Galapagos.txt

(387 KB) Pobierz
Kurt Vonnegut



Galapagos
Prze�o�y� Dariusz J�zefowicz


Pami�ci Hillisa L. Howie'ego (1903-1982)
przyrodnika amatora,
dobrego cz�owieka, kt�ry latem 1938 roku
zabra� z Indianapolis, stan Indiana,
i powi�d� na ameryka�ski Dziki Zach�d mnie,
mojego najlepszego kumpla Bena Hitza
i paru innych ch�opak�w.
Pan Howie zapozna� nas z �yciem prawdziwych Indian,
kaza� nam co noc sypia� pod go�ym niebem
i grzeba� nasze w�asne �ajno;
nauczy� nas je�dzi� konno,
zdradzi� nam nazwy wielu ro�lin i zwierz�t
i opowiedzia�, czego potrzebuj�, by utrzyma� si�
przy �yciu
i by m�c si� rozmna�a�.
Pewnej nocy pan Howie umy�lnie wystraszy� nas nieomal
na �mier�
zawodz�c w pobli�u obozowiska jak �bik.
Prawdziwy �bik krzykn�� w odzewie.


Mimo wszystko nadal wierz�, �e w g��bi serca ludzie s� naprawd� dobrzy.
Anna Frank (1929-1944)

Ksi�ga Pierwsza

By�o Tak


1
By�o tak:
Milion lat temu, w roku pa�skim 1986, Guayaquil by�o g��wnym portem morskim Ekwadoru1, ma�ego po�udniowoameryka�skiego pa�stewka z po�o�on� wysoko w Andach stolic� o nazwie Quito. Guayaquil le�a�o dwa stopnie na po�udnie od r�wnika, urojonego popr�gu planety, kt�rego imieniem nazwano ca�e pa�stwo]. Poniewa� miasto zbudowano w strefie bezwietrznej i na spr�ystym bagnie, w kt�rym miesza�y si� wody kilku sp�ywaj�cych z g�r rzek, panowa� tam wieczny, przesi�kni�ty wilgoci� upa�.
Port znajdowa� si� w odleg�o�ci paru kilometr�w od otwartego morza. Masy ro�linno�ci cz�sto zarasta�y g�ste jak zupa wody, poch�aniaj�c pale i kotwiczne �a�cuchy.

W owych dawnych czasach istoty ludzkie mia�y du�o wi�ksze m�zgi ni� dzisiaj, w zwi�zku z czym dawa�y si� omamia� rozmaitym zagadkom. W 1986 roku jedn� z takich zagadek by�o, w jaki spos�b tak wiele stworze�, niezdolnych do przep�ywania wielkich odleg�o�ci, dosta�o si� na wyspy Galapagos - archipelag wulkanicznych szczyt�w na zach�d od Guayaquil, oddzielony od kontynentu tysi�cem kilometr�w bardzo g��bokiej i bardzo zimnej wody z Antarktydy. Kiedy ludzkie istoty odkry�y owe wyspy, okaza�o si�, �e posiadaj� one ju� swoich mieszka�c�w: gekony, iguany, szczury, jaszczurki, paj�ki, mr�wki, �uki, pasikoniki, roztocze i kleszcze, nie wspominaj�c o olbrzymich l�dowych ��wiach.
Jak si� tam dosta�y?
Wielu ludzi zdo�a�o zaspokoi� swoje wielkie m�zgi tak� oto odpowiedzi�: Dosta�y si� tam dzi�ki naturalnym tratwom.

Inni ludzie dowodzili, �e podobne tratwy nasi�k�yby wod� i rozpad�y si� na butwiej�ce kawa�ki, zanim zd��y�yby oddali� si� od brzegu na odleg�o�� wzroku, i �e pr�d pomi�dzy wyspami a kontynentem zni�s�by ka�dy r�wnie prymitywny statek raczej na p�noc ni� na zach�d.
Ci sami ludzie zapewniali, i� wszystkie te na wskro� l�dowe stworzenia przespacerowa�y si� such� stop� po jakim� naturalnym mo�cie, ewentualnie przep�yn�y kr�tkie odcinki pomi�dzy czym� w rodzaju kamieni rzuconych w ka�u��, a od tamtych czas�w owa droga musia�a skry� si� pod falami. Ale naukowcy, pos�uguj�cy si� wielkimi m�zgami i chytrymi instrumentami, zdo�ali ju� przed 1986 rokiem sporz�dzi� mapy oceanicznego dna. Nie by�o tam nawet �ladu, orzekli, po l�dzie jakiegokolwiek rodzaju.

W owej epoce wielkich m�zg�w i fantastycznych pomys��w jeszcze inni ludzie utrzymywali, i� wyspy stanowi�y w swoim czasie cz�� kontynentu i zosta�y od niego oderwane przez jak�� potworn� katastrof�.
Wszelako wyspy nie wygl�da�y tak, jakby zosta�y oderwane od czegokolwiek. Najwyra�niej by�y to m�ode wulkany, uformowane dok�adnie tam, gdzie si� znajdowa�y. Wiele spo�r�d nich by�o jeszcze na tyle m�odych, i� w ka�dej chwili mo�na si� by�o spodziewa� erupcji. W�wczas, w 1986 roku, wyspy nie by�y jeszcze na tyle obro�ni�te raf�, by zyska� b��kitne laguny i bia�e pla�e, a wi�c rozkosze, kt�re wiele ludzkich istot zwyk�o uwa�a� za przedsmak idealnego raju.
Milion lat p�niej wyspy dorobi�y si� bia�ych pla� i b��kitnych lagun. Lecz na pocz�tku tej historii wci�� jeszcze by�y szpetnymi garbami, bry�ami, sto�kami i wie�ami kruchej i �ciernistej lawy, kt�rej p�kni�cia, dziury, zag��bienia i wkl�s�o�ci by�y przepe�nione bynajmniej nie �yzn� gleb� czy s�odk� wod�, lecz najbardziej suchym, mia�kim wulkanicznym popio�em.

Inna teoria z owych czas�w zak�ada�a, �e to B�g Wszechmog�cy stworzy� te wszystkie istoty w miejscu, w kt�rym odkryli je badacze, w zwi�zku z czym nie wymaga�y one �adnego transportu.

Jeszcze inna teoria g�osi�a, i� sp�dzono je na brzeg dw�jkami - w d� po trapie arki Noego.
O ile to naprawd� by�a arka Noego, co nie jest wykluczone - mog�em zatytu�owa� swoj� opowie�� "Druga arka Noego".

2
Milion lat temu nie by� zagadk� spos�b, w jaki trzydziestopi�cioletni, nie potrafi�cy p�ywa� Amerykanin o nazwisku James Wait postanowi� dosta� si� na Galapagos z kontynentu po�udniowoameryka�skiego. Nie zamierza� on, rzecz jasna, przycupn�� na jakiej� naturalnej tratwie ro�linnego pochodzenia i ruszy� w drog�, �ywi�c nadziej�, i� wszystko p�jdzie dobrze. W swoim hotelu w �r�dmie�ciu Guayaquil Wait wykupi� po prostu bilet na dwutygodniowy rejs, b�d�cy zarazem dziewicz� podr� nowego pasa�erskiego statku o nazwie "Bahia de Darwin", co w j�zyku hiszpa�skim oznacza: "Zatoka Darwina". Ten pierwszy rejs na Galapagos, p�yn�cego pod ekwadorsk� bander� statku, by� w ci�gu minionego roku, jak �wiat d�ugi i szeroki, reklamowany i nag�a�niany jako "Przyrodnicza Wyprawa Stulecia".
Wait podr�owa� samotnie. By� przedwcze�nie wy�ysia�ym, p�katym okularnikiem o kiepskiej cerze przypominaj�cej szarlotk� z taniego, samoobs�ugowego baru, w zwi�zku z czym m�g� �mia�o udawa� pi��dziesi�ciolatka, kiedy widzia� w tym jak�� korzy�� dla siebie. Pragn�� uchodzi� za p�ochliwego poczciwca.
By� w�a�nie jedynym klientem koktajlbaru znajduj�cego si� w po�o�onym przy szerokiej Calle Diez de Agosto hotelu "El Dorado", w kt�rym wynajmowa� pok�j. A dwudziestoletni Jesus Ortiz, barman, potomek inkaskiej arystokracji, doznawa� uczucia, �e ten br�zowawy, opuszczony m�czyzna, podaj�cy si� za Kanadyjczyka, musia� zosta� duchowo zmia�d�ony przez jak�� potworn� niesprawiedliwo�� lub tragedi�. Wait pragn��, by ka�dy postrzega� go w ten w�a�nie spos�b.
Jesus Ortiz, kt�ry jest jednym z najsympatyczniejszych ludzi w mojej opowie�ci, odczuwa� wobec samotnego turysty nie pogard�, lecz lito��. Stwierdzi� ze smutkiem, na co Wait po cichu liczy�, �e �w turysta wyda� w�a�nie w hotelowym butiku mn�stwo pieni�dzy na s�omkowy kapelusz, sznurkowe sanda�y, ��te szorty i b��kitno-bia�o-purpurow� koszulk�. Wszystkie te rzeczy Wait mia� w�a�nie na sobie. Ortiz pami�ta� wra�enie niema�ej godno�ci, jakie wywar� ubrany w dyrektorski garnitur Wait, kiedy przyby� z lotniska. Lecz teraz, wielkim nak�adem �rodk�w, przeobrazi� si� w klowna, w karykatur� p�nocnoameryka�skiego turysty bawi�cego w tropikach.
Metka z cen� wci�� jeszcze dynda�a przy skraju nowej koszulki Waita, wi�c Ortiz, bardzo uprzejmie i w dobrej angielszczy�nie, poinformowa� go o tym.
Och? - zdziwi� si� Wait. Wiedzia� doskonale o metce i pragn��, by pozosta�a na swoim miejscu. Mimo to ci�gn�� szarad� z autoironicznym za�enowaniem i zdawa�o si�, jakoby zamierza� pozby� si� metki. Ale zaraz potem, niby przygnieciony smutkiem, od kt�rego usi�owa� uciec, sprawia� wra�enie, jakby ju� o niej zapomnia�.

Wait by� rybakiem, a metka z cen� by�a jego przyn�t�, sposobem na o�mielenie obcych ludzi, by zwr�cili si� do niego, m�wi�c w ten czy inny spos�b to, co powiedzia� Ortiz:
Prosz� mi wybaczy�, se�or, ale je�li wolno zauwa�y�...
Wait zameldowa� si� pod nazwiskiem Willard Flemining, kt�re figurowa�o w jego fa�szywym kanadyjskim paszporcie. By� doskonale prosperuj�cym oszustem.
Ortizowi nie grozi�o z jego strony �adne niebezpiecze�stwo, lecz starszej, samotnej i ubogo wygl�daj�cej kobiecie - owszem. Jak dot�d, Wait po�lubi� siedemna�cie takich pa�, po czym znika� oczy�ciwszy wprz�dy ich szkatu�ki, konta i depozyty.
By� w swoim fachu na tyle zdolny, �e sta� si� milionerem posiadaj�cym w bankach ca�ej Ameryki P�nocnej dobrze oprocentowane konta oszcz�dno�ciowe na has�o i nigdy nie zosta� za nic aresztowany. O ile si� orientowa�, nikt go nawet nie pr�bowa� �ciga�. Je�eli za� chodzi o policj�, rozumowa�, to by� najwy�ej jednym z siedemnastu niewiernych m��w, z kt�rych ka�dy nazywa� si� inaczej, a nie pojedynczym notorycznym przest�pc�, kt�rego prawdziwe nazwisko brzmia�o James Wait.

Trudno dzisiaj uwierzy�, i� kiedykolwiek ludzie mogli by� tak zdumiewaj�co ob�udni - dop�ki nie u�wiadomimy sobie, �e niemal ka�da doros�a ludzka istota w owych czasach posiada�a m�zg wa��cy oko�o trzech kilogram�w! Ilo�� pod�ych projekt�w, jakie mog�a wykoncypowa� i wcieli� w �ycie tak przero�ni�ta maszyna do my�lenia, by�a niesko�czona.
Stawiam zatem pytanie, chocia� nie ma tu nikogo, kto m�g�by na nie odpowiedzie�: Czy mo�na w�tpi�, i� te trzykilogramowe m�zgi by�y niegdy� fatalnym b��dem w ewolucji rodzaju ludzkiego?
I druga kwestia: Co, poza naszym nadmiernie rozbudowanym systemem nerwowym, by�o w�wczas �r�d�em z�a, kt�re widzieli�my i o kt�rym s�yszeli�my po prostu wsz�dzie?
Moja odpowied�: Nie by�o innego �r�d�a. To by�a bardzo niewinna planeta, je�li nie liczy� owych wielgachnych m�zg�w.

3
Pi�ciogwiazdkowy hotel "El Dorado" by� nowiute�kim budynkiem wzniesionym z nie zdobionych betonowych klock�w. Proporcjami i wygl�dem przypomina� wysok�, szerok� i p�ytk� przeszklon� biblioteczk�. Zachodnia �ciana ka�dej sypialni by�a oszklona od pod�ogi do sufitu i dawa�a widok na nabrze�e i wielkie pog��biarki, pracuj�ce w delcie o trzy kilometry dalej.
W przesz�o�ci na tym nabrze�u kwit� handel i statki ze wszystkich zak�tk�w planety dostarcza�y tu mi�so, zbo�e, warzywa, owoce, pojazdy, odzie�, maszyny, artyku�y gospodarstwa domowego i tak dalej. W zamian wywo�ono ekwadorsk� kaw�, kakao, cukier, rop�, z�oto, dzie�a india�skiej sztuki i wyroby rzemios�a, w tym kapelusze "panama", kt�re zawsze pochodzi�y z Ekwadoru, a nie z Panamy.
Lecz teraz, gdy James Wait siedzia� w barze piastuj�c rum z coca-col�, przy nabrze�u sta�y jedynie dwa statki. Tak naprawd� Wait nie by� pijakiem, poniewa� prowadz�c awanturnicze �ycie nie m�g� pozwoli� sobie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin