Rozdział 20 Krzywda.rtf

(87 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 20. KRZYWDA

Gdy śmierć stanie przede mną,

miechnę się i

powiem: Nareszcie!”

On był jak ogień, który rozpalał jego martwe serce. Ja byłam jak śnieg, który pod wpływem jego uczucia topniał. Chociaż powinno być odwrotnie. On lód, zimy, bezlitosny z martwym sercem. Ja ogień, który płonął w mym sercu. On diabeł, który wyszedł z piekła, aby mnie zabić. Ja Anioł, nieświadoma niczego

-Kocham cię. powiedział i wrócił do Włoch. Wrócił, by mi nie stało się nic złego. Wrócił, by umrzeć, bym ja mogła żyć.

Przez cały weekend go nie widziałam. Nie miałam od niego żadnych wiadomości. Pewnie Volturi go zabili, a w sobotę przybędą po mnie. Poniedziałek tak bardzo nie chciałam żeby nastąpił. Chciałam, by zawsze była sobota. Ta sobota, która sprawiła, że zaczęłam naprawdę kogoś kochać. Ta, która sprawiła, że byłam gotowa umrzeć. Wtorek kolejny samotny dzień. Jedynie Alyssa, Bruce i Thomas byli przy mnie. Ciągle tęskniłam. Tęskniłam za kimś, kogo kocham. Środa środek tygodnia, który sprawiał, że tęskniłam jeszcze bardziej. Samotność była nie do zniesienia. Czwartek trzy dni do przyjazdu Volturi. Jedynie co mnie w tym dniu ucieszyło, było to, że Alice miała wizję. Alec żył. Miał przybyć razem z Volturi. Piątek i tu już można zacząć mówić. Opowiedzieć o tym dniu.

Jak zwykle poszłam na chemię, gdyż nie musiałam chodzić na WF, którego i tak nie lubiłam. Przed szkołą zauważam Thomas a.

-Cześć Emm. powiedział, uśmiechając się do mnie.

-Hej Thomas. odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiechem.

Miałam powód, by sięmiechać. Mój ukochany miał wrócić jutro. Miałam go nareszcie zobaczyć. Nie obchodziło mnie to, że grozi mi niebezpieczeństwo, gdy bę tam na polanie razem z Cullenami, ale chciałam zobaczyć Alec a.

Rozmawialiśmy z Thomas em dośćugo, dopóki nie przerwał nam dzwonek na lekcję. Dobrze, że pozbierał się po rozstaniu z Dorii. Gdybym ja miała się rozstać z Alec iem, pewnie bym popełniła samobójstwo. Nie pozbierałabym się tak szybko. Poszłam na lekcję chemii. Usiadłam obok Bruce a, który zawsze(czyli od jakichś 3 dni) chciał, bym siedziała z nim na chemii. Jeszcze tego brakowało, żeby nauczyciel zrobił nam kartkówkę. Ni dość, że sama pisałam, to jeszcze pomagałam Bruce owi, który nic nie umiał. Wyszło na to, że ja dostałam piątkę, a on tylko tró, ale i tak był mi wdzięczny. Na angielskim jak zwykle rozmawiałam z Alyssą, gdyż nie było pana Berty ego i mieliśmy zastępstwo, a że facet od historii nie był w ogóle przygotowany do zastępstwa mieliśmy wolną lekcję. Ona opowiadała mi, że strasznie z Bruce m się do siebie zbliżyli, że są przyjaciółmi, i że może z tej ich przyjaźni będzie coś więcej.

-Co się stało, że nie dostajesz już kwiatów wiśni?- spytała, gdy szłmy na stołówkę.

-Wyjechał. powiedziałam, opuszczając głowę  -Ale jutro ma wrócić. podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niej, gdy usiadłmy przy stoliku. Bracia już tam na nas czekali.

-Co robisz dziś wieczorem? spytała Alyssa.

-Nic szczególnego, pewnie bę siedzieć w domu. odparłam spoglądając na nią  -A o co chodzi? Znów chcesz, żebym pojechała z tobą na zakupy? zaśmiałam się.

-Nie. Moi rodzice dzisiaj wyjeżają, więc zastanawiałam się, czy nie wpadłabyś do mnie na imprezę.

-Z miłą chęcią. odpowiedziałam Ale pod jednym warunkiem.

-Jakim?- zdziwiła się Alyssa.

e oni też zaproszeni. powiedziałam wskazując na Bruce a i Thomasa i wybuchłam śmiechem na całą stołówkę.

-Jasne, że są zaproszeni. odpowiedziała i razem ze mną wybuchła śmiechem.

Za naszym przykładem poszli bracia i cała nasza czwórka zagłuszała swoim śmiechem całą stołówkę.

Ostatnia lekcja minęła mi szybko, może dlatego, że Alyssa cały czas opowiadała co przygotuje na swoją imprezę i wymieniała mi kto będzie. Większej połowy nie znałam, ale miałam poznać.

-To do zobaczenia u mnie o 19. powiedziała, gdy odjeżam ze szkolnego parkingu.

Zanim nie weszłam do domu, podeszłam do drzewa owoców wiśni, by powąchać jego kwiaty. Gdy je wąchałam, czułam się jakbym przytulała Alec a, a kiedy gałązka spadła na moje ramię, jakby mnie dotykał. Wróciłam do domu i wzięłam się za przygotowywanie spaghetti dla wujka, który za jakieś 10 minut miał wrócić z pracy. O mało co nie rozgotowałam makaronu, bo moje myśli były tylko zajęte przez osobę, któ kocham. Kocham jak nigdy nikogo nie kochałam. Z rozmyśleń wytrącił mnie wujek, który włnie wszedł do domu.

-Dzień dobry Emm. powiedział, zdejmując mundur i wieszając go na wieszaku przy drzwiach.

-Dzień...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin