Wakacyjna Przygoda cz. 12.doc

(43 KB) Pobierz
Wakacyjna Przygoda

Wakacyjna Przygoda

 

Cz. 12

 

 

 

 

 

 

 

Edward:

 

Udałem się do szpitala najszybciej jak mogłem. Nie było to łatwe. Pytacie dlaczego? To może Wam opowiem:

 

Retrospekcja:

 

- Edward, uspokój się! Zachowujesz się jak niewychowany gówniarz! – darła się na mnie Ross, w sumie to mnie obrażała. Normalnie bym jej odpowiedział, ale nie teraz. Muszę jechać do Belli, muszę ją zobaczyć.

- Masz zranioną nogę, trzeba to opatrzyć by nie wdało się zakażenie.

- Zostaw mnie! – krzyknąłem. Starałem się wstać, ale mi to utrudniono. Eh.. co za ludzie. Jeden facet - pewnie lekarz trzymał moją nogę, która krwawiła bo oberwałem kulą. W sumie to tylko mnie drasnęła, a ta panikuje. Próbowałem wstać, ale nic z tego. Drugie podejście i... udało mi się. Teraz mnie nikt nie powstrzyma. Ha! Tak podbiegłem kawałek i sobie o czymś przypomniałem. Wróciłem do braci.

- Daj kluczyki Jasper – poprosiłem. Nic nie powiedział tylko zaczął szukać. Minęła minuta, dwie.. – No co jest? Dawaj je! – traciłem cierpliwość.

- Nie mam. Musiały mi gdzieś wypaść. – No to kurde pięknie! Szczęście jest ze mną Haha – pomyślałem. Może zostały w aucie, nie... nie zostały. Nie ma ich. Dobra idę, może uda mi się chociaż autostop`a złapać.

 

 

Koniec retrospekcji.

 

 

Tak za nią tęsknię, że nie myślę już rozsądnie. Chociaż to fajne uczucie „stracić dla kogoś głowę”. Tak naprawdę zawsze o tym marzyłem. To bardzo piękne uczucie. Każdemu życzę by go doświadczył. Serio! Możecie mi nie wierzyć, ale zmieniłem się i to na lepsze. Dzięki Belli oczywiście, to jej zasługa.

 

Pamiętacie jaki byłem kiedyś? Jaki miałem stosunek do dziewczyn? Jeśli nie, to mogę Wam przypomnieć, choć jestem wkurzony za moje wcześniejsze zachowanie.

Jak już wiecie moimi braćmi są Emmett i Jasper. Obydwaj starsi, czyli ja jestem rodzynek najmłodszy. Niby fajnie, bo rodzice mnie rozpieszczali, ale nie o to się rozchodzi. Nie, żebym narzekał na rodziców – są wspaniali i kocham ich.

Chodzi o to, że... uhm... jakby to... trudno mi o tym mówić bo... no WSTYDZĘ SIĘ. Tak, Edward Cullen się wstydzi, ten zadufany w sobie chłopak, i do tego się przyznaje. Dziwne, ale prawdziwe.

Gdy byłem młodszy zawsze zazdrościłem moim braciom. Spytacie czego zazdrościłem? Otóż kiedyś zachowywałem się inaczej. W szkole mieli mnie za kujona, z którym nikt nie rozmawiał, ani nie wychodził wieczorami. To była jedna rzecz, którą zazdrościłem Jasperowi i Emmettowi, natomiast drugą były dziewczyny. Jak ja Was dzisiaj zadziwiam, no nie? Nigdy nie byłem w prawdziwym związku, nie czułem takiej potrzeby. Już wyjaśniam dlaczego. Ona za mną nie przepadały, uważały mnie za sztywniaka. Wiem to, bo podsłuchałem rozmowę dwóch dziewczyn. Bardzo pragnąłem, aby jakaś dziewczyna na mnie spojrzała. Ale jak wiadomo nie wystarczy chcieć. Dlatego pewnego razu się wkurzyłem, tak Kujon Edward Cullen zamierza się zmienić (śmiech na Sali).

Był wtedy koniec roku szkolnego i szedłem do collegu. Właśnie w nowej szkole zamierzałem pokazać się z innej strony.

Po uroczystości kończącej szkołę poprosiłem Emmetta, aby pojechał ze mną do Centrum Handlowego. Na początku się zdziwił, ale się zgodził. Po drodze opowiedziałem mu co zamierzam zrobić. Zaczął się ze mnie nabijać, ale mnie poparł. Kupiłem nowe modne ciuchy i tak to się zaczęło. Pamiętam jak pierwszego dnia w nowej szkole dziewczyny się za nami oglądały, byłem w szoku. To było coś takiego... każdy chciał się ze mną kumplować, dziewczyny co chwilę podchodziły i prosiły o randkę. Tak, to było dziwne, ale mnie się to podobało. Z żadną z nich nie byłem. Dlaczego? Chciałem, aby się czuły tak jak ja kiedyś. Jak żadna z dziewczyn tamtej szkoły nie zwracała na mnie uwagi. I tak oto zostałem zimnym draniem. Aż do teraz. Po raz kolejny się zmieniłem i Emmett z Jasperem to zauważyli. Nigdy nie zależało mi na dziewczynie tak jak na Bells. Nie chcę i nie mogę jej stracić. Nie umiem już bez niej żyć. Właśnie stoję przed budynkiem szpitala tego samego co wcześniej tu leżałem. Hmm jak tu dotarłem? Bardzo proste. Gdy udało mi się wyrwać Ross, braciom i lekarzowi jak wiecie chciałem jak najszybciej zobaczyć ukochaną. Złapałem autostop`a po dłuższej chwili, bo na tym wypizdowiu mało wiele aut jeździ. No, ale zatrzymał się jedne facet. Gdy spojrzał na moją nogę ( miałem rozdarte spodnie umazane krwią) jego mina była komiczna. Opowiedziałem mu ogólnie co się stało bez wchodzenia w szczegóły i wyraźnie przyspieszył. Tak oto idę już do sali, w której leży Bella.

Przez szpital biegłem jak szalony, ludzie patrzyli się na mnie jak na wariata. Ale nie obchodziło mnie to. Niech myślą co chcą, ja biegnę do Belli. Gdy ju widziałem drzwi, za którymi się znajdowała, bez żadnych ceregieli wbiegłem do pomieszczenia. Stanąłem, zamknąłem drzwi i patrzyłem na Bellę. Spała. Jest taka słodka, gdy to robi. Wcześnie nie zdawałem sobie chyba z tego sprawy, ale teraz już wiem. Wiem jakim uczuciem darzę tą piękną istotę, mojego aniołka.

Cały czas stałem przy drzwiach. Po pewnym czasie, gdy nogi opadały z sił, Bella się obudziła. Wpatrywał się we mnie z taką czułością, że nie wytrzymałem i podszedłem do niej. Usiadłem na brzegu łóżka i nic nie mówiliśmy. Wpatrywaliśmy się w siebie długi czas, aż w końcu się odezwałem.

- Tak bardzo za Tobą tęskniłem Bello. – pierwszy raz odkryłem przed Nią moje uczucia. Czekałem, aż coś odpowie. Wyglądała tak jakby się nad czymś zastanawiała. Nie wiem o co chodzi. Ale czy to pierwszy raz? Nie. Nikt nie zrozumie kobiet, jedyne one same. Odwróciłem głowę w stronę okna i poczułem jak chwyta moją dłoń. Od razu zareagowałem, złapałem jej malutką, delikatną dłoń i przyłożyłem do swojego policzka.

- Edwardzie... Kocham Cię – że co? Nie wierzę, Ona.. Bella... moja Bella... mnie kocha! Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie.

- Kocham Cię – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Widać było, że Belli ulżyło. Zbliżyłem się ostrożnie do niej, aż w końcu nasze usta złączyły się w pocałunku miłości. Ale coś nie dawało mi spokoju.

- Nad czym się wcześniej zastanawiałaś? Jak powiedziałem, że bardzo za Tobą tęskniłem – odwróciła głowę. Zaczerwieniła się. O co chodzi?

- Bo... bałam się...

- Czego się bałaś? Proszę powiedz.

- Bałam się ... powiedzieć Ci co... czuję do Ciebie. – jeszcze bardziej się zaczerwieniła, ale wyglądała słodko.

- Bałaś się, że Cię odrzucę?? – szok. Ja bałem się tego samego.

 

 

 

Rok później...

 

 

Ostatni rok był najcięższym rokiem w moim życiu, oczywiście pomijając śmierć moich rodziców. Po około siedmiu miesiącach dopiero „doszłam do siebie” po tym jak poroniłam. Gdy zabrali mnie ze szpitala do naszych domków letniskowych, nie wychodziłam z pokoju( jedynie do łazienki, ale potem szybko uciekałam do mojej samotni),  nie chciałam jeść, pić ani nikogo widzieć.

Jedyną osobą, którą wpuszczałam był terapeuta. W czasie mojej „depresji” przychodził do mnie. Polecił mi go ojciec Edwarda – Carlisle. Każda wizyta mi pomagała ( nie wiele, ale na coś się przydała).

Rodzice chłopaków – Esme i Carlisle ( ich własnością były domki) pozwolili nam zająć jeden i nie musieliśmy za niego płacić. To było bardzo mile z ich strony. Z powodu jedynie czterech pokoi, musieliśmy się dobrać w „pary”, pewnie domyślacie się kto z kim „mieszkał”. Edward jako Mój pokojowy lokator musiał spać na kanapie ze względu, że ja nie chciałam nikogo widzieć. Po czterech miesiącach postanowiłam zacząć się zachowywać normalnie. Wiedziałam, że Ross i Alice cierpią. Za wszelką cenę starały się mi pomóc. W końcu im na to pozwoliłam. Zaczęłam wychodzić z pokoju, odżywiać się, rozmawiać i śmiać.

Po siedmiu miesiącach pierwszy raz pojechałam do Centrum Handlowego na zakupy z dziewczynami. Zaczęłam cieszyć się życiem. Nigdy nie zapomnę o stracie dziecka, ale muszę żyć dalej.

ZAPOMNIAŁABYM!!

 

Tak bardzo przejęłam się moim stanem, że zapomniałam o Edwardzie. Jestem z nim szczęśliwa. Choć nie ma takiego słowa, które by opisało to co czuję. Czas tych siedmiu miesięcy był bardzo trudny dla nas dwojga. Mój ukochany nigdy nie zwątpił, zawsze był w pobliżu. Krzyczał do okna, stał po drzwiami. Teraz wydaję się to śmieszne, ale wtedy...

Pierwszy raz dziękuję Bogu, że postawił mi na drodze Edwarda. I zadaję sobie pytanie czy naprawdę musiałam przez to wszystko przejść, żeby spotkać tego jedynego. Na to pytanie chyba nikt mi nie odpowie. Edward tak jak i inni bardzo cierpieli. Nie chciałam by cierpieli dlatego zmieniłam swoje postępowanie.

Nie wiem co by było, gdybym stchórzyła wtedy w szpitalu. Gdybym nie powiedziała Edwardowi, że go kocham. Tak bardzo bałam się odrzucenia. Nie wiedziałam co Edward do mnie czuję, ale postawiłam wszystko na jedną kartę i powiedziałam. I wyobrażacie sobie, że byłam dumna z siebie. Dumna jak cholera!

- Bella jedziemy! – krzyczała z dołu Alice.

- Już schodzę – odkrzyknęłam. Jedziemy zaraz, w sumie to już do sklepu. Jutro późnym popołudniem organizujemy ognisko. Jak wiadomo Alice wpadła na ten pomysł, bardzo oryginalny jak na nią, ale prosiłam, aby nie robiła nic wielkiego i wybuchowego. Zgodziła się, za co jestem jej wdzięczna. Niby to zwykłe ognisko, ale Alice chyba ma najbardziej wybujałą wyobraźnie. Wołałam ją uprzedzić, żeby to nie była impreza tylko spokojny wieczór wśród bliskich. Oczywiście Esme i Carlisle tez mają być, Edward ich zaprosił. Powiedział, że muszą koniecznie być. Dziwne.

Wsiadłyśmy właśnie do auta i ruszamy na zakupy.

- Potrzebujemy przypraw, napoi, kiełbasek, może jakieś mięso.. – nadawała bez końca Alice, ale już jej nie słuchałam. Byłam nie wyspana, więc zamknęłam oczy i zasnęłam na chwilę.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin