Egipt i piramidy.doc

(306 KB) Pobierz
Egipt i piramidy

Egipt i piramidy

 

Nieco dłużej wypadałoby zatrzymać się przy Egipcie. Gubernatorzy kolonii z Północnej Afryki i Południowej Europy, dowódcy stacjonujących tam garnizonów, żołnierze, urzędnicy, jak również rodziny i służba różnych osobistości nie mieli dokąd wracać. Nie mogli też już liczyć na dostawę żywności ani innego zaopatrzenia. Najistotniejsze było zdobycie wystarczającej ilości i zadowalającej jakości pożywienia. Najprościej byłoby sięgnąć po takie, jakim żywili się tubylcy, ale można wątpić czy służyłoby im równie dobrze. Dlaczego jednak nie skorzystać ze sprawdzonego wzorca, jakim było rolnictwo Atlantydy? Pod ręką niemal była dolina wzdłuż Nilu, którą po nawodnieniu można było uczynić równie żyzną jak tę opisywaną przez Platona. Tak też chyba zrobili.




 

Żeby uzyskać posłuch u plemion zamieszkujących dolinę uczynili się bogami, co przyszło im tym łatwiej, że dysponowali sprzętem, pozwalającym czynić — w rozumieniu tubylców — rzeczy niepojęte. Boski autorytet był im przecież niezmiernie potrzebny, bo chcąc użyźnić i zagospodarować tę dolinę musieli mieć odpowiednią liczbę rąk do pracy, organizację robót itd. Wszystko to wymagało powołania czegoś w rodzaju zorganizowanego państwa. Skuteczne działanie w tym kierunku znakomicie ułatwiło im właśnie przypisywanie sobie boskości — wywoływało bowiem u tubylców posłuszeństwo i szacunek. Tym silniejsze, im więcej rozmaitego dobra doświadczali. Niewątpliwie najwyżej cenionym dobrodziejstwem było dla nich uzdrawianie chorych, jak i dostatek pożywienia. Oba były łatwe do osiągnięcia, dysponując dalekosiężną bronią, „bogowie" mogli w razie potrzeby upolować dostateczną ilość zwierzyny. Z kolei zaś urzędujący w koloniach gubernator, jak i stacjonujące tam wojsko, mieli zapewne do swej dyspozycji lekarza, a być może nawet kilku, różnych specjalności. Teraz mogli w opinii nieświadomych tubylców „dokonywać cudów" i ratować ich śmiertelnie chorych współplemieńców.

Tymi dwoma działaniami względnie łatwo można było umocnić przekonanie o „boskości" przybyszów, ale żeby w pełni mogli zostać zaakceptowani jako bogowie, musieli jakoś ukryć bądź odpowiednio zakamuflować fakt, że są śmiertelnymi ludźmi. Dziwny to przecież byłby bóg, który umiera jak każdy współplemieniec. Kamuflaż musiał uwzględniać i przekonująco wyjaśnić to, co samo rzucało się w oczy. Wśród „bogów" byli mężczyźni i kobiety, dzieci, młodzi ludzie, w sile wieku i starcy. A więc ci „bogowie" mieli rodziców, byli rodzicami, rodzili się, rozwijali i dojrzewali, ale musieli różnić się od zwykłych ludzi tym, że „nie mogli" umierać. Korzystny w tym względzie mógł być fakt, że prawdopodobnie byli ludźmi długowiecznymi, przynajmniej w stosunku do tubylców. Mimo to śmierć „boga" nie mogła być takim samym końcem istnienia jak śmierć „zwykłego" człowieka. Sprawie poświęcono zapewne niejedną naradę i w końcu postanowiono, mówiąc najprościej, że „bóg" rodzi się na Ziemi z „boskich" rodziców, tu dojrzewa i działa dla dobra ludzi, a po zakończeniu swej ziemskiej działalności zabierany jest do właściwej siedziby bogów. Rzecz oczywista, nie mogła ona znajdować się w pobliżu — musiała być tam, gdzie nie mógł dotrzeć żaden śmiertelny człowiek, a więc gdzieś wśród gwiazd.

Naturalnie, z upływem czasu ta generalna zasada była rozbudowywana i przystosowywana do panujących warunków, a także „obrosła" w różne uroczyste obrzędy. „Bóg" kończący swą działalność na Ziemi sam do krainy bogów nie mógł się udać — to już było łatwo uzasadnić: nie znał drogi, najeżonej trudnościami, a może nie wpuściliby go do swej siedziby. Z tego względu specjalnym pojazdem przybywał. po niego przewodnik, ale oczywiście odchodzący „bóg" musiał oczekiwać w miejscu widocznym z daleka i zdecydowanie wyróżniającym się z otoczenia — pojazd bogów nie mógł błąkać się po Ziemi. Choćby ze względu na to, że przez przypadek mógłby zabrać osobę niewłaściwą, co spowodowałoby zapewne straszny gniew bogów. Nie pozostawało nic innego, jak tylko wznieść odpowiednią, wyróżniającą się kształtem budowlę, przeznaczoną wyłącznie na takie miejsce oczekiwania.

Kształt ostrosłupa




 

 

 

 

 

Wybrano kształt piramidy, może dlatego, że doskonale wyróżnia się spośród mniej lub bardziej zbliżonych do prostopadłościanu zwykłych pałaców i budynków, a może na rodzinnej Atlantydzie była to forma nagrobka, wznoszonego dla szczególnie zasłużonych osobistości. Po podjęciu decyzji wyłoniono zapewne odpowiednio liczny zespół specjalistów, których zadaniem było przygotowanie projektu, wybranie odpowiedniej lokalizacji, uruchomienie „frontu robót" i wreszcie nadzorowanie samej budowy. Współcześnie rozpoczęto by pracę od zebrania tzw. założeń projektowych i od tego prawdopodobnie rozpoczął pracę ten zespół, powołany przed tysiącami lat. Generalnie rzecz ujmując, należało przygotować projekt, zapewniający spełnienie wszystkich celów, jakim miał służyć gotowy obiekt. Należało więc te cele sformułować.
• Musiał bardzo wyraźnie odcinać się od otoczenia — to zapewniał kształt piramidy.
• Powinien to być obiekt ogromny, żeby budził odpowiedni respekt dla jego budowniczych. Inaczej mówiąc, wielkość obiektu powinna stwarzać wrażenie, że to nie ludzie go wznosili.
• Nie mogły mu przynieść szkody żadne czynniki atmosferyczne ani celowe działanie ludzi. Ten wymóg narzucał rodzaj materiału, z którego piramida miała być zbudowana.
• Jedynym materiałem budowlanym spełniającym poprzedni warunek był twardy kamień, odporny na wpływy atmosferyczne, zwłaszcza w rejonie, gdzie temperatura nie spada poniżej zera. Olbrzymi ciężar używanych do budowy skalnych bloków jeszcze dodatkowo musiał potęgować wrażenie boskości budowniczych.

Te cztery punkty zasadniczo wyczerpują wszystkie cechy projektowanej piramidy, które powinny oddziaływać na wyobraźnię tubylców, przekształconych w poddanych miłościwie panującego „boga" — prawdopodobnie jakiegoś wybitnego obywatela zniszczonego już Imperium Atlantydy. Wszelako należy chyba uznać za rzecz zupełnie zrozumiałą, że będąc rozbitkami, ci ludzie stojący na niewspółmiernie wysokim szczeblu rozwoju cywilizacyjnego wobec otoczenia, niektórzy dysponujący olbrzymią wiedzą, chcieli pozostawić po sobie jakąś wiecznotrwałą pamiątkę, niezniszczalny pomnik swojego wymuszonego przez los pobytu w tym miejscu. Z tego względu w projektowanej piramidzie, konkretnie poprzez jej wymiary, postanowili zaszyfrować część swej wiedzy. Po to, żeby po iluś tam wiekach czy tysiącach lat, kiedy rozwój cywilizacyjny ludzkości osiągnie znów ten sam poziom, co w ich ojczystej Atlantydzie, ten szyfrowany przekaz mógł być odczytany. Niewykluczone jednak, że wiadomości zakodowane w wymiarach mają przede wszystkim zwrócić uwagę na piramidę. Może powinny dać do zrozumienia, że gdzieś w jej wnętrzu bądź w podziemiach są komory, w których złożony jest szczegółowy opis dziejów Atlantydy, garstki tych, którzy przeżyli jej zagładę i nad Nilem założyli nowe państwo. Uwzględniwszy wszystkie założenia, przystąpiono do przygotowania szczegółowego projektu i szukania miejsca budowy. Ułożona z kamiennych bloków piramida mogła być posadowiona tylko w miejscu o odpowiednio wytrzymałym podłożu. Z drugiej strony, samo jej położenie względem stron świata pobudza do refleksji nad wiedzą jej budowniczych. Na plac budowy wybrano więc Gizę, miejsce najbliższe położenia idealnego. Uruchomiono kamieniołomy i warsztaty obróbki kamienia. Do tej pracy „bogowie" oczywiście nie bardzo mogli angażować tubylców, ale być może nawet nie musieli. W garnizonach stacjonujących w koloniach przebywało zapewne jeśli nie kilka tysięcy, to na pewno kilkuset żołnierzy, którzy teraz świadomi swego położenia i roli w nowo tworzonym państwie, wykonywali powierzone im zadania może nawet ze swoistym entuzjazmem. Zarówno wydobywanie kamiennych bloków, jak i ich obróbka, transport i układanie przy wznoszeniu budowli, z uwagi na będący do dyspozycji, a w pełni jeszcze sprawny park maszynowy, szło im zapewne na tyle gładko, że nim pierwszy z przybyłych nad Nil „bogów" zakończył swą ziemską wędrówkę, miejsce oczekiwania na boskiego przewodnika było gotowe.




 

 

 

 

 

W Gizie stoją trzy monstrualne kamienne piramidy i można zastanawiać się, czy budowano je wszystkie razem, czy też w różnych okresach czasu. Być może brano pod uwagę taką możliwość, że ciekawość połączona z zachłannością mieszkańców tych terenów za setki lat skłoni ich do rozbiórki budowli. Gdyby się to stało przed osiągnięciem poziomu rozwoju nauki i techniki porównywalnego z tym, na jakim byli budowniczowie, wtedy ich przekaz dla potomnych uległby zniszczeniu. Chcąc się przed tym zabezpieczyć, wybudowali jeszcze dwie mniejsze, licząc na to, że najprawdopodobniej najpierw do rozbiórki wytypowana byłaby najmniejsza z nich. Jej rozbieranie trwałoby jednak przez kilka pokoleń, a tym samym szansę najdłuższego trwania będzie miała ta największa. Z tego względu właśnie w jej wymiarach i usytuowaniu zaszyfrowano dane, które miały przemówić do ludzi po tysiącach lat. Do nas już przemawiają, ale czy są prawidłowo odczytywane?

Zdaniem archeologów




 

 

 

 

 

Uważa się, że zespół piramid w Gizie został zbudowany za panowania trzech faraonów: Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa. Nie brakuje jednak poglądów, że wzniesiono je znacznie wcześniej. Dla ustalenia kiedy i przez kogo zostały zbudowane — konieczne są wiarygodne dowody. Natomiast pytanie: „w jaki sposób?" stwarza szerokie pole do spekulacji, które czasem prowadzą do dość zastanawiających wniosków. W W jaki sposób ze złoża wyłamywano odpowiedni fragment litej skały, jak go obrabiano dla uformowania bloku odpowiedniej wielkości i kształtu, w jaki sposób bloki transportowano na plac budowy, jak manewrowano blokiem, żeby ułożyć go w odpowiednie miejsce we wznoszonej piramidzie?

Nie ulega wątpliwości, że decyzję obudowie w Gizie mógł podjąć tylko ktoś, kto dysponował odpowiednim zapleczem technicznym i odpowiednio wyszkolonymi ludźmi — ówczesnymi inżynierami budownictwa, którzy ustalili najwłaściwszą lokalizację, zaprojektowali i nadzorowali realizację projektu. Skoro tymi decydentami mieli być Cheops, Chefren i Mykerinos, to właśnie oni powinni mieć na swych usługach odpowiednio wykształconych ludzi, jak i konieczne owo zaplecze techniczne do pozyskiwania i obróbki kamienia, do transportu gotowych bloków, do ich podnoszenia i układania w wybranym miejscu. Wydaje się, że właśnie zagadnieniom związanym z transportem i manewrowaniem ciężkimi blokami kamiennymi warto poświęcić nieco więcej uwagi.

Żaden z tych trzech faraonów nie dysponował odpowiednimi platformami, na których możliwe byłoby transportowanie przygotowanych w kamieniołomach bloków ani ciągnikami do przemieszczania załadowanych platform z kamieniołomów na plac budowy i pustych z powrotem. Nie było także czegoś w rodzaju dźwigów do załadunku i rozładunku przy transporcie, jak i do podnoszenia bloków na budowie. Więcej, nie znano wówczas takiego urządzenia jak wielokrążek, które znakomicie ułatwia podnoszenie ciężarów. Takie zaplecze techniczne transportu (a właściwie jego brak) wydaje się być niewystarczające i dlatego próbuje się wyjaśnić te problemy, jak również inne zagadnienia związane z budową piramid, na gruncie ówczesnych środków technicznych. Sprowadza się to do stwierdzenia, że główną rolę w transporcie odgrywały ludzkie mięśnie. To ludzie przy pomocy lin ciągnęli układane na drewnianych płozach kamienne bloki przy ich transporcie po lądzie, załadowywali je na barki do transportu rzecznego i wyładowywali po dopłynięciu na miejsce przeznaczenia. Bloków w górę nie podnoszono, ale na przeznaczone im miejsce, nawet u szczytu piramidy, wciągano po usypanych z piasku pochyłych rampach, analogicznie jak przy transporcie na lądzie. Nietrudno zauważyć, że takie wyjaśnienie, niezależnie od tego jak dalece jest wiarygodne, milcząco zakłada, że ci trzej władcy, jak i będący na ich usługach specjaliści od spraw technicznych, niezależnie od ich —jak by nie było sporej wiedzy budowlanej byli mimo wszystko ludźmi o wybitnie otępiałych umysłach (!?).

Z czego to wynika?

Wyobrażenie o tym jak starożytni Egipcjanie transportowali duże ciężary daje np. malowidło odkryte w grobowcu Dżehutihotepa w El Bersza. Przedstawia ono transport około 60-tonowego posągu wielmoży. Posąg przymocowany jest do (chyba) drewnianych płóz i omotany grubymi linami, do których z kolei przymocowane są 4 długie liny, a te ciągną dziesiątki mężczyzn. Każdą linę, sądząc z malowidła, ciągnie na samym końcu najpierw jeden robotnik, a za nim, wzdłuż liny ustawiono 21 par — razem 43 osoby. W sumie 172 mężczyzn. Na kolanach postaci wyrzeźbionej w pozycji siedzącej stoi chyba mistrz całego przedsięwzięcia, podający rytm.

Na płozie stoi równie zdawałoby się ważny funkcyjny, wylewający z dzbana jakiś specjalny płyn pod płozę — prawdopodobnie olej ułatwiający poślizg. Dalej, wyobrażeni są robotnicy niosący zapasową płozę, czy też belkę, służącą do innych celów. Pozostali niosą po dwa zapasowe dzbany z płynem do lania pod płozę. Rzecz oczywista, są i nadzorcy z kijami, i kilkudziesięciu innych ludzi, prawdopodobnie rezerwowych.

Nie ulega wątpliwości, że transport ciężkiego kamiennego posągu, bloku itp., polegający na ciągnięciu go na drewnianych płozach przy pomocy lin, do łatwych nie należał. To zaś, że został wyobrażony na ścianie grobowca, każe przypuszczać, że był to prawdopodobnie precedensowy wyczyn i udane przetransportowanie wielkiego i ciężkiego posągu uważano za sukces tak znakomity, że mógł być powodem do wielkiej dumy. Można się było nim pochwalić gdzieś tam w zaświatach.

Tymczasem do budowy samej Wielkiej Piramidy należało przetransportować 2 300 000 kamiennych bloków*. Oczywiście, większość była znacznie mniejsza i lżejsza niż ów posąg z malowidła. Przypuszcza się bowiem, że znakomita większość bloków Wielkiej Piramidy ma masę około dwóch i pół tony, choć ciężar niektórych dochodzi do 15 ton. Natomiast granitowe bloki z tzw. komory królewskiej jedni z autorów szacują na około 50 ton*.

Mimo wszystko, nawet te „małe" bloki były jednak za ciężkie i za małe, żeby je podnosić i transportować tylko przy pomocy ludzkich mięśni. Jeśli przyjąć, że przeciętnie silny mężczyzna może spokojnie podnieść i przenieść na pewną odległość ciężar 50 kg, to blok o masie 1 tony musiałoby dźwigać 20 osób, a o masie 2 ton —40, itd. Dwutonowy blok kamienny jest jednak zbyt mały, żeby mogło stanąć przy nim aż 40 osób! Zupełnie inna byłaby sytuacja, gdyby zdecydowano się wznosić piramidy z bloków np. o masie 100 czy nawet 200 kg. Dwustukilogramowy blok bez większych problemów mogłoby podźwignąć i przenieść, nawet na sporą odległość, czterech mężczyzn. Dlaczego więc, nie zważając na trudności z transportem poziomym (z kamieniołomu na plac budowy) i pionowym (podnoszenie coraz wyżej w miarę postępu budowy) milionów (!) bloków, podjęto decyzję o budowie z „kamiennych cegieł" o masie rzędu tysięcy kilogramów? Przecież na przeszkodzie nie mogły stać trudności z cięciem skalnego budulca — ci co budowali piramidy w Gizie świetnie przecież sobie radzili nie tylko ze względnie miękkim wapieniem, ale nawet znacznie twardszym granitem. Na pewno łatwiej było wyciąć wygodniejsze do manewrowania, mniejsze i lżejsze kawałki skały, niż porywać się na tak mało sprawny transport nieporównanie cięższych. Można argumentować, że kamienne bloki także toczono na rolkach. Koncepcja ta — moim zdaniem —jeszcze bardziej gmatwa sprawę. Toczyć można bowiem po dostatecznie twardym i równym podłożu. Z czego musiałyby być zrobione rolki? Drewniane uległyby zgnieceniu lub szybkiemu zużyciu i w związku z tym konieczne byłoby dysponowanie wieloma milionami sztuk(I), Można także wysuwać zastrzeżenia, że być może z mniejszych elementów piramidy nie udałoby się zbudować. Mało to jednak prawdopodobne — wszystko wskazuje na to, że budowniczowie byli nie lada mistrzami w swoim fachu i chyba poradziliby sobie z mniejszymi kamieniami równie znakomicie. Wygląda więc na to, że celowo utrudniano sobie robotę. No właśnie, a czyż to nie przejaw trudnej do zrozumienia tępoty umysłowej?

Fakt, iż ktoś żył i działał tysiące lat temu, w najmniejszym stopniu nie upoważnia do twierdzenia, że nie umiał logicznie myśleć i dokonywać wyboru korzystniejszego wariantu własnych poczynań.

Z drugiej strony, nad malowidłem grobowca Dżehutihotepa warto się zastanowić jeszcze z innego powodu. Wielmoża ten żył za czasów panowania XII dynastii, tzn. gdzieś w XX-XVTII wieku p.n.e. Można się więc zastanawiać, czy stosowane wtedy sposoby transportu ciężarów można przykładać do czasów panowania Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa, tj. do czasów IV dynastii, czyli do okresu XXVII-XXV wieku p.n.e.

* Takie liczby podają Lipińska i Koziński, ale według innych autorów liczba bloków wynosi około 2 500 000 mln., zaś ciężar bloków stropowych nawet 400 ton.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin