Wyspa Szczęścia rozdział 7.doc

(35 KB) Pobierz
„Wyspa Szczęścia”

Wyspa Szczęścia”

 

Rozdział siódmy

Tajemnica Łukasza

 

autor:cassandra874

beta: amelia1102

 

              Było przerażająco cicho. Ani jeden odgłos nie dochodził do moich uszu. Burza przeszła dalej, pozostawiając za sobą spustoszenia. Nie mogłam przestać kręcić się niespokojnie. Coś, sama nie wiem co kazało mi spojrzeć za szybę. Jakieś przeczucie, intuicja. Bezwiednie przesunęłam wzrok w kierunku w okna. Zadrżałam na sam widok: dwie ponure, prześladujące mnie postaci z mojego snu lub z rzeczywistości, które próbowały uciec, lub schować się przed śmiałkiem i idącym w ich kierunku oraz Łukasz - bez koszuli, w samych tylko spodniach i butach. Pewnie jest mu zimno, pomyślałam opiekuńczo. Ale... czy to na pewno on? Łukasz jest blondynem, a ten za oknem...

              To tylko niedoskonałość ludzkiego wzroku, uspokoiłam sama siebie. Balans światła, a właściwie to jego całkowity brak. Niebo zasnute było ciężkimi, deszczowymi chmurami, zasłaniającymi księżyc. Nawet świeczki w moim pokoju dawno już zgasły...

              Dwie istoty, bo jak powiedział Luke, to nie ludzie (z czym nie mogłam się jeszcze do końca pogodzić), zaczęły uciekać. Nieporadnie, niezdarnie przebierały krótkimi nóżkami, potykając się o długie, podarte już peleryny. Przedzierały się przez zarośla za moim domem. Niedługo otoczy ich las, nic więcej już nie zobaczę.   

              Łukasz wcale nie wyglądał na kogoś, komu się spieszy. Szedł spokojnie, pewnym krokiem, nie ślizgając się na mokrej ziemi. Cóż, zapewne wiedział, że kiedyś w końcu starcom zabraknie siły i zatrzymają się wyczerpane. Tylko...

              Nagle ogarnęły mnie wątpliwości. No, bo co on mógł im powiedzieć? Był tylko człowiekiem, a oni... Właśnie, kim oni byli? Skąd, do diabła,  Luke wiedział, że to nieludzie? I co to w ogóle znaczy, że „nie są ludźmi”? A jeśli ci dwaj coś mu zrobią? Nie, żebym się o niego martwiła, po prostu szkoda, żeby takie chodzące dzieło sztuki straciło coś ze swojej doskonałości. I to na dodatek dla mnie, poniekąd.

              Powoli docierał do mnie sens wypowiedzianych przez Łukasza słów: „to nie ludzie”. Ale... przecież magia nie istnieje. To tylko wytwór pokręconych wyobraźni amerykańskich pisarek, a nie rzeczywistość. Owszem, czytałam książki o wampirach, wilkołakach, elfach i czarodziejach, ale to nie może być prawda... A nawet jeśli jest, czego te dziwne stworzenia chcą ode mnie? Jestem tylko człowiekiem. Całkowicie, bezwarunkowo człowiekiem. Nie mam w sobie ani odrobiny niezwykłości, jestem zupełnie przeciętna, zwyczajna, nijaka.

              Ale czy rzeczywiście zwyczajna? zapytał jakiś „mądry głosik” w moim sumieniu. Czy nie mam niezwykłej wprost pamięci? Czy nie jestem ładna, ładniejsza od każdej napotkanej dotąd nastolatki? Czy nie posiadam niezwykłych, niesamowicie intensywnych oczu, o takim odcieniu zieleni, jakiego nikt inny nie ma? Czy moje zmysły nie są odrobinę lepsze, niż u przeciętnego człowieka?   

              Nie, nie, nie! pomyślałam spanikowana. Jestem człowiekiem, ludzką nastolatką, która nie wierzy w szczęście i miłość. Nie mogę być niczym innym.

              Nie znasz matki. podszepnął ten irytujący „głos sumienia”. Czyżby było możliwe, żeby moja matka była... istotą, która nie jest człowiekiem? Istotą, która... pije krew? Wampirem?

              O mój Boże... Nie, tylko nie to... pomyślałam, przerażona. Nie czułam teraz nic innego, niż tylko obrzydzenie. Obrzydzenie do siebie samej, jako do kogoś gorszego gatunku. Ale przecież nic nie wiem, jeszcze nie... Łukasz mi powie, obiecał. Tylko... czy ja chcę to wiedzieć? Czy nie zawalę swojego świata, poznając obrzydliwą prawdę?

              Wcale nie musisz być wampirem Agnes, pomyślałam. No, fakt. Skojarzyłam wampiry, bo to o nich jest najwięcej książek. Szybkość, siła, doskonała pamięć, nieziemska uroda... Czy te cechy nie brzmią znajomo?

              Nie, nie chcę! krzyknęłam, nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Tak, właśnie tak: bezgłośnie. Niemy krzyk rozpaczy. Rozpacz dominowała w moich oczach, widziałam to w tafli szkła. Bałam się siebie? Nie, raczej nie. Brzydziłam, gardziłam sobą, tak, ale bać się? Bardzo wątpliwe.

              Zachowywałam się jak w transie, zaciskając i rozluźniając dłonie na wisiorku. Chodziłam w tę i z powrotem, przechodząc zapewne maraton. Kiedy wreszcie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, zamarłam, napinając mięśnie.

           To tylko ja, Agnes. Spokojnie - powiedział Łukasz, wchodząc do ciemnego pokoju.

           Och, tylko ty? Tylko? A mi się zdaje, że aż ty... Ciekawe, czemu? - powiedziałam ponuro.

           Wszystko okej? - zapytał, patrząc na mnie uważnie.

           Jasne! - wydarłam się, nieoczekiwanie czując potrzebę wyładowania na nim swojej złości i agresji. - Wszystko dobrze! Śledzą mnie jacyś psychopatyczni starzy zboczeńcy, ty zachowujesz się ja Superman, mówisz mi, że to nieludzie, ja głowię się jak idiotka czy moja mamuśka była cholerną wampirzycą, ale czuję się wyśmienicie! No, jakżeby inaczej! Jestem spokojna i...

           Uspokój się już, dobra, Kotek? I nie krzycz, bo na nikim nie robisz wrażenia. Tylko zmarszczki ci się porobią - oświadczył nieporuszony moim wybuchem i jak gdyby nigdy nic, usiadł na fotelu, zakładając nogę na nogę.

           Boże... - szepnęłam, chcąc się jakoś uspokoić.

           Boże? Liczysz na zbawienie? - roześmiał się.

           Tak. Kiedyś trzeba o tym pomyśleć. A ty, jak widzę, wybierasz się do piekła...

           Kotek – zamruczał leniwie. - Daj spokój. Ja owszem, wybieram się do piekła, tam jest o wiele ciekawiej, niż w niebie. Ale ty... nie licz, że pójdziesz do nieba. O nie, zapomnij. Dziewczyno, ty już masz zarezerwowane miejsce w piekle...

           Bardzo śmieszne, Luke – syknęłam.

           I to, mam szczerą nadzieję, w jednym kotle ze mną. Wiesz, pobawilibyśmy się troszeczkę... - kontynuował, jakbym mu nie przerwała.

           Ty nie jesteś szczery – odcięłam się. - Więc twoje życzenie nie zadziała.

           Och, Kotek, nie znasz mnie. Mam tam znajomości, zrobią wszystko, o co ich poproszę - stwierdził.

           Oferujesz im łóżkowe usługi? A może jakieś inne?

           Nie muszę, Kotek. Och, doprawdy, nie muszę.

           Nie mów ”hop”, zanim nie przeskoczysz - pouczyłam go, czując się niepewnie. Albo mu odwaliło, albo jest coś prawdy w tym, co tam mamrocze.

           Ja już przeskoczyłem – zaśmiał się. Znów.

           Co ty tam gaworzysz? - zapytałam głównie po to, by go wkurzyć. Nic z tego.

           Mówię, że jesteś cholernie, piekielnie ładna - powiedział, patrząc na mnie z uznaniem. Ej, nie tak to miało wyglądać. - Jak diabli...

           Co ty masz z tym diabłem? To twój kochanek?

           Może, może – rozmarzył się. Zatkało mnie. Jak to?

           Masz gorączkę? - zapytałam, podchodząc do niego. Cóż, to był błąd. Wielki.

           Taa... Wiesz gdzie? Między nogami... - powiedział zmysłowo przesuwając ręką po moim tyłku.

           Idź się leczyć, Luke! - syknęłam, wyrywając się.

           Popatrz, popatrz. A taka byłaś chętna przedtem...

           Właśnie, przedtem. A teraz jest teraz. Miałeś mi coś powiedzieć? - zapytałam. Skinął głową.

***

              Moje pierwsze pytanie było chyba oczywiste. Siedziałam niespokojnie naprzeciwko Łukasza i nerwowo bawiłam się wisiorkiem. Jak zawsze, kiedy byłam czymś bardzo poruszona.

           Kim ty jesteś? - zapytałam, patrząc na niego.

           Nie, nie – pokręcił głową. - To pytanie było nie na miejscu. Poza tym, powiedziałem ci, że ci wyjaśnię, tak? Więc siedź grzecznie i słuchaj uważnie. 

           Okej – zgodziłam się, nie wiedząc dlaczego okazałam się taka uległa.

           Magia istnieje – rozpoczął, siadając wygodniej. - Wszystkie te stworzenia, o których piszą amerykańskie pisarki są wśród ludzi. Jedne są dobre, inne trochę mniej. Zazwyczaj jednak żyją z ludźmi w zgodzie. Tak, wampiry, wilkołaki, czarownice, czarodzieje, duchy, elfy, upiory - każda rasa ma prawo do bycia. No i żyją sobie na tym świecie i nudzi im się jak diabli. Więc od czasu do czasu zapolują dla zabawy – wampiry z musu – na człowieka. No i czasami rodzą się mieszańce. Ot, takie nijakie stworki, ni to banan, ni kartofel. Niektóre nawet są miłe. Wyjątkiem są upiory. Reszta jakoś tam powstrzymuje żądzę mordu. Tylko te upiory... Je trudno... - szukał słowa - okiełzać. Są uparte i, niech je szlag, przemieszczają się w czasie i przestrzeni. Ostatnio wywołały bunt, całe Podziemie szykowało się na wojnę...

           Podziemie? - zapytałam. - Co to jest?

           Podziemie to związek tych wszystkich istot. Więc ledwo udało się zmusić upiory do ugody, bo byłaby istna rzeź. Na ludziach, rzecz jasna.

           W jaki sposób?

           Kotek, nie przerywaj! - skarcił mnie. - Cóż, nastraszyli je trochę. Może i przegięli, ale było to konieczne. Powiedzieli, że ich Wyrocznia – czyli ta, co przepowiada przyszłość – zobaczyła ich zagładę. To i różne inne czynniki zadziałały: upiory stłumiły „powstanie”. Tylko ci z Podziemia nie przewidzieli skutków swoich czynów. Nawet do głowy im nie przyszło, że upiory zaczną formować oddziały i szykować się do poszukiwań owej siły, która ma je zgładzić. Pojebańce – zakończył zirytowany. - Jakby tylko coś znalazły...  

           Zaraz, zaraz... To upiory mnie zaatakowały?!

           Niezupełnie – skrzywił się lekko. - To ich wasale. Słudzy. Pieski na posyłki. 

           Ale... Dlaczego akurat mnie? - wykrzyknęłam.

           Cóż, może boją się, że to ty jesteś ich zagładą? - odparł pytaniem na pytanie.

           Ja?! - zdziwiłam się.

           Jesteś cholernie ładna. Masz doskonałą pamięć i pasujesz do opisu.

           Jakiego znowu opisu? - jęknęłam.

           Czarne, długie, kręcone włosy. Niezwykłe oczy i porażająca uroda...

           Odpada – skwitowałam. - Mam proste włosy. No, może falowane. A poza tym...  - zmarszczył brwi zirytowany.

           Jasne, człowieku. Jesteś tylko ludzką, piekielnie seksowną dziewczyną. Nic poza tym. Ale one tego nie zrozumiały, tępaki. - zakończył. Zastanowiłam się. Okej, czyli jestem normalna?

           Hmm... Jestem człowiekiem, tak? - zapytałam dla pewności. Zmarszczył brwi.

           Sądzę, że któreś z twoich przodków było wampirem. Jesteś za ładna jak na człowieka.

           Żartujesz? - wrzasnęłam, zrywając się na równe nogi. Wybuchnął śmiechem.

           Tak.

           O rety, Luke – jęknęłam, siadając. Nadal się śmiał, widząc moją minę. - A jaka jest w tym twoja rola?

           Tego ci nie powiem. Jeszcze nie - spoważniał.

           Ale...

           Żadnego „ale”, Kotek - powiedział stanowczo.

           Która godzina? - zapytałam.

           Chyba północ. Chcesz iść spać?

           Tak. Ale...

           Co?

           Sama!

 

KONIEC ROZDZIAŁU 7 !!!!:)

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin