Edmund Niziurski - Awantura w Niekłaju.doc

(1452 KB) Pobierz

Edmund Niziurski

 

 

 

Awantura w Niekłaju

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział I

 

Wrogie hufce wciąż jeszcze kotłowały się na przeciwległych stronach błonia. Doktor Gwidon Otrębus w harcmistrzowskiej bluzie i krótkich spodenkach biegał z gwizdkiem w ustach od jednej armii do drugiej i zapędzał niesfornych rycerzy do szyku.

- Wszyscy na pozycje wyjściowe! Dlaczego król Jagiełło zbiegł z pagórka? Czy nie wiesz, ośle jeden, że król Jagiełło przez całą bitwę stał na pagórku?

- Jak to stał? - zapytał z rozczarowaniem Michał, czarnowłosy, muskularny chłopiec. - Stał i nic nie robił?

Doktor Otrębus chrząknął zakłopotany.

- Król Jagiełło kierował ruchami wojsk.

- O rany, to ja już wolę być Witoldem!

- Witoldem jest Zenon. Zenon - zwrócił się Otrębus do wysokiego szczupłego blondasa - czy chcesz się zamienić z Michałem?

- Akurat! Jeszcze czego! - odparł opryskliwie Zenon i przy sposobności wlepił kuksańca Michałowi.

- Cicho, nie kłóćcie się - uspokajał ich Otrębus. - Spójrzcie, kto patrzy na was z hałdy.

Chłopcy podnieśli głowy. Na hałdzie fabrycznej nad błoniami stała pani Bożena, kierowniczka szkoły w Osiedlu, w towarzystwie naczelnego inżyniera Zakładów Niekłajskich, pana Ankwicza.

* * *

- No i jak się panu podobają teraz nasi chłopcy, inżynierze? - zapytała pani Bożena Ankwicza. - Doktor Otrębus to stary harcerz. Zdaje się, że ujarzmił ich całkowicie.

- Sądzi pani? - Inżynier uśmiechnął się powściągliwie, zerknął ukradkiem na zegarek i westchnął. Nie miał jakoś dziwnie zaufania do wychowawczych namiastek, które lekarz fabryczny stosował podczas wakacji wobec niekłajskiej młodzieży.

Najlepiej byłoby wysłać tę całą bandę na kolonie albo na obóz harcerski, im dalej od Niekłaja, tym lepiej. No, ale w tym roku obóz był organizowany w trudnych warunkach w Bieszczadach i pojechali na niego tylko chłopcy i dziewczęta od czternastu lat, i to jeszcze wybrani. Tak postanowiła ostrożna i zbyt może bojaźliwa Rada Opiekuńcza Drużyny. A kolonie? Na kolonie wyjadą dopiero w sierpniu na ostatni turnus. Taki jest „przydział” dla Zakładów Metalowych w Niekłaju.

Stąd te doraźne inicjatywy wychowawcze niezmordowanego doktora Otrębusa.

Inżynier spojrzał w dół na błonia rozciągające się u stóp hałdy, na szczycie której stał z panią Bożeną.

* * *

Otrębus już był przy Krzyżakach.

- Natychmiast włóżcie płaszcze. Co to znaczy, spacerujecie z płaszczami pod pachą!

- Czy Krzyżacy walczyli w lipcu w płaszczach? - jęknął Reksza, kędzierzawy, rudawy dryblas przebrany za okrutnego komtura, Kuno von Lichtensteina.

- Tak. I do tego w ciężkich zbrojach.

- To ja dziękuję - Reksza zawiązał sobie pod brodą rogi prześcieradła. - Niech oni też założą płaszcze -pokazał na chłopców po prawej stronie.

- To niemożliwe - tłumaczył Otrębus. - Tylko Krzyżacy mieli płaszcze.

- To niech oni będą Krzyżakami. No nie, Andrzej? - zwrócił się do chłopca w okularach, przebranego za Wielkiego Mistrza, Ulryka von Jungingen.

- Tak, proszę pana - poparł go Wielki Mistrz. - Dlaczego oni mają stale zwycięż. Niech chociaż raz będą Krzyżakami i zobaczą jak to przyjemnie.

- Już za późno na zamianę. Jutro generalna próba. Losowaliście zresztą, kto kim ma być.

Inżynier Ankwicz kręcił się niecierpliwie na hałdzie i coraz bardziej otwarcie zerkał na zegarek. Widząc to, pani Bożena postanowiła przyśpieszyć wypadki dziejowe. Zbiegła z hałdy na błonie i podeszła do spoconego aktywisty.

- Niech się pan pośpieszy, na litość boską, panie Gwidonie, z tą próbą, bo inżynier nie ma czasu. A wy nie utrudniajcie doktorowi pracy - zbeształa chłopców - przecież to tylko inscenizacja, więc po co te sprzeczki.

- Tak, inscenizacja - poskarżył się Kuno von Lichtenstein - ale oni naprawdę biją. Niech pani im powie, żeby nie bili.

- Dobrze, powiem.

Wreszcie wspólnym wysiłkiem udało się pani Bożenie i Otrębusowi uciszyć chłopców.

- Gotowe? - zapytał.

- Gotowe - odpowiedzieli gromko.

- No, to zaczynamy. Uwaga.

Z braku trąb bojowych (trąbki-sygnałówki zabrali ze sobą na obóz starsi chłopcy) Otrębus dał sygnał gwizdkiem i hufce ruszyły do natarcia. Doktor otarł spocone czoło, podał ramię pani Bożenie i ruszyli na hałdę. Tutaj z góry obserwowali z dumą „ścierające się zastępy”.

- A co będzie, doktorze, jak Krzyżacy naleją Polakom? - zażartował inżynier.

- To wykluczone- rzekł stanowczo doktor.-Chłopcy znają historię.

Lecz w tej samej chwili zmarszczył brwi. Niestety, na polu bitwy działy się fakty rażąco sprzeczne z historią. Oto bowiem Wielki Mistrz Ulryk, rozłożywszy na łopatki Zawiszę Czarnego, przedarł się aż do króla Władysława i zaczął z nim toczyć wspaniały pojedynek, o którym głucho zarówno u Długosza, jak i u innych kronikarzy. Na szczęście Wielki Książę Witold nie stracił rezonu i - zagrzawszy Litwinów okrzykiem: „Hura na Kolonistów!” - wpadł z nimi na Ulryka. Ten jednak, zamiast przykładnie polec, w rozwianym, białym płaszczu dał niegodnego drapaka z placu boju.

Pani Bożena i doktor Otrębus zbledli.

- Co się tu wyrabia, doktorze? - Inżynier, choć nie bardzo mocny w ojczystych dziejach, odczuł jednak, że mają tu miejsce rzeczy podejrzane historycznie.

- To... posunięcie taktyczne - chrząknął doktor Otrębus. - Niech pan będzie spokojny, Wielki Mistrz na pewno wróci, żeby polec. Mam całkowite zaufanie do Andrzeja Kszyka - dodał, zwracając się do pani Bożeny. - Oczywiście nad całością trzeba będzie jeszcze popracować - dodał skromnie - ale myślę, że już teraz może pan wstawić do programu obchodu uroczystości grunwaldzkich naszą bitwę. Nieprawdaż?

-dzicie państwo, że nie będzie wsypy - chrząknął inżynier. - Chłopcy są jacyś podnieceni. Zwłaszcza u Krzyżaków obserwuję pewną nerwowość.

- Nic dziwnego, taki upał - rzekł Otrębus. - Zresztą ostatnio w Niekłaju wszyscy są jakoś podenerwowani. Czy pan zauważył, jak dziwny jest ostatnio nastrój w osiedlu?

- To chyba promieniuje z zakładów, jak wszystko w tym miasteczku - powiedziała pani Bożena.

- Cóż tam u was tak niespokojnie, inżynierze? Macie jakieś kłopoty? - zapytał Otrębus.

Inżynier zmarszczył brwi i rzekł wymijająco:

- U nas zawsze młyn.

- Niech pan nie będzie takim dyplomatą. Zarządzono przecież rewizję przy bramie i wzmocniono straż przemysłową. Znów jakaś kradzież.

- Drobiazg... Ale zwracamy teraz uwagę nawet na drobiazgi. Tym bardziej, że od roku był już spokój. Zło trzeba niszczyć w zarodku. Ale przepraszam... czas na mnie.

- Jeszcze jedno, inżynierze - zatrzymał go doktor Otrębus pokazując mu hełm. - Chciałbym, żeby pan sam osądził, jaki to szmelc, z odpadów, z wybrakowanych durszlaków i garnków... Niech pan sam przymierzy. - W zapale chciał nakładać inżynierowi hełm na głowę. - Nawet nie spiłowali brzegów, wszędzie zadziory, to męka walczyć w takich hełmach. A hełmy to było przecież minimum naszych żądań.

Istotnie, marzeniem doktora było zakuć młodzież w blachy, takie, jakie widział na obrazie Matejki, ale funduszów starczyło zaledwie na hełmy, drewniane miecze i kopie, które zresztą też łamią się, bo nie cięto ich wzdłuż...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin