Andre Norton - Gryf w chwale.pdf

(890 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ANDRE NORTON
GRYF W CHWALE
(Tłumacz: ELŻBIETA DAGNY-RYŃSKA)
ROZDZIAŁ 1
JOISAN
Otulało mnie szare światło brzasku, od mrocznego nieba ostro odcinały się czarne szczyty
gór. Tak jak wszyscy, którzy się ukrywają, wykorzystałam owe ciemności do rozpoczęcia
wędrówki. Uważałam, że jestem dobrze przygotowana psychicznie na to, co mnie czekało,
nadal jednak drżałam pod pancerzem i skórzanym ubraniem, zupełnie jak gdybym
potrzebowała okryć się zwiniętym z tyłu siodła płaszczem.
- Lady Joisan...
Głos, który odezwał się w ciemnej klasztornej bramie, ogromnie mnie przeraził. Odwróciłam
się, dłoń bezwiednie opadła na ciężki, wiszący u pasa miecz.
- Pani...
To była Nalda, moja prawa ręka, a czasem także i lewa - szczególnie wtedy, gdy najeźdźcy
wypędzili nas z Ithdale i bezradnie zaczęliśmy wędrować poprzez nieznane ziemie, coraz
bardziej na zachód. Ostatniej nocy nie wydałam jej żadnych rozkazów, ale zwierzyłam się z
mojego postanowienia.
Słuchała, gdy mówiłam, że niedobitki naszych ludzi były bezpieczne w Norsdale, że będą
chronieni przez Damy i dostaną u nich zajęcie - podobnie, jak działo się z innymi
uchodźcami, którzy zawędrowali tak daleko - że w niedalekiej przyszłości nie oczekują ich
żadne kłopoty.
- Ale ty - powiedziała wyczuwając w moim głosie nutę postanowienia - mówisz tak, jakby
miało cię tutaj nie być.
- I nie będzie - przez pewien czas. Nikt z nas nie wie, co go czeka następnego poranka. Byłam
waszą panią, a w pewnym sensie, podczas naszej wędrówki, także i panem. Teraz muszę się
zastanowić nad moim życiem.
- Moja pani, będziesz więc szukała... lorda Ambera?
- Nie Ambera! - słowa zabrzmiały ostro. - To było imię, które mu nadałyśmy przy pierwszym
spotkaniu, gdy myślałyśmy, że jest jednym z Dawnych Ludzi nieoczekiwanie nam
pomagającym. Wiesz przecież, że jest to mój ślubny pan - Kerovan. Muszę iść do niego, a
przynajmniej go odszukać. Muszę, Naldo!
Zawahałam się, nawet jej wstydziłam się wyjawić swoje uczucia, chociaż nigdy przedtem
mnie nie zawiodła. Skinęła głową.
- Kiedy lord Kerovan wyjechał pięć dni temu, wiedziałam, że podążysz za nim. Jest między
wami więź i nie można temu zaprzeczyć. Nie należysz także do kobiet, które kryją się za
bezpiecznymi ścianami i cierpliwie oczekują na wieści. Musisz coś robić - podobnie jak
robiłaś to w Ithdale, kiedy się broniliśmy. - Głos Naldy załamał się. Wiedziałam, że
przypomniała sobie, jakie więzy zerwała tego okrutnego krwawego dnia, kiedy tak drogo
okupiłyśmy naszą ucieczkę.
Wspomnienia są czasami zbyt ciężkie i należy je odrzucić, aby nie wpływały na
teraźniejszość.
- Tobie oddałabym klucze, gdyby nadal wisiały u mego paska - powiedziałam szorstko. -
Stawiam cię na czele moich ludzi, wiem, że będziesz się nimi opiekowała...
Przerwała mi szybko.
- Pani, masz tutaj krewnych. Nie należę do tego domostwa ani nie jestem krewną Domu. Co
na to powie lady Islaugha? Wyzdrowiała i nie jest już obłąkana - i jest dumna...
- Jest moją ciotką, ale nie pochodzi z Ithdale - odrzekłam z przekonaniem.- To twoja sprawa,
a nie jej. Powiedziałam Przeoryszy, że będziesz moją zastępczynią. Nie - potrząsnęłam głową
widząc w jej wzroku nieme pytanie - Przeorysza nie wie, co zamierzam. Powiedziałam tylko,
jak ma być, gdybym nagle zachorowała albo gdyby coś mi się stało. Twoja władza będzie
uznana.
Pod tym dachem tylko jeszcze jedna osoba oprócz Naldy wiedziała, o czym myślałam, co
było w moim sercu - i właśnie dzięki niej wyjeżdżałam w szarzejącym świetle poranka ubrana
w cudzy pancerz i skóry, dosiadając wytrzymałego górskiego kucyka - była to Wiekowa
Przeorysza Malwina. Gdyby nie Nalda i jej szczera, opalona przez słońce twarz, już byłabym
w drodze.
Podeszła bliżej i zaczęła cicho szeptać. Wydawało się, że ona także nie chce zostać
zauważona. Wyciągnęła bladą w świetle poranka dłoń i spróbowała złapać wodze mego
wierzchowca.
- Pani, nie wolno ci jechać samej! - powiedziała pospiesznie. - Od chwili gdy powiedziałaś mi
o swoim postanowieniu, nie potrafię przestać się martwić. Poza tą górską doliną kraj może
okazać się pułapką - wszędzie czai się niebezpieczeństwo...
- Więc tym bardziej powinnam jechać sama. Naldo, tylko bardzo ostrożna osoba potrafi
prześlizgnąć się pomiędzy cieniami. - Wzięłam w dłoń wiszącą na mojej szyi kryształową
kulę z zamkniętym w niej srebrnym Gryfem, podarunkiem od mego męża. Co to właściwie
było? Nie wiedziałam, może właśnie nadszedł czas, abym poznała moc tego, co nosiłam przy
sobie i kiedyś bezwiednie wykorzystałam.
- Widziałam różne rzeczy, Naldo. Byłam także ich uczestnikiem. Patrzyłam, jak szalone
Ogary z Alizonu uciekały z podkulonymi pod siebie ogonami, z pełnym przerażenia
skowyczeniem. Pojadę sama, a kiedy powrócę, będzie przy mnie mój pan - albo nie wrócę
nigdy!
Stała obok mnie ocierając się ramieniem o juki przytroczone do siodła i z natężeniem patrzyła
w moją twarz.
A potem skinęła szybko głową, tak jak wielokrotnie robiła to podczas naszych wędrówek, gdy
udawało się nam rozwiązać jakiś problem.
- Niech się tak stanie. Wiedz, że gdy wrócisz, wszystko będzie w najwyższym porządku.
Niech ma cię w swojej opiece Pani Świątyni Plonów - zawsze opiekuje się tymi, którzy
prawdziwie kochają!
Już wcześniej zdążyłam się pożegnać, ale inwokacja Naldy skierowana do Gunnory, pani
władającej cierpieniami i rozkoszą kobiet, dawała pełną ciepła otuchę. W głębi serca
podziękowałam jej za to wezwanie - chociaż wypowiedziała je w cieniu Domu Płomieni,
gdzie nie było miejsca dla Gunnory.
A może za murami znajdował się ktoś, kto nauczy mnie czegoś innego niż to, co
przekazywały Damy? Gdy wjeżdżałam w pierwsze promienie rodzącego się poranka,
pomyślałam o Wiekowej Przeoryszy Malwinie, o jej starym ciele, którym tak dobrze
opiekowały się jej “córki", nie domyślające się nawet, o czym myślała i marzyła.
Poszłam do niej pełna smutku, weszłam do małego otoczonego murem ogrodu tchnącego
uczuciem nieskończonego spokoju, chociaż dla mnie nie było spokoju - szczególnie teraz.
Walczyły we mnie gwałtowne, gorące uczucia. Myślałam, że może być za stara, aby
zrozumieć, co odczuwałam. Dla Dam znajdowała się w stanie bliskim nirwany - czy mogła
zdobyć się na trochę sympatii dla mnie?
Nasze oczy spotkały się, w jej spojrzeniu zobaczyłam pełną świadomość. W ciągu tej długiej
milczącej chwili nie próbowała mnie oceniać ani strofować za nieokiełznaną niecierpliwość.
Ukoiła tylko litość, jaką odczuwałam do siebie, i poczucie obrazy, a w ten sposób umożliwiła
mi jasność myślenia.
- Nie pozwolę, żeby to wszystko tak się skończyło! - krzyknęłam głosem pełnym bólu i
goryczy, które wezbrały w mojej duszy tworząc szalejący sztorm uczuć.
Nadal wpatrywałyśmy się w siebie. Nie dała mi żadnej rady - byłam młoda, niepewna swoich
sił. Tak bardzo chciałam, żeby ktoś powiedział: Zrób to czy tamto, Joisan, a wszystko będzie
dobrze. Tylko że nie było już nikogo, kto mógłby rządzić moim życiem. Byłam sama.
Owa samotność była sednem wszelkich zmartwień.
- Jestem jego żoną - nie tylko poprzez ceremonię zaślubin, ale także z wyboru serca! -
powiedziałam z wyzwaniem. Mówienie o takich uczuciach w tym miejscu mogło zostać
uznane za grzech. Po złożeniu ślubów Damy z Norstead odrzucały wszelkie cielesne pokusy.
- Mogę się do niego przyznać z dwóch powodów, ale nadal będziemy rozdzieleni!
Nie odpowiedziała - bezładnie mówiłam dalej, nerwowym piskliwym głosem opowiadałam o
swojej stracie.
- Razem walczyliśmy ze złem, myślałam, że potem nastąpi nasze prawdziwe małżeństwo.
Wiedziałam, że jest wyczerpany po walce - ale miałam nadzieję, że wkrótce zwróci się do
mnie - myślałam, że po tych wszystkich cierpieniach najpierw będzie chciał poznać trochę
samego siebie. Byłam więc cierpliwa.
Przypominając sobie swe słowa mocniej zacisnęłam wodze w dłoniach. Patrzyłam przed
siebie, ale nie dostrzegałam rozciągającej się drogi.
- Czynem i słowem starałam się mu pokazać, że widziałam w nim wszystko, o czym może
zamarzyć kobieta. Małżeństwo pomiędzy Domami nie zostaje zawarte w wyniku miłości
kobiety i mężczyzny. Zostajemy poślubieni w celu umocnienia naszych rodów. Wierzę
jednak, muszę wierzyć, że z takich związków powstaje coś więcej. Myślałam, że tak będzie
ze mną! Wiesz, czym on się różni od innych - kontynuowałam - ma znamiona Dawnych
Ludzi. On jeden przyszedł mnie ratować, gdy zostałam schwytana przez jego wrogów, którzy
chcieli mnie wykorzystać do swoich niecnych, ciemnych czynów. Wtedy zrozumiałam, że
jego wygląd zewnętrzny nic nie oznacza, nie należy się go obawiać, lecz kochać. Jego rany
były moimi, jego droga moją. Wiem, że tak będzie dopóty, dopóki na moim ołtarzu pali się
Płomień Wieczności. Ale to, co mogłam mu dać, nie wystarczyło...
Skarżyłam się jej żałośnie, dłonie trzymałam zaciśnięte na zamkniętym w kuli Gryfie -
jedynej rzeczy, jaką mi pozostawił. Teraz także miałam go przy sobie dla dodania otuchy.
Gryf był herbem Domu mego pana, ale ten talizman był o wiele starszy, pochodził z Ziem
Spustoszonych, na które odeszli Ludzie Starej Rasy. Spojrzałam na niego. Nawet w półmroku
jego maleńkie oczy błyszczały niczym klejnoty, wydawało mi się, że na wpół rozwinięte
skrzydła lekko drgnęły, jak gdyby Gryf próbował się wyzwolić z kryształowego więzienia.
Ten przedmiot należał do Mocy, ale ani ja, ani mój pan nie umieliśmy z niej korzystać. Był
także Kluczem...
Pamiętałam słowa tego dziwnego mężczyzny, który pojawił się pod koniec bitwy. Nazwał
siebie Neevor. To on powiedział, że trzymałam w dłoniach Klucz.
To było jednak za mało! Poczułam ból, który zniszczył wszelkie uczucie dumy. Niespokojnie
poruszyłam się w siodle, wyjechałam już poza ostatnie wiejskie zabudowania, wkrótce będę
musiała skręcić na szlak prowadzący na południe. Nadal nie umiałam zapomnieć.
Kiedy to samo wykrzyczałam Wiekowej Przeoryszy, zgodziła się ze mną - choć wcale się
tego nie spodziewałam.
- Nie, to co masz, nie wystarczy. Kerovan - powiedziała miękko, jak gdyby go błogosławiła -
zawsze był nie chciany. Jego ojcu syn był potrzebny z uwagi na prestiż, chciał, aby ktoś z
jego krwi zasiadał na tronie w Wielkim Hallu. Kerovan wyczuł to, zanim zdołał rzecz w pełni
zrozumieć. Ciemność rodzi się i wzrasta na nieszczęściu, będąc źródłem wypaczonych i
bolesnych myśli, z których pewne tkwią w nas tak głęboko, że nawet nie uświadamiamy sobie
ich istnienia. A jednak Kerovan mimo wszystko nie stał się potworem. Jest silniejszy
wewnętrznie, niż mu się wydaje. Znam twego pana...
To mnie zaskoczyło, wiedziałam bowiem, że żaden mężczyzna nie miał prawa przekroczyć
bramy Klasztoru. Musiałam jakimś gestem wyrazić zdziwienie, ponieważ Przeorysza
uśmiechnęła się do mnie.
- Moje dziecko - podeszły wiek ma swoje przywileje. Kiedy usłyszałam twoją historię,
zapragnęłam dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Przyszedł - i pomimo bariery, jaką
odgrodził się od tego świata - mówił ze mną. Oczywiście powiedział niewiele, ale mimo
wszystko odkrył przede mną więcej, niż zamierzał. Stoi teraz na rozdrożu - musi wybrać, a
wybór ukształtuje go na nowo - będzie dobry lub zły. Dziecko, tak niewiele wiemy o
Dawnych Ludziach. Pomimo rozwagi, która nakazuje nam uważać, zawsze ciągnie nas
niewiadome - te wszystkie cudowne rzeczy i niebezpieczeństwa znajdujące się poza
zasięgiem naszego zrozumienia. Kerovan ma ich dziedzictwo, jest teraz jak dziecko stojące
przed stosem kolorowych zabawek. Ostrożność, jakiej nauczył się do tej pory, powoduje, że
nie wierzy nikomu ani niczemu. Boi się ulec temu wszystkiemu, co opiera się na uczuciu, a
nie rozumie. Najbardziej ze wszystkiego obawia się siebie i właśnie dlatego nie może
pozostać z osobami, które pokochał...
- Pokochał? - moje słowa były pełne goryczy.
- Pokochał - powiedziała z przekonaniem. - Chociaż o tym nie wie, a nawet gdyby wiedział,
nie pozwoliłby na to, aby kierowało nim to uczucie. Czuje się bezpieczny w pancerzu, jaki dla
siebie stworzył - uważa, że jest to miejsce bezpieczne także dla innych. Nie wróci do ciebie,
Joisan - chociaż sam się nawet do tego nie przyznaje. Nie wróci, ponieważ zależy mu na tobie
- ponieważ boi się, że dziedzictwo odmiennej krwi może w jakiś sposób tobie zagrozić.
- To nieprawda! - krzyknęłam wtedy. Tak mocno zacisnęłam dłonie na kryształowej kuli, że
prawie ją zgniotłam.
- Dla niego taka jest prawda. Chyba że uda mu się zniszczyć odgradzającą go barierę...
- Albo znajdzie się ktoś, kto ją zniszczy dla niego!
Skinęła wówczas głową, przytaknęła też ponownie, gdy dodałam: - Nie jestem wolna, on
także nie będzie! Niech jedzie na południe zgodnie z życzeniem lorda Imgry. Będą go
próbowali wykorzystać - tak jak teraz, gdy za jego plecami czynią znaki odczyniające czary.
Nie znajdzie tam przyjaciół. Dlaczego odjechał?
- Dobrze wiesz dlaczego, dziecko.
- Tak! Myślał, że nie ma nic innego, że równie dobrze może w taki sposób spędzić całe życie.
Powiedział więc swojej żonie, że jest wolna - i odjechał! Nie ma we mnie fałszywej dumy.
Jeżeli Kerovan pojechał na rozkaz tych, którzy chcą z niego uczynić bezwolne narzędzie - ja
także pojadę!
- Tak się stanie. Tak zostało przeznaczone i jest znacznie ważniejsze, niż możesz sobie nawet
teraz wyobrazić. Idź, niech się stanie Wola Płomienia. To będzie twoim płaszczem i ochroną,
moje drogie dziecko. Niech Płomień oświeci twoją drogę i w końcu roznieci radość w twym
sercu.
Tak więc, nie tylko mnie w pełni pobłogosławiła, ale kazała także otworzyć dla mnie
magazyn klasztorny. Tam wybrałam sobie broń i ubranie, które kiedyś należały do
uciekinierów. Rozważałam wszystko do chwili, gdy byłam już gotowa, potem spotkałam
Naldę i w końcu rozpoczęłam tę samotną podróż w nieznane.
Moja klacz, brzydkie zwierzę w porównaniu ze znacznie większymi końmi z równin, należała
do górskiej rasy. Nazwałam ją “Bural", jest to nazwa twardego korzenia, którego nie można
wyciągnąć z ziemi. Teraz, kierowana przeze mnie, wjechała na południowy szlak, ten sam,
który wcześniej obrał Kerovan i jego eskorta.
Niewielką miałam nadzieję na dogonienie mego męża, minęło zbyt wiele dni. Musiałam
jechać ostrożnie, zawsze w wybranym kierunku.
W tym kraju można było spotkać wiele niebezpieczeństw. Przed wojną Ziemie Spustoszone,
które rozciągały się w pobliżu, były miejscem kryjówek dla złoczyńców i uciekinierów, a
Zgłoś jeśli naruszono regulamin