Prolog.txt

(7 KB) Pobierz
Elfy nie wznosiły obronnych fortów, krasnoludy nie budowały twierdz. Na ziemiach Argentu stał tylko jeden zamek, stojšcy na szczycie samotnego wzgórza. Jasne i smukłe wieże tego zamku, na tle ciemnozielonych drzew porastajšcych teren za wzgórzem wyglšdały delikatnie i lekko jakby nie były z kamienia. Wielka iloć okien, tarasów i krużganków sprawiała, że pomieszczenia wewnštrz były jasne i przyjemniejsze.
Wyjštkiem była tu jednak sala tronowa. Znajdowała się ona w centralnej częci budynku, a jedynym ródłem naturalnego wiatła była wielka rozeta, wysoko pod żebrowym sklepieniem pomieszczenia. Witraż przedstawiajšcy cztery pory roku, każdš symbolizowało drzewo w innym stadium. wiatło księżyca będšcego teraz w pełni padało rozproszone przez barwne szkiełka na królewski tron. Księżyc i nieliczne wiece nie potrafiły całkowicie rozproszyć ciemnoci. Mrok panujšcy w sali potęgował wrażenie tajemniczoci i wprawiał w niepokój.
Król Angus lubił ciemnoć, a jeszcze bardziej lubił obserwować jak ta ciemnoć budzi niepewnoć w innych ludziach. Niepewnoć i strach. Przyglšdał się więc ze swojego tronu zakapturzonej postaci w opończy szczelnie okrywajšcej cała sylwetkę. Rovena, jego prawa ręka jak i kochanka, stała przy nim, dumnie unoszšc głowę. Prychnęła na widok niepozornej postaci w czerni. Król mógł się poniekšd z niš zgodzić. Gdyby nie wiedział, że to kobieta, pomylałby, że jest zbyt niepozornie zbudowana, by zasłużyć sobie na swš budzšca respekt reputację. Tymczasem nie można było nie zauważyć jej wyranie kobiecych aspektów jeli tylko wyranie się przyjrzeć. Jej krok był krótki, cichy  charakterystyczny dla skrytobójców i złodziei. Stanęła przed jego tronem i odrzuciła kaptur na plecy. 
Regularne, łagodne rysy twarzy. Wielkie ciemne jak dwa węgle, nieco skone oczy w kształcie migdałów błyszczały niezwykłš inteligencjš i spoglšdały czujnie spod łagodnie wygiętych łuków brwi. Ciemne włosy zwišzane miała w ciasny warkocz, sięgajšcy za łopatki. Rovena nie mogła uwierzyć, że to tej kobiety wszyscy się tak obawiali. Wydawało się jej to niedorzeczne, może dlatego, że była wtajemniczona, że agent królewskiego wywiadu była kobietš. Tak jak i cały oddział zwiadowców, którym dowodziła. 
- Mój panie, czym to zawdzięczam sobie ten wštpliwy zaszczyt goszczenia w twym zamku?  odezwała się zwiadowczyni.
Rovena aż się zapowietrzyła z oburzenia na ten bezczelny ton. To było jednak niczym wobec braku stosownej reakcji u króla, który jedynie umiechnšł się cierpko. 
- Młoda damo  zaczšł protekcjonalnie  zważ proszę na swój cięty język. Zdajesz sobie sprawę ze swej wartoci, wiedz jednak, że moja cierpliwoć może się skończyć. Nie pozostaniesz wiecznie bezkarna. W końcu twój immunitet ulegnie przedawnieniu. Nie ma ludzi niezastšpionych, a ja z wielkš przyjemnociš ujrzę kogo chętniejszego do współpracy na twym stanowisku. Kogo kto nie zatajałby przede mnš informacji i przyjmował moje rady, kogo
- Spolegliwego?  dokończyła za niego.  Ustępliwego? Przekupnego?
- Godnego zaufania  ucišł Angus.
- Niech sobie to król nazywa jak chce  rzuciła z cynicznym umiechem na ustach.
Królewska metresa nie mogła powstrzymać się by naprostować tę młoda kobietę i pokazać, gdzie jest jej miejsce. Przejawiała sobš kompletny brak wyczucia. Była skazš wród swej płci. Kobieta powinna charakteryzować się delikatnociš, kulturalnym wychowaniem Tymczasem deArthes była kompletnym negatywem wszystkich tych cech. W dodatku nosiła się jak jaki mężczyzna
- Przejdmy do rzeczy Galeo  król postarał się zapanować nad rozmowš.  Utarczki słowne z tobš to, zapewniam cię, nie był powód dla jakiego cie tu wezwałem. 
- Doprawdy?  brew Galei powędrowała do góry.  A już mylałam
- DeArthes!  król podniósł głos, wyprowadzony z równowagi.  Na bogów! Nie stosuj tych swoich sztuczek. Już cię przejrzałem. Jeli masz przede mnš tajemnice, radzę ci by mi je wyjawiła. Jak już mówiłem, moja cierpliwoć niedługo ulegnie wyczerpaniu, a wtedy nie chciałbym być w twojej skórze.
Galea umiechnęła się kpišco, by nie pomylał, że informacje, które mu zaraz udzieli, wyjawiła pod wpływem czczej groby. 
- Czym mogę ci służyć, mój panie?  zapytała przybierajšc poważny ton.
- Informacjš  wtršciła rovera zanim król się odezwał. 
Galea zerknęła na niš ze le ukrywanš wyniosłociš, po czym skierowała spojrzenie na króla. Nie zamierzała negocjować z tš kobietš. Wiedziała kto z tych dwojga miał większš władzę. I nie, nie był to król. Rovena byłaby w negocjacjach dużo poważniejszym przeciwnikiem. Lecz nie ważne jakby się nie starała, Galea i tak wyjawi to co wyjawić zechce, żadne rozmowy nie będš miały na to wpływu.
- Co wiesz na temat Równiny Wygnańców?  zapytała Rovena.
- Pustkowie poronięte trawš. Niezbyt urodzajne z braku wody - wzruszyła ramionami.
- Dobrze wiesz, o co pytała!  warknšł zirytowany król.
Gale powstrzymała cisnšcy się jej na usta drwišcy umiech.
- A więc moi informatorzy donoszš, że osada twego brata szybko się rozwija. Zenthar wznosi gród wokół którego zaczęli wznosić palisadę. Widać teren choć mało żyzny, jednak obfity w rudę, a Zenthar niele zyskuje na handlu z krasnoludami. 
Angus zaklšł szpetnie i uderzył pięciš w podłokietnik.
- Zenthar - syknšł król.  Mogłem go od razu wykończyć, kiedy jeszcze była okazja. Nigdy nie był mi wierny. Zawsze podważał mój autorytet.
Nigdy nie darzył miłociš swojego rodzonego brata. Jako szlachcica, zesłał go na niezamieszkałe równiny w nadziei, że pogršży się w biedzie i umrze w nędzy. Tak się jednak nie stało.
- Co jeszcze wiesz?  Rovena powróciła do tematu.
- Wyglšda na to, że Zenthar na tym nie poprzestał  cišgnęła Galea.  Gromadzi armię. Na króla miejscu nie obawiałabym się jej jednak. Jego gród nigdy nie docignie poziomu rozwoju Ylionu, który wcišż prężnie się rozwija. A zalšżek armii, który posiada nie może się równać z naszš regularnš armiš. Moim zdaniem jego oddziały majš na celu jedynie zapewnienie porzšdku wewnštrz osady i nie stanowiš dla nas realnego zagrożenia. Sama wybrałam się tam by zweryfikować informacje
- Nie pomyliłem się co do ciebie, deArthes. Jeste przebiegła i krnšbrna. Jak można zaufać komu takiemu? 
- Mylę, że król się zapomina. Niech wasza wysokoć raczy wiedzieć, że korpus wywiadu z założenia nie miał podlegać żadnej władzy. I szczerze żałuję, że tak nie zostało. Informacje, które zbieramy sš zbyt niebezpieczne, by powierzyć je komu tak porywczemu i nieprzewidywalnemu jak ty. Racz więc to uszanować, nie pytaj o nic więcej, a nie zostaniesz rozczarowany  ton Galei stał się ostry i nieznoszšcy sprzeciwu. 
Kobieta zdawała sobie sprawę, że prędzej czy póniej dojdzie do tej kłótni, a ona ponad wszystko zdecydował się pozostać poza władzš króla. 
- Uwierz mi  zapewnił jš król.  Kiedy pożałujesz swego zachowania. Jeli nie wykonasz mojego rozkazu, nie ominš cię konsekwencję  zagroził.
- Co to za konsekwencje?  Galea wolała się upewnić na czym stoi.
- Banicja. Zakaz pobytu na terenie Fangoru. Wyznaczę wysoka cenę za twš głowę, w razie gdyby nie zrozumiała, a na murach miasta znajda się twoje listy gończe
- Tak, tak - Galea machnęła lekceważšco rękš.  Zrozumiałam za pierwszym razem. Co to za rozkaz?
- Udasz się do tej osady i zabijesz mojego brata  jego głos był pełen nienawici.  Nie obchodzi mnie jak to zrobisz. Zenthar ma być martwy.
Galea stała wpatrzona w króla z szeroko otwartymi oczyma. Przez chwilę przetrawiała to co przed chwilš usłyszała i na zimno rozważyła wszystkie możliwoci. Widzšc oczekiwanie w oczach króla, postanowiła nie zareagować żadnš odpowiedziš. Jakby nie było, nie zadał jej bezporedniego pytania. Ukłoniła się głęboko, pełna lekceważenia i pogardy dla tchórzliwego króla, obróciła się na piecie i wyszła.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin