rozdz. 2 - Nowi Znajomi.docx

(29 KB) Pobierz

 

2.     Nowi znajomi

 

Trafić do szkoły było wyjątkowo łatwo. Wielokrotnie ojciec mi ją pokazywał, gdy do niego przyjeżdżałam i marzył, żebym i ja do niej chodziła. Ma czego chciał, szkoda tylko, że kosztem utraty mamy.

Zaparkowałam auto i ruszyłam w stronę sekretariatu, który łatwo było znaleźć, gdyż nad drzwiami wejściowymi wisiał ogromny szyld z napisem „Sekretariat”. Szłam z nadzieją, że mój plan lekcji nie będzie zbyt skomplikowany i nie będę musiała w ciągu dnia kilkanaście razy zmieniać budynku, a było ich tu mnóstwo.

              Wchodząc do środka nogi mi się trzęsły. Podeszłam do kontuaru za którym stała starsza kobieta.

              - Dzień dobry. Nazywam się Izabella Swan.

              - Tak wiem, córka Charliego. Jak ci się podoba w Forks? – odpowiedziała kobieta.

              - Jestem tu dopiero drugi dzień, ale na razie jest sympatycznie. Ludzie tu są tacy mili. – Odpowiedziałam, bardziej grzecznościowo, niż z własnej woli.

              - Proszę, to jest twój plan lekcji i mapka rozkładu sal. – Mówiąc to podała mi kartki.

Biorąc je odpowiedziałam tylko „dziękuję” i udałam się w stronę wyjścia. Do rozpoczęcia pierwszej lekcji miałam jeszcze dwadzieścia minut, więc postanowiłam je spędzić na studiowaniu mapki.

              - Cześć. Jesteś Izabella Swan? – Usłyszałam piskliwy głos za plecami.

Odwróciłam się. Stała tam niska blondynka, o pięknych błękitnych oczach. Nie powinno mnie zdziwić, że zna moje imię, chyba wszyscy je tu znają. Czułam się jak aktorka, która jest obecnie numerem jeden i wszyscy się nią interesują.

              - Tak to ja. – Powiedziałam nieśmiało.

              - Jestem Jessica, miło mi cię poznać.

W oczach dziewczyny dostrzegłam coś dziwnego, coś czego nie mogłam określić.

              - Mi również miło cię poznać, ale mam prośbę. Mów mi Bella, nie Izabella. – Sprostowałam.

Spojrzała na mnie jak na wariatkę, ale chyba powinnam się do tego przyzwyczaić. Przynajmniej przez jakiś czas.

              - Jaki masz na dziś plan? – Zapytała.

              - Matematykę, angielski… - Nie pozwoliła mi skończyć.

              - To świetnie angielski będziemy miały razem. Spotkamy się w klasie, a teraz muszę lecieć bo się spóźnię na chemię. – I już jej nie było.

O rany! Nawet nie zauważyłam, że już tak późno. Ruszyłam szybko na moją pierwszą lekcję w tej szkole. Niestety, tuż przed wejściem do klasy wpadłam na kogoś, torba z ramienia mi spadła i wszystko co w niej było wypadło na podłogę. Zanim zdążyłam cokolwiek podnieść, osoba z którą się zderzyłam już część moich rzeczy zdążyła pozbierać.

              - Dziękuję. – powiedziałam odbierając od niego zeszyty.

              - Nie ma za co. Jestem Mike Newton. A ty jesteś…

              - Bella. – Uprzedziłam go, zanim wymówił moje pełne imię.

Spojrzał na mnie zdziwiony, ale o nic nie pytał. I w ty samym momencie, wydał mi się być pierwszą sympatyczną osobą jaką poznałam.

Przyglądając mi się, pomógł mi pozbierać resztę i weszliśmy razem do klasy. To był drugi najgorszy moment odkąd się zjawiłam w Forks. Wszyscy teraz patrzyli się na mnie. Czułam się jak uciekinier pod obstrzałem.

              - Widzę, że mamy nową uczennicę. – Przerwał tą niezręczną dla mnie chwilę nauczyciel.

Powolnym krokiem podeszłam do biurka podając kartkę do podpisu.

              - Widzę, że zdążyła już panienka poznać naszego klasowego komika, więc może usiądziecie razem. – Zaproponował.

Zgodziłam się kiwając głową i poszłam za Mikem.

Lekcja dłużyła mi się niemiłosiernie. Na szczęście Mike umilał mi ją śmiesznymi anegdotami o pozostałych z naszej klasy. Gdy zabrzmiał dzwonek Mike zaproponował mi, że odprowadzi mnie do następnej sali. Przypomniało mi to, że czeka tam już na mnie dziewczyna, która jakoś dziwnie na mnie patrzyła. Przez całą drogę do następnej sali Mike opowiadał mi kto z kim aktualnie się spotyka, kto z kim właśnie się rozstał, kogo należy unikać, a kto może okazać się super kumplem.

              - Jesteśmy na miejscu. – Nagle przerwał swój monolog. – To jest twoja sala angielskiego.

Spojrzałam na niego najsympatyczniej, jak tylko mogłam.

              - Dziękuję. – Powiedziałam tylko tyle, bo nic więcej nie przychodziło mi do głowy.

Weszłam do klasy, przygotowana na to co nieuniknione – grad spojrzeń i szeptów.

              - Tu jestem Bella! – usłyszałam piskliwy głos z końca Sali.

To była Jess, dziewczyna, którą poznałam przed lekcjami. Ruszyłam w jej stronę szybszym krokiem. Oczywiście nie obyło się bez podknięcia o jakąś torbę położoną obok ławki. Zarumieniłam się, przeprosiłam i poszłam dalej.

              - Siadaj ze mną. – Powiedziała Jessica. – Lepszego towarzystwa w tej grupie nie znajdziesz.

Bomba, nie dość, że dziwnie jej patrzy z oczu to jeszcze ma wysokie mniemanie o sobie. Uwielbiam takie osoby.

              - No opowiedz coś o sobie, nie karz się prosić. – Nalegała.

              - W sumie to nie ma wiele do opowiedzenia. Jestem, zwykłą, przeciętną dziewczyną. – Miałam nadzieję, że to jej wystarczy.

              - No nie przesadzaj. Dziewczyna taka jak ty, z dużego miasta, chyba ma coś więcej do powiedzenia. – Nie dawała za wygraną.

Musiałam coś zrobić, żeby dała mi spokój.

              - No proszę. – Ciągnęła.

              - No to cię muszę rozczarować, bo naprawdę moje życie należy do tych nudnych. – Musiałam skłamać, bo przecież nikt nie może dowiedzieć się co tak naprawdę się wydarzyło niespełna rok temu.

To był straszny czas, którego nie dane mi jest zapomnieć.

Moja koleżanka dała spokój, resztę angielskiego spędziłyśmy na słuchaniu nauczyciela.

Gdy skończyła się lekcja, Jessica zaproponowała:

              - Może dołączysz do mnie i mojej paczki w stołówce?

Kurczę, a myślałam, że po moich mdłych odpowiedziach, dojdzie do wniosku, że jestem stuknięta i da sobie spokój.

              - Twoi znajomi nie będą mieli nic przeciwko gdy do was dołączę?

              - No co ty Bella. Dalej idziemy.

Z nerwów, że palnę coś głupiego nawet nie pomyślałam o tym, żeby cokolwiek zjeść, więc ograniczyłam się tylko do wody mineralnej. Gdy doszłyśmy do „jej” stolika, okazało się, że siedzi tam również Mike. Nagle rozmowy przy stoliku ucichły, a wszyscy utkwili wzrok we mnie. Chyba należało się przedstawić, czy coś, ale sparaliżowało mnie.

              - Poznajcie Bellę Swan. – Wyręczyła mnie Jess.

              - A myślałem, że los się już dziś do mnie nie uśmiechnie. – Powiedział Mike, po czym puścił do mnie oczko.

Kątem oka zauważyłam, że Jess się skrzywiła. Czyżby łączyło ją coś z Mikem, albo chciałaby, żeby tak było.

Najbardziej sympatyczna ze wszystkich, wydała mi się ciemnowłosa dziewczyna w okularach. O ile dobrze zapamiętałam, ma na imię Angela i chyba widziałam ją w mojej grupie z która chodzę na matme. Eric, redaguje szkolną gazetę, a Tyler to chłopak z niesamowitym poczuciem humoru. Żartami sypie jak z rękawa.

Gdy już wszyscy skończyli mi zadawać milion pytań, moją uwagę przykuła czwórka nadzwyczaj pięknych młodych ludzi wchodzących do stołówki.

              - Kto to jest? – Zapytałam Jess, która była chyba najlepszą skarbnicą wiedzy towarzyskiej, i posłałam jej spojrzenie w stronę drzwi.

              - Kto? A oni. To rodzinka Cullenów. Ta blondynka to Rosalie, a ten wielki osiłek to Emmet. Są razem. Ta brunetka to Alice a chłopak obok niej to Jasper, oni też są parą.

              - To kto z nich jest spokrewniony? – Musiałam spytać, bo z tego co mówiła na początku, wywnioskowałam, że wszyscy, ale skoro to są pary, to chyba ją źle zrozumiałam.

              - Wszyscy! Cała czwórka! – Zgłupiałam gdy to powiedziała, na szczęście jej nie trzeba było przekonywać, żeby mówić dalej. – Esme i Carlisle adoptowali ich, ten blondyn i blondynka to rodzeństwo, jest jeszcze jeden. Edward, jest…

Nagle przestałam jej słuchać, bo do stołówki wszedł anioł w ludzkiej skórze. Wyglądał jak model. Nie mogłam przestać na niego patrzeć. Czułam się jak zahipnotyzowana. I wtedy spojrzał w moją stronę posyłając mi najpiękniejszy uśmiech jaki widziałam do tej pory. „Przestań idiotko! Żadnych facetów w twoim życiu. Mało cierpiałaś.” Zbeształam się w myślach. Ale nie  mogłam przestać.

              - Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Jess sprowadziła mnie powrotem na ziemię.

              - Tak, tak. – Spuściłam wzrok, żeby nie widziała mojego zakłopotania.

              - O wilku mowa. To właśnie Edward. – Kiwnęła dyskretnie głową w stronę „mojego” anioła.

Cholera! – Pomyślałam – Czy oni wszyscy przeszli jakieś operacje plastyczne? Wszyscy byli nieziemsko piękni. Tacy nienaturalni, idealni, aż za idealni.

Jessica i Mike cały czas do mnie mówili, ale ja nie mogłam się na niczym skupić, więc tylko im potakiwałam. W drodze na następną lekcję towarzyszył mi Mike, okazało się, że biologia będzie naszym drugim wspólnym przedmiotem.

              - Na Jessice nie zwracaj uwagi. – Nagle przerwał milczenie. – Plotki to jej życie, gadanie zresztą też. Gdyby ktoś zabronił jej gadać, to chyba przeszłaby poważne załamanie nerwowe. – Zaczęliśmy chichotać.

Weszliśmy powoli do klasy i przystanęliśmy koło wieszaka na kurkti.

              - Przykro mi. – Był naprawdę smutny, choć nie wiedziałam o co mu chodzi. – Nie możemy tym razem usiąść razem, bo już z kimś siedzę.

              - Spokojnie, nie musisz być przez cały czas moim wiernym rycerzem. Poradzę sobie.

              - O nowa koleżanka. – Przerwał nauczyciel. – Zapraszam bliżej.

Cholera. Mam nadzieję, że nie będzie mi kazał się wszystkim teraz przedstawić. Na szczęście był wielkoduszny i darował mi tą „przyjemność”.

              - Panna Swan, jak się nie mylę. – Kontynuował. – Przeglądałem twoje dokumenty z poprzedniej szkoły i widziałem, że w Phoenix chodziłaś na rozszerzone zajęcia z biologii. Zgadza się?

              - Tak, proszę pana.                           

              - W takim razie, mam nadzieję, że nie będziesz miała problemów z nadrobieniem zaległości, ale na wszelki wypadek, usiądź obok naszego najlepszego ucznia w klasie Edwarda Cullena.

To nazwisko zadziałało na mnie jakoś dziwnie. Poczułam dziwny ścisk w żołądku. Zaczęłam się nerwowo rozglądać po klasie.

              - Tam Panno Swan. – Wskazał palcem nauczyciel na ławkę przy której siedział Edward.

Stanęłam koło ławki dyskretnie spoglądając na Edwarda, on z kolei nawet nie drgnął. Siedział ze wzrokiem utkwionym w książce leżącej na blacie przed nim. Usiadłam na swoim miejscu dziwnie zdenerwowana. Nie wiedząc dlaczego, pierwszy raz od roku wręcz pragnęłam, żeby jakiś facet choć spojrzał w moją stronę, a przecież instynkt samozachowawczy nakazywał mi unikania ich. Mike był wyjątkiem, tak mu dobrze z oczu patrzy, że nawet nie pomyślałabym, że może mi coś z jego strony grozić. No i jego sylwetka też nie dawała mi żadnych oznak do niepokoju. Mike należał do grupy tych niskich i aż przesadnie chudych, raczej słabo skoordynowanych ruchowo.

Cullen natomiast, swoją posturą przypominał mitycznych herosów. Wysoki, dobrze zbudowany, dłonie sprawiały wrażenie bardzo silnych. Tak, Edward należał do tej grupy facetów, których gdybym spotkała gdzieś w ciemnej uliczce zaczęłabym krzyczeć i uciekać. Niestety, było w nim coś co wręcz przeciwnie, przyciągało mnie do niego. Byłam głodna nowych wiadomości na jego temat. I niczego bardziej nie pragnęłam, jak właśnie obecności Jess i jej rewelacyjnych opowieści. Pragnęłam chłonąć wiedzę, ale nie biologiczną tylko o Edwardzie. Nagle zauważyłam kątem oka, że ręce Edwarda były mocno zaciśnięte. Dlaczego? Chyba nie z mojego powodu? Przecież nie mógł mnie nie lubić, nie znał mnie. Więc o co chodziło? Prawdę mówiąc nawet nie raczył się przedstawić, no tak ja też się nie przedstawiłam, a nie należy to do dobrego wychowania, w końcu to ja jestem tu nowa. Ale żeby zaraz kurczowo zaciskać pięści. Na szczęście zadzwonił dzwonek i w tym samym czasie przy mnie znalazł się Mike.

              - Jaki masz następny przedmiot? – Zapytał.

Nawet nie zauważyłam kiedy Edward wstał i wyszedł.

              - WF. – Odpowiedziałam. – Muszę sprawdzić bo nie jestem pewna.

              - Byłoby super. Ja też mam teraz WF. Był dziwnie podekscytowany. 

Wyciągnęłam z torby kartkę z planem i sprawdziłam, czy się nie myliłam. Przekonując się o swojej nieomylności, co do następnej lekcji, wyszliśmy z Mikem z Sali.

              - To dziwak, nie przejmuj się nim.

„O co mu chodzi?” – Pomyślałam i spojrzałam na niego pytająco.

              - Mówię o Cullenie. Widziałem, że przez cały czas nie odezwał się do ciebie ani słowem. Gdybym to ja siedział z Toba nie byłbym tak obojętny Oznajmił.

              - Dlaczego wszyscy jesteście tak do nich nastawieni? – Spytałam.

              - Są dziwni, i tyle. – Kontynuował. – Od kiedy się tu przeprowadzili, właściwie z nikim się nie spotykają, nie rozmawiają, chyba, że muszą, zawsze są razem. Sama widziałaś w stołówce i sama tego doświadczyłaś na biologii.

Doszliśmy właśnie do Sali gimnastycznej, więc wysłaliśmy sobie przyjacielskie spojrzenia i każdy poszedł do swojej szatni.

Dobrze, że moje argumenty do Pana Blade trafiły, iż jestem kiepską siatkarką i kazał mi pierwszą lekcję spędzić na ławce przyglądając się grze pozostałych dziewczyn. WF więc minął mi na rozmyślaniach. Dziwna jest ta separacja Cullenów. Po tym co powiedział Mike w drodze do szatni, mogłabym powiedzieć śmiało, że to wina tego, iż się tu przeprowadzili niedawno, ale z drugiej strony ja tu jestem od wczoraj a już zdążyłam poznać kilka sympatycznych ludzi, którzy chyba mnie lubią. Nie. Więc to nie to. Może po prostu lubią samotność a innym trudno to zrozumieć? Tak, to bardzo prawdopodobne. Jest jeszcze jedna opcja. Wszyscy, cała piątka wyglądają tak, że aż dech zapiera. Każdy z nas przy nich to szare myszy. Czyżby byli aż tak próżni, że zadawanie się ze zwyczajnie wyglądającymi ludźmi to cios w własne ego? Czy…

              - Idziesz się przebrać, czy zamierzasz pozostać na następnych zajęciach? – Spytał dziewczęcy głos.

              - Słucham? – Nie wiedziałam o co chodzi.

              - Lekcja się już skończyła. – Poinformowała trochę wyniośle, spojrzała jeszcze raz na mnie i odeszła.

Reszta zajęć minęła podobnie jak pozostałe. Więc, gdy tylko się skończyły pragnęłam szybko znaleźć się w domu.

              Gdy wsiadłam do auta, przypomniało mi się, że muszę jeszcze tylko zrobić zakupy żeby oprócz płatków było co jeść. Jadąc do szkoły mijałam dość duży sklep, w tej dziurze nazywany pewnie marketem, więc postanowiłam tam jechać. Sklep nawet mnie zadziwił. Zaopatrzenie porządne. Zrobiłam zakupy, zapłaciłam fortunę i po wyjściu ze sklepu zaczęłam pakować torby do samochodu.

W drodze powrotnej zamiast skupić się na prowadzeniu, myślałam o tym co się wydarzyło do tej pory. Nagle pisk opon i trzak. Przed maskę wyskoczył mi sarna i przysięgłabym, że coś jeszcze, ale wszystko działo się tak szybko, że nie zauważyłam co to było. Nie chcąc tego potrącić, gwałtownie zahamowałam i zupełnie niepotrzebnie skręciłam kierownicą w prawo, co spowodowało, że moje auto znalazło się w rowie, a moja głowa na kierownicy. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co powinnam zrobić. Głowa mi pękała z bólu, ręce mi się trzęsły. Oparłam je na kierownicy a na nich położyłam głowę. Tylko spokojnie – pomyślałam – musisz się uspokoić. Wzięłam głęboki wdech i nagle kolejny trzask. Coś uderzyło w szybę drzwi z mojej strony. Serce podskoczyło mi do gardła. Jakiś zbłąkany niedźwiedź mnie zaatakował, zwąchując łatwy obiad.

              - Nic ci się nie stało? – Usłyszałam, ale coś mi nie pasowało, niedźwiedzie nie mówią!

Moja głowa była tak ciężka z bólu, że nie mogłam jej nawet obrócić, a strach splątał mi język, więc nie mogłam odpowiedzieć. Nagle dzwiczki się otworzyły. Czułam, że za chwile zginę, zaczęłam coraz szybciej oddychać, a moje serce biło zdecydowanie za szybko.

              - Pytałem, czy nic ci nie jest? Niemowa jesteś, czy aż tak mocno się uderzyłaś, że zapomniałaś języka w gębie? – Ja tu umierałam z bólu a ten typ mnie obrażał.

Postanowiłam, że nie będę dłużej na to pozwalać i mu odpowiem w odpowiedni sposób. Powoli podniosłam głowę, żeby przypadkiem mi nie eksplodowała i obróciłam się w stronę bezczelnego typa. Szok! Kolejny raz nie potrafiłam powiedzieć ani słowa. Obok mnie stał mój anioł, wpatrując się we mnie jak w nienormalną. Nie mogłam tego tak zostawić, musiałam coś zrobić, żeby do reszty się nie pogrążyć. Jednak po chwili coś do mnie dotarło.

              - Auto! Charlie mnie zabije! – Krzyknęłam.

Próbowałam się wygramolić z samochodu, ale nogi miałam jak z waty.

              - Lepiej zostań tam gdzie jesteś. – Usłyszałam. – Auto oprócz maleńkiego wgniecenia na przednim zderzaku nie ucierpiało, aż tak bardzo. Ty wyglądasz gorzej.

Super. Nasze pierwsze spotkanie sam na sam, a ja wyglądam jak potwór.

              - Co się właściwie stało? – Spytał po chwili.

              - Nie wiem, coś mi przebiegło przed maską i chyba zbyt gwałtownie zareagowałam, bo wylądowałam tutaj.

              - Coś? – Odniosłam wrażenie, że zrobił się zdenerwowany.

              - No, właściwie najpierw była to sarna…

              - Najpierw? – Przerwał mi.

              - To chyba mało ważne, mogło mi się tylko wydawać, że coś widziałam w tym szoku. Nie słyszałam o żadnym zwierzaku, który by tak szybko biegał. – Wyjaśniłam.

              - Racja, to mógł być szok. A teraz wyjdziesz sama z tego auta, czy trzeba ci w tym pomóc? – Chciał mi pomóc, byłam w siódmym niebie.

              - Nie, dziękuję. Poradzę sobie.

Zaczęłam powoli wychodzić, najpierw jedna noga, druga noga i nagle zakręciło mi się w głowie. Poleciałam prosto w jego ramiona. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Jego oczy były koloru złotego bursztynu, niespotykane, inne, tajemnicze, a zarazem przyciągające. Mogłabym patrzeć w nie całą wieczność, nie potrzebując przy tym ani chwili odpoczynku. Nie pragnęłam niczego innego jak tego, żeby ta chwila trwała wiecznie. Niestety, mi nigdy niedane jest przeżywać piękne chwile zbyt długo. Edward szybko posadził mnie na trawie, opierając tułów o auto.

              - Powinnaś pojechać do szpitala. – Oznajmił. – Mój ojciec jest lekarzem, uderzyłaś się w głowę, a tego nie można bagatelizować.

              - Żadnych szpitali, za chwilę mi przejdzie. Wystarczy, że zniszczyłam auto od Charliego, gdyby dowiedział się jeszcze, że jestem w szpitalu pewnie dostanie zawału.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, kiwając głową.

Nagle zaczęło mi coś nie pasować.

              - Gdzie jest twoje auto? – Zapytałam.

              - Moje auto?

              - Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że szedłeś szosą pieszo. Nie widziałam cię nigdzie po drodze. – Oznajmiłam stanowczo, oczekując odpowiedzi.

              - Szosą nie, ale owszem nie mam samochodu. Lubię spacerować po lesie, byłem tu niedaleko, gdy usłyszałem pisk opon i przybiegłem.

              - Ale jak? Od momentu zjechania z drogi do momentu zatrzymania się auta minęła maksymalnie minuta, a ty od razu się zjawiłeś. – nie mogłam tego zrozumieć.

              - Wydaje ci się. Minęło ładnych kilka minut. Musiałaś naprawdę mocno uderzyć się w głowę. – Przekonywał mnie.

Nie miałam ani ochoty ani głowy do tego, żeby w tej chwili nad tym myśleć, kiwnęłam więc porozumiewawczo głową i więcej o nic nie pytałam.

              - Jak ja się teraz dostanę do domu? – Zaczęło mnie to naprawdę martwić.

              - Jak już poczujesz się na siłach, to spróbujemy wypchnąć stąd auto. – Zaproponował.

Chyba przecenia swoje możliwości, ale cóż nic mu nie powiedziałam, nie chcąc ranić jego męskiego ego. Gdy już poczułam się na siłach powoli wstałam, podtrzymując się jednak auta, żeby znowu nie osunąć się na ziemię.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin