Wolna-wola-jako-warunek-moralnosci.doc

(52 KB) Pobierz
Ks

Ks. Marian Morawski T. J., Podstawy etyki i prawa, Kraków 1930. str. 13-24.

 

Wolna wola jako warunek moralności

W wielkim kalejdoskopie natury, co nas otacza, zjawiska przesuwają się w nieprzerwanym szeregu przyczynowości: jedno wywołuje drugie, a wywołane zostało przez poprzednie: fala pcha falę; każda umysłowi pytającemu o przyczynę, wskazuje na falę poprzednią. Wszędzie tylko ogniwa przyczynowości, tylko czynniki przekazujące dalej ruch, który im udzielono, - nigdzie niema początku, nigdzie przyczyny w pełnym słowa znaczeniu.

Otóż, pośród tej rzeki płynącej, staje człowiek, z silnym przekonaniem, że on sam jest przyczyną czegoś, że jego czyny i ich następstwa tak dalece od niego biorą początek, iż w jego mocy jest odmienić ich bieg.

Jeżeli zmierzymy człowieka łokciem, dziwnym doprawdy wyda się nam to roszczenie tak małej istoty, żeby wyjątek stanowiła w niezmiernym świecie. Ale jeśli wglądniemy głębiej, aż do tej wewnętrznej otchłani człowieka, która się świadomością nazywa, spostrzeżemy tam inną rzekę zjawisk, podług innych praw krążących. A gdy się przypatrzymy myślnym kreacjom, które co chwila z tej otchłani jak nowe gwiazdy na świat tryskają, i samej naturze nowy narzucają porządek, okrywając ją dziełami kultury, przemysłu i sztuki, - wówczas zauważymy, że w tym wnętrzu człowieczym spotkaliśmy się z drugim, duchowym światem, niemniej ogromnym jak materialny - i wówczas roszczenie ducha ludzkiego do odrębnych praw i do pewnej samodzielności w swych czynach wyda nam się mniej dziwnym, nie zasługującym na potępienie z góry, bez zbadania sprawy.

Dziś spopularyzowany materializm rozszerzył opinię, że sprawa wolnej woli nieodzownie przegrana. W historii jednak myśli ludzkiej ta sprawa inaczej się przedstawia. Spór o wolną wolę toczy się wprawdzie od wieków; zaprzeczyli jej w starożytności stoicy, w czasach nowożytnych Spinoza i inni panteiści, którzy za nim poszli. Wszelako najwięksi filozofowie, prawie wszyscy ją zatwierdzali. Sokrates środek ciężkości filozofii przechylił na stronę etyki i cnoty, a cnotę oparł na wolności i odpowiedzialności osobistej. Platon jeszcze dalej w tym kierunku postąpił, odróżniając wolę od rozumu i uczucia, i w niej samej wolność osadzając. Arystoteles tę samą wolność określił, udowodnił, i związek jej z odpowiedzialnością moralną wykazał. Epikurejczycy nie tylko bronili wolnej woli przeciwko stoikom, ale rozprzestrzenili jej pierwiastek aż do atomów, składających wszechświat. Święty Tomasz przyjmuje i uzupełnia doktryny Arystotelesa. Kartezjusz aż nazbyt szerokie, wrota otwiera wolności, uważając nawet bezwzględne prawdy za wytwór wolnej woli Boga. Leibnitz również usiłuje tę wolność uzasadnić i wytłumaczyć. Kant dobitnie ją określa jako zdolność czynienia absolutnego początku, i broni jej zwycięsko przeciw Humemu. Swoją drogą, gdy przychodzi do wytłumaczenia funkcji tejże wolnej woli, ci sami filozofowie wpadają często w jakiś mechanizm motywów i pobudek, w którym istotnie wolność szwankuje; ale to tylko dowodzi, że jakaś trudność tkwi w wytłumaczeniu tej osobliwej działalności psychicznej; nie obala zaś znaczącego faktu, że ci wszyscy wielcy myśliciele czuli się spowodowani do zatwierdzania, mimo wszystko, istnienia wolności.

A podczas kiedy filozofowie rozprawiali, ogół ludzkości trwał niezachwianie w przekonaniu, że wolną wolę posiada. Bo też nie jest to kwestia czysto spekulatywna, którą by ludzkość mogła zostawić filozofom, jak tyle innych zagadnień myśli, - ale kwestia praktyczna i żywotna, bo ściśle z postępowaniem człowieka i z całą sferą moralności związana. Dotychczas determinizm, zaprzeczający wolnej woli, bronił się od zarzutu, że znosi moralną odpowiedzialność; dziś siłą rzeczy przychodzi do otwartego przyznania tej konsekwencji. Objawia się to przyznanie, już nie tylko w filozoficzno-etycznych spekulacjach,[1] ale i w sądownictwie przysięgłych - przedstawiającym sumienie społeczeństwa - i w literaturze powieściowej, - uchodzącej za wyraz jego uczuć i wyobrażeń. I dlatego ta kwestia jest teraz szczególnie aktualną.[2]

Zaczynamy od przyznania zupełnej racji tym najnowszym i najśmielszym przedstawicielom nowożytnej myśli, którzy z zaprzeczenia wolnej woli wnioskują, że moralna odpowiedzialność nie istnieje.

W rzeczy samej te dwa pojęcia warunkują się wzajemnie.

Co to jest odpowiedzialność? - Póki mamy przed oczyma ów łańcuch przyczyn, determinujących się nawzajem z nieodmienną koniecznością, o którym wspomnieliśmy na początku, póty o żadnej odpowiedzialności mowy być nie może. Istoty te działają, ale racja, czemu tak a nie inaczej działają, jest poza nimi: bądź w otoczeniu które je pobudza, bądź w przyczynach, które wytworzyły im taki a nie inny organizm; a te znów przyczyny od dalszych przyczyn pochodzą; każda wskazuje w poprzedniej powód swego bytu i działania. I tak, nigdzie nie znajdując początku czynu, nigdzie uczepić nie możemy tego, co odpowiedzialnością nazywamy, tj. tej godności przyczyny początkującej swój czyn.

Czy może świadomość, może rozumienie pobudek własnych czynów stanowi już odpowiedzialność? Żadną miarą. Istota, którą sobie wystawimy świadomą dlaczego działa, a przy tym zdeterminowaną nieuchronnie do działania - istota taka będzie świadkiem swych czynów, sprawcą odpowiedzialnym w żaden sposób nie będzie. W potoku przyczynowości kosmicznej, będzie ona falą, jak każda inna, z tą różnicą, że jakimś światełkiem zabłyśnie, ale nigdy ani w górę ani na dół nie pójdzie, jak tylko o ile ją druga fala poruszy. Wtedy dopiero znajdziemy to, co odpowiedzialnością nazywamy, kiedy spotkamy przyczynę, która nie jest już tylko dalszym ciągiem przyczynowości powszechnej, ale sama coś zaczyna. Taka przyczyna może doznawać różnych wpływów od otoczenia, od poprzedników, ale te wpływy nie mogą jej zniewalać, nie mogą bezwarunkowo determinować jej czynu - jeśli ona ma być odpowiedzialną; musi ona mieć jakąś siłę sobie właściwą, która, przy danych podnietach i, pociągach, sama się ostatecznie determinuje, mogąc w tych samych warunkach zdeterminować się inaczej. A to jest właśnie, co wolną wolą nazywamy. Taka wolna wola nie może już całej racji swego działania poprzednim warunkom przypisać; ona sama jest przyczyną, w wyższym znaczeniu, początkiem, panią swego czynu - i dlatego właśnie jest odpowiedzialną - i od niej zaczyna się nowy, moralny świat.

Ale wolność woli mówią mi jest złudzeniem psychologicznym! Nie o to pytam na razie, stwierdzam tylko, że ród ludzki, poczuwając się słusznie czy niesłusznie do wolnej woli, z niej wysnuł ideę odpowiedzialności - i jedna bez drugiej być nie może. A nie tylko sama ta idea odpowiedzialności, ale cały szereg idei pokrewnych z tego korzenia wyrósł. Z poczucia wolności woli pochodzi ta osobliwa własność czynów wolnej woli przypisywanych, że w nich fakt odróżniamy od prawa, czyli normy, według której czyn być powinien. We wszystkich innych zjawiskach natury prawo jest tylko uogólnieniem faktów i prawa według faktów oceniamy; rozdwojenie między faktem a prawem nie da się pomyśleć a powinność niema tam sensu. Tu wyjątkowo, podług prawa oceniamy fakty, i uznajemy je za złe lub dobre, nie tą fizyczną dobrocią lub złością, która przyjemne lub przykre zmysłom sprawia wrażenie, ale jakąś inną, zależącą na zgodności lub niezgodności czynu z jego normą. I stąd dalej, w tych wyłącznie faktach, upatrujemy jakiś charakter odrębny, wzniosły; głęboki, który moralnością nazywamy zależący właśnie na tym, że w tych czynach sami jesteśmy początkami odpowiedzialnymi; i dlatego właśnie ich dobroć i złość, zgodność z normą i niezgodność, jest naszą własną dobrocią i złością.

I stąd jeszcze, w stosunkach między ludźmi, wytworzył się ten sąd o czynach, który nazywamy moralną pochwałą lub naganą, - sąd, który bezsprzecznie suponuje, że działacz dobrowolnie zasłużył lub zawinił. O czym tak dalece wszyscy jesteśmy przeświadczeni, że jeśli nas przypadkiem za coś pochwalą, cośmy niedobrowolnie uczynili, wstydzimy się i czujemy niesłuszność tej pochwały; a jeśli taki czyn zganią, odczuwamy w tym niesprawiedliwość.

Stąd także, w dokonanym uspołecznieniu ludzi, powstają prawa - niby zewnętrzne odbicia i przedłużenia wewnętrznego prawa sumienia - stanowione zawsze w przeświadczeniu, że czyny ludzkie mogą i powinny do prawa się stosować. Stąd też pojęcie kar y, jako wymiaru sprawiedliwości za dobrowolne prawa naruszenie; i stąd troska prawodawcy i sędziego, ażeby rozeznać, o ile oko ludzkie przeniknąć może, azali przestępca z wolnej woli prawo pogwałcił.

W szeregu tych pojęć etycznych - który długo jeszcze, mógłbym roztaczać - wszystko jak każdy widzi, zbudowało się i wszystko stoi na pojęciu wolnej woli w jednostce. Jeżeli ta podstawa jest iluzją, to - trzeba sobie odważnie powiedzieć - cały ten gmach jest złudzeniem i pomyłką.

Rozumie się, że rozsądniejsi determiniści, zwłaszcza z obozu angielskiego pozytywizmu, mniej dbają o konsekwencję systemu, niż o życiowe zasady, i nie chcą się rozstać z moralnym porządkiem. Z zapałem dowodzą oni, że i w ich poglądzie utrzymuje się niezawiśle od wolnej woli różnica dobra i zła: jedno jest tym, co z pominięciem osobistej przyjemności ogółowi korzyść przynosi, drugie, co ogółowi szkodzi; pochwały i nagany, kary i nagrody - przyczynowością fizjologiczną według jednych, logiczną według drugich wpływają na pomnożenie dobra, a ukrócenie zła; prawa w każdej hipotezie czynami ludzkimi jakoś kierują; głos sumienia przed czynem, uczucie przyjemne lub przykre, jakiego po czynie dobrym lub złym doznajemy, tłumaczą się nawykami (wyżłobieniami w systemie nerwowym), bądź odziedziczonymi, bądź osobiście nabytymi, a pochodzącymi pierwotnie z doświadczenia, że co ogółowi jest dobre lub złe, to normalnie sprowadza przyjemność lub przykrość jednostce.

Ale do czegóż, pytam, te wszystkie tłumaczenia prowadzą? - Jaka jest ich wartość realna później zobaczymy; lecz jakąkolwiek by ona była, cóż właściwie z tych wywodów wynika? - W najlepszym razie tłumaczą one umiejętnie genezę tej wielkiej iluzji o sferze moralnej, atoli charakteru iluzji jej nie odejmują. Jest sobie, bez wolnej woli, różnica zła i dobra, jest człowiek dobry lub zły - ale to dobro i zło nie różni się wcale od dobra i zła fizycznego (jak żyzny rok lub zaraza, co korzyść lub szkodę społeczeństwu przynosi); człowiek nie w innym znaczeniu jest dobry, jak dobra maszyna lub dobra roślina. A to jakieś dobro sui generis, wyższego rzędu, które poczytywaliśmy za właściwość czynów i istot odpowiedzialnych, do czego przywiązywaliśmy jakąś wartość bezwględną, to niczym innym nie jest, tylko złudzeniem. Są prawa niby to moralne, lecz one nie różnią się istotnie od praw fizycznych - co wielu etyków i psychologów tej szkoły w oczy nam wypowiada. Więc niema też w gruncie różnicy między faktem a normą, czynem a prawem. Można wprawdzie wyobrazić sobie te prawa, jako typy abstrakcyjne, oderwane od szczegółów, i przez to tłumaczyć niezgodność, zachodzącą między prawem a pewną liczbą faktów; ale wtedy żadną miarą twierdzić nie można, że czyny powinny się stosować do prawa moralnego, skoro właściwie prawo ma być rezultatem czynów - w etyce zarówno jak w fizyce.

W ogóle, powiedzieć, że jakiś czyn powinien być inny niż jest - to niema sensu w teorii, wykluczającej wolną wolę, a więc suponującej, że czyn nie może być inny jak jest. I bardzo słusznie najlogiczniejszy z deterministów, Spinoza, gniewa się na wyrzut sumienia i żal za przeszłe czyny, jako na uczucie całkiem niedorzeczne. Żal ten - mówi on - nie jest cnotą, lub innymi słowy nie jest podług rozumu; przeciwnie, kto żałuje tego co zrobił, ten jest podwójnie nieszczęśliwy i bezsilny..., bo dusza oddana temu uczuciu, ulega pragnieniu zdrożnemu (żeby to, co się stało, nie było się stało), a nadto smutkowi się poddaje[3].

Więc, jeśli niema wolnej woli - to schylmy głowę w fali przyczynowości kosmicznej, która przez nas przechodzi - i uspokójmy się: co jest napisano w mechanicznym zrównaniu świata, to robić i tym być musimy. Kiedy sumienie będzie od nas żądało trudnej ofiary, odpowiedzmy mu: znam cię, głosie! jesteś echem doświadczeń jakichś praojców; ja dziś własnym rozumem lepiej osądzę, co mi pożyteczne. - Kiedy sumienie będzie nam wyrzucało zły postępek, powiedzmy mu: daj mi pokój! ja wiem, że inaczej zrobić nie mogłem. - Kiedy nas piękno moralne, siła woli nad materialnymi popędami będą zachwycały, powiedzmy sobie: to złudzenie! innych praw, innych sił prócz fizycznych niema. Jeśli iluzją jest wolna wola, to iluzją jest odpowiedzialność - i cała moralność jest iluzją.

 


[1] Ob. Crimes et peines, p. Arthur Desjardins. Revue des deux mondes, l janv. 1891. To proste sprawozdanie z prac antropologów i kryminalistów włoskich, Lombroso et consortes, pokazuje, do jakiego wywrotu pojęć moralnych i prawniczych doprowadza dzisiaj tendencja tłumaczenia zbrodni bez wolnej woli.

[2] Pominiemy z umysłu aparat erudycyjny, bo ten tylko utrudnić i powikłać może kwestię, i tak niełatwą. Wśród lasu systemów i zdań najrozmaitszych wskażemy tylko ogólne kierunki. Kogo by historyczne fazy tej kwestii interesowały, ten znajdzie krytyczne o nich studium w pracy A. Ackermann'a: La notion de la liberté chez les grands philosophes. Położenie zaś tej kwestii wobec współczesnej filozofii dobrze zarysował Fonsegrive: Essai sur le libre arbitre. Premiere partie 1. III, ch. 7, 8.

[3] Ethic. IV, p. 54.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin