Wybuch gazu na kempingu Los Alfaques w Hiszpanii
Opalali się nad morzem. Zginęli w kilka minut - zdjęcia
To była najtragiczniejsza katastrofa drogowa w historii. W kilka minut zginęło - według różnych źródeł - od 217 do nawet 270 osób, a ponad 300 zostało rannych. Wszystkie one spędzały beztroskie wakacje na nadmorskim kempingu, nie spodziewając się niczego złego.
11 lipca 1978 r. kemping Los Alfaques w Alcanar był wypełniony niemal do ostatniego miejsca. W sumie około tysiąc urlopowiczów odpoczywało na leżakach i kocach, w namiotach czy przyczepach na placu kempingowym, usytuowanym pomiędzy nadmorską plażą a drogą N-340.
Do tragicznego w skutkach wypadku doszło krótko po godzinie 14.30. Przejeżdżająca drogą ciężarówka z przyczepą, wioząca płynny propylen, uległa rozszczelnieniu, co w konsekwencji spowodowało niespotykanej siły wybuch. Ognisty podmuch o temperaturze ponad 1000 stopni zmiótł wszystko i wszystkich w promieniu 300 metrów. Połowa mieszkańców kempingu zginęła lub została poparzona.
Większość urlopowiczów na kempingu była zagranicznymi turystami z zachodnich Niemiec, Francji, Belgii i Holandii. 11 lipca panował tam pełen luz - jedni pływali w ciepłym morzu, inni opalali się na kocach i leżakach. Jako że była pora obiadowa, przed wieloma namiotami i przyczepami przygotowywano posiłki na grillach.
W będącej częścią kempingu dyskotece przy dźwiękach muzyki Beatlesów bawiła się setka młodych ludzi.
W tym samym czasie drogą N-340 przebiegającą obok kempingu przejeżdżała ciężarówka z przyczepą, wiozącą 23-tonowy ładunek płynnego propylenu. Później wyszło na jaw, że było to o 4 tony więcej, niż wynosiła dopuszczalna ładowność przyczepy. Pojazd, który prowadził 50-letni Francisco Imbernón Villena, zmierzał z La Pobla de Mafumet do Puertollano.
Różne źródła wskazują na dwie przyczyny, dlaczego kierowca wybrał lokalną krętą i wąską drogę między kempingami, zamiast biegnącą równolegle wygodną autostradę. Według jednej wersji, Villena przy tankowaniu w państwowej rafinerii Enpetrol został poinstruowany, by omijać płatną autostradę, ze względu na sezon turystyczny i związane z tym korki. Druga wersja mówiła o tym, że gdy kierowca dowiedział się, że za przejazd autostradą musiałby zapłacić z własnej kieszeni, postanowił pojechać mniej wygodną, ale bezpłatną drogą.
Gdy po przejechaniu 102 kilometrów ciężarówka znalazła się na wysokości kempingu Los Alfaques, nagle dało się słyszeć podobny do wystrzału głośny huk. Według relacji jednych świadków, odgłos spowodowany był rozerwaniem przedniej opony pojazdu, co sprawiło, że przeciążona ciężarówka uderzyła w mur otaczający kemping i przewróciła się. Inni opowiadali z kolei, że głośny dźwięk mógł być spowodowany pęknięciem zbiornika z gazem, a zaniepokojony nim kierowca zatrzymał się, aby sprawdzić, co się stało.
W jednym świadkowie byli zgodni: doszło do wycieku propylenu, który z pomocą wiatru gęstą mgłą ogarnął kemping z namiotami i przyczepami, a także pełną ludzi dyskoteką.
Najprawdopodobniej właśnie w pobliżu dyskoteki doszło do zapłonu, w wyniku którego cały obszar natychmiast został zajęty przez pożar. Ogień momentalnie dotarł do uszkodzonej cysterny, powodując gigantyczną eksplozję.
Odłamki rozerwanego zbiornika znajdowano potem w odległości kilkuset metrów od wybuchu.
Ognisty podmuch o temperaturze ponad 1000 stopni Celsjusza zniszczył wszystko, co napotkał w promieniu 300 metrów - samochody, przyczepy, namioty, budynki i ludzi, obejmując swoim zasięgiem ponad 90% obszaru kempingu. Dyskoteka mieszcząca się w północno-wschodniej części kempingu, została całkowicie zniszczona i niemal zdmuchnięta z powierzchni ziemi. W jej wnętrzu znajdowało się w chwili eksplozji około 100 osób. Nikt nie przeżył.
Wybuch utworzył krater o średnicy 20 metrów i głębokości 1,5 metra.
Wybuch cysterny spowodował, że eksplodowały również używane do gotowania na kempingu butle z gazem i zbiorniki paliwa w zaparkowanych tam samochodach, zwiększając temperaturę kuli ognia do ponad 2000 stopni Celsjusza.
"To było jak napalm, po prostu piekło" - opowiadał potem dziennikarzom zszokowany Francuz, który zmywał naczynia w swoim samochodzie kempingowym na skraju obozowiska.
Dramatyzmowi sytuacji dodawał fakt, że ci, którzy przeżyli wybuch lub znajdowali się w morzu, szukali ratunku przed ogniem właśnie w wodzie. Tymczasem - jak opowiadali świadkowie - ogromnie wysoka temperatura ognistego podmuchu sprawiła, że woda przy brzegu zaczęła się gotować, co dodatkowo zwiększyło rozmiary katastrofy. Wiele osób chroniących się w wodzie doznało rozległych oparzeń, lub po prostu dosłownie ugotowało się.
Pierwsze karetki dotarły na miejsce około 45 minut po wybuchu. Do tego czasu mieszkańcy Los Alfaques oraz ocalali wczasowicze na własną rękę udzielali pomocy poszkodowanym i swoimi prywatnymi autami rozwozili rannych do szpitali w Tarragonie, Walencji, a nawet - z powodu ogromnej liczby poszkodowanych - do odległej o 200 kilometrów Barcelony czy Madrytu. Szwajcaria i RFN natychmiast wysłały do Hiszpanii samoloty ratownicze. W akcji poszukiwania ofiar w zgliszczach brało udział także wojsko, jednak wielu osób nie udało się ocalić.
Do dziś nie zdołano ustalić dokładnej liczby zabitych. Na miejscu zginęło około 160 osób, w tym kierowca cysterny, zaś kolejne osoby zmarły w szpitalach lub w drodze do nich. Ogółem ofiar było - w zależności od źródeł - od 217 do 270, zaś kolejnych ponad 300 osób zostało rannych. W sumie ucierpiała więc ponad połowa mieszkańców kempingu. Z powodu ogromnego stopnia zniszczenia zwłok, wielu ofiar nie udało się zidentyfikować.
W związku z wypadkiem wszczęto śledztwo, które trwało cztery lata i przyniosło wiele szokujących ustaleń. Okazało się, że przeciążanie cystern przewożących chemikalia było normą, a zbiorniki nie miały zaworów bezpieczeństwa. Kierowca, który zginął w katastrofie, nie wiedział nawet, co przewozi, nie był też przeszkolony w transporcie niebezpiecznych substancji. Badania szczątków naczepy wykazały obecność mikropęknięć zbiornika oraz jego korozję.
Odpowiedzialni za katastrofę zostali skazani za "zbrodnicze niedbalstwo" na kary od roku do 4 lat więzienia. Poszkodowanym i rodzinom ofiar wypłacono odszkodowania o wartości równej dzisiejszym 138 mln euro. Władze hiszpańskie wydały też kategoryczny zakaz przewozu niebezpiecznych substancji przez gęsto zamieszkałe tereny.
Na podstawie tragicznych wydarzeń w Los Alfaques w 2007 r. nakręcono film pt. "Raj w płomieniach".
Co ciekawe, kamping Los Alfaques wciąż istnieje i cieszy się dużą popularnością. Obok odbudowanego placu kempingowego znajduje się pamiątkowy mural upamiętniający tragiczne wydarzenia sprzed lat, na którym widnieją nazwiska wszystkich ofiar tragedii.
////////
joachim2