Masterton+Graham+-+Straznicy+piekla.pdf

(909 KB) Pobierz
326602382 UNPDF
G RAHAM M ASTERTON
S TRAŻNICY PIEKŁA
Z ANGIELSKIEGO PRZEŁOŻYŁ Z BIGNIEW A. K RÓLICKI
T YTUŁ ORYGINAŁU : T HE D OORKEEPERS
Były Drzwi, do których klucza nie znalazłem:
Była Zasłona, za którą zajrzeć nie zdołałem.
Edward Fitzgerald, The Rubáyát of Omar Khayyam
Sześcioro drzwi ma London Town, me dziecię,
Sześcioro drzwi w Londynie też znajdziecie.
Lecz któż to wie, w którą patrzą stronę?
I któż to wie, kędy szczerze są zwrócone?
Stara dziecinna rymowanka
R OZDZIAŁ 1
Julia wystukała: „Czekam na odpowiedź, F.G. Mordant” — i wyciągnęła list z maszyny do
pisania. Włożyła go do czerwonej teczki listów czekających na podpis pana Mordanta i wrzuciła
różową oraz żółtą kopię do stojącego pudełka. Kalkę schowała do drugiej szuflady od góry.
Była siedemnasta trzydzieści dwie i biuro rozjaśniło się ostatnimi promieniami słońca koloru
marmolady. Julia założyła futerał na maszynę do pisania, nie wiedząc, że robi to ostatni raz i że
nigdy już nie zobaczy zachodu słońca, chowającego się za dachami stojących naprzeciw fabryk.
Do pokoju zajrzała Alexandra i zamrugała oczami za szkłami upodabniających ją do sowy
okularów.
— Jeszcze nie skończyłaś? David zaproponował, że podwiezie nas do Hammersmith.
— David? Och, to wspaniale! Zaczekaj minutkę, dobrze? Muszę zanieść te listy panu
Mordantowi.
— Wiesz co, powinnaś mu wreszcie coś powiedzieć. Zawsze zatrzymuje cię po godzinach.
Julia zbyła ją prychnięciem. Nie mogła zacząć narzekać, zwłaszcza jeśli chciała utrzymać tę
posadę. Alexandra mówiła jej, że bardzo rzadko się zdarzało, by któraś z sekretarek pana Mordanta
przetrwała dłużej niż sześć miesięcy. Niektóre z nich odchodziły już po tygodniu.
Otworzyła dębową szafkę na akta. Po wewnętrznej stronie drzwiczek było zamocowane lustro,
przed którym pospiesznie przyczesała włosy. Wepchnęła koniuszek języka pod górną wargę. Nie
była pewna, czy nie robi jej się tam pleśniawka.
Była bardzo ładną dziewczyną, trochę pulchną, o twarzyczce w kształcie serca, która sprawiała,
że nie wyglądała na swoje dwadzieścia trzy lata. Miała krótkie jasne włosy, grzywkę i duże
brązowe oczy. Mieszkała w Anglii już dziesięć miesięcy. Prawie zupełnie straciła ślady
kalifornijskiej opalenizny i nabyła kostiumik z angielskiej wełny, lecz jej akcent prawie się nie
zmienił. Wszyscy w Wheatstone Electrics nazywali ją „Yankee Doodle”. Amerykanie byli tu
rzadkością — oczywiście nie licząc filmów — i jej znajomi mogli bez końca słuchać opowieści o
takich luksusach jak zmywarki i supermarkety.
Poszła pustym, wyłożonym linoleum korytarzem do gabinetu szefa. W całym budynku słyszała
trzask zamykanych drzwi, ludzi mówiących „dobranoc” i zbiegających po schodach. Drzwi do
pokoju pana Mordanta były uchylone, lecz mimo to zapukała. Siedział za biurkiem, rozmawiając
przez telefon i machinalnie rozciągając palcami aptekarskie gumki.
— No cóż, przykro mi, Ronaldzie, ale będziesz musiał zrezygnować z tego pomysłu,
rozumiesz? — mówił, starannie wymawiając słowa, jak spiker BBC. — Jeśli nie dostanę od ciebie
tych izolatorów do końca miesiąca, zacznę szukać nowego dostawcy. Nie, Ronaldzie, mało mnie
obchodzi, od jak dawna robimy interesy. Liczy się dzień dzisiejszy.
Z trzaskiem odłożył słuchawkę i powiedział:
— Idiota. Nie potrafiłby zorganizować nawet wyścigu chrząszczy. — Potem spojrzał na Julię i
obdarzył ją niespodziewanym uśmiechem. — No, Julio, co tam masz dla mnie?
Frank Mordant był przystojny w wyzywający, nieco wy—brylantynowany sposób. Miał
wyraziste rysy i prosty cienki nos oraz przenikliwe jak u jastrzębia, niebieskie oczy. Ciemnoblond
włosy zaczesywał do góry i nosił cienki, starannie przystrzyżony wąsik. Zawsze miał na sobie
nienagannie
odprasowany, szary trzyczęściowy garnitur i wykrochmalone koszule z mankietami oraz
odpinanym kołnierzykiem. Ponieważ w biurach Wheatstone było ciepło, pod koniec dnia zawsze
lekko zalatywał potem.
Julia położyła na biurku teczkę z listami do podpisu. Odkręcił wieczne pióro, ale zanim
otworzył teczkę, wyciągnął się w fotelu.
— Jak długo u mnie pracujesz, Julio?
— W następną środę będzie dziesięć miesięcy. Rozpoczęłam pracę jedenastego maja.
— Ależ ten czas leci! Pozwól, że coś ci powiem, Julio. Szczerze mówiąc, nigdy nie miałem
równie dobrej sekretarki jak ty. Nawet z… no, stamtąd, skąd ty przybyłaś.
— Dziękuję — odparła. — Czy mógłby pan podpisać te listy? Znajomi mają odwieźć mnie do
domu.
Frank Mordant otworzył teczkę i pokręcił nosem na widok znajdujących się w niej listów.
— Chyba nie wszystkie są takie pilne? Oprócz tego sprawozdania dla Ministerstwa Lotnictwa,
prawda? Skoro tak pilnie jest im potrzebne, możemy posłać im je do Whitehall taksówką. .
— Cóż, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, panie Mordant…
Zakręcił wieczne pióro.
— Oczywiście, że nie mam nic przeciwko temu. Posłuchaj, może zamiast jechać do miasta z
przyjaciółmi, pozwolisz, żebym ja cię odwiózł? Jadę w tym kierunku. Chętnie z tobą pogawędzę.
Julia nie wyobrażała sobie niczego mniej zachęcającego niż perspektywa jazdy do
Hammersmith z panem Mordantem, zwłaszcza że podkochiwała się w Davidzie, a nie widziała go i
nie rozmawiała z nim od wtorku. Jednak pan Mordant był jej szefem i trudno było mu odmówić.
— Ja, hm…
— Doskonale! A więc jesteśmy umówieni! Może pójdziesz po płaszcz i za pięć minut spotkamy
się przy wyjściu?
Alexandra czekała na nią w jej pokoju.
— Pospiesz się, Julio! Spóźnimy się! Wybieramy się do Corner House na herbatę i ciastka z
kremem!
— Przykro mi — powiedziała Julia. — Skorzystam z zaproszenia innym razem. Darth Vader
chce odwieźć mnie do domu.
— Kto?
— Pan Mordant. Mówi, że ma ochotę na pogawędkę.
— O, Boże. Biedactwo! Nie mogłabyś zasłabnąć? Może wetkniesz sobie dwa palce do ust i
udasz, że jest ci niedobrze?
— Chciałabym.
— No cóż. C’est la vie. Możesz dołączyć do nas w Corner House później.
— Spróbuję. A jeśli nie, zobaczymy się jutro, dobrze?
— W porządku — odparła Alexandra. — Tylko uważaj. Wiesz, co mówią o podwożeniu przez
obcych, a nie znalazłabyś bardziej obcej istoty niż Frank Mordant, no nie?
Czekał na nią w ponurym sześciokątnym lobby, ze słabo podświetlonym zegarem,
wypolerowaną marmurową posadzką i odlanym z brązu posągiem bogini Elektry. Miał na sobie
kapelusz oraz długi czarny płaszcz i właśnie zapinał samochodowe rękawiczki z czarnej skóry.
— Dobranoc, Sheilo! — zawołała Julia do recepcjonistki, dziewczyny o kręconych rudych
włosach i piskliwym, głupkowatym śmiechu. Hol rozbrzmiewał krokami wychodzących do domu
pracowników Wheatstone.
Frank Mordant obdarzył Julię krzywym uśmiechem.
— Wyglądasz… wspaniale — powiedział, z aprobatą spoglądając na ciemnobrązowy płaszcz z
kapturem, który kupiła sobie u Bloomingdale’a, przylatując z Los Angeles. — Podejrzewam, że nie
powinienem pytać, gdzie go nabyłaś.
Przeszli przez drzwi w stylu art deco, wykonane z mosiądzu i szkła. Słońce zaszło i chociaż
niebo było jeszcze jasne, lutowe powietrze przejmowało chłodem. Z ich ust unosiła się para, gdy
przeszli przez podjazd do długiego granatowego armstronga–siddeleya, należącego do Franka
Mordanta.
Otworzył przed nią drzwi od strony pasażera i Julia weszła do wyłożonego czarną skórą
wnętrza. Pachniało w nim dymem cygar i olejem. Frank Mordant usiadł obok niej, przekręcił
kluczyk i nacisnął przycisk zapłonu.
— A więc, Julio, jak widzisz twoją przyszłość? — zapytał, włączając się do ożywionego ruchu
panującego w godzinie szczytu na Great West Road. — Nie zawsze będziesz sekretarką, prawda?
— Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że znajdę pracę w telewizji.
— W telewizji? — zapytał z wyraźnym zdumieniem.
— A co w tym złego?
— No cóż, jeśli mam być całkiem szczery, to nie ma tam zbyt wielu miejsc pracy dla kobiet.
Chyba że chcesz po całych dniach siedzieć przy taśmie, podłączając kable. Zawsze mogę
porozmawiać z Billem Harveyem z naszej fabryki w Bristolu.
— Mówiłam o programach telewizyjnych, nie o odbiornikach.
— Och, rozumiem — mruknął i zastanawiał się przez chwilę. Potem powiedział: — A więc to
tak, chciałabyś rozwinąć skrzydła. Żegnaj, Wheatstone, witaj, sławo i fortuno?
— Proszę mnie źle nie zrozumieć. Doskonale pracuje mi się w Wheatstone, naprawdę. Tutaj
zdołałam się pozbierać.
— No tak. Dobrze. Miło mi to słyszeć. Nie chciałbym, żebyś była… no wiesz. Przygnębiona.
Zatrzymali się na czerwonym świetle i Mordant zabębnił palcami po kierownicy.
— Tutaj czy tam? — zapytał Julię.
— Och, oczywiście, że tam. Co macie tutaj? Czarno—białe, siedmiocalowe ekrany i mniej niż
trzy czwarte miliona telewidzów w całym kraju. Tam przerywa się emisję serialu, jeśli przyciągnie
uwagę zaledwie tylu widzów.
— Pewnie masz rację — odparł Frank Mordant. Ruszył i wyprzedził zatłoczony piętrowy
autobus. — Mimo to… wiele przemawia za tym, żeby tu zostać, prawda? Wiedząc to, co wiesz,
znacznie łatwiej wybiłabyś się tutaj w telewizji. Mając takie… umiejętności. Weźmy na przykład
mnie. Zawsze miałem zaledwie dostateczny z fizyki, a teraz jestem dyrektorem działu sprzedaży
drugiej pod względem wielkości firmy elektrycznej w Anglii. Zarabiam cztery tysiące funtów
rocznie. Plus premie.
Wlekli się z prędkością pięciu lub dziesięciu kilometrów na godzinę w sznurze samochodów
zmierzających do obwodnicy Chiswick. Sytuację pogorszył jeszcze stojący na zewnętrznym pasie
mały austin, którego kierowca zdjął marynarkę i rozpaczliwie kręcił korbą. Nad nimi jak świetliki
roiły się na wieczornym niebie autożyra, pomrukując silnikami i przenosząc tuziny bogatych
biznesmenów do domów w Windsorze, Lightwater czy Sunbury–on–Thames.
— Posłuchaj — powiedział Frank Mordant — może zatrzymamy się na szybkiego drinka? Jest
tu po drodze przyjemny mały lokal.
— Naprawdę, panie Mordant, muszę wracać…
— Daj spokój, jeden drink ci nie zaszkodzi! Zasłużyłaś na to po tym wszystkim, co dzisiaj
zrobiłaś. Tyle listów. Wiem, że uważasz mnie za wyzyskiwacza, ale twoje starania nie pozostają
niezauważone.
Julia nie miała ochoty, jednak nie mogła odrzucić tej propozycji. Już raz odmówiła, kiedy Frank
Mordant zaproponował jej wspólne wyjście na obiad, a on potraktował to jak osobistą zniewagę i
zatrzymał ją w pracy aż do szóstej.
— Dobrze — zgodziła się. — Ale tylko jeden drink.
— To tutaj.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin