Juan_Carlos_Castillon_-_Panowie_świata_[dzieje_teorii_spiskowych].pdf

(1742 KB) Pobierz
Microsoft Word - Juan_Carlos_Castillon_-_Panowie_świata_[dzieje_teorii_spiskowych].rtf
l
Listopad 2004 -
najpotężniejszy człowiek świata zostaje wybrany spośród dwóch kandydatów z tej
samej loży
TIM RUSSERT: Obaj panowie należą do Skuli and Bones,
tajnego stowarzyszenia w Yale. Co z tego wynika?
JOHN KERRY: Oj, niewiele, to przecież tajemnica. [Śmiech publiczności].
Meet the Press, 31 sierpnia 2003, wywiad z kandydatem na prezydenta Johnem Kerrym.
TIM RUSSERT: Obaj panowie należą, do tajnego stowarzyszenia Skuli and Bones.
GEORGE W. BUSH: Jest do tego stopnia tajne, że nie możemy o tym rozmawiać.
RUSSERT: Co to znaczy dla Ameryki? Teoretycy spisku oszaleją.
BUSH: Pewnie tak. Tego nie wiem. Jeszcze nie sprawdziłem w internecie. [Śmiech
publiczności].
Meet the Press, 8 lutego 2004, wywiad z prezydentem George'em W. Bushem.
Pamiętam dokładnie, kiedy zacząłem pisać tę książkę — 3 listopada 2004 roku, dzień, w którym zatwierdzono
zwycięstwo George'a W Busha w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. George W. Bush, syn
prezydenta i wnuk senatora, został uznany za najpotężniejszego człowieka świata. Czekałem na ten moment z
niecierpliwością, ciekaw, czy będę musiał poprawiać napisaną wcześniej pracę, którą poświęciłem najnowszej
historii Stanów Zjednoczonych. Tak więc jako jeden z niewielu Hiszpanów miałem powód, by cieszyć się ze
zwycięstwa republikanów. Gdyby wygrał John Kerry, to - choć tak niewiele różnił się od swego rywala Busha
- musiałbym na nowo napisać sporą część tamtego dzieła. Wybory na prezydenta Stanów Zjednoczonych w
2004 roku były sceną konfrontacji dwóch milionerów, którzy majątki odziedziczyli po przodkach, wzrastali w
komfortowych warunkach, ukończyli Yale i byli członkami tego samego tajnego stowarzyszenia - bractwa
Skuli and Bones (Czaszka i piszczele). Analogie między obiema kandydaturami wzmacniał dodatkowo fakt, że
dwaj aspiranci do fotela wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych — Richard Dick Cheney i John Edwards —
uczestniczyli swego czasu w spotkaniach grupy Bilderberg.
Obaj kandydaci od początku byli wystarczająco do siebie podobni, by i ich deklaracje w sprawie Skuli
and Bones były identyczne. Gdy-
14 PANOWIE ŚWIATA
by wygrał Kerry, byłby czwartym członkiem tego stowarzyszenia wybranym na prezydenta Stanów
Zjednoczonych i pierwszym spośród nich na tym stanowisku z ramienia partii demokratów. Wszyscy po-
zostali prezydenci wywodzący się z tej organizacji, William H. Taft w XIX wieku i dwaj członkowie
rodziny Bushów, byli republikanami.
W tygodniu, w którym w Stanach Zjednoczonych odbywały się wybory, okładka poważnego i
odpowiedzialnego francuskiego czasopisma „Nouvel Observateur" poświęcona została skandalom
wolnomu-larskim w Nicei: „Odżywa kwestia wpływu wolnomularstwa na funkcjonowanie aparatu
sprawiedliwości".
W tym samym miesiącu hiszpańskie wydanie „FHM", jednego z tych tygodników, których nie
trzeba wcale czytać, żeby się z nimi zapoznać, zamieściło na- pierwszej stronie zdjęcie aktorki Alissy Mila-
no w pozycji więcej niż ponętnej, radę „Spójrz jej w twarz" - której niewielu czuło się w obowiązku
wysłuchać - oraz doniesienie, że Lady Di została zamordowana przez istoty pozaziemskie. Wiadomość
o Lady Di pochodziła z artykułu na temat spisków. Informacja była po prostu głupia. Ci, którzy z bliska
śledzą spiski i teorie spiskowe, wierzą - w rzeczywistości „wiedzą" - że Lady Di zginęła zamordowana
przez Mosad przy współudziale MI-5, na zlecenie brytyjskiej rodziny królewskiej. Teoria
nieprawdopodobna, ale pamiętajmy, jak mało ludzi w Anglii godzi się z tym, że Lady Di zginęła w
429034764.002.png
wypadku: ankieta przeprowadzona w 2004 roku przez „London's Evening Standard" wykazała, że 43
procent spośród 4170 respondentów było przekonanych, iż Diana została zamordowana.
Miesiąc wcześniej pierwszą stronę „Clio", pisma być może nie tak poważnego jak „Le Nouvel
Observateur", choć, jak sądzę, poważniejszego od „FHM", poświęcono panom świata i ozdobiono
symbolami wolnomularskimi pochodzącymi z rysunku na banknocie dolarowym. Nie czytałem artykułu,
ale podejrzewam, że chciano zwrócić uwagę na fakt, że na banknocie tym wydrukowana jest data 1776 -
w tym roku zaś powstał Zakon Iluminatów. To w istocie prawda i mogłoby to być nawet podejrzane,
gdyby nie to, że w owym roku miały miejsce inne wydarzenia, którymi łatwo da się uzasadnić obecność
tej daty na banknocie, przede wszystkim uzyskanie niepodległości przez Stany Zjednoczone.
Wystarczy rzucić okiem na kącik nowości w jakiejkolwiek większej księgarni, by znaleźć około
dwudziestu tytułów bezpośrednio lub pośrednio nawiązujących do teorii spiskowych - książki na temat
tajnych służb Watykanu czy o wolnomularzach. Czasem można spotkać pracę poważnego historyka.
Widziałem na przykład dzieło Cesara Vida-la, ale znalazło się ono obok pozycji o templariuszach, wśród
popu-
larnych powieści o średniowiecznych tajemnicach przechowywanych przez tajne stowarzyszenia
neotemplariuszy, powieści o królach z dynastii Merowingów, o potomkach Chrystusa, o Iluminatach,
stuletnich zmowach i sekretach. Zawierają one dostateczną liczbę uczonych elementów - prostych i
łatwych do identyfikacji - by autor banderolki na książce mógł porównać ją z dziełami Umberto Eco czy
Dana Brow-na, czy nawet ich obu jednocześnie.
Otaczają nas spiski, a wobec ich braku - teorie spiskowe. Czym jest spisek, konspiracja 1 ? Czym jest teoria
spiskowa? Słowo „konspiracja" pochodzi od łacińskiego conspirare, „oddychać razem". Ponieważ
odziedziczyłem bibliotekę z lekturami przede wszystkim francuskimi, jestem w stanie lepiej prześledzić,
w którym momencie pojawiło się to słowo w języku naszych sąsiadów, niż w języku hiszpańskim. Fran-
cuskie conspiration weszło w użycie w wieku XII, około roku 1160. Słowo conspirateur, konspirator, w
znaczeniu „ten, kto konspiruje, spiskuje", po raz pierwszy zostało użyte w roku 1302. Począwszy od wieku
XVI, konspirator to już nie tylko ktoś, kto konspiruje, ale ktoś, kto czyni to przeciw władzy. Królewska
Akademia Hiszpańska podaje, że conspiración to: 1) czynność konspirowania (jednoczenie się przeciwko
zwierzchnikowi); 2) czynność konspirowania (jednoczenie się przeciwko osobie prywatnej).
Conspirare, pierwotnie „oddychać razem", zakłada bliskość, wręcz intymność. W istocie trzeba czuć
wspólnotę i głęboką współodpowiedzialność, by dwie osoby lub więcej podjęły ryzyko, które określa de-
finicja z artykułu 17 hiszpańskiego kodeksu karnego z 1995 roku: „O spisku mówimy wtedy, gdy co
najmniej dwie osoby zmawiają się w celu dokonania przestępstwa i podejmują decyzję o dopuszczeniu
się go". Choć współcześnie termin ten stosowany jest przede wszystkim w sensie negatywnym, w
czasach antycznych nie miał takich konotacji. W słowniku łacińsko-hiszpańskim pierwszym znaczeniem
conspi-ratio jest „porozumienie", „jedność". Mój stary Vox, pamiątka po maturze z przedmiotów
humanistycznych, która obejmowała także łacinę, wymienia jako pierwsze znaczenie czasownika conspiro -
„uzgadniać", „harmonizować" (cum aliąuo, „z kimś"; ut, „w celu"; ne „aby nie") i dopiero później
podaje conspirar we współczesnym tego słowa zna-
czeniu (perdere aliąuem, „przeciwko komuś"; ad res novas, „aby dokonać przewrotu").
Teoria spiskowa nie jest równie łatwa do zdefiniowania. Słowniki jej unikają. Jest to zazwyczaj pewna
teza, która fałszuje sposób, w jaki powszechnie postrzegane są fakty polityczne albo naukowe - czy to
historyczne, czy dziejące się współcześnie. Teorie spiskowe głoszą, że wydarzenie historyczne, którego
rezultaty już znamy, rodzi się nie tylko jako wynik legalnych, a przynajmniej jasnych strategii, lecz także
na skutek działania tajemnych sił, najczęściej niewiele mających wspólnego z prawem. Podstawą każdej
tezy spiskowej jest współudział przynajmniej dwóch osób w akcji prowadzonej potajemnie i w złych
zamiarach. Ci, którzy wierzą w teorię spiskową, przekonani są zazwyczaj o tym, że większość wydarzeń
historycznych - a może wręcz wszystkie - jest rezultatem z góry ustalonego planu. Prezydent Stanów
Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt powiedział: „W polityce nic nie dzieje się przez przypadek. A jeśli
429034764.003.png
się dzieje - zostało to zaplanowane". W dodatku wyznający teorię spiskową zwykle wierzą nie tylko w
istnienie z góry ustalonego planu, ale i w to, że jest to plan pochodzący od mniejszości i wyłącznie jej
przynoszący korzyści. Ambasador Joseph Kennedy, wróg Roosevelta i ojciec jednego z jego następców w
Białym Domu, wierzył, że „pięćdziesięciu ludzi kontroluje Amerykę i jest to być może zawyżony
szacunek". Walter Rathenau, dawny doradca cesarza Wilhelma II, a następnie, w czasach Republiki Weimar-
skiej, minister, miał podobne zdanie o Europie: „Trzystu ludzi, znanych sobie nawzajem, wyznacza cele
ekonomiki europejskiej i wybiera następców spośród siebie". Zdanie to przez niektórych mogłoby być użyte
dziś do zdefiniowania działalności klubu Bilderberg.
Trzeba uważać na to, co, gdzie i jak się mówi. Wiemy choćby, jak potraktowano Walthera Rathenaua.
Dawny cesarski minister w okresie międzywojennym natknął się na członków organizacji Consul (para-
militarnej, antykomunistycznej i antysemickiej), którzy przeczytali „trzystu Żydów" tam, gdzie on napisał
„trzysta osób". Doszedłszy do wniosku, że w ten sposób wyznał on swoją przynależność do owych trzystu,
zamordowali go.
Dla wielu ludzi spiski, teorie spiskowe i tajne stowarzyszenia są częścią codziennej rzeczywistości. Począwszy
od Roosevelta po nabywcę powieści Dana Browna czy czytelnika Protokołów mędrców Syjonu, wiele osób,
dzieląc z nami świat, postrzega go w sposób odmienny od naszego. Wierzą - a w istocie „wiedzą" z całkowitą
pewnością - że Ameryką Północną rządzi pięćdziesięciu ludzi, a francuskim wymiarem sprawiedliwości
masoni i że Lady Di została zamordowana przez istoty pozaziemskie lub
____________
też królewską rodzinę brytyjską, ponieważ była w ciąży z muzułmaninem i zamierzała nawrócić się na islam.
W ekstremalnych przypadkach - jeśli przeczytali dzieło angielskiego pisarza Davida Icke'a 2 - „wiedzą" nawet,
że obie powyższe teorie są prawdziwe i wzajemnie się uzupełniają, ponieważ królewska rodzina brytyjska
pochodzi nie z tego świata. Wiedzą też, że choć istoty pozaziemskie są wśród nas, człowiek nie wylądował na
Księżycu, a Stanley Kubrick sfilmował fałszywe lądowanie w halach studyjnych, w których wcześniej kręcił
film 2 00 1: Odyseja kosmiczna. Są przekonani, że wirus AIDS stworzyli żydowscy lekarze w laboratorium
rządowym, żeby skończyć wreszcie z Murzynami albo homoseksualistami, i nawet mogą wymienić imię
lekarza, który tego dokonał - doktor Wolf Szmuness. Pisano o tym w dwóch książkach z prawie całkowitą
bezkarnością, możliwą w wypadku oskarżania zmarłego, który już nie może się bronić. Utrzymują, że
Kennedy został zamordowany przez mafię, Centralną Agencję Wywiadowczą (CIA), rząd Fidela Castro albo
też uchodźców kubańskich; że Jan Paweł II był przyjacielem lekarza, który stworzył AIDS, a Jana Pawła I
zabili watykańscy bankierzy w zmowie z CIA i Opus Dei, ponieważ potrzebowali papieża anty-komunisty,
żeby obalić komunizm. Wiedzą, że mafie potajemnie rządzą światem i że panowie świata zbierają się w klubie
Bilderberg, który jest pierwszym szczeblem tajnego rządu o zasięgu światowym, obejmującego Radę Spraw
Zagranicznych oraz Komisję Trójstronną i że za pośrednictwem Organizacji Narodów Zjednoczonych ów rząd
ma zamiar skończyć z suwerennością państwową i narzucić jedność myślenia i unię monetarną. Wiedzą, że
historia nie jest właśnie taka, jak ją opisują, i że - dla przykładu - Wielka Rewolucja Francuska była zemstą
templariuszy za śmierć ich ostatniego mistrza. Wiedzą, że zemsta zakonu templariuszy i rewolucja francuska
były pierwszymi widomymi śladami Wielkiej Zmowy.
2 listopada 2004 roku jeden z członków bractwa Skuli and Bones został ponownie wybrany do Białego
Domu, dwa dni wcześniej zaś jego ojciec, eksprezydent George Bush, inny Skuli and Bones, pojawił się w
postaci karykatury w powtarzanym w telewizji odcinku Simpso-nów. Można go tam było dostrzec wśród
światowych przywódców innego tajnego stowarzyszenia - The Stonecutters (Kamieniarzy).
Simpsonowie i Nikita. Kultura masowa i spisek
Kto rządzi Koroną brytyjską? Kto blokuje system metryczny?
My, my.
Kto pomija Atlantydę na mapie? Kto trzyma Marsjan w ukryciu?
My, my.
429034764.004.png
„The Stonecutters drinking song" (Pijacka pieśń Kamieniarzy)
Lubię oglądać telewizję. Nie jest to rodzaj wyznania, jakiego można by się spodziewać po ambitnej książce, ale
ja lubię oglądać telewizję, zwłaszcza amerykańską. Mieszkając blisko dwadzieścia lat w Stanach Zjedno-
czonych, odkryłem, że wszystkiego, czego potrzebowałem dowiedzieć się o tym kraju, mogłem nauczyć się
najprościej i najmniej boleśnie, pozostając w domu i oglądając seriale telewizyjne. Telewizja, obok kina w
wersji oryginalnej i jazzu, jest jednym ze sposobów, w jaki utrzymuję kontakt z językiem potrzebnym mi do
pracy i z krajem, do którego przybyłem, by zakosztować szczęścia. Każde mocarstwo znalazło swój sposób,
by przejść do wieczności. Rzymianie pozostawili architekturę miejską, która przetrwała wieki, Hiszpania
klasztory i kościoły we wszystkich swych dawnych posiadłościach, Napoleon - kodeks cywilny.
Amerykanie spóźnili się. Dołączyli do historii wtedy, gdy wszystkie tradycyjne formy wyrazu już dawno
zostały rozdane, lecz fakt ten nie uniemożliwił im stworzenia nowej, własnej sztuki imperialnej, która jest
zarazem przemysłem i którą sprzedają reszcie świata. Amerykanie jako sposób na udowodnienie swej
wielkości i siły wybrali reality show, operę mydlaną, western, sitcom i telewizję. Wcześniej niewiele
krajów w sposób równie przejrzysty wystawiło na publiczny widok intymne życie swych obywateli, ich mity,
pragnienia i niepokoje.
Obejrzałem zatem wiele amerykańskich programów telewizyjnych. Nawet udało mi się znaleźć
sensowne usprawiedliwienie mojej fascynacji pustką. A jednak, po długim pobycie w Stanach, dopiero
tu, w Hiszpanii, miałem naprawdę odkryć i docenić Simpsonów.
Simpsonowie to jeden z najdłużej emitowanych seriali telewizyjnych - od roku 1989 powstało ponad
trzysta odcinków w szesnastu sezonach. Podczas gdy w Hiszpanii niektórzy błędnie mają go za serial dla
dzieci, w Stanach nadawany jest w paśmie programów dla dorosłych i nie jest to pierwszy serial
animowany, który tam się znalazł. W latach 1960-1966 ukazywały się w nim odcinki Flintstonów, choć
dziś trudno jest oglądając je, zgadnąć, że początkowo serial ten skierowany był także do dorosłych.
Oglądanie Flintstonów i porównywanie ich z Simpsonami jest zajęciem wielce zajmującym. Oba filmy
przedstawiają losy amerykańskiej rodziny, w obu pater familiae to robotnik, jego żona nie pracuje i
pozostaje w domu, co było bardziej powszechne czterdzieści lat temu niż obecnie. Tu kończy się
podobieństwo.
Serial Flintstonowie, choć nakręcony w latach sześćdziesiątych, kontynuuje model zapoczątkowany
dziesięć lat wcześniej przez sitco-my. Zainspirowany został filmem The Honeymooners, nigdy niepoka-
zanym w Hiszpanii. Duża część jego siły komicznej, która wraz z upływem czasu straciła nieco na
aktualności, wynikała ze sposobu, w jaki sportretowano życie w nowo utworzonej dzielnicy domków
jednorodzinnych na przedmieściach. Życie w tych rozległych dzielnicach z wolno stojącymi, lecz
identycznymi budynkami, które teraz wydają się nam monotonne, nudne i przygnębiające, dla
Amerykanów tamtej generacji, urodzonych czy też wychowanych w czasach Wielkiej Depresji, New Deal i
drugiej wojny światowej, było wciąż nowością, wiązało się z prestiżem i dumą. Ralf Krandem, główny
bohater The Honeymooners, mieszkał w małym apartamencie, ciasnym i dusznym. Fred Flintstone
stopniowo dochrapał się małego, osobnego domku z podwórkiem.
Ralf Krandem i Fred Flintstone byli blue collar workers, prostymi robotnikami, takimi jak wielu
innych w Stanach lat pięćdziesiątych. Pierwowzorem dla tych postaci w świecie realnym był demokrata,
płacący podatki, należący do związku zawodowego, spożywający zbyt dużo czerwonego mięsa i
palący papierosy, uważający się za osobę szczęśliwą - stanowił przecież część najpotężniejszego państwa
świata - przestrzegający prawa i wierzący w swój rząd. Flintstonowie byli do tego stopnia filmem dla
dorosłych, że początkowo sponsorowani byli przez producenta papierosów Winston. Fred Flintstone
zawierzył tej marce i palił na ekranie, choć nie w serialu, lecz w reklamach. Robotnik, który zainspirował
tę postać, też palił i wybrał papierosy Winston. Był człowiekiem dumnym z potęgi swego kraju i swych
praw i wiedział, że wielki amerykański koncern tytoniowy nigdy nie okłamałby swych klientów ani też
429034764.005.png
nie działałby na ich zgubę.
Fred Flintstone, podobnie jak setki milionów innych białych Amerykanów z klasy średniej i poniżej
średniej, był członkiem „braterskiego stowarzyszenia" inspirowanego ideami wolnomularskimi i uczęszczał
regularnie do loży, gdzie tanio pił, grał w karty z przyjaciółmi i -co było świetną wymówką, by uwolnić
się od żony - organizował imprezy dobroczynne, które były dowodem jego solidarności z mniej
uprzywilejowanymi. Loże dostarczały wszystkiego, czego potrzebował mężczyzna, by czuć się
szczęśliwym poza domem: piwa po cenie zbytu, przyjaciół, z którymi łączył go sekretny uścisk dłoni i z
którymi spotykał się - i uzyskiwał od nich pomoc - w lokalnej izbie handlowej albo w banku, w którym
miał swój rachunek oszczędnościowy, i którzy pomogli jego dzieciom chorym na polio. Stany
Zjednoczone Trumana i Eisenhowera były dobre, pełne prostoty, szczęśliwe i zdawały się tego nie
zauważać.
Simpsonowie z kolei, bez popadania w działalność wywrotową -programów wywrotowych nie nadaje
się na kanale ogólnokrajowym — stworzyli jeden z najbardziej zjadliwych portretów społeczeństwa
amerykańskiego ośmieszający prawie wszystkie aspekty i mity wytworzonej przez nie kultury masowej.
Pomiędzy dwoma serialami zaszło wiele wydarzeń i Homer Simp-son, pater familiae serialu, jest także
dobrze sytuowanym robotnikiem, ale nie jest szczęśliwy. Nie głosuje - lub czyni to niechętnie - na
polityków, do których nie ma zaufania, lub na tych, którym wierzy, ale którzy go oszukują; pracuje w
przedsiębiorstwie, które ogranicza albo neguje jego prawo do zrzeszania się w związkach zawodowych;
należy do pokolenia, które nigdy nie stanęło przed poważnym wyzwaniem, ale z roku na rok obserwuje
pogarszanie się jego pozycji ekonomicznej; jak tylko może unika podatków; nie szanuje ani skorum-
powanego sędziego, ani niekompetentnego i ordynarnego komendanta policji; boi się swego szefa, który z
kolei nim gardzi. Homer Simpson mógłby dowiedzieć się, że koncerny tytoniowe zatruły całe pokolenie
jego współziomków, dodając do papierosów amoniak i inne ulepsza-cze, żeby jeszcze bardziej uzależniały,
ale ignoruje to, ponieważ jest głupi, a zresztą nie zależy mu na tym, żeby wiedzieć, ponieważ w pewnym
momencie najnowszych dziejów jego kraju nawet jego liderzy niezdolni byli do wypowiedzenia dwóch
zdań bez możliwości uprzedniego przeczytania ich na teleprompterze. Ogląda tylko amerykańską wersję
teleśmieci i nudzi się, gdy usiłują wytłumaczyć mu coś, co nie wiąże się z jego bezpośrednimi
zainteresowaniami - seksem, pieniędzmi i piwem. Oczywiście Homer Simpson jest jedynie karykaturą, ale
karykatura jest także rodzajem portretu, i to często najszczerszym, jakie istnieją.
W odcinku zatytułowanym „Wielki Homer" główny bohater wstępuje do pewnego tajnego i
tajemniczego zakonu - Starożytnego Stowarzyszenia Kamieniarzy - i przez serię nieszczęśliwych wypadków
zostaje jego światowym liderem. Fred Flintstone także był członkiem loży i jest to jeden z punktów, w
którym możemy dostrzec różnicę pomiędzy dwoma pokoleniami. Zakon Wodnych Bawołów, Water Buf-
faloes, do którego należą bohaterowie Flintstonów, był związkiem braterskim, wzorowanym na
rotarianach czy The Elks, podczas gdy Kamieniarze zapożyczyli ceremoniał i główne cechy z tego, co
legenda raczej niż historia przypisuje Iluminatom. Zgodnie z pijacką pieśnią Kamieniarzy, będącą
katalogiem legend miejskich i tajnych mitów, w które wierzy tylu Amerykanów, kochają ceremonię
Oscarów, rządzą Koroną Brytyjską i uniemożliwiają rozwój nowych sposobów komunikowania się 3 .
W Stanach Zjednoczonych, a za pośrednictwem ich kultury masowej także w reszcie świata zachodniego,
zaszły znaczne zmiany w okresie między tymi dwoma serialami. Dawne bractwa Ełków i rotarian postarzały
się, osłabły, aż wreszcie zanikły. Tu i ówdzie na obrzeżach małych miast można spotkać wpółopuszczone i
smutne siedziby bractw z wielkimi, pustymi parkingami. Przeciętny Amerykanin ostatnich dziesięcioleci XX
wieku i początku nowego stulecia nie jest tak solidarny jak reprezentant pokolenia jego rodziców.
Przeciwnie, ten nowy Amerykanin zdolny jest rozpoznać pewne rekwizyty i symbole i uwierzyć w teorie
nieznane jego przodkom. Jeśli czterdzieści lat temu ktoś w Stanach Zjednoczonych, wymieniwszy nazwę
„Illuminati", starałby się wyłożyć za jej pomocą historię swego kraju lub świata, poczynając od strasznej
zmowy owej paramasońskiej osiemnastowiecznej loży niemieckiej, wszyscy lub prawie wszyscy uznaliby
go za szaleńca. Nawet John Birch Society, w połowie lat sześćdziesiątych czołowa grupa antykomunistyczna
w Stanach Zjednoczonych, pomimo wiary w istnienie zmowy komunistycznej nie mówiła o Iluminatach,
429034764.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin