Juliusz Verne - Przełamanie blokady.pdf

(259 KB) Pobierz
Juliusz Verne - Przelamanie blo
Juliusz Verne
Przełamanie blokady
Tytuł oryginału francuskiego: Les forceurs des blocus
Opracowanie i wstęp:
MICHAŁ FELIS I ANDRZEJ ZYDORCZAK (1996)
(na podstawie przekładu zamieszczonego w tygodniku "Ruch Literacki"
w roku 1876 pod tytułem "Przełamanie blokady")
Rozdział I
Delfin1
ierwszą rzeką, której wody pieniły się pod kołami statku parowego, była Clyde.
To było w roku 1812. Statek ten nosił nazwę Kometa i pełnił regularną służbę
między Glasgow a Greenock, pływając z szybkością sześciu mil2 na godzinę. Od
tego czasu krocie steamers i pocket-boats3 pływały w górę i w dół tej szkockiej
rzeki a mieszkańcy Glasgow, wielkiego miasta handlowego, całkowicie oswoili się
z cudami żeglugi parowej.
Tymczasem dnia 3 grudnia 1862 roku ogromny tłum, złożony z armatorów, kupców,
przemysłowców, rzemieślników, marynarzy, kobiet i dzieci, zapełniał błotniste
ulice Glasgow i kierował się ku Kelvin Dock, ogromnemu zakładowi budowy statków,
należącemu do panów Toda i Mac Gregora. To ostatnie nazwisko aż nadto dowodzi,
że potomkowie słynnych Highlanders4 stali się przemysłowcami i ze wszystkich
tych podbitych starych klanów przeistoczyli się w fabrycznych robotników.
Kelvin Dock leży o kilka minut drogi od miasta, na prawym brzegu rzeki Clyde.
Wkrótce te niezmierzone zakłady okrętowe zostały zalane przez ciekawskich; ani
na nabrzeżu, ani na molo, ani na dachu magazynu otaczającego nie zajęte miejsce
nie było piędzi wolnego skrawka; rzekę też przecinały we wszystkich kierunkach
statki; nawet na lewym brzegu wzgórza Govan zapełniły się widzami.
A jednak nie chodziło o nadzwyczajną uroczystość lecz bardzo zwyczajne wodowanie
statku. Mieszkańcy Glasgow byli bardzo uodpornieni na zdarzenia podobne temu
widowisku. Może Delfin - tak się nazywał statek zbudowany przez panów Toda i Mac
Gregora - odznaczał się czymś nadzwyczajnym? Prawdę powiedziawszy - nie. Był to
wielki statek z blach stalowych, o wyporności tysiąc pięćset ton, w którym
wszystko było wymyślone tak, aby uzyskać największą szybkość. Jego
wysokociśnieniowa maszyna, pochodząca z zakładów Lancefield Forge miała moc
pięciuset koni mechanicznych. Wprawiała ona w ruch dwie bliźniacze śruby
umocowane z każdej strony tylnicy,5 w końcowych partiach rufy6 i całkowicie
niezależne od siebie - zastosowanie zupełnie nowego systemu panów Dudgeon7 z
Millwal, który daje statkom wielką szybkość i pozwala robić zwroty na bardzo
małej przestrzeni.
Jeśli chodzi o zanurzenie, to musiało być niewielkie; znawcy od razu to
spostrzegli i wywnioskowali słusznie, iż statek ten przeznaczony jest do żeglugi
po wodach średnio głębokich. Ale wszystkie te osobliwości zupełnie nie mogły
usprawiedliwiać powszechnej ciekawości. W sumie Delfin był statkiem jak mnóstwo
innych. Może jego wodowanie przedstawiało jakieś trudności techniczne do
pokonania? Bynajmniej. Rzeka Clyde nieraz już przyjmowała w swe objęcia wiele
okrętów o dużo większym tonażu i wodowanie Delfina miało się odbyć w sposób
najbardziej zwyczajny.
Rzeczywiście, kiedy morze było spokojne,8 w momencie, kiedy już dawał się
odczuwać odpływ, rozpoczęły się przygotowania do wodowania; uderzenia młotów
rozbrzmiewały z doskonałą zgodnością na klinach dźwigających stępkę9 statku;
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer ( http://www.novapdf.com )
285405995.002.png
wkrótce drżenie przebiegło przez cały masywny kadłub; był on jeszcze trochę
podniesiony; czuje się, że się chwieje; ślizganie rozpoczyna się, przyspiesza i
po kilku chwilach Delfin, opuszczający pochylnię10 dokładnie wysmarowaną łojem,
zanurza się w rzece Clyde, pośród gęstych kłębów białych mgieł. Dziób zahaczył o
muliste dno rzeki, następnie podniósł się na grzbiecie ogromnej fali i wspaniały
parowiec, uniesiony rozpędem byłby rozbił się na nabrzeżach warsztatów
okrętowych od strony Govan, lecz rzucając z wielkim hałasem równocześnie
wszystkie kotwice zatrzymał swój bieg.
Wodowanie powiodło się doskonale. Delfin spokojnie kołysał się na wodach rzeki
Clyde. Gdy znalazł się we właściwym sobie żywiole, wszyscy widzowie poczęli
klaskać w dłonie, a głośne okrzyki "hurra!" rozległy się na obu brzegach rzeki.
Lecz dlaczego te okrzyki i te brawa? Bez wątpienia najgwałtowniejsi widzowie
byliby mocno zakłopotani gdyby mieli wyjaśnić swój entuzjazm. Jaki był właściwie
powód tego osobliwego zainteresowania się statkiem? Wszystko zawierało się po
prostu w tajemnicy, osłaniającej jego przeznaczenie. Nie wiedziano, do jakiego
rodzaju handlu będzie przeznaczony, a przysłuchujący się różnym grupom
ciekawskich słusznie byłby zdumiony rozmaitością zdań krążących na ten ważny
temat.
Jednakże lepiej poinformowani albo uważający się za takich zgadzali się z tym,
że parowiec będzie grał pewną rolę w straszliwej wojnie, która wówczas siała
zniszczenie w Stanach Zjednoczonych.11 Ale więcej nie wiedziano - czy Delfin
miał być statkiem korsarskim, transportowym, okrętem Konfederacji lub statkiem
morskim Unionistów - tego nikt nie mógł powiedzieć.
- Hurra! - zawołał ktoś z tłumu, utrzymując, że Delfin zbudowany został dla
Stanów Południowych.
- Hip! hip! hip! - wołał inny, przysięgając, że szybszy parowiec nigdy dotąd nie
krążył po wodach amerykańskich.
By wiedzieć coś dokładnie pod tym względem trzeba było być wspólnikiem albo
przynajmniej bliskim przyjacielem Vincenta Playfaira i Spółki w Glasgow.
To bogata, potężna i roztropna firma handlowa, nosząca nazwę Vincent Playfair i
Spółka. Stara i szanowna rodzina Playfairów pochodzi od owych lordów Tobacco,12
którzy pobudowali najpiękniejsze dzielnice miasta. Ci sprytni kupcy, w
następstwie Unii,13 założyli w Glasgow pierwsze kantory nielegalnie handlujące
tytoniami z Wirginii i Marylandu. Powstały olbrzymie majątki; wzrosło nowe
centrum handlowe. Wkrótce Glasgow stał się miastem kupieckim i przemysłowym; we
wszystkich jego częściach wznosiły się przędzalnie, huty, odlewnie żelaza i w
ciągu kilku lat pomyślny rozwój miasta osiągnął najwyższy stopień.
Firma Playfaira pozostała wierna przedsiębiorczemu duchowi swych przodków.
Rzucała się w najśmielsze przedsięwzięcia, podtrzymując honor angielskiego
handlu. Obecny jej właściciel, Vincent Playfair, mężczyzna pięćdziesięcioletni,
z charakteru przede wszystkim praktyczny i rzeczowy, chociaż bardziej niż
zuchwały, był armatorem czystej krwi. Poza obrębem spraw handlowych nic go nie
obchodziło, nawet polityczna strona transakcji. Z drugiej strony był absolutnie
uczciwy i zacny.
Jednakże nie mógł uznawać za swój pomysł zbudowania i wyposażenia Delfina.
Pochodził on od Jamesa Playfaira, jego synowca,14 przystojnego
trzydziestoletniego młodzieńca i najodważniejszego skippera15 marynarki
handlowej Zjednoczonego Królestwa.16
To było pewnego dnia w coffee-room17 Tontine, pod arkadami ratusza, kiedy James
Playfair, przeczytawszy z wielkim zainteresowaniem gazety amerykańskie, podsunął
swemu stryjowi bardzo awanturniczy projekt.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer ( http://www.novapdf.com )
285405995.003.png
- Stryju Vincencie - rzekł bez żadnych wstępów - można zarobić około dwóch
milionów w przeciągu miesiąca.
- A co się ryzykuje? - spytał stryj Vincent.
- Okręt i jego ładunek.
- Nic więcej?
- Owszem, jeszcze skórę załogi i jej kapitana, ale to się nie liczy.
- Zobaczymy obejrzeć - powiedział stryj, który uwielbiał ten pleonazm.18
- Wszystko jest jasne - rzekł James Playfair. - Czytałeś Tribune, New York
Herald, Wiadomości Richmondzkie, American Reviev?
- Dwadzieścia razy, bratanku Jamesie.
- Jesteś przekonany, tak jak i ja, że wojna w Stanach Zjednoczonych będzie
jeszcze długo trwała?
- Bardzo długo.
- Wiesz, jak ta wojna stawia w zawieszeniu interesy Anglii, a szczególnie te z
Glasgow.
- A jeszcze najszczególniej te firmy Playfair i Spółka - odrzekł stryj Vincent.
- Ponad wszystko te - zareplikował młody kapitan.
- Zamartwiam się całe dnie, Jamesie i nie bez lęku rozważam bankructwa handlowe
jakie ta wojna może pociągnąć za sobą. Nie znaczy to, bratanku, że firma
Playfair nie jest solidna, lecz ma partnerów, którzy mogą zawieść. Ach, ci
Amerykanie, ci zwolennicy niewolnictwa czy też abolicjoniści,19 poślę ich do
wszystkich diabłów!
Jeżeli z punktu widzenia głównych praw ludzkości, zawsze i wszędzie wyższych od
korzyści osobistych, Vincent Playfair źle postąpił mówiąc w ten sposób, to miał
rację rozważając rzecz z czysto handlowego punktu widzenia. Bawełny -
najważniejszego przedmiotu eksportu amerykańskiego brakowało na rynku Glasgow.
Głód Bawełniany,20 będące w użyciu silne wyrażenie angielskie, stawał się z dnia
na dzień groźniejszy; tysiące zwolnionych robotników żyło z dobroczynności
społecznej. Glasgow posiada dwadzieścia pięć tysięcy warsztatów mechanicznych,
które przed wojną w Stanach Zjednoczonych dziennie wytwarzały sześćset
dwadzieścia pięć tysięcy metrów nici bawełnianych, to jest pięćdziesiąt milionów
funtów rocznie. Ta liczba daje wyobrażenie o perturbacjach wprowadzonych w
przemysłowe życie miasta, kiedy nagle prawie zupełnie zabrakło surowca
przędzalniczego. Bankructwa zdarzały się codziennie. We wszystkich fabrykach
zawieszano roboty. Robotnicy umierali z głodu.
Widok tej okropnej nędzy natchnął Jamesa Playfaira i przyczynił się do powstania
zuchwałego projektu.
- Pojadę po bawełnę - powiedział sobie - i przywiozę ją, choćby miała nie wiem
ile kosztować.
Lecz ponieważ był także "kupcem", jak stryj Vincent, zdecydował się postępować
jak kupiec i przedstawić ją w formie interesu handlowego.
- Stryju Vincencie - powiedział. - Oto mój projekt.
- Zobaczymy obejrzeć, Jamesie.
- To jest proste. Zbudujemy statek mogący szybko pływać i o dużej pojemności.
- To jest możliwe.
- Załadujemy go sprzętem wojennym, żywnością i odzieżą.
- To się znajdzie.
- Ja obejmę dowództwo tego parowca. Przeciwstawię się w tej wyprawie korsarskiej
wszystkim okrętom marynarki federalnej. Przerwę blokadę jednego z portów
Południa.
- Sprzedasz drogo Konfederatom ładunek, którego tak potrzebują - powiedział
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer ( http://www.novapdf.com )
285405995.004.png
stryj.
- I powrócę załadowany bawełną...
- Którą kupisz za bezcen.
- Tak jak mówisz, stryju Vincencie. Czy to jest jasne?
- Rozumie się. Lecz czy się powiedzie?
- Powiedzie się, jeżeli będę miał dobry statek.
- Zbudujemy go według zapotrzebowania. A załoga?
- O, tę znajdę. Nie potrzeba mi wielu ludzi. Wystarczą ci do obsługi statku. Nie
idzie o to, by się bić z Federalistami, ale by ich wyprzedzić.
- Zostaną wyprzedzeni - odpowiedział stryj stanowczo. - A teraz powiedz mi,
Jamesie, do jakiego miejsca wybrzeża amerykańskiego zamierzasz zawinąć?
- Dotąd, stryju, już kilka okrętów przerwało blokadę Nowego Orleanu, Willmington
i Savannah. Ja zamierzam podążyć prosto do Charleston. Nie dotarł tam do tej
pory żaden angielski okręt, nie płynący z Bermudów. Jeżeli mój statek będzie
miał małe zanurzenie, dotrę tam, gdzie statki federalistów nie zdołają gonić za
mną.
- Dobrze - zauważył stryj Vincent - że Charleston jest zapchany bawełną. Pali
się ją, byle się jej pozbyć.
- Tak - odpowiedział James. - Co więcej, miasto jest prawie całkowicie otoczone;
Beauregard21 potrzebuje amunicji; sprzedam mój ładunek na wagę złota.
- Dobrze, mój synowcze. A kiedy chcesz odpłynąć?
- Za sześć miesięcy. Potrzebne mi są długie, ciemne, zimowe noce, by łatwiej się
przemknąć; dodatkowo szybki okręt.
- Zbudujemy ci nowy.
- Przyrzekasz, stryju?
- Przyrzekam.
- Więc ani słowa?
- Ani słowa!
Oto, jak się to stało, że pięć miesięcy później parowiec Delfin został wodowany
w warsztatach okrętowych Kelvin Dock, i dlaczego nikt nie znał jego prawdziwego
przeznaczenia.
Rozdział II
Podniesienie kotwicy
yposażanie Delfina biegło szybko. Olinowanie i omasztowanie było gotowe. Delfin
miał trzy maszty, zbytek trochę niepotrzebny. W istocie jednak nie liczył na
wiatr uciekając przed korwetami22 federalnymi, polegając raczej na potężnej
maszynie parowej ukrytej w swoich wnętrzach. I miał rację.
W końcu grudnia Delfin wypłynął na zatokę Clyde dla przeprowadzenia prób. Trudno
rozstrzygnąć, kto był z tej próby bardziej zadowolony: budowniczy czy kapitan.
Nowy parowiec pływał wspaniale i log23 wskazywał szybkość siedemnastu mil na
godzinę. Szybkość, jakiej nie osiągnął dotąd żaden statek angielski, francuski
czy amerykański. Na pewno Delfin, w potyczce z najszybszymi okrętami wygra o
kilka długości w tym morskim meczu.
W dniu 25 grudnia rozpoczęto załadunek. Parowiec przybywa by ustawić się przy
nabrzeżu handlowym dla parowców, trochę poniżej Glasgow Bridge, ostatniego mostu
przerzuconego przez rzekę Clyde przed jej ujściem. Tam znajdują się obszerne
mola, zawierające ogromne zapasy odzieży, broni i amunicji, które szybko złożono
w ładowni Delfina. Rodzaj tego ładunku ukazywał tajemnicze miejsce przeznaczenia
statku i firma Playfair nie mogła dłużej osłaniać swej tajemnicy. Zresztą Delfin
nie mógł zwlekać z wyruszeniem na morze. Po pierwsze, żadnej korwety
amerykańskiej nie sygnalizowano na wodach angielskich. Następnie, jak być
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer ( http://www.novapdf.com )
285405995.005.png
gotowym do zwerbowania załogi, w jaki sposób tak długo utrzymać milczenie? Nie
można zaokrętować ludzi bez powiadamiania ich o miejscu przeznaczenia; w końcu
narażają swoje życie, a gdy ryzykuje się swoją skórę, dobrze jest wiedzieć za
ile i dlaczego.
Niebezpieczeństwo wszakże nie powstrzymuje marynarzy. Płaca była dobra,
przyrzekano dodatkowy udział w zyskach, dlatego stawiła się wielka liczba
ochotników. James Playfair miał w czym wybierać. W ciągu jednej doby wpisało się
na listę załogi trzydziestu majtków,24 którzy uczyniliby zaszczyt nawet jachtowi
Jej Królewskiej Mości.
Termin wyjścia w morze wyznaczono na dzień 3 stycznia. 31 grudnia Delfin był
gotowy do drogi. Jego ładownie wypełnione były amunicją a bunkry25 węglem. W
dniu 2 stycznia kapitan znajdował się na pokładzie, pilnie doglądając, czy
wszystko jest w należytym porządku, kiedy przy otworze trapowym26 Delfina
zgłosił się jakiś nieznajomy, i żądał rozmowy z kapitanem Jamesem Playfairem.
Jeden z marynarzy zaprowadził go na rufówkę.27
Był to mężczyzna o szerokich barkach, czerwonawej twarzy, na której przebijała
wesołość, połączona z przebiegłością. Zdawało się, że nie bardzo był obeznany z
morzem i urządzeniem statku, gdyż idąc, oglądał się na wszystkie strony, jak
człowiek niezbyt często przebywający na statku. Starał się zachowywać jednak jak
stary wilk morski, ze znawstwem oglądając olinowanie Delfina i kołysząc się na
sposób marynarzy.
Stanąwszy przed obliczem kapitana, spojrzał mu bystro w oczy i spytał:
- Kapitan James Playfair?
- To ja - odpowiedział kapitan. - Czego ode mnie chcesz?
- Zaciągnąć się na pański statek.
- Nie ma już miejsca, załoga jest w komplecie.
- Ej! Jeden człowiek więcej nie zawadzi panu, przeciwnie.
- Tak myślisz? - spytał James Playfair, patrząc prosto w oczy swemu rozmówcy.
- Jestem tego pewny - odpowiedział marynarz.
- Lecz kim ty jesteś? - spytał kapitan.
- Wyśmienitym marynarzem - zapewnił. - Solidnym człowiekiem i zdecydowanym
zuchem. Dwie takie zręczne ręce, jakie mam zaszczyt przedstawić, nie są z
pewnością do pogardzenia na pokładzie pańskiego statku.
- Lecz są inne statki niż Delfin i inni kapitanowie niż James Playfair. Dlaczego
przybyłeś właśnie tu?
- Ponieważ chcę służyć pod rozkazami kapitana Jamesa Playfaira i na pokładzie
jego statku.
- Nie potrzebuję więcej ludzi.
- Mocny człowiek zawsze się przyda i jeżeli pan chce wypróbować moją siłę to
niech pan pozwoli zmierzyć się z trzema albo czterema najtęższymi zuchami
pańskiej załogi - jestem gotów!
- Jak ci się spieszy! - odpowiedział James Playfair. - Jak się nazywasz?
- Crockston, do pańskich usług.
Kapitan cofnął się kilka kroków, aby lepiej obejrzeć tego siłacza, który
okazywał się w pewnym stopniu także stanowczy. Postawa, wzrost, powierzchowność
marynarza potwierdzała w całości jego energiczne żądania; czuło się, że może być
silny; do tego miał pogodne spojrzenie.
- Gdzie pływałeś? - spytał go Playfair.
- Wszędzie po trochu.
- Wiesz, co Delfin zamierza uczynić?
- Tak, i to mnie kusi.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer ( http://www.novapdf.com )
285405995.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin