Nowosad Wzgórze wisielców.txt

(46 KB) Pobierz
Jerzy Nowosad

WZG�RZE WISIELC�W

Z RAPORT�W POLICJI
3 czerwca br., o godzinie 2.25, trzy kilometry na po�udnie od miejscowo�ci 
Manowo, nocny patrol policji drogowej znalaz� porzucony samoch�d marki skoda 
favorit, numer rejestracyjny KRA1543. Opuszczony pojazd sta� z zapalonymi 
�wiat�ami na w�skiej �cie�ce, pi�� metr�w od g��wnej szosy. �lad�w wypadku lub 
walki nie stwierdzono. Jedynie na fotelu kierowcy odkryto kilkana�cie kropli 
czerwonej cieczy.
Samoch�d gwa�townie zwolni�, poczu�em mocny przechy� na praw� stron�. 
Charakterystyczne klapanie z ty�u nie pozostawia�o �adnych w�tpliwo�ci. Zme��em 
mi�dzy z�bami kilka nieprzyzwoitych s��w, zjecha�em na pobocze i wysiad�em. 
Przedtem spojrza�em na zegarek. Kwadrans po pierwszej.
W�ska, le�na droga wychodzi�a z ostrego zakr�tu na d�ug� prost�. Dobrze widoczny 
w �wiat�ach reflektor�w drogowskaz b�yszcza� jeszcze �wie�� farb�: grub� cyfr� 3 
po nazwie miejscowo�ci raz po raz przys�ania�a chyboc�ca ga��� akacji. Trzeba 
mie� prawdziwego pecha, �eby z�apa� gum� trzy kilometry przed celem. Z 
zaci�ni�tych szcz�k zn�w wycedzi�em co� nie przeznaczonego dla pensjonarek i 
otwar�em baga�nik. Wyci�gn��em klucz, latark�, podno�nik. Zapasowe ko�o rzuci�em 
na ziemi�. Pi�tna�cie minut po pierwszej w nocy nie jest por�, kiedy rozsadza 
mnie ch�� do pracy.
Ostatnia �ruba zgrzytn�a niebezpiecznie. Najpierw nie mog�em jej odkr�ci�, 
potem wlaz�a w klucz tak g��boko, �e musia�em nim wyr�n�� o asfalt. Zobaczy�em 
tylko jak wyskakuje. Spad�a gdzie� poza kr�giem �wiat�a.
Za�o�y�em ko�o zapasowe, przykr�ci�em trzy pozosta�e �ruby i wsta�em. Omiot�em 
latark� asfalt w pobli�u, potem traw� na skraju rowu. �ruba znikn�a. Zacz��em 
szuka� metodycznie, o�wietlaj�c wolno kolejne skrawki jezdni.
- Le�y przy przednim kole, od wewn�trznej strony - us�ysza�em zza plec�w i jakby 
z g�ry.
Czyja� niespodziewana obecno�� w miejscu, co do kt�rego jeste�my przekonani, �e 
opr�cz nas nikogo tam nie ma, zawsze wywo�uje nieprzyjemn�, gwa�town� reakcj�. 
A� do b�lu �cisn��em w gar�ci ci�ki klucz i odwr�ci�em si�.
Kiedy zatrzymywa�em samoch�d, wolna od drzew przestrze� po prawej stronie drogi 
by�a ciemna. Teraz o�wietla�o j� niebieskawe, trupie �wiat�o bij�ce od ziemi. 
To, co w mroku wzi��em za p�ask� polank�, w rzeczywisto�ci by�o niewysokim 
pag�rkiem. Na szczycie sta� drewniany podest, z niego wychodzi� gruby s�up 
zako�czony poprzeczk�. Przypomina� du�� liter� T bez po�owy daszka. Z poprzeczki 
zwisa� sznur zako�czony p�tl�. Ten sznur nie zwisa� lu�no.
Wygl�da� potwornie. Z pustych oczodo��w wyp�ywa�y stru�ki zakrzep�ej krwi, sk�ra 
na policzkach nosi�a �lady ptasich dziob�w. Na zwi�zanych z ty�u r�kach 
spostrzeg�em krwawe bruzdy po k�ach lub pazurach. Gwa�townie zabrak�o mi 
oddechu.
- Niech pan nie robi takiej przera�onej miny. - G�os mia� r�wnie gruby i 
chropawy jak s�up, na kt�rym dynda�. - To tylko charakteryzacja. Ostatnio nie 
powodzi mi si� zbyt dobrze. W ten spos�b dorabiam do pensji.
Warstwa makija�u na jego straszliwej g�bie czyni�a z niej martw� mask�. M�wi� 
prawie nie ruszaj�c ustami, a przynajmniej ja tego ruchu nie dostrzeg�em.
- Kiedy� by�o tu szubieniczne wzg�rze. Znajdzie je pan w przewodnikach pod nazw� 
Wzg�rza Wisielc�w. Kto� wpad� na pomys�, �eby to wykorzysta� i uatrakcyjni� t� 
tras� turystyczn�. Kierowcy autokar�w staj� tu pod byle pozorem, wtedy w��czam 
�wiat�o na pi�� sekund. Na og� wywiera to piorunuj�ce wra�enie. Za te pi�� 
sekund i godzin� przygotowa� dostaj� wi�cej ni� za tydzie� pracy w macierzystej 
firmie. Czy pan ju� przykr�ci� to ko�o?
Och�on��em na tyle, �eby przytakn��.
- Za kilka minut powinien nadjecha� autokar z Torunia. Pana obecno��...
- Tak. Oczywi�cie.
W biegu wrzuci�em przebit� opon� i klucze do baga�nika. Na koszmarn� mask� 
tamtego wype�z�o co�, co u innych mo�na by nazwa� u�miechem. Trupie �wiat�o 
zblad�o i zgas�o.
Ko�a wykona�y trzy obroty w miejscu, samoch�d skoczy� do przodu z przera�liwym 
kwikiem gum. W nadziei, �e przyniesie to odpr�enie, wbi�em pust� fajk� w z�by i 
ssa�em j�. Zwolni�em dopiero przed wjazdem do wsi. M�j Bo�e, przecie� na taki 
pomys� m�g� wpa�� tylko kompletny idiota.
Z RAPORT�W POLICJI.
Dotyczy sprawy samochodu skoda favorit, numer rejestracyjny KRA1543. Analiza 
laboratoryjna potwierdzi�a podejrzenia prowadz�cego dochodzenie. Przekazane 
pr�bki zawiera�y pot zmieszany z krwi� grupy zero RH minus. Ponadto stwierdzono 
obecno�� mikroskopijnych cz�stek nask�rka. Z du�� doz� prawdopodobie�stwa mo�na 
przypu�ci�, �e pochodzi�y z powiek.
Sandra zrobi�a jedn� z tych min, z kt�rej ni mniej, ni wi�cej wynika, �e kto� do 
kogo m�wisz nie wierzy ci, ale nie chce tego pokaza�. W ko�cu stwierdzi�a:
- Gdybym ci� nie zna�a, pomy�la�abym, �e prowadzi�e� samoch�d po alkoholu.
Siedzieli�my na pokrytym dzikim winem szerokim ganku; w domu duchota by�a nie do 
zniesienia. Na zewn�trz, od czasu do czasu, lekki podmuch porusza� ci�kim, 
przesyconym zapachem kwitn�cych lip powietrzem.
Sandra odkroi�a kawa�ek ciasta i przenios�a na m�j talerzyk. Przez chwil� 
patrzy�a na mnie z udan� uwag�.
- Nic z tego nie rozumiem. Zobaczy�e� szubienic�, na niej wisia� jaki� facet, 
kt�ry, jak gdyby nigdy nic, zacz�� z tob� rozmawia�?
-Tak.
U�miechn�a si� pob�a�liwie, z przesadnym namaszczeniem wrzuci�a do fili�anki 
kostk� cukru.
- By�am dot�d ca�kowicie przekonana, �e wisielcy to ludzie do�� ma�om�wni.
- Ja te� - odpar�em. - Ale ten s�u�y podobno jako atrakcja turystyczna. Nie jest 
wi�c prawdziwy.
M�� Sandry r�wnie� nie uwierzy�. Roz�o�y� na kolanach szczeg�ow� map� 
najbli�szych okolic, niemal oskar�ycielsko wbi� palec w czarn� nitk� szosy.
- Ten obszar nale�y do naszego nadle�nictwa. Przeje�d�am tamt�dy kilka razy w 
tygodniu. Gdyby na tym pag�rku rzeczywi�cie co� sta�o, musia�bym o tym wiedzie�. 
Bez naszego zezwolenia niczego nie wolno budowa� na terenach przyle�nych. 
Zreszt�, czy ty wiesz ile protest�w wzbudzi�aby taka... budowla?
- W porz�dku. - Podnios�em r�ce do g�ry. - Poddaj� si�. Niczego nie widzia�em. 
Wszystko to wymy�li�em dla hecy.
Adrian wykrzywi� twarz w zaczepnym u�miechu, zwin�� map�.
- Ada�! Chod�, jedziemy na spacer.
Ch�opak wyjrza� spod zielonych p�acht li�ci rabarbaru. Podci�gn�� przyd�ugie 
porci�ta, otrzepa� podrapane kolana i podszed� do ojca.
-Autem?
- Autem.
- A mog� jecha� z psiodu?
- Nie wiem, zapytaj pana Jurka.
- Panie Lulku, mog�?
- Oczywi�cie. A ty Sandra?
- Nie. Jed�cie sami. Musz� ju� zacz�� przygotowania do
obiadu.
Zawr�ci�em samoch�d na podw�rku, malcowi podsun��em pod siedzenie grub� 
poduszk�. We wstecznym lusterku zobaczy�em, �e Sandra macha r�k�. Przyhamowa�em, 
wychyli�em g�ow� przez drzwi.
- Stary, wstr�tny �garz! - zachichota�a kr�tko i znikn�a w sieni.
Adrian ze sztuczn� oboj�tno�ci� wsadzi� papierosa w usta, potem podni�s� jasny, 
niewinny wzrok.
- To chyba nie by�o do mnie - powiedzia� g�osem panienki, kt�ra zgadza, si� 
setny raz, a chce, �eby to uchodzi�o za pierwszy.
Zwyk�y, zielony pag�rek, wysoki na oko�o pi�� metr�w, bez drzew, cofni�ty od 
szosy o rzut kamieniem. Pusty. Sta�em oparty o samoch�d i bezmy�lnie gryz�em 
ustnik fajki.
- Wygl�da na to - przyzna�em niepewnie - �e pod wp�ywem zm�czenia miewam zwidy.
Adrian podni�s� z ziemi szyszk� i rzuci�. Trafi� w pie� usychaj�cej sosny.
- Jecha�e� prawie sze��set kilometr�w, ostatnie dwie�cie po zmroku. Trudno si� 
dziwi� - odpar�. - Chod�my obejrze� t� g�rk�. Mo�e co� znajdziemy.
- Ale ja nigdy nie miewa�em podobnych k�opot�w - j�kn��em.
- No wiesz - us�ysza�em pob�a�liw� odpowied�. - Po czterdziestce r�nych rzeczy 
nale�y si� spodziewa�.
Obeszli�my wzg�rze z drugiej strony. U podn�a r�s� zagajnik olch, u�o�ony w 
szpaler o kszta�cie litery S. Ch�opiec myszkowa� po krzakach. Wytaszczy� stamt�d 
omsza�y patyk, wzi�� t�gi, a� zza plec�w zamach; patyk przelecia� przez krzewy, 
us�ysza�em plusk. Spojrza�em pytaj�co na Adriana.
- Mi�dzy olchami p�ynie strumie� - odpowiedzia�. - Podobno s� w nim jeszcze 
niczego sobie klenie.
Brzd�c na d�wi�k ostatniego s�owa straci� zainteresowanie patykami. Podbieg� do 
mnie, podni�s� r�ce do g�ry.
- Panie Lulku, kiedy pojedziemy na lyby? Przykucn��em, on niby wstydliwie 
odwr�ci� wzrok.
- Proponuj� jutro przed po�udniem.
- Tak - popar� mnie Adrian. - Dzi� pan Jurek jest zm�czony. Ca�� noc jecha� 
samochodem.
- Fajnie - malec u�miechn�� si� rado�nie. Pobieg� na szczyt pag�rka, w k�ko 
powtarzaj�c: - Jutlo na lyby, na lyby jutlo.
Zawr�cili�my. Po szosie sun�� ospale d�ugi samoch�d za�adowany pniami drzew. 
Ko�ce pni uderza�y jednostajnie w jedni�, podnosz�c siwe chmury kurzu. W koronie 
akacji przera�liwie skrzecza�a sroka.
Adrian zatrzyma� si�, popatrzy� w �lad za synem. 
- S�uchaj, czy ty, opowiadaj�c t� histori� z nocy, u�y�e� okre�lenia: Wzg�rze 
Wisielc�w?
I nie wzg�rze po prostu, co� mi �wita, �e takie wzg�rze, nie wiem, mo�e g�ra, 
istnia�o naprawd�. Gdzie� o tym czyta�em. Ale tamto by�o chyba w pobli�u miasta, 
z ca�� wi�c pewno�ci� nie o ten pag�rek chodzi. Ada�, co ty wyprawiasz?
Ma�y sta� z przekrzywion� g�ow� i komicznie zmarszczonym nosem.
- Tatu�, chod� tu. Stla�nie cos cuchnie. Adrian mrugn�� porozumiewawczo.
- Przyswoi� nowe s�owo i koniecznie musia� go u�y�. Popatrz pod nogi! - zawo�a� 
do syna. - Pewnie wdepn��e� w cos brzydkiego. Ch�opiec zakr�ci� si� w k�ko, 
obejrza� swoje buty i odkrzykn��.
" Chod� tatu�! Buty mam ciste. To ta gola tak �mieldzi!
Weszli�my na wzg�rze. Dok�adnie na szczycie poczu�em nieprzyjemny, dusz�cy od�r. 
Po minie Adriana pozna�em, ze do niego te� dotar�a ta niesamowita wo�. 
Niedowierzaj�co poci�gn�� nosem.
- Rzeczywi�cie, zapach arcyniemi�y. 
- Tatu�, pat�! Laz, dwa t�y - malec zrobi� trzy kroki w bok - i tu ju� nie 
cuchnie. Obaj zrobili�my to samo. Trzy kroki od szczytu wo� zanika�a. Laz, dwa 
t�y - brzydko pachnie. Laz, dwa, t�y - �adnie pachnie. Tatu�, a co tak mo�e 
nie�adnie pachnie�?
Adrian wzi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin