatrzymując się przy wejściu do kuchni.

 

·         ...Chociaż to było do przewidzenia.- Mówił tata Shun.- Wiedziałem, że cię w końcu przekona.

 

·         Do niczego mnie nie przekonywał, ale twoja kara jest chyba zbyt ostra.- Powiedział cicho drugi tata i byłem pewny, że spojrzał niewinnie na swojego męża. Odziedziczyłem to po nim.- Przecież sam widziałeś jak mu zależy, żeby iść na tą prywatkę...

 

·         Tak, ale mi też zależy, aby przestał się w końcu tak zachowywać! To nie poważne w jego wieku... Chociaż chyba wiem, po kim to ma...- Wymruczał.

 

·         Pewnie, to zawsze wina moich genów.

 

Dokładnie obserwowałem toczącą się w pomieszczeniu scenkę.

 

Tata Testament zrobił obrażoną minę i zaczął iść w stronę drugiego wyjścia, prowadzącego do biura ojca. Zanim jednak udało mu się oddalić na bezpieczną odległość od białowłosego, ten klepną go w tyłek, że młodszy niemalże podskoczył. Zabawna scenka, pomyślałem, z trudem powstrzymując śmiech.

 

·         Shun!- Wrzasnął młodszy i złapał się za pośladek, na którym chwilę wcześniej spoczywała dłoń drugiego mężczyzny.- I kto tu jest niepoważny?

 

·         Też chciałbym mieć coś z życia...- Wymruczał i zaczął podchodzić do taty Testamenta.

 

Ten drugi cofnął się nieco, ale nic nie wskazywało na to, że się przestraszył. Mógł być, co najwyżej lekko zaskoczony.

 

Błagam, pozwól mu! - myślałem, zaciskając kciuki - niech, chociaż trochę poprawi mu się humor, a nie będzie tak źle!

 

Tata Testament zrobił kilka kroków w tył, aż oparł się biodrami o stół. Cały czas uśmiechał się lubieżnie, aż w końcu przyjął, jednoznaczną, zachęcającą pozę. Usiadł na blacie i postawił na nim jedną nogę, tak, że ta dotykała kantu mebla. Drugi ojciec podszedł do niego i pocałował namiętnie, kładąc go jednocześnie. Mógłbym poczuć się trochę nieswojo, ale przyzwyczaiłem się, że kiedy tylko dam nogę za próg, nie ważne, którego pokoju, moi rodzice zaczynają „zabawę”. Kilka razy udało mi się nawet usłyszeć nikłe oznaki protestu, w wykonaniu młodszego mężczyzny.

 

Tata Testament objął nogami pas starszego, przysuwając go bardziej do siebie. Białowłosy zrzucił z siebie koszulę i przystąpił do rozbierania swojego partnera.

 

Opuściłem korytarz, kiedy był w fazie rozpinania rozporka, wiedząc już, że przynajmniej szlaban nie będzie dotyczył komputera i innych rzeczy elektronicznych. Pozostała kwestia wyjścia, ale tym zajmę się w nocy, podczas „drugiej rundy” moich rodziców.

 

 

 

 

Kiedy po godzinie zszedłem na obiad, zastałem już ojców siedzących w salonie, przy stole. Tata Testament chyba jeszcze nie mógł dojść do siebie, bo zauważyłem jak się krzywi, kiedy wstaje. Poza tym jego usta były lekko zapuchnięte, a na szyi zobaczyłem małe, czerwone ślady, wyglądające na świeże.

 

Kiedyś nawet zastanawiałem się, czy to nie jakieś blizny, bo w ogóle nie chciały zejść, ale w końcu doszedłem do wniosku, iż są to malinki „robione” kilka razy dziennie, przez dokładnie 48 dni. Było to podczas wakacji we Francji, w zeszłym roku.

 

Tata Shun natomiast wyglądał na bardzo zadowolonego i widać było, że myślami jest już gdzie indziej. Intuicja podpowiedziała mi, że chodzi o sypialnię... Z trudem oparłem się pokusie, żeby nie zadać młodszemu mężczyźnie jakiegoś dwuznacznego pytania, ale przecież wstawił się u drugiego ojca i oczywiście poprawił mu humor, za co mu kiedyś podziękuję.

 

Skończyłem posiłek, ale zostałem przy stole jeszcze trochę, żeby zobaczyć jak białowłosy, zgodnie z nową tradycją, podszczypuje, tudzież klepie po tyłku tatę Testamenta, którego reakcja zawsze mnie bawiła. Chociaż teraz, ten się chyba uodpornił na takie ataki znienacka, bo za pierwszym razem wypuścił z rąk naczynia, które niedawno zebrał ze stołu. Tym razem, tylko wrzasnął słowo „Shun!”, zarumienił się i szybko podążył do kuchni.

 

Przeciągnąłem się, wstałem i ruszyłem w stronę mojego pokoju, aby w końcu odrobić lekcje. Wolałem to zrobić teraz i mieć cały weekend wolny, bo później zapomnę. Jeżeli pójdę dzisiaj na imprezę, to pewnie w sobotę wrócę koło czwartej nad ranem i dostanę szlaban od ojca, który zresztą zostanie anulowany wraz z jego wyjazdem.

 

Ważna Data zbliżała się wielkimi krokami, a ja nadal nie wiedziałem, co będzie najlepszym prezentem dla rodziców. W końcu to ich czternasta rocznica ślubu, a ta jest obchodzona tylko raz na całe życie. Zastanawiałem się, czy by ich gdzieś nie wysłać, powiedzmy na dwa tygodnie, na przykład do Europy, albo Ameryki. Taki mały odpoczynek, ode mnie, na pewno by im się przydał, ale z kolei nasz dom by tego nie przeżył.

 

Znalazłszy się w pokoju, włączyłem muzykę i zasiadłem do fizyki, z której były zadane ćwiczenia, mające łącznie cztery strony i jeszcze dodatkowo te zadania z zeszytu... Siedziałem tak nad książkami, wsłuchując się w muzykę, nie istniejącego już zespołu, Nightwish.

 

Słuchałem płyty prawie cztery godziny, w ciągu, których narysowałem jakiś wzór, w dodatku, który sam wymyśliłem. Minęła godzina i zostałem zawołany na kolację, czyli pracę domową trzeba zostawić sobie na później. W międzyczasie zadzwonił Akira, chcąc się upewnić, czy przyjdę na jego imprezę. Nie dałem mu jasnej odpowiedzi, bo w sąsiednim pokoju byli rodzice i nie chciałem, żeby zaczęła się kolejna gadka...

 

Zjadłem kolację i udałem się do swojej sypialni, przy okazji biorąc szklankę z wodą i tłumacząc, że muszę zrobić jakieś doświadczenie na chemię. To było najrozsądniejsze wyjaśnienie, bo ojcowie dobrze wiedzieli, iż nigdy nie piję wody mineralnej, kranówki, ani żadnej innej. Jedynie coś, co zawiera nabiał, bądź wyciąg z jakichś owoców jestem w stanie przełknąć. Zupełna odwrotność taty Testamenta.

 

Z braku ciekawszych zajęć włączyłem sobie telewizor i czekałem. Minęły informacje, podczas których zdążyłem się pomalować i ułożyć włosy, później wieczorne serie anime, kiedy w końcu się ubrałem (skórzane spodnie, które zabrałem kiedyś tacie; czarną bluzeczkę, w całości wykonaną z prześwitującej siateczki i nieodłączną lateksową obrożę).

 

Dochodziła dwudziesta druga i na antenie miał być emitowany jakiś horror, ale to mnie już nie interesowało. Klęczałem właśnie pod ścianą i, z pomocą szklanki (wodą podlałem kwiatki), nasłuchiwałem. Wyraźnie coś do siebie mówili. Wyłączyłem telewizor i bardziej wytężyłem słuch.

 

·         Och, daj spokój...- Jęczał tata Testament, ale bez przekonania.- Boli mnie po ostatnim...

 

·         Gdzie cię boli...?- Wymruczał drugi mężczyzna.- Chętnie to zobaczę...

 

·         Nie, nie Shun, nie musisz, ja... Co ty wyprawiasz?! Zabieraj ten... Ten jęz... O BOŻE!!!

 

He he... Czas wkroczyć do akcji...

 

·         Ciszej trochę, co?- Zawołałem, udając wielce zaspanego.- Próbuję zasnąć!

 

·         O tak wczesnej...- Tata Shun nie dokończył, a po chwili usłyszałem głośnie „aaaaach!”, drugiego taty.- Godzinie?

 

·         Może lepiej... Przestańmy...?- Przez przyspieszony oddech młodszego zbyt wiele zrozumieć się nie dało, ale na pewno usłyszałem cichą prośbę.

 

·         Żartujesz?- Zaśmiał się białowłosy.- Niech się uczy!

 

·         O, to mogę popatrzeć?- Zapytałem szybko, dodając do tonu mojego głosu zaciekawienie.

 

·         NIE!!!- Wrzasnął tata Testament.

 

·         Dobra...- Jęknął starszy mężczyzna.- Znikaj stąd i przed trzecią mi się nie pokazuj.

 

·         TAK!!!- Krzyknąłem głośno.

 

Przebiegłem całą długość pokoju i zatrzymałem się przy szafie, wyjmując z niej wysokie buty na koturnach. Później zbiegłem po schodach, czemu towarzyszyło potężne dudnienie. W biegu złapałem swój płaszcz i wypadłem na ulicę.

 

Nie zwracając uwagi na karcące spojrzenia przechodniów, pędziłem na wariata w stronę przystanku. Ostatni autobus, który kursował w stronę domu Akiry, odjeżdżał już za chwilę, a głupio byłoby się spóźnić. Biegnąc ciemnym, wąskim zaułkiem, zobaczyłem, że pojazd właśnie przejeżdża główną ulicą, kierując się na postój, nieco dalej. Teraz leciałem jeszcze szybciej, niemal łamiąc sobie nogi na wysokich podeszwach.

 

Kiedy wybiegłem z zaułku, autobus zatrzymał się już na przystanku, ale niestety nie mogłem ocenić, czy dopiero do niego podjeżdżał, czy też odjeżdżał, gdyż wpadłem na coś dużego.

 

Przewróciłem się i klapnąłem na chodnik, jednak szybko się z niego zerwałem i puściłem się w stronę postoju. Coś jednak mi w tym przeszkodziło. Czyjaś chłodna, wręcz lodowata dłoń, zacisnęła się na moim karku i zmusiła do odwrócenia się. Stał przede mną wysoki, ba, gigantyczny mężczyzna, ubrany na czarno. Jego cera była niezwykle blada, a hebanowe włosy sięgały, mniej więcej, kolan. Oczy nieznajomego ukryte były za ciemnymi okularami, więc nie byłem pewny, jaki mają kolor.

 

·         Puść mnie!- Zdałem sobie sprawę, że za chwilę ucieknie mi środek transportu.

 

·         Czyżbyś zapomniał dobrych manier, czy po prostu ich nie znasz?- Odezwał się głębokim, zimnym głosem, aż zadrżałem.

 

·         Nie twoja sprawa, zostaw mnie!- Chciałem się wyrwać, jednak bezskutecznie.

 

·         Dopiero, kiedy mnie przeprosisz, smarkaczu.- Uścisk ani na chwilę nie zelżał, a teraz dodatkowo się wzmocnił.

 

·         Nie będę nikogo przepraszał! Powinieneś patrzeć jak łazisz i zerkać czasem pod nogi! Puszczaj!

 

Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, rozległ się dzwonek, sygnalizujący, że autobus za chwilę odjedzie. Nieznajomy puścił mnie i złapał się za uszy. Taki dźwięk zapewne mu nie służył, albo nie był przyzwyczajony. Nie zastanawiając się dłużej, pobiegłem w stronę odjeżdżającego autobusu i w ostatniej chwili wskoczyłem do kabiny, nim drzwi się zamknęły.

 

Zająłem miejsce przy oknie i odwróciłem się, chcąc zobaczyć tamtego mężczyznę, ale nigdzie go nie dostrzegłem. Wzruszyłem tylko ramionami i przyłożyłem głowę do szyby, uśmiechając się lekko. Pozostali pasażerowie nie patrzyli na mnie zbyt przychylnie, bądź, co bądź, nie każdy musi lubić takich jak ja. Dziękowałem tylko losowi, że w autobusie nie było żadnego ulicznego gangu, dla którego goth, to, to samo, co dziwka, albo coś podobnego. Kilka razy byłem zaczepiany przez ludzi podobnego do nich pokroju, ale nigdy nikt nie zrobił mi krzywdy. Jedynie miejscowa „mafia”, nazwę zawsze było mi trudno wymówić, nie mogła mnie „dopaść”, bo zawsze, albo w ostatniej chwili wsiadałem do pociągu, albo przyjeżdżał tata Shun, który odbierał mnie czasem ze szkoły.

 

Westchnąłem cicho i spojrzałem na dwie staruszki, siedzące nieco dalej. Prowadziły „wielce ciekawą” konwersację na temat: „co się z tą dzisiejszą młodzieżą dzieje?” Chyba powinienem być zadowolony, że byłem istnym przykładem nowego pokolenia. Uśmiechnąłem się lekko i pomachałem babciom, na co te zrobiły jeszcze bardziej zbulwersowane miny, a ich szepty się nasiliły. Tym razem jednak gadały o „bezczelności dzisiejszej młodzieży”.

 

Po chwili autobus zatrzymał się i do kabiny wszedł ciemnowłosy chłopak, rozglądający się za czymś. W końcu zatrzymał swój wzrok na mnie, uśmiechnął się i podszedł bliżej. Usiadł obok mnie i odchylił głowę do tyłu, z cichym westchnieniem.

·         Impreza się jeszcze nie zaczęła, a ty już zmęczony?- Zagadnąłem kolegę, odwracając głowę w jego stronę.

 

·         Ja po prostu odpoczywam zanim się zmęczę.- Uśmiechnął się szeroko.- Gratuluję, Ramza! Gdyby wezwanie do szkoły przychodziło do mojego domu tak często jak rachunki, rodzice by mnie wydziedziczyli, a ciebie jeszcze puszczają na prywatki... Zazdroszczę.

 

·         Nie myśl, że tak łatwo było ich przekonać. Trzeba mieć sposób...- Postarałem się, aby mój głos miał bardziej konspiratorski ton.

 

Autobus znów się zatrzymał, ale tym razem wsiadła do niego niezbyt sympatycznie wyglądająca grupka. Byli postrachami szkoły i nawet nauczyciele nie chcieli wchodzić im w drogę. Chłopak siedzący obok, nie znałem jego imienia, ale już nieraz gadaliśmy w szkole, szturchnął mnie lekko, dając do zrozumienia, żebyśmy się gdzieś przesiedli. Zignorowałem go i z powrotem odwróciłem się w stronę okna. Kolega spojrzał na mnie jak na wariata i zajął miejsce, gdzieś z przodu pojazdu.

 

·         Zjeżdżaj stąd, goth’cie.- Usłyszałem głos, gdzieś z tyłu, należący zapewne do szefa tej bandy, Hikaru.

 

·         Nie.- Odpowiedziałem spokojnie.- Jest dużo wolnych miejsc, usiądźcie sobie gdzie indziej.

 

·         No proszę, jaki odważny. Zapomniałeś, że goth’ci są na najniższej pozycji w społeczeństwie?

 

·         Dobrze, że w ogóle mają jakąś pozycję!- Prychnąłem.- Pewnie zazdrościsz, co?

 

·         Sugerujesz coś?!- Starszy chłopak chwycił mnie za bluzkę i przyciągnął w swoją ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin