Pilipiuk Andrzej - Implant.doc

(32 KB) Pobierz
IMPLANT

IMPLANT
Andrzej Pilipiuk

Siedzieli przy stole w gospodzie w Wojsławicach. Jakub Wędrowycz oraz pułkownik radzieckich wojsk MSW, który przypadkiem zaplątał się do tej dziury wracając z wizytacji garnizonu w NRD. Na stole stały butelki. Butelki były po winie, piwie i spirytusie. Obaj siedzący toczyli pojedynek. Pojedynek polegał na tym, kto więcej wypije. Dwaj sekundanci Jakuba i dwaj sekundanci ruska leżeli pod stołami nieprzytomni. Jak to przy pojedynku. Tłumek wokoło złożony z kumpli Jakuba i podkomendnych Rosjanina zawierał zakłady. Koło północy pułkownik przerwał opróżnianie niewiadomo której szklanki.
- Słuchaj lasze - powiedział. - Piłeś ty kiedyś po schodach?
- Jak to się robi? -zaciekawił się Jakub.
- Na każdym stopniu stawia kieliszek i sprawdza kto wyżej wejdzie.
- Dobra - zgodził się Jakub. - Tak skończymy zawody.
Kumplom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Lokal opustoszał błyskawicznie. Przez niewielki parczek przeszli do starej cerkiewnej dzwonnicy. Na parterze dzwonnicy urządzony był przystanek pekaesu, część w której znajdowały się schody prowadzące na górę była zamknięta. Ukręcenie kłódki było kwestią chwili. Naszykowano ukradzione z gospody kieliszki. Specjalna mieszana komisja napełniła je wódką.
- Tylko jak spadniemy i stanie nam się jakaś krzywda to pamiętajcie, żeby nie chować tego bolszewika obok mnie - zapowiedział Jakub swoim nowym sekundantom.
Ruszyli. Schody były strome a oni mieli w sobie już po kilka litrów. Ruski po przebyciu dwu kondygnacji położył się na podeście i zapadł w sen. Jakub był już na tyle zalany, że nawet tego nie zauważył. Wdrapywał się coraz wyżej i wyżej. Wreszcie zatrzymał się wysoko tam, gdzie kiedyś wisiał cerkiewny dzwon, zakopany obecnie na austryjackim cmentarzu. Wypił swój ostani kieliszek i wyjrzał przez wąskie okienko. Miasto spało. Czekał przez chwilę na ruskiego ale widząc że nie nadchodzi ruszył na dół wypijając po drodze jego kieliszki. Gdy osiągnął poziom ziemi był już tak pijany, że poruszać się mógł jedynie na czworaka. Jego sekundantów już nie było. Kawałek dalej starali się przywrócić pułkownika do życia. Niezbyt im to wychodziło. Jakub zaszczekał do księżyca i ruszył na czworaka do swojej chałupy na Starym Majdanie, oddalonej o bagatela osiem kilometrów. Kierował nim instynkt naprowadzający go na jego małą bimbrownię jak gołębia pocztowego do domu. Ciało szło posłusznie podczas gdy umysł rozstrząsał niezwykle skomplikowane problemy akcyzy i państwowego monopolu na alkohol. Wysoko na wzgórzach przystanął, aby odpocząć. Lodowaty wiatr przywrócił mu na chwilę świadomość. Stwierdził, że oblazły go małe złośliwe pieski. Pieski były białe i coś śpiewały. Tarzał się dłuższą chwilę po ziemi starając się ich pozbyć. Nie udało się. Trzymały się fest. Wobec tego niepowodzenia zapatrzył się w gwiazdy usiłując wśród nich odnaleźć drogę do domu. Z chwilą gdy jako tako doszedł do siebie instynkt naprowadzający wygasł. Jedna z gwiazd zaczęła spadać. Robiła się coraz większa i większa aż opadła gdzieś w okolicy Starego Majdanu. Jakub wyrzucił z żołądka część zawartej w nim cieczy i chwiejnie wstawszy na nogi ruszył w tamtą stronę. Gwiazda jak się okazało spadła całkiem blisko. Leżała w niewielkim zagłębieniu terenu i połyskiwała. Jak się z bliska przekonał nie była pięcioramienna ale okrągła. Poszedł w jej stronę a ona okazała się być bliżej i tryknął w nią twarzą. Osunął się i dobywszy z kieszeni kozik zaczął ją delikatnie skrobać. Wydawało mu się że metal z którego była wykonana to srebro. Widać jednak gwiazdy są bardzo twarde, bo w ogóle nie dawało się jej zarysować. A potem otworzyły się z boku gwiazdy drzwi i wyszli gwiezdni ludzie. Czegoś takiego Jakub nie przewidział. Obserwował ich przez chwilę. Byli mali zieloni i mieli po trzy nogi. Zdjął z siebie kilka piesków i poszczuł na nich, ale pieski nie chciały go słuchać. Potem padł jak długi ale nie na ziemię tylko w powietrze. I zapadł w sen.

 

* * *

 

Sześciu kosmitów pochyliło się nad nieprzytomnym ciałem ziemianina. Dowódca uruchomił skomplikowaną aparaturę diagnostyczną.
- Bracie dowódco - odezwał się jeden z oficerów. - Nie jestem pewien, czy jest to odpowiedni obiekt dla naszego eksperymentu.
- Znajduje się w stanie dalekim od przytomności, ale to o niczym nie świadczy. Jak wynika z danych zebranych przez misje etnograficzne tubylcy raz w miesiącu obchodzą hucznie święto nazywane przez nich wypłatą. Z reguły wówczas piją specjalny specyfik wywołujący u nich ostre zaburzenia czynności życiowych.
- Hmm, to niebezpieczne dla ich białkowych organizmów?
- Tak, zdarzają się przypadki śmiertelne. Nasi etnografowie sądzą, że w ten sposób te istoty usiłują się skontaktować z wyższymi siłami. Nadzieja na pełen kontakt jest tak silna, że gotowi są przyjąć na siebie ryzyko. Dokonamy teraz próby odczytania zasobów jego pamięci.
Specjalna pięciowymiarowa sonda zagłębiła się w mózgu Jakuba.
- Wyniki testów? - zapytał
- Tak bracie dowódco. Oto one - technik podał mu kilka arkuszy złotej folii. Dowódca wczytał się w ich treść.
- Stężenie alkoholu we krwi dwanaście promili - stwierdził. - To trzy razy więcej niż wnosił rekord zanotowany przez grupę etnograficzną działającą w Rosji.
- Ba, nastąpiła już częściowa denaturacja białka.
- Przeżyje?
- W jego umyśle znaleźliśmy ślady kilku podobnych stanów. Prawdopodobnie tak. Ponadto mamy ciekawe wyniki pomiarów jego inteligencji.
- Tak?
- Sprawność umysłu siedemdziesiąt jednostek przy normie sto czterdzieści. Pamięć dwadzieścia jednostek przy normie osiemdziesiąt. Zdolności kojarzenia faktów sto dwadzieścia przy normie osiemdziesiąt.
- Przyjęte. Referuj dalej.
- Agresywność dwieście przy normie pięćdziesiąt. Nastawienie do kontaktów z przybyszami z kosmosu zerowe. nigdy o nas nie słyszał.
- To jakaś bzdura. Przecież każdy chyba słyszał.
- Widocznie on nie. Co robimy?
- Założymy mu implant do mózgu. Z jednej strony będzie trochę go hamował w niszczeniu swojego organizmu, z z drugiej strony będziemy mieli świeże informacje co robi i gdzie się znajduje.
- Dobrze. Model GX-23?
- Myślę, że tak.

 

* * *

 

Jakub czuł się dziwnie. Z reguły gdy pił nic mu nie szumiało w uszach. A dzisiaj czuł jakieś wibracje. Siedział w gospodzie w Wojsławicach. Na przeciw niego za stołem siedział radziecki generał który zapragnął wygrać pojedynek z Jakubem dla ratowania honoru jednostki. Pułkownik siedział na krześle na miejscu dla sekundantów. Nie pił. Lekarze zabronili mu przez pół roku brać alkohol do ust. Jakub przerwał na parę minut picie wódki aby dla odmiany popić piwem. Brzęczenie w uszach nasiliło się. A potem niespodziewanie z jednego ucha poszedł mu dym. Spostrzegł to tylko generał.
- To na pewno derilium - wydedukował.
Zdziwiło go to. nigdy jeszcze nie miał derilium po czterech butelkach. Zawsze potrzebował co najmniej sześciu.
- Chyba się starzeję - powiedział w zadumie.
- A ile masz lat? - zagadnął Jakub.
- Sześćdziesiąt.
- E to jeszcze nie wiek. Ja mam osiemdziesiąt trzy.
Wypił jeszcze szklankę wódki. Poczuł przez moment dziwny ból głowy a potem ból ustąpił. Zniknęło też uparte brzęczenie.

 

* * *

 

Wysoko na orbicie geostacjonarnej dowódca ze smutkiem popatrzył na ekran.
- Koniec emisji - powiedział.
- Co się stało? - zaniepokoił się technik który obserwował na sąsiednim ekranie innego osobnika.
- Spalił implant.

KONIEC

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin