Clare Cathryn - Klucz do milości.pdf

(625 KB) Pobierz
7382835 UNPDF
CATHRYN CLARE
Klucz
do miłości
Harleąuin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Sydney
Sztokholm • Tokio • Warszawa
7382835.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mokry śnieg spływał jej po karku. Maggie nawet nie
usiłowała go strząsnąć. Rękawiczki przemoczyła do
suchej nitki, a i sama nie była w lepszym stanie. Straciła
pół godziny na łapanie taksówki, śnieg tymczasem
przeniknął już chyba w najbardziej niedostępne zakamar­
ki pod jej odzieżą i teraz wszędzie czuła wilgoć.
Przeszła przez obszerny parking przed między­
narodowym portem lotniczym i zobaczyła swój
samochód. Miała nadzieję, że ślusarz wkrótce się
zjawi, zgodnie z obietnicą.
Odniosła mgliste wrażenie, że coś za nią jedzie.
Odwróciła głowę. Przez chwilę nie widziała nic, oślepiona
blaskiem reflektorów bijących światłem prosto w oczy,
zaraz potem ciemnoniebieska półciężarówka przemknęła
obok i pryskając fontanną śnieżnej mazi, ochlapała
Maggie od czubków przemiękniętych butów aż po uszy.
- Hej! - zaprotestowała głośno.
Ku jej zaskoczeniu półciężarówka zwolniła, jakby
szofer usłyszał okrzyk. Potem zaczęła bardzo powoli
się cofać.
Furgon miał wyszczerbione błotniki, a rysy i za­
drapania bez wątpienia kwalifikowały go na weterana
ruchu w Bostonie. Oznaczenie na drzwiczkach było
jednak zupełnie jasne: K.C. Nocne usługi ślusarskie.
Kierowca opuścił szybę w drzwiczkach. Maggie
pomyślała, że w wytartej i rozciągniętej skórzanej
kurtce doskonale pasuje do swojego pojazdu.
- Paskudna noc - stwierdził. - Chyba jest pani
trochę mokra.
6
KLUCZ DO MIŁOŚCI
- Nie ma na mnie suchego miejsca, i to dzięki panu
- oznajmiła ze złością. - Czy zawsze pan tak prowadzi?
- Przy moim zajęciu czas to pieniądz - odparł.
Wygramolił się z kabiny i zatrzasnął za sobą drzwiczki.
Mężczyzna spoglądał to na twarz Maggie, to na
skrawek papieru trzymany w dłoni. Oczy miał prawie
tak ciemne, jak włosy.
- Czyżby przypadkiem nazywała się pani Maggie
Lewis?
- Niech mi pan wierzy, że gdybym mogła być dziś
kimkolwiek innym, to chętnie skorzystałabym z tej
szansy - uśmiechnęła się na przekór sobie. - Ale cóż,
rzeczywiście nazywam się Maggie Lewis. Mój samochód
stoi tam, a mnie się spieszy do domu, więc...
- Załatwię to tak szybko, jak to będzie możliwe
- przerwał jej - ale najpierw muszę mieć pewność, że
się rozumiemy. Czy dział przyjmowania zgłoszeń
poinformował panią o cenniku?
- Nie. Tak mnie ucieszyło znalezienie kogoś, kto
przyjedzie, że zapomniałam zapytać.
- Biorę osiemdziesiąt dolarów za każdą zaczętą
godzinę, z pierwszą włącznie. Poza tym wspominała
pani, że samochód ma jakiś wymyślny system alarmowy.
- Owszem. Właśnie dlatego nie chciała się nim
zająć policja. To oni zasugerowali, żebym wezwała pana.
- System alarmowy zwiększa ilość pracy. Dostanie
się do wnętrza pojazdu może być nieco trudniejsze
niż normalnie. A zrobienie tego bez klucza kosztuje
dodatkowe piętnaście.
- Czyli mam zapłacić za wszystko co najmniej
dziewięćdziesiąt pięć dolarów? To śmieszne, panie...
- Przyjaciele nazywają mnie Connor - powiedział
gładko. Uśmiechał się szeroko, bezczelnie próbując
obudzić w niej przyjazne uczucia.
Warunki, jakie zaproponował, uniemożliwiły to
jednak skutecznie.
7
- Założę się, że przyjaciołom nie liczy pan dziewięć­
dziesięciu pięciu dolarów za uruchomienie samochodu,
bo chyba nazywaliby pana zupełnie inaczej - wycedziła
Maggie lodowato uprzejmym tonem.
- No cóż, takie mam stawki, czy to się pani
podoba, czy nie. A teraz proszę powiedzieć, jak pani
zamierza mi zapłacić.
- Chwileczkę - uniosła dłoń w rękawiczce. - Jeszcze
nawet nie powiedziałam, że zamierzam skorzystać
z pana usług. A jeśli chodzi o płatność, to poroz­
mawiamy o tym, kiedy pan skończy, dobrze?
- Panno Lewis...
- Pani Lewis. - Odezwało się w niej echo świata
przesadnych konwenansów, do którego z taką
trudnością próbowała się dopasować. Zupełnie jakbym
słyszała teściową, pomyślała niemile zdziwiona. Ale
właściwie dlaczego pod spojrzeniem pary roześmianych
i bardzo ciemnych oczu poczuła się, jakby musiała
nagle bronić własnego stylu życia?
- Dobrze więc, niech będzie pani Lewis. Opowiem
pani smutną historię. Krótko, bo mam jeszcze trzy
wezwania i jeśli ktoś nie chce korzystać z moich
usług, to szkoda mojego czasu. Zajmuję się ślusarstwem
już prawie dziesięć lat. Na początku wierzyłem w każdą
historyjkę o pechu, którą mi opowiadano. Wie pani,
zgubione klucze, rabunek, zamek zmieniony przez
męża...
- Dla mnie to wszystko brzmi prawdopodobnie
- zaprotestowała.
- Ależ większość opowieści jest całkiem praw­
dopodobna. I właśnie dlatego, kiedy tylko zrobiło mi
się kogoś żal i zgadzałem się na zapłatę w poniedziałek,
po otwarciu banków, okazywało się, że jestem sto
dolarów do tyłu albo muszę tygodniami nachodzić
klienta, dopominając się o własne pieniądze.
- Gwarantuję, że ze mną się to nie zdarzy.
KLUCZ DO MIŁOŚCI
8
KLUCZ DO MIŁOŚCI
- Może pani gwarantować do woli, niestety od
tego pieniądze nie wpadną mi do kieszeni. To brzmi
dość cynicznie, ale zapewniam panią, że gdybym
wierzył każdemu nieznajomemu, który wzywa mnie
do otwarcia drzwi, to musiałbym zmienić zajęcie.
- To istotnie brzmi dość cynicznie - odparła. - A co
pan robi trafiając na kogoś, komu ukradziono torebkę
z kluczami w środku? To właśnie mi się przydarzyło.
- Daję mu z dobrego serca dziesiątkę na telefon,
żeby zadzwonił po przyjaciela.
- Nie mogę tego zrobić. Może pan nie zauważył,
ale jest prawie północ. O tej porze wszyscy ludzie, do
których mogłabym zadzwonić, leżą w łóżkach.
Próbowałam złapać taksówkę, żeby dostać się do
teściowej. Ale nie było żadnej wolnej.
- Gdzie pani mieszka?
- W Wellesley - powiedziała, wymieniając nazwę
jednego z bardziej odległych miast-satelitów Bostonu.
- Tam rzeczywiście nie można się znikąd dostać
- parsknął pogardliwie. - Rozumiem więc, że jest
pani w trudnym położeniu, co nie znaczy, że z tego
powodu odstąpię od moich zasad. Dlatego pytam,
czy chce pani, żebym otworzył jej samochód, a jeśli
tak, to w jaki sposób mi pani zapłaci.
- Owszem, chcę, żeby pan otworzył - powiedziała
- a zapłacić mogę tylko w jeden sposób. Jeżeli upiera
się pan, żebym rozliczyła się dzisiaj, to na półeczce
w desce rozdzielczej mam schowany na wszelki wypadek
czek in blanco. Załatwione?
- Przykro mi, ale nie.
- Co takiego? - Zdała sobie sprawę, że za chwilę
nie uda jej się powstrzymać drżenia głosu. - Proszę
nie mówić, że pan nie bierze czeków.
- Bywają bez pokrycia - stwierdził lakonicznie.
- Biorę gotówkę i karty kredytowe.
- Co za idiotyzm!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin