ROZDZIAŁ 2.doc

(49 KB) Pobierz

Królowa Smoków

 

Rozdział 2

 

Szliśmy przez całą noc zatrzymując się tylko na krótkie przestoje. Wszyscy już byli bardzo zmęczeni, kiedy zarządzono następny postój. Ustępujący mrok informował nas, że niedługo nastanie nowy dzień, który przyniesie nam wielką niewiadomą. Według słów Edrika, który był przyjacielem taty powinniśmy już być na pogórzu, ale marsz nie był tak szybki jak się spodziewałam i do celu dzieliło nas jeszcze pół dnia drogi. Zaczęłam chodzić wśród ludzi i pomagać im, proszono mnie o maści i jakieś zioła na wzmocnienie. Opatrując kolano małej dziewczynki zauważyłam, że w naszą stronę kieruje się ojciec i nieznany mi młody mężczyzna.

- Asja, musimy porozmawiać. To jest Garet – przedstawił mi ojciec nieznajomego.

- Jak ludzie? – Bezpośrednie pytanie zbiło mnie trochę z tropu, ale szybko odpowiedziałam.

- Wyczerpani i przestraszeni, ale na razie dobrze się trzymają, ale w tym tempie nie pociągną już długo.

- Przed nami jeszcze pół dnia marszu zanim dotrzemy na miejsce. Jeśli trzeba daj im coś na wzmocnienie.

- Coś? Co ty myślisz, że co mam im podać, aby wytrzymali to tempo? Musimy się zatrzymać na porządny odpoczynek inaczej większość nie da rady – prawie wykrzyczałam to w twarz tego nieczułego draba, który stał naprzeciwko mnie i spokojnie mi się przyglądał.

- Nie wiem, nie jestem uzdrowicielem, ale jeżeli tutaj osaczą nas nomadzi to nie mamy żadnych szans. Musimy jak najszybciej dotrzeć do pogórza – jego spokojny ton sugerował, że wie, co mówi i doskonale nad sobą panował. Dłoń ojca na moim ramieniu dodała mi otuchy.

- Wiem, że sobie poradzisz – powiedział tato i odszedł w stronę innych.

Leciutki uśmiech na wargach Gareta pewnie też miał mi dodać otuchy, ale czułam, że za tym jego uśmieszkiem kryje się również podziw pod moim adresem, nie wiedziałam tylko, co taki mężczyzna jak on może podziwiać w takiej dziewczynie jak ja. Niestety nie mieliśmy czasu na rozmyślania, najważniejszą rzeczy było zapewnić bezpieczeństwo ludzi przed atakiem nomadów. Nie wiedzieliśmy również jak radzą sobie pozostali mieszkańcy naszej wioski i ludzie barona, którzy mieli osłaniać naszą ucieczkę. Powoli zbliżaliśmy się do celu, teren, przez który szliśmy stawał się coraz bardziej dziki i niedostępny, góry za pogórzem wydawały się już na wyciągnięcie ręki a ich majestat i potęga dawały wiele do myślenia o tych, którzy tam żyją. Temat gór i istot tam żyjących stanowił tabu dla naszych ludzi, zresztą rzadko, kto z własnej woli poruszał te sprawy, więcej się dowiedziałam ostatniej nocy niż przez całe swoje życie. Ale w naszej grupie był ktoś, kto wiedział o wiele więcej i chciałam z nim jak najszybciej porozmawiać. Traf chciał, że Garet znalazł się w pewnej chwili niedaleko ode mnie. Zanim zdążyłam się odezwać on pierwszy się mnie spytał.

- Dobrze się czujesz?

- Chyba tak, ale jestem już zmęczona – odparłam.

- Nie tylko ty, wszyscy już są wykończeni, ale wkraczamy już na teren pogórza i jeśli tylko znajdziemy dobrą kryjówkę będziemy bezpieczni – odparł – choć co czeka nas ze strony węży, kiedy odkryją naszą obecność a na pewno tak się zdarzy to nie wiem.

- Będziemy w niebezpieczeństwie?

- Z tego, co wiem to nikt, kto zapuścił się w góry stamtąd nie wrócił, na pogórzu zdarzało się, że ludzie nie byli niepokojeni, ale mówimy o okolicy, w której teraz się znajdujemy. Jak będzie dalej nawet ja nie wiem – odparł i uśmiechnął się dodając mi otuchy.

Nie wiedząc, czemu pomyślałam sobie, że ma bardzo miły uśmiech i w ogóle jest przystojnym chłopakiem, kiedy tak szliśmy obok siebie i rozmawialiśmy uświadomiłam sobie, że nie może być dużo starszy niż ja. Ciekawe, dlaczego takie myśli zaczęły mnie nachodzić w takiej chwili. Odsunęłam od siebie te nieskładne myśli i wróciłam do poprzedniego tematu rozmowy.

- Zarządca mówił, że często tu bywałeś i widziałeś już węże, to prawda?

- Troszkę przesadził, ale ogólnie powiedział prawdę.

- To jak to w końcu naprawdę było? – Drążyłam temat zaciekawiona.

- Zapuszczałem się często na teren pogórza, ale nigdy daleko nie wkraczałem, trochę dalej niż teraz jesteśmy i raz udało mi się z daleka zobaczyć węże.

- Jak wyglądają? – Zaciekawienie w moim głosie było łatwo wyczuwalne.

- Asja – roześmiał się – zdążyłem tylko zauważyć, że chodzą w pozycji wyprostowanej i mają ogon. Pytasz się tak jak byś już nie mogła się doczekać spotkania z nimi. Miejmy nadzieje, że jeśli ich spotkamy oni też będą zainteresowani nami a nie tylko będą chcieli nas zabić.

Mówiąc to uśmiechnął się do mnie i przyśpieszył kroku, aby zrównać się z czołem kolumny. Zajęta rozmową z Garetem nie zauważyłam, że na pewno już wędrujemy po terenach pogórza, wznoszące się przed nami góry wydawały się na wyciągnięcie ręki a im bliżej się ich znajdowaliśmy tym bardziej ich widok wzmagał w ludziach przygnębienie i strach. Mimo że zbliżało się już południe dalej nie zarządzano odpoczynku, przecież według słów Gareta powinniśmy przed spoczynkiem znaleźć jakąś kryjówkę. Czoło kolumny skierowało się w lewo, czuć było, że szlak, jeśli można tak to nazwać biegnie lekko w dół. Ludzie zaczęli instynktownie wyczuwać, że wędrówka zmierza ku końcowi i samorzutnie przyśpieszali kroku, zaś ci, którzy już nie mieli sił i prosili o pomoc innych także sięgnęli do ostatnich rezerw rozumiejąc, że za chwilę nastąpi od dawna upragniony odpoczynek. Po kilku minutach marszu znaleźliśmy się w niezbyt głębokiej niecce i padło tak długo oczekiwane słowo – Przerwa!

                                                                        

                                                                          ***

 

Narastające uczucie zagrożenia kazało mi otworzyć oczy. Rozejrzawszy się dookoła ujrzałam ludzi, którzy praktycznie padli z wyczerpania tam gdzie stali, kiedy zarządzono postój. Najdziwniejsze, że ja też nie pamiętałam żebym przygotowywała sobie posłanie i zasypiała, a jednak leżałam owinięta w koc, choć jestem pewna, że nawet nie zdążyłam go rozwinąć przed spoczynkiem. Powoli żeby nie obudzić śpiących obok mnie ludzi wstałam i z uwagą rozejrzałam się. Słońce powoli już chylił się ku zachodowi, mrok zaczął już ogarniać góry, które w tej barwie wydawały się jeszcze bardziej przerażające niż zwykle, ale to nie stamtąd pochodziło uczucie zagrożenia, napływało tam skąd dopiero niedawno przyszliśmy. Niedaleko mnie zauważyłam śpiących rodziców, Adrien, której stan wskazywał, że niedługo już będzie jej coraz trudniej, kawałek dalej siedziało dwóch mężczyzn pełniąc wartę, jednym z nich był Garet. Na mój widok wstał i zaczął iść w moją stronę, leciutki uśmiech pojawił mu się na wargach a w oczach zabłysło… sama nie wiem, co ale było to bardzo przyjemne. Już chciał coś do mnie powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa.

- Coś jest nie tak – powiedziałam bez wstępów upewniając się, gdy to mówiłam, że tak jest naprawdę.

- Jesteś pewna? – jego reakcja mnie zaskoczyła, spodziewałam się wszystkiego tylko nie tego, że tak poważnie potraktuje moje słowa.

- Tak, a raczej nie. Zresztą już sama nie wiem – zaczęłam się plątać w tym, co mówiłam – ale wiem jedno nie możemy tu dłużej zostać, musimy ruszać dalej.

- Budź kobiety i dzieci, ja poinformuję wartowników, Matiasa i Edrika że musimy ruszać dalej.

- Co im powiesz jak zapytają, dlaczego teraz ruszamy?

- Że niebezpieczeństwo nadciąga – odparł.

- Garet – zapytałam z wahaniem – dlaczego to robisz?

- Bo ci ufam.

Powiedziawszy to odszedł w stronę wartowników, którzy pilnowali spokojnego snu mieszkańców wioski. A ja stałam nie mogąc się pozbierać i zrozumieć, dlaczego on przykładał taką wagę do przeczuć dziewczyny, która nawet nie była jeszcze w pełni wykwalifikowaną uzdrowicielką. Czy też za tym kryło się, co innego, coś, co inni wiedzieli a ja nie? Ale jeśli miało mnie to dotyczyć to obiecałam sobie, że na pewno odkryję, co to jest. Jednak teraz trzeba zacząć zajmować się przyziemnymi sprawami a nie bujaniem w obłokach, skarciłam się w myślach biorąc się za urządzenie pobudki śpiących najbliżej mnie. Wszystko poszło dużo szybciej niż się spodziewałam, choć nie obeszło się bez pojękiwań i utyskiwania, i jeszcze przed całkowitym schowaniem się słońca byliśmy w drodze. Widok wznoszących się nad nami gór wprawiał ludzi w ponury nastrój, a lęk był już niemal namacalny. Nawet dzieci, które do tej pory traktowały to jak wspaniałą wycieczkę teraz umilkły i grzecznie podążały u boku matek. Spoglądając wzdłuż kolumny widziałam kobiety z dziećmi, kilka sztuk zwierząt prowadzonych przez starszych mieszkańców naszej wioski, kilkoro młodych mężczyzn i kobiet, których rolą była opieka nad innymi i pomyślałam o innych gdzieś daleko za nami, czy ich jeszcze zobaczę, czy dane mi będzie zobaczyć jeszcze kiedyś naszą wioskę. Obracając się i spoglądając w kierunku, z którego żeśmy przyszli dostrzegłam w ostatnich promieniach słońca powiększającą się chmurę pyłu unoszącą się nad ziemią.

- To nomadzi – zabrzmiał głos obok mnie.

Dopiero teraz zauważyłam stojącego obok mnie ojca i Gareta, jego głos i mina były poważne.

- Nie spodziewałem się, że zdecydują się wkroczyć na pogórze, jest gorzej niż myślałem.

- Musimy ruszać dalej – dodał.

A więc jednak będziemy musieli wkroczyć na najbardziej tajemnicze terytorium i zmierzyć się z jego mieszkańcami oraz tą, którą według słów Oldery nazywają Panią.

- Miałaś rację – zabrzmiał cichy głos koło mnie – dzięki tobie jeszcze wszyscy żyjemy.

Twarz, Gareta wyrażała podziw pod moim adresem, ale też i lęk, którego nie spodziewałam się ujrzeć na tym obliczu. Zawsze wydawał mi się opanowany, odważny i pewny tego, co robi, więc ten nowy widok na obliczu tego, który coraz więcej miejsca zaczął zajmować w moim sercu sprawiał dziwne i niepokojące odczucie. Tym bardziej, że to ja najprawdopodobniej byłam przyczyną tego lęku, tej niepewności, jaką odczuwamy, kiedy nie do końca zdajemy sobie sprawę z umiejętności i zamiarów innej osoby. Nie dziwiłam się temu, bo ja też zaczynałam się sama siebie bać, nie rozumiałam, co się ze mną dzieje i dlaczego odczuwam rzeczy, których w żadnej mierze nie powinnam doświadczyć.

- Skoro nomadzi są tuż za nami to, co z pozostałymi ludźmi, którzy za nami podążali – zapytałam i zanim usłyszałam odpowiedź wiedziałam już, jaka będzie.

- Prawdopodobnie już nie żyją – twarz Gareta wyrażała smutek – ale teraz musimy się skoncentrować na tym żebyśmy my przeżyli. Wędrujemy już po terytorium węży, coś mi się wydaje, że oni już o tym wiedzą.

Ja czułam, że oni nie tylko o tym wiedzą, ale także zaczynają nas już obserwować. Mimo to nie czułam zagrożenia z ich strony, tak jak wcześniej wyczuwałam je ze strony nomadów teraz wiedziałam, że ze strony węży nic nam nie grozi, chociaż zwykły lęk przed nieznanym wciąż pozostawał. Starałam się dodać otuchy tym, którzy szli obok mnie, zajęcie myśli czymś innym niż stałym niepokojem o los najbliższych pozwoliły mi zapomnieć o zmęczeniu. Szliśmy przez większą część nocy, gdy nasi przewodnicy stwierdzili, że możemy zatrzymać się na odpoczynek. Dla wszystkich była to duża ulga i z dawna już oczekiwana decyzja, nocą teren wciąż wydawał się przerażający, ale teraz, kiedy góry stawały się dla nas schronieniem przed jednym wrogiem i niepewnością przed innym dawały jednak złudne poczucie bezpieczeństwa. Jednak dalej nie powinniśmy przypuszczać, że lud gór przyjmie nas życzliwie, do tej pory jeszcze nikt takiego powitania się tutaj nie doczekał. Kiedy upewniłam się, że nikt już nie potrzebuje mojej pomocy przełknęłam kilka kęsów jedzenia i po znaleźeniu sobie w miarę wygodnego miejsca zaczęłam przygotowywać się do spania. Zamykając oczy usłyszałam jeszcze dwa głosy rozmawiających w pobliżu osób.

- …mówił, że nas już obserwują, podobno widział sylwetki w pobliżu.

- Spodziewaliśmy się, że tak będzie – głos ojca – najważniejsze to nie dać im powodu żeby nas zaatakowali.

- Oni atakują wszystkich, którzy się tu zapuszczają, a to, że już o nas wiedzą nie wróży nic dobrego – rozpoznałam głos Edrika, przyjaciela taty.

- Matias, nie możesz pokładać nadziei w słowach, które kiedyś ktoś do ciebie powiedział.

- Mam nadzieję, że się mylisz Edriku, to nie była osoba, którą można by zlekceważyć, a jej słowa o tym, że będziemy tu bezpieczni dopóki będzie z nami Asja głęboko zapadły mi w pamięć, szczególnie teraz, gdy zostaliśmy zmuszeni żeby się tu schronić.

Dalszego ciągu rozmowy nie zdołałam już usłyszeć tak mnie zszokowały słowa, które przed chwilą padły z ust rozmawiających. Kim była osoba, która kiedyś powiedziała to mojemu ojcu i dlaczego to ode mnie zależy bezpieczeństwo tych wszystkich ludzi a raczej od mojej obecności. Kim jestem? Podczas tej ucieczki dowiedziałam się mnóstwa rzeczy, ale żadna nie była tak niesamowita i niepokojąca jak ta usłyszana przed chwilą. Postanowiłam, że muszę się dowiedzieć wszystkiego na swój temat. Z tym mocnym postanowieniem zapadłam w głęboki sen. Jednak nawet wtedy nie zaznałam spokoju, nawiedzały mnie zielone oczy z czarnymi pionowymi źrenicami i głos wypowiadający słowa w nieznanym mi języku, który sprawił, że poderwałam się z krzykiem z mojego posłania i niespokojnym wzrokiem powiodłam dookoła siebie. Wtedy uświadomiłam sobie, że to nie był sen, to była rzeczywistość.

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin