NR ID : b00108 Tytu� : Panna Florentyna Autor : Maria Konopnicka Panna Florentyna Padam do n�ek pani... - O, panna Florentyna! - Ciii... prosz� pani, ciii!... Bo to w�a�nie str� z naszej kamienicy tam stoi... - Wi�c c�!... - Co tam, prosz� pani, ma kto wiedzie�, �e ja panna! - A c� to szkodzi? - Ee... Zawsze jako�! Co tam ludziom po tym! - No, ale str� i tak najlepiej wie z meldunku. - A nie, nie wie! W�a�nie, �e nie wie! Zni�y�a troch� g�os: - Ja si� tu za wdow� poda�am. - W imi� Ojca i Syna! A to po co? - Zawsze jako�, prosz� pani, porz�dniej! Panna, to tam sobie taka ho�ota r�nie t�umaczy, tak i tak, a wdowa, no, to wdowa! Du�o porz�dniej, du�o! Mam sobie czepeczek �wie�utki, bielutki; wyprasuj�, wyrurkuj�, od rana w�o�� i jest. Co tam ma kto wiedzie�! Patrzy�am na ni� zdumiona. Sta�a przede mn� prosta, chuda, troch� sztywna, w czarnej, we�nianej, bardzo czystej, wytartej i g�sto wycerowanej sukni, w czarnej okrywce, kt�r� widocznie sama sobie uszy�a, w wyrudzia�ym kapeluszu i w nicianych r�kawiczkach. Jej energiczna, �niada, srodze wymizerowana twarz �wieci�a gor�czkowym spojrzeniem ciemnych, g��boko zapad�ych, podkr��onych oczu i czerwono�ci� warg drobnych, spieczonych. G�adko zaczesane na wkl�s�ych skroniach w�osy czyni�y j� znacznie starsz� ni� by�a, a pod�u�na rysa na niskim, szerokim czole ca�ej fizjonomii nadawa�a jaki� bolesny i dumny wyraz.Widz�c, �e j� obserwuj�, u�miechn�a si�, �eby rys� ow� rozp�dzi�, ale daremnie. - Czy mo�e, prosz� pani, jest robota jaka? Mam teraz w�a�nie troch� wolnego czasu... - Owszem, b�dzie. Na jaki tydzie� b�dzie. - Ach, jak to dobrze! Tylko - zamy�li�a si� i nagle urwa�a - tylko �e ja bym to mo�e wola�a do domu wzi��... Zawsze porz�dniej w domu szy�, ni� na dnie chodzi�... Jak w domu szyj�, no, to dla siebie mog� szy�. Co ma kto wiedzie�? Do meldunku poda�am: wdowa po urz�dniku. Przecie i ojciec nieboszczyk urz�dnikiem w magistracie by�... Tylko zn�w w domu zimno wielkie, nie pali si� jak raz dnia, wilgo� straszna... Spu�ci�a g�ow�, niepewna, jak si� zdecydowa�. Gruba rysa na czole pog��bi�a si� jeszcze. - Ja my�l�, �e lepiej do nas. Jako� panna Florentyna mizernie wygl�da. Ka�� zrobi� dobry ros�, posilny... - Ja to wiem, wiem! - rzek�a trz�s�c g�ow�. - Tylko... tak bym w�a�nie teraz jako� chcia�a... Dopiero co si� tu sprowadzi�am z Lipowej... - Jak to z Lipowej? Wszak panna Florentyna mieszka�a, zdaje si�, na Z�otej? - O, to ju� dawno, prosz� pani, dawno! To jeszcze w tamtym kwartale! A jak�e, na Z�otej. Tam by�o ciep�o!... W pralni palili ca�y dzie�, a� przez �cian� bucha�o. Bardzo tam dobrze by�o... Wsz�dzie blisko. C�, kiedy nie mog�am! Nagle podnios�a g�ow�. - To ju� tak zrobi�. Powiem w domu, �e lekcje na mie�cie mam, i przyjd�. Dobrze, prosz� pani? Zawsze porz�dniej ni� szycie... - Dobrze, je�li pannie Florentynie na tym zale�y... - Bardzo, bardzo mi zale�y, prosz� pani! Co ma kto wiedzie�!... - No, to mo�e panna Florentyna zaraz ze mn� p�jdzie? Obejrzymy, jaka to tam robota. Obiad te� nied�ugo podadz�... Zamigota�a par� razy pociemnia�ymi powiekami i westchn�a z cicha. - Dobrze, prosz� pani. P�jd�... Dzi�kuj�!... Podnios�a g�ow�, zwr�ci�a j� przez rami� za siebie i zmru�ywszy oczy rzek�a do�� g�o�no do stoj�cego przed bram� str�a: - Walenty! Prosz� powiedzie� w domu, jakby list przyszed� albo co, �e jestem proszona na obiad do Frascati i �e dopiero wieczorem wr�c�! Str� oboj�tnie s�ucha� tego wyja�nienia stoj�c w bramie w rozpi�tym ko�uchu i pal�c papierosa. Nie spojrza� nawet w t� stron�.Panna Florentyna za to patrza�a na niego ci�gle zmru�onymi oczyma i nie odwraca�a wysoko podniesionej g�owy. Po twarzy jej, kt�ra nagle jakby skamienia�a w mask� nieugi�tej dumy, lata�y p�omienie tryumfu i nozdrza jej prostego nosa rozd�y si� szeroko, drobne usta dr�a�y nieco, zw�aszcza g�rna warga, wzgardliwym rysem �ci�gni�ta i odchylona nad bia�ymi, bardzo r�wnymi z�bami. - Walenty s�yszy? - doda�a g�o�niej, doczeka� si� nie mog�c odpowiedzi str�a. - To� s�ysz�! - odrzek� leniwie. - A kto by si� ta pyta�! - I rzucaj�c niedopa�ek, szeroko przed siebie plun��. Te wielkie miny nie imponowa�y mu jako�. - No! - rzuci�a przez rami� panna Florentyna ucinaj�c tym sposobem w�tpliwo�ci str�a, po czym majestatycznie odwr�ciwszy ci�gle jeszcze wysoko podniesion� g�ow� sz�a obok mnie czas jaki� sztywna, wyprostowana, milcz�ca. Na zakr�cie ulicy dopiero westchn�a i spu�ci�a oczy. - To, prosz� pani, dla panienek robota? Pytanie to tak proste, wypowiedziane by�o z widocznym niepokojem. Nie by�a sztuki swej pewn�. W�a�ciwie m�wi�c szy� nie umia�a prawie. - Tak, dla dzieci. Bielizn� trzeba przejrze�, posprz�ta�... Panna Florentyna wie, jak to tam... - O, to - podchwyci�a z zapa�em - to ju� ja porz�dnie zrobi�. W nocy przysi�dze, a zrobi�! - Nic pilnego. I tak jako� panna Florentyna nieosobliwie wygl�da... Jak�e tam ze zdrowiem? - Nie tak �le, prosz� pani, nie tak �le. Teraz si� jako� trzymam... Wyprostowa�a si� jak struna i zaci�a usta. Energiczne rysy jej wyn�dznia�ej twarzy mia�y w sobie wyraz niemal m�skiej si�y. - A matka? - Ach, to pani, prosz� pani, jeszcze nie wie o niczym? Posta� jej nagle schyli�a si�, zmala�a, twarz zgas�a, g�os za�ama� si� i dr�e� zacz��. - Nie wiem... - Prawda, �em to ja ju� dawno nie szy�a u pani! Umar�a matka... - Umar�a? O... biedna! biedna!... Panna Florentyna wyprostowa�a si� znowu. Oczy jej b�ysn�y. - O, prosz� pani! To� to szcz�cie od Boga, �e umar�a! - Mo�e... mo�e i tak! Mo�e jej i lepiej... - Ale i mnie, prosz� pani, i mnie! - zawo�a�a za�amuj�c r�ce z dziwnie nami�tnym gestem. - I jej lepiej i mnie lepiej! Usta jej zblad�y, twarz pociemnia�a a� do zarostu szerokiego czo�a. Sz�a chwil� tak ze splecionymi kurczowo palcami i ze wzrokiem w ziemi� wbitym, a j�k g�uchy podnosi� od czasu do czasu jej zapad�e piersi. Czu�am ogromn� przykro�� z tego obrotu rzeczy. Po co by�o mi wspomina� o matce? - Moja panno Florentyno - rzek�am serdecznie, ale mi do s�owa przyj�� nie da�a. - Wszystko powiem, prosz� pani! Przed pani� jak na �wi�tej spowiedzi, nie mam co si� kry�! Wszystko, prosz� pani, powiem! Zatrzyma�a si� zwr�cona ku mnie i podnios�a oczy. Gorza�y pos�pnie ciemnym ogniem niezg��bionej troski. Jak trzyma�a za�amane r�ce, tak je podnios�a i do piersi przycisn�a gwa�townie. Oko�o ust drga�y jej musku�y jakim� bolesnym wysi�kiem. Niewymowny wyraz udr�czenia przebija� w ca�ej postaci.Dotkn�am jej splecionych palc�w. - No, prosz�, panno Florentyno, prosz� si� uspokoi�! Nie m�wmy na ulicy o tych smutnych rzeczach! Chod�my!... Poruszy�a si� pos�usznie z miejsca, r�ce jej wzd�u� sukni opad�y i sz�a tak przez chwil� w milczeniu. Ale kiedy si� znalaz�a poza ogrodow� bram�, w g��bokiej perspektywie d�ugiej i pustej alei, nad kt�r� szumia� wiatr g�rny wierzcho�kami bezlistnych drzew lec�cy, stan�a znowu i wpatrzy�a si� we mnie z jak�� chciwo�ci�, z jak�� ��dz� niemal wypowiedzenia wszystkiego.Jej drobna, szczup�a posta� jeszcze drobniejsz�, jeszcze bardziej zmizerowan� zdawa�a si� w tym bladym, czystym �wietle, jakie j� tu zewsz�d obj�o. Lata g�odu zwalczanego nieugi�t� dum�, n�dza odzie�y os�aniana skrz�tnie przed oczyma ludzi, ca�a ta smutna walka podj�ta z losem, aby tylko utrzyma� si� ponad "ho�ot�", wszystko to wyst�pi�o teraz z jak�� bezlitosn�, szydercz� jasno�ci�. Mo�e to i sama spostrzeg�a, gdy� z nag�� determinacj� zacz�a sucho i bezd�wi�cznie: - Z matk� �le by�o, prosz� pani! Po czym zaraz spu�ci�a g�ow� i cicho sz�a przy mnie, �ami�c si� z tym wzruszeniem, kt�re j� za gard�o chwyci�o. - Pi� nie pi�a - odezwa�a si� po d�ugiej chwili �agodniej ju� nieco - ale �e podupad�a strasznie na honorze! Ze wszystkim podupad�a!Obejrza�a si� pr�dko po stronach i zacz�a szeptem: - Com to m�wi�a, prosz� pani, �e w Dobroczynno�ci jest, jakem le�a�a na tyfus w szpitalu, to nieprawda! Nie tak by�o! Zaczerpn�a powietrza g��boko i po kilka razy, jak to czyni nurek, nim si� rzuci w wod�. - W kruchcie, prosz� pani, w kruchcie u Bernardyn�w, z babami, z dziad�wkami siadywa�a! W kruchcie!... G�os jej si� podni�s� z szeptu do g�uchego krzyku. Zbieg�y si� brwi na szerokim czole. Jasne, rz�siste �zy trysn�y z pa�aj�cych oczu. �ci�gn�a r�kawiczk� i pr�dko je star�a d�oni�, ale ju� zosta� po nich �lad ciemny, wypalony jakby. Zadawszy usta milcza�a chwil�, prze�ykaj�c z trudem fal� �kania, kt�ra si� t�uk�a po jej w�skiej, zapad�ej piersi, ale kt�rej nie pu�ci�a na �wiat. Ca�a jej posta� zreszt�, pr�cz kr�tkich spazmatycznych wstrz��nie� w ramionach, spokojn� by�a i cich�. Najbardziej mo�e uderza�a bezw�adno�� r�k, kt�re jakby z o�owiu ci��y�y ku ziemi w prostych fa�dach biednej, czarnej sukni. Szeroko otwarte �renice trzyma�a wbite przed siebie w drog� us�an� zesch�ymi li��mi, kt�re si� od chwili do chwili porywa�y za jakim� niewidzialnym podmuchem, dr��c, ulatuj�c i nape�niaj�c d�ug�, pust� alej� dziwnymi szeptem. Po chwili m�wi�a dalej: - To, prosz� pani, wracam ja ze szpitala do domu, a na drzwiach kartka i stancja zamkni�ta. Id� do str�ki. Gdzie matka? Nie ma matki! Jeszcze mi ubli�y�a ta niegodziwa, ordynarna kobieta! "A co by tu matka robi�a - powiada. - Czego by tu pilnowa�a? Tych pustych k�t�w? - powiada. - Co by�o, za komorne posz�o". To, prosz� pani, my�la�am, �e we mnie ��� p�knie! Ale nic po sobie nie okazuj�... Co tam ma kto wiedzie�! "Ach tak, m�wi�, zapomnia�am, �e matka mia�a wyjecha� na prowincj� do familii, bo tam mamy krewnych obywateli w Lubelskiem. Tak, prawda!" - m�wi�. A tu si� tylko wszystko przede mn� ko�uje, a�em si� o st� opar�a. Tak mi ta dopiero fartuchem sto�ek �ciera, siedzie� prosi. Alem nie siad�a! "Dzi�kuj� ci, moja kobieto" - m�wi� do niej, kiwn�am g�ow� z g�ry i wysz�am. Wysz�am i my�l�: co teraz? Bo gdzie my tam, prosz� pani, jak� famili� na prowincji mamy?... Mo�e tam kiedy�, dawniej... Podnios�a nieco g�ow�. Jaki� ma�y atak dumy powraca� jej znowu. Ale wpr�dce si� zatopi�a w...
silvae.alicja